farolwebad1

A+ A A-
środa, 20 marzec 2019 17:05

Wiosna nad Bugiem

Wiosenna wycieczka nad Bug okolice Wyszkowa - wsie Szumin i Wywłoka. Obcowanie z przyrodą tylko 60 kilometrów od centrum Warszawy.

Opublikowano w Fotoreportaż

Między Częstochową a Krakowem rozciąga się kraina niezwykła, która przez prawie 35 lat była mi całkowicie nieznana. To Jura Krakowsko-Częstochowska – niecałe trzy godziny jazdy od Warszawy, czyli niemal na wyciągnięcie ręki. Świetne miejsce na szybki wyjazd na weekend. A tam czekają malownicze wapienne skały o niepowtarzalnych formach, które w dziejach ziemi niejednokrotnie znajdowały się na dnie morza; jaskinie, zamieszkiwane przez przodków człowieka polujących na przykład na nosorożce włochate (takie żyły w naszej Polsce!), i oczywiście ruiny zamków na Szlaku Orlich Gniazd. Jurajskie zamki i warownie pochodzą z XIV wieku.

Jura to znany raj dla wspinaczy, ale też dobra propozycja na wycieczkę z dziećmi. Znajdzie się i niezbyt wymagający szlak, i zamek, w którym można poczuć się jak rycerz czy dama, a nawet przy odrobinie szczęścia – ospały nietoperz w jaskini!

Na zdjęciach: zamki w Olsztynie, Mirowie i Bobolicach, góry Towarne i góra Zborów.


Opublikowano w Fotoreportaż
sobota, 05 styczeń 2019 18:00

Przyjeżdżaj w Bieszczady...

Co ty tam robisz jeszcze na Zachodzie
Czy cię tam forsa trzyma, czy układy
Przyjedź i mojej zawierz raz metodzie:
Ja - zawsze, gdy jest jakiś ruch w narodzie -
Wyjeżdżam w Bieszczady.

Bieszczady zmieniły się od czasu, gdy Jacek Kaczmarski śpiewał tę piosenkę. To już nawet nie to samo co 15-20 lat temu, gdy zaczęłam regularnie przyjeżdżać w te góry. Czy to zmiany na lepsze, czy na gorsze - niech każdy oceni sam.

My wybraliśmy się do Cisnej na 3 dni po Nowym Roku, gdy większość przyjezdnych wróciła na niziny po sylwestrowych ekscesach. Zima dopisała, służby drogowe nie dały się zaskoczyć (tylko raz musieliśmy zrezygnować z podjazdu, a nie mieliśmy łańcuchów). Dotarliśmy do cerkwi w Bystrem pod ukraińską granicą, do opuszczonej wsi Tyskowa, do Polańczyka, na najlepszą pizzę i do księgarni w Lesku, a także wypuściliśmy się na rekonesans samochodowy głównymi drogami regionu. Wracamy nienasyceni.

Opublikowano w Fotoreportaż

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku przyjaciół którzy próbowali mnie namówić na ten sport, ale perspektywa nurkowania w brudnej (w tamtych czasach) i zimnej Odrze lub w Bałtyku była mało zachęcająca. Dopiero w Kanadzie, kiedy pojawiła się szansa wyjazdów na Karaiby i woda była taka, jaką lubię (czysta i ciepła), zacząłem powracać do myśli o nurkowaniu. Natomiast, jak większość z nas, najpierw przez kilka lat próbowałem snorkelingu - czyli obserwacji tego, co dzieje się pod taflą wody.

Opublikowano w Turystyka
poniedziałek, 15 październik 2018 17:22

Pieniny w jesiennej odsłonie

Jesień w Pieninach zagościła na dobre. Z kazdym dniem przybywa żółci, brązu i pomarańczu, a stada owiec jeszcze pasą się na rozległych łąkach. Na początku października pogoda szczególnie zachęcała do wędrówek, więc jak tu usiedzieć w domu!

fot. K. Nowosielska-Augustyniak

Opublikowano w Fotoreportaż
piątek, 12 październik 2018 08:35

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1

        Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym starym samochodem, 16-to letnią mazdą! Na liczniku już 280 tysięcy. Przezornie wykupujemy więc ubezpieczenie CAA (co nam się później przydało). Jest to już nasza 4-ta “kolibiarska” wyprawa w te góry. Przy pięknej pogodzie, po długiej jeździe docieramy na camping KOA w Sault Ste. Marie, gdzie dostajemy tą samą lotę 103 co w 2011 roku! Zmęczeni nawet nie palimy ogniska, ale od razu “lulu”.

Dzień 2

        Nadal piękna pogoda, co jest ważne dla tego odcinka trasy - istotnie, jak na Lazurowym Wybrzeżu. Widoki na Lake Superior zapierające dech w piersiach. Z wielu miejsc chciałoby się tu pstryknąć fotkę. Nocujemy na niezłym campingu “Happy End”. Wolimy jednak, żeby to nie był “end”!...

Dzień 3

        Pobudka o 7 rano. Parno, ale nie pada. Dzisiaj przekraczamy granicę Manitoby i możemy jechać szybciej, bo limit prędkości 110 km. Z lenistwa zanocujemy w hotelu “Super 8” za 142 dolary. Ha! Czasem trzeba nadszarpnąć kieszeń! Dzisiaj obliczyłem, że wóz spala przeciętnie 7,8 litra na 100. Całkiem dobrze.

Dzień 4

Ten dzień niestety pechowy! 50 km od Regina łapiemy “kapcia”! A niech to.... Tu przydaje się nasze członkostwo CAA. Pomoc przyjeżdża w pół godziny. Niestety wizyta w garażu Canadian Tire zmusza nas do spędzenia dwóch nocy w “Home Suites” za niebagatelną sumkę za 250 dolarów. bo jeszcze pseudomechanik-praktykant zniszczył nam gwint zapasowego koła.

Dzień 5

        Wykorzystujemy dzień na zakupy i włóczenie się po “fast-foodach”.Zauważamy, prawie wszystkie biznesy opanowane są przez Azjatów. Myśleliśmy, że tak jest tylko w Toronto.A co z europejską Kanadą? Chyba ta populacja jest w totalnym odwrocie!

Dzień 6

        Wstajemy wyjątkowo wcześnie.Dosyć lenistwa! Droga przed nami daleka. Ekscytacja rośnie, bowiem dzisiaj przekroczymy granicę z Albertą. Obwodnicą tu zwaną perimeter objeżdżamy Calgary, ale jakoś nie możemy trafić na camping KOA. Danusia nagle zauważa drobny napis “Calgary West Campground”. Nazwa zmieniona, czyli nie jest to już KOA.Już w ciemnościach pośpiesznie rozbijam nasz biwak.

Dzień 7

        Rano okrutny smog pokrywa okolicę. Gór w ogóle nie widać. Podobno jest to z powodu palących się lasów w British Columbia. Co zrobić, jesteśmy optymistami, a Danie przed odjazdem udaje się jeszcze popływać w tutejszym basenie.

Dzień 8

        Zapłaciliśmy za ten biwak 38.85 a więc trochę oszczędziliśmy. Przed odjazdem odwiedzamy jeszcze lokalny “nature trail”. Teraz już prosto do Canmore, głównego ośrodka Kananaskis Country, dużego kompleksu parków prowincyjnych, położonych na wewnętrznych pasmach Gór Skalistych tzw. Front Ranges. Po lunchu w Pizza Hut, jedziemy prosto do ośrodka Alpine Club, którego nadal jestem członkiem. Bez problemów dostajemy piękny pokoik w wysoko położonej tyw. Boswell Hut, gdzie też poprzednio nocowaliśmy. Roztacza się stąd piękny widok na miasto w dolinie rzeki Bow i majestatyczne szczyty po drugiej stronie z dominującym trójwierzchołkowym masywem Three Sisters.

Dzień 9

        W nocy trochę padało a rano przeszła krótka burza. Dzisiaj spełniam misję, z którą tutaj też przyjechaliśmy. Mianowicie przekazuję kustoszowi Alpine Hut historyczny czekan naszej zmarłej w 2012 roku, honorowej członkini klubu PKT “Koliba” Szarki Spinkowej, która właśnie z tym czekanem dokonała pierwszego, kanadyjskiego, kobiecego wejścia w 1958 roku na jeden z najtrudniejszych tutejszych szczytów Mount Alberta (3619m). Kustosz obiecał, że czekan ten znajdzie swoje miejsce na ścianie w głównej sali Alpine Club Hut.

Dzień 10

        Nieco lepsza widoczność. W tutejszym Visitor Centre rezerwujemy lotę w Bolton Creek Campground w parku prowincyjnym Peter Logheed.Będzie to już nasza trzecia wizyta w na tym campingu. W planie miałem próbę wejścia na 3-tysięcznik Mt.Chester, aby zbadać czy jeszcze nadaję się do takich wejść, ale okazało się, że szlak w tę dolinę został zamknięty z powodu ataku niedźwiedzicy grizzly na kobietę z małym synem, Aż nieprawdopodobne, że tej dzielnej kobiecie udało się bestię przegonić i wylądowała w szpitalu tylko z niewielkimi obrażeniami. Co znaczy determinacja matki, no ale niedźwiedzica broniła też swoich dwóch małych niedźwiadków!....

Dzień 11

        Musieliśmy zmienić naszą fajną lotę na inną dużo gorszą, położoną w dzikim wądole, bowiem wczoraj rozbiliśmy się pomyłkowo na cudzej.Na szczęście niedaleka przenoska.W pobliżu żadnych sąsiadów, a jak w nocy przyjdzie grizzly! Brrr!! Nocą znów zaczęło padać.

Dzień 12

        Ranek zadziwiająco ładny. Ponieważ w nocy padało, baliśmy się, żeby nas nie podmyło, ale grunt był dość piaszczysty i uszliśmy suchą stopą. Bardzo mglisto i las wygląda tajemniczo i groźnie. Nie widać wszakże żadnej zwierzyny, jedynie rano mały zajączek wpadł nam przy śniadaniu dosłownie pod nogi.

Dzień 13

        W nocy było wilgotno i nawet trochę zmarzliśmy. Ranek wstał jednak piękny i wspaniale odsłoniły się góry.Został nam tylko jeden dzień na góry więc o niczym poważniejszym nie ma co myśleć. Decydujemy się zatem odwiedzić wysoko położone jezioro Rawson, gdzie już poprzednio, lata temu, byliśmy. Droga pnie się początkowo łagodnie wzdłuż południowego brzegu jeziora Upper Kananaskis Lake, aby po godzinie zmienić się w męczącą “ wyrypę”. 

        Dana tym razem idzie jak mała lokomotywa, nie mogę wprost za nią nadążyć! Co się stał z moją słynną kondycją? Wreszcie upragnione kładki i już za chwilę możemy podziwiać to piękne jezioro na wysokości 2380m u podnóża olbrzymiej 800-metrowej ściany Mt.Sarrail. Setnie zdrożeni, ale zadowoleni wracamy już przy szarówce do samochodu.

Dzień 14

Odjazd z campu. Pogoda O.K. Zanocujemy dzisiaj w Medicine Hat w motelu “Ace Crown”, oczywiście prowadzonym tym razem przez Pakistańczyków. Cena 65 dolarow. Nie tak źle!

Dzień 15

        W TV pokazano, że w Barrie było tornado! Mamy nadzieję, że tego tu unikniemy. Na razie pogoda niezła i z kilkoma przystankami na “kawę” dojeżdżamy do Swift Current, a nocleg mamy nieco dalej na campingu Indian Head.

Dzień 16

        Rano ładnie, ale podejrzanie parno. Dobrze to nie wróży! Obawiam się diametralnej zmiany pogody. Na razie wszakże nie jest źle i długą trasę do Uppsala robimy bezproblemowo. Nocleg w motelu “66” znów oczywiście u Hindusów.

Dzień 17

         Jednak moje obawy nie były płonne. Dopadło nas! Ten dzień to niebezpieczna jazda wąską miejscami szosą, w ciągle atakujących nas burzach i ulewnych deszczach.Towarzyszyły też temu potężne wichury i serio baliśmy się czy, aby nie ładujemy się w tornado!... Już w nocy bardzo zmęczony doprowdzam wóz do Thunder Bay.

        Nie ma mowy o campingu więc znów nadszarpniemy budżet nocujac za 152 dolary w hotelu “Best Western”.

Dzień 18

        Dziś dla odmiany i ukojenia nerwów po wczorajszym mamy ładną pogodę. Powtarzamy trasę wzdłuż jeziora Górnego i zatrzymujemy się na uroczym campingu Agawa, nad samym brzegiem jeziora. Tutaj znów nieco oszczędzimy bo płacimy jedynie 38 dolarów. Czujemy już “bliskość domu”, bo wszędzie dobrze, ale wiadomo, w domu najlepiej.

Dzień 19

        Po solidnym śniadaniu z resztek zapasów odwiedzamy jeszcze wspaniale zorganizowane Visitor Centre, rytualnie moczymy stopy w wodzie jeziora i hajda rumaku do stajni! W Toronto byliśmy po tej długiej drodze przez Sault Ste. Marie dobrze po północy po przejechaniu 7300 km i spaleniu 704 litrów benzyny. I tak skończyła się nasza kolejna wspaniała przygoda.

 Danuta i Andrzej Legienis

Polonijny Klub Turystyczny  “Koliba”

Opublikowano w Turystyka
czwartek, 20 wrzesień 2018 12:22

Bałtyk okiem mewy

Rzut oka na Władysławowo, latarnię morską Rozewie i półwysep Helski.

Opublikowano w Fotoreportaż
piątek, 31 sierpień 2018 10:07

Life is beautiful - nurkowanie na Roatan

Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętnie odwiedzane przez licznych turystów. Roatan jest w ostatnich latach uznawana za mekkę nurków z całego świata.

Zbliżamy się do końca wakacji i może dziś dla odmiany napiszę tak trochę w wakacyjnym nastroju. Nie ukrywam, że mam wiele hobby i pasji. Rodzina, praca,   architektura, fotografia, podróże, wędkowanie, nurkowanie i wiele innych. Moje podróże są często bardzo specyficzne, bo albo nurkuję, albo wędkuję (o czym już pisałem). Wróciłem właśnie z krótkiego wypadu na Roatan i chciałbym się podzielić kilkoma refleksjami.

        Lubię podróżować, ale nigdy moje podróże nie polegają na leżeniu na plaży. Jak wspomniałem, jedną z moich ogromnych pasji jest nurkowanie i często wybieram się w różne egzotyczne miejsca na świecie, właśnie by ponurkować. Tych wszystkich, którzy jeszcze tego sportu nie spróbowali, gorąco do tego namawiam. Jedyne ostrzeżenie – jest to sport bardzo wciągający, ale warto spróbować. Tym razem wybrałem się na bardzo małą wyspę zaliczaną do Karaibów, ale znacznie oddaloną od głównego skupiska Wysp Karaibskich. Nazywa się ona Roatan i formalnie należy do Hondurasu. Jest oddalona od głównego lądu (mainland) o 75 kilometrów – dzięki czemu znacznie różni się od reszty kraju. Na całe szczęście. Honduras jako kraj nie cieszy się zbyt dobrą reputacją. Napady, porwania, morderstwa – najgorsze statystyki na świecie. Wyspy dzięki oddaleniu są inne. Owszem, nadal można paść ofiarą kieszonkowca albo drobnego oszusta, ale większość ludzi jest nastawiona do bardzo licznych turystów wyjątkowo pokojowo i przyjaźnie. Wyspy te zostały odkryte przez Kolumba w 1502 roku, ale już były zaludnione. Od tej pory wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk pomiędzy Hiszpanią i Anglią. Do dziś oba języki są powszechnie używane i widać po ludziach, jak są przemieszani. Jest tu też ogromna procentowo grupa ludzi czarnych, z czasów kiedy wyspa ta była plantacją uprawianą przez niewolników. Roatan ma około 50 kilometrów długości i średnio około 1,5 km szerokości. Populacja jest szacowana na od 50 tysięcy do 110 tysięcy lokalnych mieszkańców, choć nikt tak naprawdę tego nie wie, bo nie ma tu żadnych powodów, by to policzyć. Wyspy te były też znane z licznych piratów szukających tutaj schronienia i w okolicy wysp można ciągle natrafić na liczne wraki, gdzie nawet współcześni poszukiwacze skarbów próbują szczęścia.

        Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętnie odwiedzane przez licznych turystów. Roatan jest w ostatnich latach uznawana za mekkę nurków z całego świata. Ponieważ wszystkie trzy wyspy nie mają zbyt dużo przemysłu, otaczające je rafy są ciągle w bardzo dobrym stanie. W porównaniu do wielu innych Wysp Karaibskich, gdzie miałem okazję nurkować – rafy na Roatan są zdecydowanie w lepszym stanie. 

        Była to moja pierwsza wizyta na tej wyspie i mam nadzieję, że nie ostatnia. Miejsce, w którym się zatrzymałem, nazywa się West Beach i znajduje się w odległości 30 minut jazdy od bardzo skromnego portu lotniczego. West Beach to bardzo atrakcyjna piaszczysta plaża (około 3 km długości) z dobrym wejściem do oceanu oraz z licznymi mniejszymi lub większymi ośrodkami turystycznymi. Wiele z nich to „all inclusive”. Praktycznie w każdym ośrodku znajduje się „diving centre”, a naprzeciw każdego hotelu zacumowane są liczne łodzie do nurkowania. Widać gołym okiem, że jest to poważna gałąź biznesu (nurkowanie). Dodatkiem do plaży są liczne drobne restauracje, w których można zjeść lub się schłodzić dobrym lokalnym piwem. Obok West Beach znajduje się bardzo atrakcyjna inna plaża, nazywana West End. Jest to właściwie małe miasteczko, znane oczywiście z nurkowania, ale głównie z atrakcji nocnego życia. Liczne bary i restauracje z muzyką ściągają nie tylko turystów, ale również lokalnych klientów. 

        Problem jednak dla lokalnych potencjalnych uczestników imprez jest taki, że nie stać ich na to. Niestety, dla nas te wyspy to „raj na ziemi”, dla lokalnych ludzi jest tu niezwykle drogo. By dowiedzieć się więcej o wyspie z pierwszej ręki, rozmawiałem z licznymi tubylcami, oferując im piwo czy posiłek (co często było bardziej doceniane). Średni dochód na wyspie to 400 USD (istnieje tu lokalna waluta lempira, ale wszyscy używają dolarów amerykańskich). Większość tubylców nawet nie marzy o takim dochodzie. Ceny są jak w Kanadzie (praktycznie te same), ale jak tu kupić piwo, kiedy nie ma dochodu? Jak kupić burgera, kiedy to jest całodzienny zarobek? Absurdy są takie, że energia jest astronomicznie droga. Kiedy odwiedziłem jedną z lokalnych rodzin, to opowiedzieli mi, że by zapłacić za energię za dwie żarówki palące się wieczorami, lodówkę oraz kuchenkę – potrzebują każdego miesiąca około 100 dol. Jest to dla nich tak dużo, że często nie płacą rachunków i są odcinani od zasilania. Innymi słowy, ten RAJ NA ZIEMI jest głównie dla turystów. Lokalni mieszkańcy, jeśli nie mają układów, by dostać pracę w jednym z hoteli – muszą żyć bardzo skromnie – i często marzą o raju takim, jak my mamy – ze śniegiem i mrozem, ale za to z perspektywą na przyszłość.

        Opowiem teraz o samym nurkowaniu. Tak jak wspomniałem, jest to w tej chwili magnes, który ściąga na wyspę tysiące turystów i nurków rocznie. Muszę przyznać, że nurkowanie tutaj jest niezwykle przyjemne i rafy są bardzo ładne i mało zniszczone. Mój problem polega jednak na liczbie nurków. Często jest zabieranych na łódź nawet do 30 nurków na jeden wyjazd. Najgorsze jest to, że są to często ludzie o różnym stopniu zaawansowania w nurkowaniu. Nurkowanie jest sportem bardzo pięknym, ale też ryzykownym. Łatwo jest o wypadek, a pomyłki można przypłacić zdrowiem, lub nawet życiem. Jako przykład z tego wyjazdu podam sytuację, kiedy wzięto całą 30-osobową grupę na nurkowanie na wraku, który znajdował się na 110 stopach pod wodą. Nurkując na sprężonym powietrzu na takiej głębokości, można maksymalnie spędzić w wodzie 12-15 minut bez narażenia się na potrzebę dekompresji. To bardzo krótki czas, który musi być ściśle kontrolowany i przestrzegany. Proszę sobie wyobrazić moje przerażenie, kiedy niefrasobliwi nowicjusze zupełnie nie przestrzegali reguł, narażając innych na duże niebezpieczeństwo. Na szczęście obyło się bez wypadków, ale zdecydowanie wolę nurkować w mniejszych grupach i z ludźmi, których znam i którym ufam.

        A dla wszystkich zainteresowanych tym tematem przygotowałem niespodziankę. Nakręciłem 20-minutowy film z moich nurkowań na Roatan, który jest już na YouTube. Można go łatwo znaleźć, wpisując w wyszukiwarce w YouTube dwa słowa „CZAPLINSKI ROATAN”. Zresztą można to również zrobić w Google i też zadziała. Zachęcam do zobaczenia tego filmu z dwóch powodów. Jest tam bardzo wiele ciekawych ryb i dobra muzyka, ale również prawie każda ryba jest opisana i to może być przydatne. Kiedy będąc na południu, zechcą Państwo spróbować nurkować lub zrobić snorkeling, będziecie od razu wiedzieli, jak rybki mają na imię. 

        Podsumowując – uważam nadal, że Kuba jest miejscem, w którym się czuję bezpieczniej i bardziej wypoczywam, ale jak ktoś lubi przygodę, to naprawdę Roatan jest warta poznania. Jest tam zresztą bardzo wiele innych rzeczy do robienia, niekoniecznie tylko nurkowanie. Są liczne atrakcje związane z lokalną przyrodą (dżunglą tropikalną), bardzo dobre lokalne jedzenie, doskonałe miejsca na wspinaczkę. Gorąco polecam.

Maciek Czapliński

Opublikowano w Turystyka

GONIEC: Andrzej, spotykamy się po raz kolejny; jesteś już gospodarzem pełną gęba, a pamiętam, jak kilkanaście lat temu była inna sytuacja. Dzisiaj, po tych wszystkich przejściach, powodziach, różnych doświadczeniach życiowych chyba już wrośliście w tę ziemię? Jesteś zadowolony z decyzji, że rzuciłeś wszystko w Toronto, regularną pracę i przeniosłeś się tutaj z rodziną? 

Andrzej Sadecki - No na pewno, czasami to trudno się nad tym nie zastanawiać, bo dużo ludzi o to pyta. Mieszkamy już tutaj 11 lat i to jest najdłużej gdziekolwiek mieszkaliśmy na stałe w Kanadzie. Mieszkaliśmy w Toronto w wielu miejscach i przenosiliśmy się z miejsca na miejsce, a tutaj to już tak osiedliśmy. Wydaje się, że to było tak niedawno, a jednak w 2007 roku. 

        - Dużo pracy? 

        - Na pewno, jej nie brakuje. 

        - A jaka tutaj społeczność, jaka jest Polonia w Killaloe? 

        - Polonię tak naprawdę, ludzi, którzy mówią po polsku, to widuje się w kościele w Wilnie. W sumie, ludzi mieszkających na stałe w naszym wieku z dziećmi nie ma raczej; to znaczy, nasze młodsze dzieci Emilia i Julia nie mają rówieśników w swoim wieku; dzieci, które by - powiedzmy - były dziećmi emigrantów, tak jak my jesteśmy. W okolicy nie znam drugiej takiej rodziny. Oczywiście, są ludzie w naszym wieku i dziewczynki mają koleżanki w klasie, ale to są tutejsi, wielu z nich ma jakieś korzenie polskie. 

        - A czy sprowadzają się tutaj ludzie z Toronto na emeryturę? 

        - Tak, i w Wilnie spotyka się dużo takich ludzi. Raz, dwa razy do roku spotykam ludzi, którzy coś kupili i przeprowadzają się właśnie tutaj, w okolicę Berrys Bay, Wilna. 

***

        W sumie nasz biznes to dwie główne rzeczy, tzw. Trailer Park, gdzie mamy klientów sezonowych; ludzie przyprowadzają swoje przyczepy kempingowe i taką przyczepę parkują na sezon. A druga cześć to właśnie domki kempingowe, jurty, gdzie można przyjechać na weekend. Jeśli chodzi o tę drugą część to mamy dosyć dużo 30% - 40% Polaków z Toronto, z Ottawy. Czasami przyjeżdżają pod namiot, na pewno, ten polski element jest, ale w większości nasi klienci są anglojęzyczni. 

        - Wyjeżdżacie gdzieś na wakacje?

        - Czasami, myślę, że masz na myśli wyjazdy do ciepłych krajów zimą, byliśmy kilka lat temu, ale ostatnio wakacje zawsze nam się jakoś tak kończyły w Polsce; ja mam ciągle mamę w Polsce i moja żona ma ciągle rodziców, tak że jak mamy jakiś czas zimą, czy poza tym naszym sezonem, to latamy do Polski. 

        - Lubisz to, co robisz odnalazłeś się? 

        - No tak, oczywiście.

        - Dzieci już wyrosły? 

        - Mamy dwoje starszych, córka jest w Ottawie studiuje  a syn jest ciągle z nami, a dwie młodsze, jedna jest w szkole średniej, a druga ciągle w szkole podstawowej. 

        - Czy lepiej tutaj wychowuje się dzieci, niż w mieście? 

        - Myślę że ciągle tak, mimo wszystko, ale jest dużo takich rzeczy, których nam brakuje, na przykład, często oglądamy z Toronto dzieci znajomych biorą udział w tańcach, polskich zespołach, a my nie mamy dostępu do takich rzeczy i gdziekolwiek żeby się ruszyć to wszędzie trzeba jechać i w sumie nie ma tego życia polonijnego. Życie towarzyskie też jest tutaj na pewno bardziej ubogie, szczególnie zimą.

        - Co tutaj można robić w tej okolicy?

        - Na miejscu jest natura, przede wszystkim piękna rzeka, jest jezioro, a więc sporty wodne, wędkowanie. 

        - Można tutaj wszystko wynająć od was? 

        - Mamy kilka kanu, kajaków na potrzeby naszych klientów, mamy sprzęt wodny, który można wynająć, ale ludzie też przywożą własne, bo jest dobry dostęp do wody; jest bardzo bezpiecznie, woda jest bardzo spokojna, można powiosłować na jezioro - mamy półtora kilometra do jeziora. 

        - No  cóż, gratulacje! Gratuluję, że kiedyś zdecydowałeś się na coś, co Ci przyniosło satysfakcję.

        - Wiesz co, ja nie patrzę pod takim kątem, że mnie się w jakiś specjalny sposób udało, jakoś tak wyszło. Wychodzę z założenia że każdy w życiu robi to, co chce i mnie akurat tak wyszło... 

Covered Bridge Park - (613) 757-3368

Opublikowano w Wywiady

Parks Canada dogadało się z prywatnym właścicielem 1324-hektarowego terenu zwanego Driftwood Cove w sprawie odkupienia działki położonej nad zatoką Georgian, przylegającej do Bruce Peninsula National Park. Teren jest bogaty geologicznie, obejmuje 6,5 kilometra ciągłej linii brzegowej oraz system grot i żyje na nim co najmniej 10 gatunków uznawanych za zagrożone (np. wąż massassauga i niedźwiedź czarny). Przebiega przez niego 8-kilometrowy odcinek szlaku Bruce i Bruce Trial Conservancy częściowo poniesie koszty zakupu. Działka była wystawiona za 20,6 miliona dolarów, ale nie wiadomo, na jaką cenę zarząd parków umówił się z właścicielem. Ostateczna kwota będzie podana dopiero po sfinalizowaniu transakcji. Pieniądze na zakup działki będą pochodzić z budżetu federalnego na bieżący rok, w którym przeznaczono 1,3 miliarda dol. na ochronę dzikich terenów. Kanada zobowiązała się do objęcia ochroną 17 proc. wód i lądów. Cel ten ma być osiągnięty w 2020 roku. Póki co obszary chronione stanowią 10,5 proc. powierzchni kraju.

W ciągu ostatniej dekady liczba turystów odwiedzających park narodowy Bruce Peninsula podwoiła się i w zeszłym roku wyniosła 400 000.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
Strona 1 z 21
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.