farolwebad1

A+ A A-
środa, 23 marzec 2016 21:40

Big White - najlepsze narty w Kanadzie?

    Udało się. Wbrew prognozom Canadian Weather Network i wbrew radom innych narciarzy.

    W październiku 2015 roku wykupiłem wczasy na nartach w Big White w Kolumbii Brytyjskiej. Wszyscy odradzali mi zachodnią część kontynentu. Z powodu El Nino zima na zachodzie Kanady miała być łagodna, mokra, z małą ilością śniegu, natomiast cały śnieg tej zimy miał spaść we wschodniej części kontynentu, tak jak poprzednio.

Opublikowano w Turystyka
piątek, 20 listopad 2015 00:03

Co nowego u polonijnych sportowców?

Spotkanie podsumowujące Igrzyska Śląsk 2015 odbyło się w miłej, kameralnej i sympatycznej atmosferze w Konsulacie Generalnym RP w Toronto, z myślą kontynuacji tej idei w przyszłości (na zdjęciu). Przy okazji mieliśmy okazję poznać nowego konsula, Pana Andrzeja Szydłę.

Tu chciałbym zamieścić prośbę do wszystkich uczestników ostatniego spotkania o sprawdzenie, czy przez przypadek ktoś nie wziął ekstra dyplomów ufundowanych przez Konsulat, gdyż brakuje kilku. Jeśli nie znajdziemy, musimy dodrukować.

XII Zimowe Igrzyska Polonijne odbędą się 29 lutego – 4 marca 2016 roku na Podkarpaciu (Sanok, Ustrzyki Dolne, Arłamów). Zakwaterowanie w ośrodku Arłamów, przepiękny ośrodek i okolice, miejsce internowania Lecha Wałęsy w stanie wojennym. Więcej informacji na stronie "XIISLIP-Podkarpackie2016".

27 listopada 2015 natomiast zapraszamy chętnych na tzw. "Andrzejki Olimpijskie", połączone z konsumpcją śledzika, w Barze 4YOU w Mississaudze.

Celem tego spotkania będzie oczywiście wypracowanie środków przeznaczonych na oprawę następnych igrzysk polonijnych, które mają się odbyć (za SWP) w 2017 roku w Białymstoku, oraz wspomnienia sportowe z igrzysk.

Jerzy Dąbrowa
Team Canada SLIP

Opublikowano w Życie polonijne

Kolejne ŚLIP poza nami i przechodzą one do historii jako największy światowy piknik polonijny, lub jako najgorzej zorganizowane Igrzyska Polonijne z najmniejszą liczbą uczestników, wliczając pierwsze Igrzyska Polonijne w 1934 roku. Co prawda były one dość tłumnie reprezentowane przez tzw. Wschód, zwożony autobusami zza wschodniej granicy na koszt budżetu państwa, czyli zwykłego podatnika. Łupieniem Polonii zachodniej można nazwać system opłat dla niej ustalony, na zasadzie – w chwili odmówienia hotelu wskazanego przez organizatora, byliśmy zmuszani do zapłaty haraczu w wysokości 120 zł za każdy start.

Jednym z paradoksów było zakwaterowanie reprezentacji Polonii Ukrainy w hotelu czterogwiazdkowym na koszt oczywiście Rzeczpospolitej, przy wyznaczeniu nam hotelu trzygwiazdkowego na koszt własny. Czy to miało cokolwiek wspólnego z oszczędnością, tak często pojawiającą się na ustach organizatora? Tutaj już nie ma miejsca dla logiki, lecz tylko i wyłącznie można to uznać za celową działalność destrukcyjną wpisującą się w zamiary WP. Czyżby polaryzacja polityczna tak pospolita w polskim państwie przenosiła się również na inne grunta, ze sportowym włącznie?

Udział wzięło ok. 700 sportowców z całej światowej Polonii; dla przypomnienia, we Wrocławiu w 2013 roku było nas około 1800 startujących i ok. 230 osób z Kanady.

Opublikowano w Życie polonijne

Gdyby 10 lat temu ktoś mi powiedział, że polecimy za ocean na turniej hokejowy, nie żeby popatrzeć, a żeby zagrać, to wskazującym palcem popukałbym się w czoło. Nikt z nas nawet nie śmiał marzyć o podróży do ojczyzny "The Coolest Game on Earth", a jednak, Chemik Kędzierzyn-Koźle – drużyna bez lodowiska, bez treningów i bez trenera – zagrał w "gumę" w Kanadzie. Tu, gdzie ten piękny sport się narodził.

Zaś w naszym rodzimym mieście, którego nazwy przeciętny "tubylec" ani prezydent Komorowski nie jest w stanie wymówić – Kędzierzyn-Koźle – tradycje hokejowe sięgają lat pięćdziesiątych, kiedy to Unia Kędzierzyn grywała na lodowisku wylanym przez strażaków na jednym z osiedli.

W latach siedemdziesiątych przy Zakładach Azotowych Kędzierzyn, zaraz nieopodal osiedla robotniczego wybudowano odkryte lodowisko – Azotor, na którym Chemik Kędzierzyn-Koźle występował w II lidze oraz Centralnej Lidze Juniorów. Niestety, w połowie lat osiemdziesiątych Kędzierzyn-Koźle – około 65-tysięczne miasto w województwie opolskim, znane z wielkiej chemii oraz siatkówki (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wielokrotnie zdobywała mistrzostwo Polski) – zobaczyło hokej na lodzie po raz ostatni.

Opublikowano w Życie polonijne
sobota, 08 sierpień 2015 22:57

Olimpiada polonijna bez pary?

Tu Piotr Lach z Katowic z kilkoma swoimi, napewno nie do końca obiektywnymi spostrzeżeniami po dwóch dniach Igrzysk Polonijnych w województwie Śląskim. Nie jest to jednak opinia pojedyncza bo jesteśmy w hotelu kilkunastoosobową ekipą z Kanady i większość wypowiedzi i obserwacji jest podobna.

Tak też widzi to przebywający tu zupełnie prywatnie dziennikarz Krzysztof Miklas-człowiek, który prawie 20 lat temu przyczynił się do reaktywacji tychże Igrzysk.
Wielu, naprawdę wielu ludzi poczynając od pracowników hotelu, a na Pani Prezydent Wodzisławia Śląskiego wręczającej medale cały wczorajszy wieczór (była obcałowana i ściskana przez wielu bardzo zadowolonych medalistów, a mimo to trzymała się dzielnie!) robi dobrą robotę, ale komuś wyżej (Wspólnota Polska,MSZ?!) zależy na tym, aby zmarginalizować swietnie rozwijającą się międzynarodową, polonijną imprezę.

Opublikowano w Teksty
piątek, 22 maj 2015 16:56

Polska chodziarka w Toronto

Justyna Świerczyńska, zawodniczka w chodzie sportowym z Polski, 31 maja, w niedzielę, weźmie udział w Toronto w zawodach The Art Keay Memorial Racewalks, w chodzie na 10 km Junior/Senior Men's & Women's Walk Champs. Początek zawodów o godz. 11.00. Miejsce: Wyspy Torontońskie, Hanlans Point.

Warto nie tylko kibicować, ale poznać inspirującą historię Justyny Świerczyńskiej, wczoraj jeszcze zakompleksionej dziewczyny z patologicznej rodziny, niemającej w życiu żadnych optymistycznych perspektyw, a dzisiaj rozsądnej, elokwentnej kobiety stawiającej i realizującej swe cele.

Wywodzi się z patologicznej rodziny. Odkąd pamięta, ojciec pił i wszczynał awantury. Gdy miała 16 lat, wyrzucił ją z domu. Justyna Świerczyńska nie wstydzi się o tym mówić. To pełna charyzmy kobieta. W ośrodku dla bezdomnych mieszkała przez trzy lata. Skończyła liceum, zdała maturę i zdobyła swój pierwszy tytuł mistrza Polski... Wczoraj jeszcze zakompleksiona dziewczyna, niemająca w życiu żadnych optymistycznych perspektyw. Dzisiaj rozsądna, elokwentna kobieta stawiająca i realizująca swe cele. Do PLKS Gwda przyprowadziła ją koleżanka.

– Pamiętam jak dziś. Trener Ignacy Krzewiński tylko machnął ręką. – Do biegania ty się nie nadajesz, ale chodzić możesz – brzmiały jego słowa – podkreśla z przymrużeniem oka dzisiaj Justyna.

– I wcale mu się nie dziwię. Przy wzroście 160 cm miałam wtedy chyba 89 kilogramów wagi – dodaje. – Tak naprawdę to nawet w klubie początkowo mieli problem, czy jestem dziewczyną, czy chłopakiem – śmieje się pilska lekkoatletka.

Urodziła się w Podróżnej, małej wsi w gminie Krajenka. Tu skończyła podstawówkę. Pełne 6 lat. Znacznie sympatyczniej wspomina jednak dziś Publiczne Gimnazjum w Krajence. Wówczas zaczęła przejawiać pierwsze inklinacje do sportu. Nie ukrywa, że początkowo były to wymuszone działania.

– Od zawsze byłam pulchna, a w okresie dojrzewania ważyłam prawie 90 kilo. Musiałam coś z sobą zrobić. Zaczęłam biegać. Dla siebie. Niedaleko domu mieliśmy las. Dziennie biegałam około 4 kilometrów. Czasami biegałam z siostrą, która była dużo sprawniejsza, szybsza i zawsze mnie wymijała po drodze. Nawet jak przestawała trenować na 3-4 tygodnie. Zawsze była szybsza. Nie załamywałam się. A niby dlaczego? W podstawówce na lekcjach w-f zawsze biegałam ostatnia – wspomina Justyna.

Dom rodzinny dla Justyny Świerczyńskiej to raczej koszmar. Bardzo niechętnie wraca do tego tematu.

– Nie ukrywam. Wywodzę się z rodziny patologicznej. Ojciec jest alkoholikiem. Pije, dużo, często. Z tego powodu w domu zawsze było sporo nieporozumień. Gdy miałam 16 lat, przy okazji jakiejś tam sprzeczki wyrzucił mnie z domu. Interweniowała policja. Miałam dość. Tak, byłam u kresu wytrzymałości. Do domu już nie wróciłam. Starsza siostra uciekła z domu zaraz po maturze. Teraz jest w Siedlcach. Pracuje, utrzymuje się, studiuje. Druga siostra też uciekła. Do Wrocławia, na studia. W domu została dwójka braci. Ojciec niedawno wyszedł z więzienia – nie ukrywa swojego rozżalenia pilska lekkoatletka.

Pogimnazjalną edukację rozpoczęła w Starej Łubiance, ale po pół roku zrezygnowała. Nie miała z czego płacić za internat. Trafiła do Piły, do III Liceum Ogólnokształcące na Teatralnej. Tę szkołę, jak podkreśla, zawsze będzie darzyła sympatią. Nauczyciele stworzyli specjalny fundusz, na który składali się ze swoich pieniędzy. Z funduszy wykupywano jej obiady, bilety na MZK, czasami wystarczało nawet na wyjazdy, m.in. obozy wojewódzkie itp.

Równolegle załatwiono jej lokum w pilskim Monarze. Trafiła do ośrodka dla bezdomnych, bo coś trzeba było z nią na jakiś czas zrobić. W ośrodku dla bezdomnych mieszkała przez trzy lata. Skończyła liceum, zdała maturę i zdobyła swój pierwszy tytuł mistrza Polski.

***

Olbrzymim sukcesem zakończył się ostatni start lekkoatletki "Gwdy" Justyny Świerczyńskiej. Nasza "chodziarka" w nagrodę za dobre osiągnięcia w tegorocznym sezonie otrzymała szansę rywalizacji w Międzynarodowych Otwartych Mistrzostwach Austrii w Chodzie Sportowym na 20 km. Ta nietuzinkowa kobieta zaskoczyła wielu, odnosząc zdecydowane zwycięstwo. Austriacki Hollenberg, położony niedaleko Krems, był miejscem zmagań uczestników Międzynarodowych Otwartych Mistrzostwach Austrii w Chodzie Sportowym na 20 km.

Justyna Świerczyńska, na co dzień studentka PWSZ w Pile oraz czołowa lekkoatletka PLKS Gwda, udowodniła, że tegoroczne sukcesy na arenie krajowej nie były dziełem przypadku. W międzynarodowej stawce zawodniczek startujących w chodzie na 20 km odniosła zdecydowane zwycięstwo, osiągając bardzo dobry rezultat 1:46,57.

– To był bardzo spokojny i rozegrany dobrze taktycznie chód – twierdzi Justyna. – Świetnie na trasie współpracowałam z trenerem kadry Krzysztofem Kisielem. To mój pierwszy start zagraniczny. Takiego debiutu się nie spodziewałam – przyznaje Świerczyńska.

Powody do zadowolenia ma nie tylko zawodniczka, ale również jej klub oraz ... wspierająca Justynę Wielkopolska Kasa Oszczędnościowa SKOK w Poznaniu z jej prezesem Jarosławem Kazimierskim.

Warte podkreślenia jest to, iż Justyna świetnie godzi sport z pracą zawodową jako fizjoterapeutka i studiami na III roku Fizjoterapii Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Pile.

Opublikowano w Teksty

Andrzej Kumor: Jak to się u Ciebie zaczęło?

Arek Bieniawski: Zaczęło się tak... Grałem w polonijnych klubach w piłkę nożną do 50. roku, bo po AWF-ie jestem.

– 50. roku życia?

– Tak. I zaczęło kolano szwankować, wytarła się trochę chrząstka.. postanowiłem, że znajdę sobie zastępczy sport, który będę uprawiał. W zimie parę kilometrów zawsze robiłem na biegówkach z żoną i psem. To jest mniejsze obciążenie na stawy, a najlepszy workout, jaki może być, styl cross country. Polecam wszystkim.

Poszedłem do pana doktora w Burlington, który mi powiedział: no cóż, możemy wymienić kolano.

Ja mówię: świetnie, panie doktorze, ale dziękuję. Może ja postoję i zrobię coś innego... Poznałem kolegę, który już robił długie dystanse i namówił mnie: chodź spróbujesz, masz wytrzymałość.

Opublikowano w Wywiady

W Rockton, Ontario rozegrano Szybowcowe Mistrzostwa Kanady z udziałem 26 zawodników, w tym 5 pilotów polonijnych.

Mistrzem Kanady w Club Class został Antoni Kawzowicz a wicemistrzem Krzysztof Wiercioch. 19-letni Robert Zachemski, najmłodszy uczestnik zawodów uplasował się na 6. miejscu.

Mistrzem Kanady w FAI Class został Jerzy Szempliński, a Łukasz Szczepaniak zajął 6 miejsce.

Ze względu na trudne warunki pogodowe rozegrano 4 konkurencje prędkościowe na trasie 300 km do 350 km. Piloci mieli okazję latać w rejonie od Cambridge, Ontario w rejon Lake Erie i London,Ontario. Więcej informacji jest dostępne na stronach http://orig.sac.ca/nationals/

Opublikowano w Życie polonijne
piątek, 28 luty 2014 20:52

Jeśli bal, to tylko sportowca!

Gdy kilka lat temu skrzyknęło się kilku fanów sportu, by zmontować solidny zespół zawodników Polonii kanadyjskiej na Letnie Igrzyska Polonijne w Polsce, sceptycy uważali, że tego ich entuzjazmu wystarczy na te jedne zawody, a po nich wszystko wróci na codzienne polonijne bieżnie tradycyjnych imprez. I może mogło by tak być, gdyby to była tylko zwykła sezonowa podnieta, a nie pasja Jurka Dąbrowy, Piotrka Lacha i Zbyszka Jóźwiaka.

Ten zespół nie poprzestał tylko na zorganizowaniu drużyny polonijnych zawodników na jedne igrzyska, po których mógłby spocząć na lurach, ale także pomyślał o kontynuacji tej wspaniałej idei. A to wymaga aktywności nie tylko tuż, przed i w czasie trwania olimpiady, czyli tak co dwa lata. Idea Igrzysk Polonijnych potrzebuje i warta jest ciągłego wzmacniania. Również i w okresie między zawodami, bo dzięki temu mamy kontynuację zacieśniania polonijnych więzi.

Opublikowano w Życie polonijne

kozakiewicz009 1Andrzej Kumor: Jak to jest z pasją do sportu, jak to się budzi w człowieku; czy to powoli narasta, czy zawsze Pan wiedział, że będzie tyczkarzem?

Władysław Kozakiewicz: To nie jest tak, jak się wydaje. Oczywiście jest jakaś chęć trenowania. To było tak: w 66 roku mój starszy brat, który już skakał o tyczce, mówi, co będziesz się wygłupiał na podwórku przed blokiem – bo człowiek grał w palanta inne rzeczy, które były modne.

– Pamiętam gonienie za kółkiem.

– No właśnie, takie zupełnie śmieszne rzeczy, gra w kapsle. Brat brał mnie trochę dla towarzystwa, a trochę żebym się nie bawił na podwórku i poszedł do sportu. Poszedłem pierwszy raz. On skakał już o tyczce, był najlepszym juniorem w Polsce – to nie było mało. Pokazał mi, jak się skacze. Wziąłem tę tyczkę, postawił mi stojaki do piaskownicy, poprzeczkę na wysokości 90 cm i mówi: tutaj trzeba włożyć tę tyczkę, nogi do góry przez tę poprzeczkę. No to ja rozpędziłem się, tyczkę wyrzuciłem z pięć metrów przed poprzeczką i skoczyłem sobie bez, bo po co mi na taką wysokość tyczka. Byłem w miarę sprawny. I tak to się rozpoczęło.

Opublikowano w Życie polonijne
Strona 2 z 3
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.