Kto pamięta o Władysławie Wagnerze
Zbigniew Turkiewicz stara się ostatnio popularyzować postać wielkiego polskiego żeglarza, Władysława Wagnera, niepotrzebnie jednak tworząc wrażenie, że dokonuje pionierskich odkryć w historii polskiego żeglarstwa.
W pierwszej części artykułu pisze: "w najśmielszych marzeniach nie zakładałem, że rangę tego wydarzenia, jakby zapomnianego przez najnowsze dzieje Polski, uda się odbudować…".
Otóż rejs Wagnera nie jest zapomniany "przez najnowsze dzieje Polski" i pan Zbigniew Turkiewicz doskonale o tym wie, ponieważ wielokrotnie był uczestnikiem spotkań autorskich mojej śp. Mamy Anny Rybczyńskiej, autorki kilku książek, podejmujących temat podróży Wagnera dookoła świata na chwałę polskiej bandery.
Anna Rybczyńska już w 1980 roku, jako pierwsza "zza żelaznej kurtyny" nawiązała bliski kontakt korespondencyjny z polskim żeglarzem, który utrzymywała aż do jego śmierci. Władysław Wagner nazywał ją "dzielną Polką z Krakowa", przekazał jej wiele archiwalnych materiałów i pomagał w odtworzeniu szczegółów rejsu. Mama nie tylko pisała książki o Wagnerze; uczestniczyła także w historycznych sesjach naukowych, wygłaszała wykłady na temat pierwszego polskiego rejsu dookoła świata, uczestniczyła wielokrotnie w spotkaniach z młodzieżą. Nakręcony przez Wagnera i udostępniony jej przez żeglarza archiwalny film z rejsu zaprezentowała w latach osiemdziesiątych na żeglarskim festiwalu filmowym w Katowicach, gdzie wywołał prawdziwą sensację. Pracowała także społecznie w Komisji Historii Żeglarstwa PZŻ, gdzie zyskała miano "adwokata Wagnera", jako autorka historycznego raportu w sprawie słynnego rejsu. Mogę z ręką na sercu przypomnieć, że ostatnie dwadzieścia kilka lat życia w znacznym stopniu poświęciła ugruntowaniu trwałej pozycji kapitana "Zjawy" w historii polskiego yachtingu. Wieloletnia, nigdy nie sponsorowana praca, została doceniona i jej ostatnia książka "Prawda o Władysławie Wagnerze" otrzymała Nagrodę im. Leonida Teligi, jako najlepsza żeglarska książka roku 2005.
Wypadałoby może o tym wspomnieć, a także podać źródła, z których autor korzystał, pisząc ten popularyzatorski artykuł.
Z poważaniem
Aleksander Rybczyński
Odpowiedź redakcji: Razem młodzi przyjaciele! Pan Bóg każdą zasługę widzi, a ludzie i tak zapomną.
• • •
W związku z publikacją felietonu "Dla kogo te bajki?" Andrzeja Kumora w ostatnim numerze "Gońca" ...
Jacek powiedział:
No więc zacznijmy od pojęć:
"Mądry, wyważony nacjonalizm, powrót do narodowych źródeł, moda na polskość".
"Nacjonalizm" – ale "mądry i wyważony", cóż to jest za twór, czy rozumiemy nacjonalizm w sensie niemieckim, może żydowskim? Jeżeli tak, to nie ma "mądrego i wyważonego" nacjonalizmu. Jest jedynie nacjonalizm psychopatyczny i zbrodniczy.
Istnieje inne pojęcie, pojęcie patriotyzmu, pojęcie miłości własnego Narodu i Ojczyzny, która nie widzi pożytku w mordowaniu i rabunku obcych, natomiast widzi pożytek w dbałości o swoją Ojczyznę i Naród i w ich obronie i poświęceniu dla nich. To jest pojęcie, na którym wyrosły pokolenia najbardziej wartościowych Polaków i im zawdzięczamy to, że dziś mówimy i myślimy po polsku i mamy z czego jako Polacy być dumni.
To właśnie ci Polacy byli i są oskarżani przez śmiertelnych wrogów Naszego Narodu o "polski nacjonalizm". Oczywiście użyte w tym oskarżeniu słowo "nacjonalizm" ma implikować psychopatyczną zbrodniczość właściwą np. nacjonalizmowi niemieckiemu. Termin patriotyzm jest wolny od takiej implikacji, dlatego termin polski patriotyzm jest manipulacyjnie zastępowany przez "polski nacjonalizm". Po co p. Kumor to czyni, czy na pożytek Polaków?
P. Kumor wprowadza tego konia trojańskiego, posługując się przymiotnikami "mądry i wyważony" – czy istnieje "mądry i wyważony" psychopata, a może zbrodniarz?
"Powrót do narodowych źródeł", no właśnie o narodowych źródłach tu mówimy, o polskiej tradycji dbania o Naród i Ojczyznę, która nie jest nacjonalistyczna, a patriotyczna, i to z zasadniczych powodów, bo wyrosła na gruncie Prawa Naturalnego i jako taka nie ma nic wspólnego z nacjonalizmem. Niech tu nikogo nie zwodzi pokrewieństwo słów nacjonalizm i narodowy, te słowa oznaczają dwa odmienne pojęcia. Dlatego polscy narodowcy nie mają nic wspólnego z niemieckimi nacjonalistami. To śmiertelni wrogowie Polaków chcą te różnice zafałszować, aby zniszczyć aspiracje polskich patriotów i sam patriotyzm. Fałszują te różnice na użytek zewnętrzny, do wysuwania bezpodstawnych oskarżeń i pomówień, oraz na użytek wewnętrzny, aby zniszczyć wśród Polaków pojęcie i poczucie patriotyzmu, które dają Naszemu Narodowi niezniszczalną siłę duchową.
No i "moda na polskość", kto mówi o "modzie na polskość", ten nie jest Polakiem, bo polskość jest częścią składową samego istnienia Polaka, a nie czymś, co Polak przywdziewa zależnie od "mody".
O "modzie na polskość" mogą mówić jedynie przebierańcy, którzy pod pozorem dbałości o polskość sprowadzają ją do czegoś, co można porzucić, czym można wzgardzić, na hasło: że "moda na polskość" już minęła, które sami wypromują w odpowiednim czasie, tak jak teraz promują "nacjonalistyczną modę na polskość" (co za nonsensowna kombinacja).
POLACY, NIE DAJCIE SOBĄ MANIPULOWAĆ!
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, niech Pan nie daje sobie narzucać znaczenia pojęć, bo niedługo da Pan sobie wmówić, że hitlerowcy to skrajna prawica".
• • •
Droga Redakcjo!
Przekazuję fragment e-maila organizatorki Marszu Różańcowego w Poznaniu w dniu 7 października 2012, pani Rity Wilowskiej.
Małgorzata Kossowska
7 października w święto Matki Bożej Różańcowej odbył się pierwszy Pokutny Marsz Różańcowy w Poznaniu. Marsz rozpoczął się specjalną, dodatkową Mszą św. o godz.15.00 w intencji nam znanej: "Z MARYJĄ KRÓLOWĄ POLSKI ZA POLSKĘ WIERNĄ BOGU, KRZYŻOWI I EWANGELII ORAZ WYPEŁNIENIE ŚLUBÓW JASNOGÓRSKICH NARODU".
Ks. Proboszcz kościoła p.w. Bożego Ciała przy ul. Krakowskiej Wojciech Maćkowiak przypomniał nam historię cudu i zwycięstwa różańcowego pod Lepanto oraz podkreślił, że aby Maryja mogła wstawiać się za nami u swojego Syna, musimy zacząć od zobaczenia własnych win oraz od pokuty.
W kościele było ok. 400 osób. Niestety, w Marszu nie uczestniczył z nami żaden kapłan pomimo wielu próśb i starań ze strony wielu osób biorących udział w Marszu.
Marsz i jeden nasz wspólny cel – troska o Ojczyznę – zjednoczyły w tej modlitwie różańcowej wiele rozmaitych środowisk. Odmawiając tajemnice różańcowe. przeszliśmy trasę, na której mijaliśmy kilka kościołów. Pokłoniliśmy się Panu Jezusowi przed kościołem Farnym. W małym kościółku Najświętszej Krwi Pana Jezusa odmówiliśmy Litanię do Najświętszej Krwi Chrystusa. Idąc dalej zatrzymaliśmy się przy kościele św. Wojciecha, gdzie odmówiliśmy Modlitwę za Ojczyznę ks. Piotra Skargi. Dalej pokłoniliśmy się naszemu Zbawicielowi przed kościołem Ojców Karmelitów. Marsz zakończyliśmy w kościele Ojców Franciszkanów.
Ojciec Leszek, gwardian, po zakończonej akurat Mszy św. wyszedł przed kościół, by uroczyście wprowadzić nas do jego wnętrza, a potem zawierzyć nas przed obrazem Matki Bożej w Cuda Wielmożnej. Na zakończenie odnowiliśmy uroczyście Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego. Ojciec wyraził uznanie dla naszego trudu kilkugodzinnego Marszu Pokutnego oraz uczulił na konieczność pozostania wiernymi złożonym Ślubom.
Idąc ulicami miasta i modląc się głośno, mogliśmy dać wyraźne świadectwo swojej wiary i było to cudowne. Mijaliśmy przechodniów, którzy mieli rozmaite reakcje. Robili nam zdjęcia, wyrażali swoją pogardę , inni zdziwienie. Na Starym Rynku stała wycieczka mówiąca po niemiecku. Pokazywano nas palcami i również uwieczniano na zdjęciach. To dobrze. Gdy wrócą do domu, będą o tym opowiadać, a wiadomość o tym, że Polacy modlą się na ulicach, pójdzie w świat. Niektórzy z przechodniów dołączali do nas.
Chcielibyśmy w tym miejscu podziękować wszystkim uczestnikom Marszu Pokutnego, który trwał 5 godzin. Dziękujemy za poczucie odpowiedzialności za naszą umęczoną Ojczyznę i chęć wynagrodzenia Maryi za wszystkie nasze grzechy. Policjant, który pomagał zapewnić nam bezpieczne przejście ulicami, był dla nas bardzo życzliwy i Jemu też bardzo dziękujemy.
Szczególnie ofiarny był Pan Jurek, który jechał przed Marszem samochodem z przyczepką, na której wiózł wielki dzwon kościelny, którego dźwiękiem oznajmiał w sposób szczególny naszą obecność.
Na koniec chcielibyśmy wyrazić pragnienie, aby w następnych Marszach Różańcowych dołączyli do nas kapłani, których bardzo nam brakowało. Tym bardziej wdzięczni jesteśmy Ojcom Franciszkanom, którzy przyjęli nasze prośby o przyjęcie nas w kościele bardzo życzliwie. Dziękujemy Ojcu Leszkowi, gwardianowi za cierpliwe przyjęcie, zawierzenie nas Niepokalanemu Sercu Maryi oraz odnowienie Ślubów Jasnogórskich w tak znaczącym poznańskim Sanktuarium.
Krucjata Różańcowa za Ojczyznę z Poznania
Dzięki za wspólną modlitwę, w której czuliśmy wielką wspólnotę i wspólną troskę o naszą przyszłość. Dziękujemy wszystkim i tym, którzy ofiarnie nieśli obraz Matki Bożej. Panu, który dzielnie niósł całą drogę Krzyż i nie chciał zmienników, osobom niosącym bannery, a nade wszystko Paniom, które pięknie śpiewały pieśni.
Odpowiedź redakcji: Różaniec to wspaniała broń!
• • •
Manifestacja 200 tys. uczestników "Obudź się Polsko" odbyła się. Oczywiście pokojowo, bo jak może być inaczej w Polsce katolickiej. Udało się dla prawicy, a szczególnie lewicy. Głosowanie ostatnio w parlamencie nad wotum zaufania dla rządu Tuska odbyło się. I znów udało się, i Tusk zdał egzamin ze swych rządów. Podobnie jak rząd zdał egzamin i "udała się" katastrofa smoleńska.
Większość Polaków jest zadowolona. Jest dobrze. Polska wg nich to kraj z najwyższym wzrostem gospodarczym, nawet w świecie. Dlatego się cieszą, śpiewają i tańczą taniec chocholi. Strażacy czuwają, gdyby się coś się zapaliło, i będą gasić do upadłego. Są i niezadowoleni. Ale oni są tylko pośmiewiskiem do rozpuku dla rządzących.
Proponują podniesienie opłat koncesyjnych dla radia i telewizji, od 100 do 300 procent. Np. jeśli ktoś płacił milion zł, to może płacić 300 mln. Szczególnie to wymierzone jest w Radio Maryja i Telewizję Trwam. To jest cios w te stacje, aby się poddały bez walki, pokojowo i demokratycznie, i przestały działać. Hasłem rządzących jest psy szczekają, a karawana idzie do przodu, za przyzwoleniem polskiego narodu.
No i co, ano nic, w tym obłudnym, zakłamanym, szatańskim świecie trzeba żyć dalej.
Stanisław Wojtowicz
Mississauga
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, świat, od kiedy daliśmy się skusić, jest walką dobra i zła. Trzeba to widzieć!
Matka dziecka z zespołem Downa pisze do ministra Gowina
Wkrótce projekt ustawy, zakazującej zabijania chorych dzieci, trafi do komisji sejmowych. Obecna ustawa nie tylko odmawia prawa do życia dzieciom z zespołem Downa, ale również rozwija postawy eugeniczne u lekarzy, którzy zamiast pomocy – oferują kobietom zabicie ich dziecka.
Kaja Godek, matka Wojtka z zespołem Downa, wystosowała list otwarty do ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, w którym informuje go o tragicznych "kulisach" funkcjonowania tzw. kompromisu.
Szanowny Panie Ministrze!
W zeszłym tygodniu wstrzymał się Pan od głosu w sprawie projektu ustawy likwidującego przesłankę eugeniczną w ustawie aborcyjnej. Pańskie zachowanie utrudniło odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu i umożliwiło podjęcie prac nad projektem w komisjach. Dziękuję Panu za to. Cieszy mnie również Pański pozytywny stosunek do dyskusji na ten temat. Debata dotycząca spraw zasadniczych jest warunkiem funkcjonowania zdrowej demokracji. Zamiatanie istotnych spraw pod dywan, przemilczanie spraw bolesnych niszczy zaufanie i więzi społeczne.
Jedną z takich bolesnych spraw jest kwestia dopuszczalności tzw. aborcji eugenicznej. Często spotyka się wypowiedzi, również z Pana ust, że dopuszczalność aborcji dzieci podejrzanych o poważną chorobę albo wady genetyczne, to dobry kompromis, będący przejawem troski o rodziców, a nawet troski o same dzieci.
Jestem matką takiego dziecka. Dosyć wcześnie dowiedziałam się o niebezpieczeństwie wady genetycznej u mojego dziecka, a późniejsze badania tę diagnozę potwierdziły. To nie były łatwe chwile ani dla mnie, ani dla mojego męża. Przepisy, które wydają się Panu humanitarne i korzystne dla rodziców, bynajmniej mi wówczas nie pomogły. Owe humanitarne przepisy sprowadzają się w takiej chwili do oferty: możesz zabić swoje dziecko i nie mieć z nim kłopotów w przyszłości. Bezduszni funkcjonariusze służby zdrowia (a często niestety się takich spotyka) mówią o "terminacji ciąży" lub "rozwiązaniu problemu". Ja tymczasem wiedziałam, że chodzi o moje dziecko, które potrzebuje pomocy, a nie zakończenia jego życia. Pewna "życzliwa" położna przypomniała mi o możliwości wcześniejszego zabicia syna (oczywiście używając stosownych eufemizmów) jeszcze między jednym skurczem a drugim przyjmując mnie w szpitalu do porodu.
Na tym nie kończy się "dobroczynne" działanie owego "dobrego kompromisu". Wielu rodziców dzieci niepełnosprawnych opowiada o zdziwieniu otoczenia, że w dobie badań prenatalnych "dopuścili" do urodzenia swego syna lub córki.
Mój syn ma cztery lata. Jest źródłem radości i szczęścia dla najbliższych i mniej bliskich. Kiedy patrzę na niego nie mam najmniejszych wątpliwości, że życie to wspaniała rzecz. Przed jego urodzeniem tego nie wiedziałam. Bałam się, a strach był potęgowany przez sugestię "możesz pozbyć się kłopotu". Przepis, który nazywa Pan "humanitarnym" jest przykładem odrażającego barbarzyństwa. Nie tylko dlatego, że pozwala na okrutne mordowanie dzieci, aż do 24. tygodnia od poczęcia, ale również ze względu na cierpienia psychiczne, na które skazuje rodziców.
Jako Minister Sprawiedliwości wie Pan zapewne, że sądy interpretują obowiązującą ustawę w duchu "prawa do aborcji" w określonych przypadkach. Takie "prawo do aborcji" powoduje, że lekarze i szefowie placówek medycznych znajdują się pod presja środowisk aborcyjnych, które czyhają na lekarzy odmawiających zabijania, aby postawić ich przed sądem. Wbrew temu co Pan mówi, obecna ustawa zmusza do heroizmu. Zmusza do heroizmu rodziców, którzy chcą przyjąć swoje niepełnosprawne dziecko, a którym otoczenie mówi "prawo pozwala rozwiązać ten problem". Zmusza do heroizmu lekarzy, którzy nie chcą zabijać, a którym mówi się "ja mam prawo".
Mam nadzieję, że mój list skłoni Pana do przemyślenia dotychczasowej opinii na temat "dobrego kompromisu".
Z poważaniem,
Kaja Godek
Mama Wojtka – czterolatka z zespołem Downa – i mającej wkrótce przyjść na świat Róży
Od redakcji: Szanowna Pani, niech Pani się nie poddaje, jesteśmy z Panią.