Logo
Wydrukuj tę stronę

Odwaga i ufność Bogu - 200-lecie zakonu oblatów

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Rozmowa z Prowincjałem Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej prowincji Wniebowzięcia w Kanadzie o. Marianem Gilem.

Andrzej Kumor: Proszę Ojca, dwieście lat obecności oblatów w Kanadzie to dłużej niż sama konfederacja kanadyjska trwa, dłużej niż państwo kanadyjskie...

Ojciec Marian Gil OMI: Nie jest to 200 lat oblatów w Kanadzie, jest to dwusetna rocznica powstania naszego zgromadzenia, misjonarzy oblatów, chociaż muszę powiedzieć, że pan Andrzej niedaleko jest prawdy, bo w 1841 r. oblaci przybyli do Kanady i w przyszłym roku to będzie, policzmy szybciuteńko, 175 lat obecności oblatów w Kanadzie, a 200 lat od powstania zgromadzenia zakonnego.

– Z czym bracia przyjechali na te puste, olbrzymie tereny, z jaką misją?

– 1841 rok, pięciu oblatów przybywa do Kanady. W jakich okolicznościach i dlaczego?

Otóż biskup Montrealu przybywa do Marsylii – dowiedział się, że jest tam taki biskup Eugeniusz, że ma zgromadzenie zakonne, niewielkie, ale pałają wielkim entuzjazmem i żarem ewangelicznym. I mu powiedzieli: jeżeli powiesz Eugeniuszowi, że potrzeba odważnych misjonarzy, że są ubodzy, że są potrzebujący, to na pewno cię wysłucha i pośle misjonarzy. I tak też się stało. Oblatów w tym czasie na świecie nie było wielu, to było młode zgromadzenie, które powstało – tak jak powiedziałem – w 1816 roku. Było w tym czasie około 40 ojców i 5 braci i z tej małej grupki Eugeniusz decyduje się posłać 5 misjonarzy do Kanady.

Jest to pierwsza zagraniczna misja, oni w tym czasie prowadzili działalność ewangelizacyjną na terenie Prowansji, na terenie południowej Francji, a tutaj przychodzi nagle taka wielka sprawa, wielkie zapotrzebowanie, trzeba ruszyć na krańce świata. To, że święty Eugeniusz de Mazenod zdecydował się na posłanie misjonarzy do Kanady, zrodziło ogromne zainteresowanie naszym zgromadzeniem i zaowocowało licznymi powołaniami.

Kiedy przybyli nasi ojcowie do Kanady, to – jak to się mówi takim trochę obrazowym językiem – nie było wiadomo, w co ręce włożyć. Natomiast bardzo szybko ruszyli na zachód i ruszyli również na południe, tak że w latach gdzieś 1852–53, wiemy, że oblaci zakładali już swoje placówki w Teksasie w Stanach Zjednoczonych, więc przemierzyli bardzo szybko ten teren, idąc również na zachód, idąc na północ.

Zakładali parafie, zakładali misje, byli bardzo dynamiczni. Jak czytam historię pierwszych oblatów w Kanadzie, to widać, że byli bardzo mobilni i nie tracili czasu, a wiemy, że wtedy komunikacja nie była taka jak dzisiaj.

– Ojciec powiedział "odwaga". Czy to jest to, co przyciąga do misji i że trzeba być odważnym człowiekiem, żeby się podjąć takiego wyzwania? Również dzisiaj oblaci działają w krajach, które nie są stabilne, i też często nie wiadomo, w co ręce włożyć?

– Obecnie na świecie jest około 4 tysięcy misjonarzy oblatów, pracujemy w 68 krajach świata na wszystkich kontynentach i są misje, które wymagają rzeczywiście ogromnego poświęcenia, ogromnego samozaparcia.

Myślę, że to słowo odwaga na pewno jest częścią tej posługi misyjnej i tego zawierzenia, ale myślę, że takim drugim słowem jest zaufanie, zawierzenie. I to chyba w jakiś sposób jest również częścią naszego charyzmatu oblackiego, bo oblatus po łacinie znaczy tyle co ofiarowany, zawierzony, zawierzony Matce Bożej.
Oblaci Maryi Niepokalanej, czyli zawierzeni Najświętszej Maryi Pannie.

Myślę, że to zawierzenie Maryi, zawierzenie Bogu sprawia, że jest wielu misjonarzy, którzy... – jak pytam nawet swojego kolegę kursowego, który przyjechał na urlop sabatyczny tutaj, do Kanady, a pracował w Kamerunie, i kiedy proponowałem mu, żeby pracował w Kanadzie, powiedział: chcę wrócić na misję do Kamerunu.

Mówię tutaj o ojcu Krzysztofie Zielendzie, który spędził tam wiele lat i specjalizował się również, jeżeli chodzi o znajomość islamu i w historii islamu, co dzisiaj jest wielkim wyzwaniem nie tylko dla Kościoła, ale dla całego świata. Więc potrzeba odważnych misjonarzy, którzy będą również wchodzili w dialog z innymi religiami, z innymi kulturami, gdzie jest również świadomość, że mogą położyć na tej szali swoje życie.

– Kiedy do Kanady zawitali polscy oblaci?

– Pierwszym polskim oblatem był brat Antoni Kowalczyk, to jest 1893 rok.

– Czy wiązało się to z emigracją z polskich terenów, Polaków, Ukraińców?

– Brat Antoni Kowalczyk, jego historia, jego droga życia – jak wiemy, również jest sługą Bożym i jego proces beatyfikacyjny jest otwarty, więc jest to bardzo piękna, świetlana postać – on wyjeżdża z Wielkopolski, opuszcza Polskę w poszukiwaniu chleba, chce pomóc również swoim rodzicom. Wyjeżdża jako młody człowiek do Niemiec.

W Hamburgu doświadcza niesamowitego dramatu, bo znajduje się w społeczności protestanckiej i w tym czasie katolicy byli bardzo mocno napiętnowani w tym środowisku, aż do takiego momentu, kiedy brat Antoni Kowalczyk wychodzi na ulicę, klęka i mówi: Boże, jeżeli jesteś, to mi pomóż. Wtedy doświadcza czegoś szokującego.

Odwołuję się do tych wydarzeń, ponieważ te postaci, czy pierwsi oblaci w Kanadzie, czy nasz założyciel, czy brat Antoni Kowalczyk, to są postaci, które potrafią inspirować i są także takimi ikonami, do których można się odwołać.

I brat Antoni przeżywa jak gdyby kryzys wiary, nawet w tym momencie, kiedy się modli, krzyczy do Boga, traci wzrok. Zostaje zaprowadzony do lekarza, od lekarza idzie do kościoła, ma zabandażowane oczy. Podejmuje taką decyzję, że chce się modlić, i idzie przez stacje drogi krzyżowej z zawiązanymi oczyma i przy którejś stacji ma wewnętrzne przekonanie, że Bóg go uzdrawia. Ściąga bandaże, odzyskuje wzrok. Więc jest to niesamowite, szokujące doświadczenie, bo można przecież pójść całkowicie w przeciwną stronę, kiedy człowiek jest napiętnowany, kiedy jest w innym środowisku, kiedy czuje się osaczony, to mógł powiedzieć: Panie Boże, zostawiłeś mnie, zapomniałeś mnie, dlatego ja nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego.

W życiu brata Antoniego Kowalczyka jest odwrotna droga. Poznaje później bardzo dobrą rodzinę niemiecką, która się nim opiekuje. Przez tę rodzinę poznaje również oblatów. I tak się rozpoczyna jego piękna karta, że z jednej strony doświadcza przykrości i wielkich trudów, a z drugiej strony dobra. Ta rodzina również wskazuje mu na zgromadzenie zakonne.

W Belgii wstępuje do nowicjatu i przez Belgię później przyjeżdża po nowicjacie do Kanady, bo chciał pracować właśnie na misjach.

Na północy Kanady traci rękę, wraca do Edmonton i tam przy seminarium pełni taką rolę – powiedziałbym bardzo prostą, zwyczajną – troszcząc się o sprawy gospodarcze, ale jednocześnie nazywali go "bratem Ave", bo jak się coś popsuło, jak ktoś przeżywał jakiś problem, to szli do brata Antoniego, żeby się pomodlił.

Ja sam osobiście doświadczyłem również wstawiennictwa brata Antoniego Kowalczyka. On miał taką wiarę, że w sprawach wręcz nierozwiązywalnych wystarczyło, że wzywał orędownictwa Matki Bożej, odmawiał "Zdrowaś Maryjo" i scenariusz życia się zmieniał. Dlatego też wierzę, że jego proces beatyfikacyjny będzie szybko postępował i będzie też patronem emigracji.

– Polscy oblaci towarzyszyli polskiej emigracji od lat, właściwie przez cały XX wiek do dzisiaj jej towarzyszą, w bardzo licznych dziełach. Największa instytucja polonijna, Credit Union, kościoły – to wszystko praca oblatów. Skąd ten związek z Polonią kanadyjską? Praktycznie rzecz biorąc, Polonia przenosiła się razem z oblatami, do kolejnych kościołów, św. Kazimierza, św. Maksymiliana, teraz kościół w Brampton. Losy Polonii i ojców oblatów są splecione.

– Dlatego powrócę jeszcze na moment do kolejnej grupy oblatów, która przybyła do Kanady w 1898 roku, kiedy bracia Kulawi, Jan i Wojciech, przybywają do Kanady na zaproszenie jednego z biskupów, żeby pracować wśród emigrantów.

Czyli widać, że już w tym czasie jest potrzeba, jest to zachód Kanady, i oni są również bardzo dynamiczni. Wiemy też, że w tym czasie powstaje szereg wspólnot, później rok 1913, powstaje parafia w Edmonton, ale już wcześniej powstała parafia w Winnipegu. To są bazy, skąd misjonarze wyjeżdżają i obsługują małe wspólnoty, rozsiane po lasach, po różnych wioskach – i to jest fascynujące, kiedy widać, jak oni byli mobilni w tamtym czasie.

Następnie przychodzi rok 1935, arcybiskup McGuigain, który znał oblatów, bo był również arcybiskupem Reginy, więc znał ich na zachodzie, kiedy przyszedł do Toronto, to od razu poprosił oblatów, wtedy ojca Puchniaka, żeby przyjechał do Toronto, do parafii św. Stanisława.

W tym czasie parafia przeżywała ogromny kryzys. Lata 30., zapaść ekonomiczna i pojawiło się cały szereg nurtów komunistyczno-socjalistycznych. Parafia była bardzo mocno podzielona. Proboszczem był wtedy ksiądz Dekowski, który był również kapelanem wojskowym. Ta współpraca nie bardzo się układała i jak czytam zapiski z pierwszych dni, kiedy ojciec Puchniak przybył do parafii św. Stanisława Kostki, to gdy po Mszy św., kiedy wyszedł przed kościół w pierwszą niedzielę po przybyciu do parafii, to jeden z parafian mówi: Czego tutaj szukacie, po co żeście tutaj przyjechali?! I on pisze: Takie było moje przywitanie. To pokazało mi, jak Polonia jest podzielona. I pisze dalej: Postanowiliśmy, że będziemy odwiedzać każdą rodzinę i będziemy z nimi rozmawiać, i będziemy starać się zaprowadzić jedność i budować pozytywnego ducha w parafii. I tak też zrobili.

Jednym z pierwszych planów duszpasterskich w parafii św. Stanisława było odwiedzanie parafian, rodzina po rodzinie. To był pierwszy program.

Później przyszła II wojna światowa. Po wojnie przyszła kolejna fala imigracji, więc potrzeby tutaj były ogromne. Parafia św. Kazimierza, wcześniej jeszcze, w roku 1940, parafia Matki Bożej, którą nasi ojcowie przejęli, gdy jeden z księży diecezjalnych z parafii na Davenport, zginął w wypadku samochodowym, więc przejmujemy tę parafię. Później, w latach 50., powstaje parafia Świętych Aniołów. Dzisiaj mało kto pamięta, że ta parafia, ten kościół został przez Polaków zbudowany, ale Polacy poszli później jeszcze dalej na zachód.

Lata 80., 78 rok powstaje parafia św. Maksymiliana, kościół trochę później, bo został wybudowany w 83 roku, konsekracja w 84. Następnie Brampton, konsekracja kościoła św. Eugeniusza w Brampton w 2011 r., a jeszcze po drodze była i Ottawa, i Oshawa, kościół św. Jadwigi wybudowany również przez misjonarzy oblatów w Oshawie. Ta działalność jest, jak widzimy, na przestrzeni tych lat niesamowita.

– Ogrom pracy.

– Tak. Credit Union, dobra kolekcyjne, Copernicus Lodge, również takie dzieła, jak Katolickie Studio Młodych, cały szereg inicjatyw, które zrodziły się jako odpowiedź na potrzeby ludzi.

– Oblaci byli takim kośćcem Polonii, tworzyli fundament, na którym budowano, wytyczali drogę...

– Bo my nie przyszliśmy na gotowe, ale staraliśmy się iść za ludźmi i widząc ich potrzeby, odpowiadać na nie. Myślę, że takim godnym uwagi wydarzeniem czy programem było tworzenie przy parafiach biur imigracyjnych, kiedy po roku 80. parafie sponsorowały Polaków z Europy. Parafia św. Maksymiliana Kolbe – i cały szereg innych, ale wspomnę tu o niej – sponsorowała ok. 6 tys. rodzin. To nie było tylko gromadzenie ludzi przy kościele na liturgii, ale też odpowiedź na ich potrzeby socjalne.

– Kiedy Ojciec Prowincjał zdecydował, że oblaci to jest ten zakon dla niego, kiedy przybył do Kanady? Wiem, że Ojca dzieło życia to Katolickie Studio Młodych?

– Cały szereg różnych inicjatyw, ale zacznijmy od tego, dlaczego misjonarze oblaci.

Otóż, tak się cudownie składa, że w mojej rodzinnej parafii jest również oblat. Widziałem go, kiedy przyjeżdżał na wakacje – inspirował mnie, ubrany w sutannę, z oblackim krzyżem.

U młodego człowieka rodziło to pytanie, kim on jest, dlaczego właśnie ten krzyż nosi, i stąd zrodziła się dalsza droga poznawania, kim są misjonarze oblaci, i fascynacja misjami.

Później okazało się, że również proboszcz w mojej parafii to był były oblat, który pomimo że został księdzem diecezjalnym, to jednak żył jak zakonnik. I w latach, kiedy w Polsce trudno było nawet o słodycze, o owoce, to on pieniądze swoje inwestował w młodzież do tego stopnia, że nawet kazał w swoim ogrodzie wyciąć wszystkie drzewa owocowe i zrobił boisko. Jak przychodziliśmy na zbiórki ministranckie, to później graliśmy w piłkę nożną. I było w tym czasie chłopców, którzy gromadzili się przy parafii, jakieś 50 – 60, tak że była to ogromna rzesza młodych ludzi. Miał wielkie serce dla młodzieży i praktycznie wszystkie swoje środki materialne przeznaczał, inwestował w młodych ludzi. Nie miał samochodu, nie miał praktycznie wiele z materialnych rzeczy, te wszystkie dobra materialne inwestował w ten ludzki kapitał.

– Czy Ojca nie boli, że tego rodzaju historie – bo też doświadczyłem tego rodzaju opieki księdza, będąc w szkole podstawowej jeszcze – są pomijane, że się jakieś skandale wyciąga? A te dobre rzeczy, kiedy księża oddziaływali na młodzież, kiedy wychowywali młode pokolenie – jakoś nie są obecne w przekazie medialnym?

– Jest to jak gdyby rzeczą oczywistą, że zło łatwiej sprzedać niż dobro. Dobro jest czymś, co przyjmujemy jako dar i jak gdyby zakładamy, że każdy jest dobry i powinien być dobry, natomiast złe rzeczy szokują. No i tutaj wiele nie trzeba się napracować, żeby to przedstawić, bo zło jest zawsze szokujące. Dlatego też media sięgają często po te złe przykłady. Dobre przykłady trzeba umieć sprzedać, żeby je pokazać. Ale takich dobrych wzorów jest bardzo wiele.

Przejdę do mojego przyjazdu do Kanady, rok 1988. Miałem dwie propozycje pracy na północy, pracy na południu Kanady, i powiedziałem, że po pierwszym zorientuję się, jak sytuacja wygląda.

Prowincjał mi powiedział, że jeżeli nie będzie mi się podobała praca wśród emigracji, mogę przenieść się na północ i pracować wśród Eskimosów czy Indian. Kiedy przyjechałem do parafii św. Kazimierza – był to rok 88 – zobaczyłem kościół pękający w szwach i ogrom młodych ludzi stojących przy kościele, po drugiej stronie kościoła św. Kazimierza, przy różnych restauracjach itd., to w ciągu paru tygodni wiedziałem, że to jest moja misja. I tak też się to stało, że w parę miesięcy zgromadziła się bardzo liczna grupa młodych ludzi, która przychodziła na spotkania, ale do tego stopnia potrzebowali pomocy, że w niedziele po Mszy św. około 20 – 25 osób, ponieważ nie miały tutaj rodziny, to chciały się wspólnie spotkać i wspólnie spożyć posiłek. Wspólnie szliśmy na lunch, na obiad do restauracji. To było szokujące, jak wchodziła grupa młodych ludzi, prawie 30 osób, i przed posiłkiem stawali i modlili się, to wszyscy patrzyli, co się tutaj dzieje, kto to przyszedł (śmiech).

Tak że to było dla mnie wielkie wyzwanie, a jednocześnie to był dla mnie znak, że jestem tutaj im potrzebny, i stąd zrodziło się cały szereg innych różnych inicjatyw, żeby służyć młodym ludziom, np. poprzez rekolekcje ewangelizacyjne, poprzez Festiwal Piosenki Religijnej. To właśnie wyrósł z tego środowiska, bo wieczorami, żeby w jakiś sposób dać tym ludziom przestrzeń i możliwość wyrażenia się, to siadaliśmy nawet przed ołtarzem w kościele św. Maksymiliana Kolbe i śpiewaliśmy pieśni do północy. To były praktycznie pierwsze festiwale piosenki religijnej.

One później przerodziły się w bardziej formalną formę, ale w taki sposób właśnie się zrodziły.

Czy też później, po Światowych Dniach Młodzieży w 93 roku, Katolickie Studio Młodych, program radiowy. Zaczęliśmy od pół godziny, później godzina i obecnie dwie godziny dziennie. W międzyczasie był też Magazyn Rodzina. Tak że cały szereg inicjatyw, nie mówiąc o takich kulturalnych wydarzeniach jak koncerty, które miały też za zadanie poprzez popkulturę sięgać do szerszych grup, aby w ten sposób przez dobre słowo, dobrą piosenkę, świadectwa ewangelizować.

– No właśnie, jak by Ojciec określił te wyzwania współczesnej ewangelizacji, bo żyjemy w świecie, w którym jest trudno – mówiąc eufemistycznie – zachować wiarę? Świat na nas nastaje, jak się opierać?

– Myślę, że papież Franciszek daje nam cały szereg wskazań. I poprzez swoją postawę, i poprzez głoszone słowo, że człowiek jednak zawsze szuka takich miejsc, gdzie jest autentyczność, gdzie jest prawda, gdzie jest życie. I dlatego też w prostocie, w autentyczności, w szczerości jest potencjał, i dlatego też młode pokolenie, które dzisiaj wyrasta, jak gdyby ogarnięte, czy też, trudno powiedzieć, sparaliżowane środkami przekazu, ale bardzo mocno osaczone – myślę, że tutaj to słowo osaczone społeczeństwo środkami przekazu lepiej oddaje to, co się dzieje; że młodzi ludzie siedzący obok siebie tekstują, a nie rozmawiają. Czyli wchodzimy w taki świat, gdzie ludzie chowają się za różnymi gadżetami.

– Jak do tych młodych ludzi dotrzeć i jak się przeciwstawiać tej ścieżce? Widzimy wokół siebie również cywilizację śmierci, bo mówi się o eutanazji, aborcja jest absolutnie na żądanie w Kanadzie – jak szerzyć szacunek do życia wśród tych młodych ludzi, no i właśnie, jak ich uchronić przed stanem osaczenia? Nawet programy szkolne, wszystko jest przeciwko; programy edukacji seksualnej i ideologia gender. To wszystko jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła katolickiego.

– Jak najbardziej, zło narzuca się z różnych stron, jednak musimy mieć świadomość, że Pan Bóg ma pełną kontrolę nad szatanem, nad złem, i chociaż zło może tańczyć wokół nas i szaleć, jeśli my poprzez swoją świadomość, akt naszej wolnej woli opowiadamy się po stronie dobra, to szatan jest jak mucha, która lata wkoło, a wystarczy machnąć ręką i już jej nie ma. I na tym polega właśnie cała ta walka, że zło jest hałaśliwe, że zło jest bardzo widoczne, a jednocześnie jego moc wyraża się tylko w destrukcji.

A z drugiej strony, możemy powiedzieć, że piękno jest tym, co zachwyca, i dlatego też pokazywanie młodym ludziom pięknego życia, szlachetnego życia, to ich fascynuje. Bo młodzi ludzie mają w sobie wiele idealizmu, i dlatego też Jan Paweł II chciał przebywać z młodymi ludźmi, bo wiedział, że mimo iż jest cały szereg struktur zła, wiedział, że w młodych ludziach jest wiele piękna i wiele idealizmu.

Drugą rzeczą, która – myślę – bardzo pomaga w przezwyciężaniu wszystkich tych form osaczenia, jest budowanie prawdziwych relacji. Nie relacji informacyjnych, które wyrażają się poprzez przekazywanie wiadomości, ale budowanie relacji osobowych. Prawdziwej życzliwości, dobroci czy używając wielkiego słowa jak miłość – budowanie miłości pomiędzy ludźmi nie da się zrobić inaczej niż jak przez budowanie prawdziwych relacji międzyludzkich.

Czyli poświęcenie czasu, tutaj musi być więc również czas na komunikację, czas na wysłuchanie drugiego człowieka, również na modlitwę. To są te rzeczywistości, w których realizuje się piękno i wielkość.

Dlatego dzisiaj, myślę, wiele wspólnot zakonnych, kontemplacyjnych ma olbrzymie pole do popisu, jest wiele powołań, ponieważ człowiek szuka miłości, człowiek szuka poczucia bezpieczeństwa. Świat gadżetów, świat materii nie da nam tego poczucia. Nawet gdybyśmy mieli tony tych rzeczy, to człowiek będzie przeżywał nieustannie lęk, niepokój o swoją przyszłość, o jutro. Dlatego też chyba największym wyzwaniem, a jednocześnie z drugiej strony takim przywilejem, odpowiadając na to wyzwanie, jest budowanie prawdziwych, głębokich relacji międzyludzkich. Dlatego też zadaniem parafii, duszpasterzy, pracy z młodzieżą jest budowanie dobrych, dojrzałych relacji z parafianami, z młodzieżą.

Ja się cieszę, jak jestem np. na lotnisku, w sklepie, nie tylko w kościele, ale nawet w Krakowie rok temu czy w tym roku, kiedy szedłem z księżmi na Rynku, byłem po cywilnemu ubrany i słyszę, że ktoś woła moje imię. Odwracam się i patrzę – trzy młode osoby idą, których jakoś kompletnie nie rozpoznaję, a one mówią, że są z parafii św. Maksymiliana Kolbe, są w Krakowie, że uczą języka angielskiego i chciały powiedzieć po prostu "Szczęść Boże".

To jest to, że obudzić czy zbudować taką relację, że młody człowiek się nie będzie wstydził nawet w obcym mieście, gdziekolwiek, powiedzieć Szczęść Boże i przyznać, że jest katolikiem, to jest nasze zadanie. I jak kapłan widzi taką postawę młodego człowieka, to po prostu serce raduje.

– Na jakie uroczystości rocznicowe możemy zaprosić w tej chwili?

– Rozpoczęliśmy przygotowania do Wielkiego Jubileuszu już dwa lata temu, czyli przez trzechlecie przygotowywaliśmy się przez Wielką Nowennę do tego Wielkiego Jubileuszu, a więc teraz, 8 grudnia, ponieważ jest to święto oblackie, uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, przez to święto rozpoczynamy już trzeci rok przygotowań, które bezpośrednio wprowadzi nas w te wielkie uroczystości, a mają one już miejsce w styczniu, ponieważ 25 stycznia 1816 r. jest to data, która uważana jest za początek naszego zgromadzenia, kiedy ojciec Eugeniusz wraz z ojcem Tambien zamieszkali wspólnie w klasztorze pokarmelitańskim w Aix-en-Provence w warunkach bardzo skrajnych, prostych, bo był to zrujnowany klasztor po rewolucji francuskiej, do tego stopnia, że stawiali lampę na progu jednego i drugiego pomieszczenia, żeby oświetlała je oba. Gdy czyta się zapiski ojca Eugeniusza, to dowiadujemy się, że z komina, w którym próbowali napalić, dym szedł we wszystkie strony świata, więc trudno było nawet w domu wytrzymać, tak wszystko się kopciło. Więc warunki były bardzo proste, powiedziałbym bardzo skrajne.

I przeskakujemy dwieście lat później. Zgromadzenie, które liczy około 4 tysięcy misjonarzy – wspominałem już, pracujących w 68 krajach świata, i tutaj w Kanadzie. 18 stycznia uroczysta Msza św. na oficjalne otwarcie Roku Jubileuszowego z udziałem kardynała Collinsa, wielu biskupów z Kanady, księży zakonnych, księży diecezjalnych, sióstr i wszystkich wiernych, którzy chcą świętować z nami to wielkie wydarzenie. To jest poniedziałek, 18 stycznia, godzina 19.00.

Druga dla nas ważna data to jest bankiet jubileuszowy w tym samym tygodniu, w czwartek wieczór, 21 stycznia, w Pearson Convention Center. Przygotowujemy salę na jakieś półtora tysiąca osób. Na początku myśleliśmy, żeby był to fundrising na misje, ale później zdecydowaliśmy zmienić format, żeby po prostu bilety tylko pokryły koszty – są w cenie 50 dol., a chcemy, żeby jak najwięcej ludzi przybyło na to spotkanie. I format tego spotkania, ta część oficjalna, przemówień, będzie ograniczona do minimum, natomiast chcemy, aby to był również czas świadectw. W jaki sposób nasza posługa, misjonarzy oblatów, wpłynęła na życie dzisiejszego świata, dzisiejszej rodziny, dzisiejszego młodego człowieka. Trwa nawet pewnego rodzaju konkurs w całej Kanadzie i na naszej stronie internetowej zapraszamy ludzi do pisania takiego świadectwa. Spośród tych ludzi wyselekcjonujemy niektóre osoby, aby podczas tego bankietu powiedziały o tym, w jaki sposób nasza posługa wpłynęła na ich życie. Znam wiele przeróżnych, szokujących wręcz sytuacji, w jaki sposób życie ludzkie zostało ocalone, dlatego też wierzę, że to spotkanie będzie takim świętem wiary, świadectwa i bycia wspólnie.

Wiele razy ludzie nam powtarzają, że to co jest jakby charyzmatem naszego zgromadzenia to bycie blisko ludzi i widzenie ich potrzeb. I tak też chcemy przeżywać nasz jubileusz, żebyśmy my nie tylko byli blisko ludzi, ale żeby ludzie też byli blisko nas podczas tego jubileuszu.

A później praktycznie każdego miesiąca będą jakieś wydarzenia, czy też oblacki tydzień w okolicach daty 21 maja, kiedy wypada wspomnienie św. Eugeniusza i również data jego śmierci, odejścia do domu Ojca. Jest również w planach oratorium poświęcone św. Eugeniuszowi. Złożyliśmy zamówienie, aby takie oratorium powstało. W ten Rok Jubileuszowy wpisuje się też oratorium, które tworzy Piotr Rubik, poświęcone współczesnym męczennikom. Myślę, że nasza posługa, Rok Jubileuszowy i takie mocne świadectwa, jak wielu chrześcijan na Bliskim Wschodzie, również wpisują się w naszą posługę, dlatego tych wydarzeń będzie sporo.

Zakończymy te celebracje w 2017 roku uroczystą Mszą św., już nie w kościele św. Maksymiliana, ale w kościele św. Eugeniusza w Brampton. Tej Mszy św. będzie przewodniczył kardynał Quevedo z Filipin.

– Ojcze Marianie, dziękuję bardzo i życzę, żeby ta odwaga pierwszych ojców oraz ta ufność i zawierzenie, które im wtedy towarzyszyły na krańcach świata, nigdy nie opuszczały, i żeby było jak najwięcej powołań osób, które w ten sposób chcą przeżyć własne życie.

Artykuły powiązane