farolwebad1

A+ A A-
piątek, 20 lipiec 2012 13:45

Kamień obrazy

janszczepankiewiczFriedrich August von Hayek w głośnym eseju "Dlaczego nie jestem konserwatystą" stwierdza, że podstawową ułomnością doktryny konserwatywnej jest brak jakiegokolwiek pomysłu dotyczącego kształtu przyszłości. Dlatego też konserwatyzm zawsze był wleczony drogą, której sam nie wybierał, i stawiany w obliczu wymuszonej aktywnością przeciwników postawy defensywnej.


Jak można było przewidzieć, kolejny przyjazd Madonny starannie opatrzą swoim suportem zawsze niezawodni w tych sprawach – Obrońcy Wszystkich Możliwych Świętości. Tym razem mają ambicje rozreklamować popowy występ na Stadionie Narodowym w Warszawie, zbierając aż 100 tysięcy podpisów osób wybitnie przeciwnych, z których większość oczywiście nie skojarzy ani jednego przeboju 54-letniej dziś piosenkarki, podobnie jak nie wymieni tytułu żadnego standardu Presleya, Doorsów czy Manhattan Transfer.


Trzy lata temu w podobnej sytuacji z blisko 40-milionowego narodu, w którym 97 procent obywateli deklaruje wyznanie rzymskokatolickie, w nerwowy sposób zachowało się jedynie 25 tysięcy Polaków, a komercyjny koncert wyznaczony na dzień 15 sierpnia odbył się bez żadnych przeszkód. Madonna podskakiwała z dala od świętych przybytków dla ponad 80 tysięcy z gruntu zadowolonej publiczności, która po prostu chciała się dobrze zabawić, nie wnikając w jej marketingowe wygłupy. Protestujący nie zdołali zorganizować wtedy zapowiadanej w mediach demonstracji, ani też nie spróbowali nawet zagłuszyć jej występu, co od początku było do przewidzenia dla wszystkich jako tako zorientowanych w temacie.


Podobne suporty stały się niestety specjalnością naszych wyjątkowo mało rozgarniętych "tradycjonalistów", którzy nie przepuszczą żadnej okazji, żeby co nieco zawstydzić normalnych na umyśle Polaków i katolików, a niezawodnie dać wsparcie najbardziej agresywnym przedstawicielom rozmaitych mniejszości. Ci z kolei nad wszystko chcą zniszczyć wizerunek normalnie funkcjonującego narodu, a zamiast częstego uśmiechu politowania lub co najwyżej grymasu niesmaku przyprawić mu gębę jakiegoś "anty" lub "foba", bo im to na dziś psychologicznie i politycznie pasuje. W taki to przecież sposób nabuzowani "Ob-rońcy" zafundowali nam przy okazji swych histerycznych występów godnego siebie adwersarza, czyli – Ruch Poparcia Rozmaitego Be, gdzie osobiste kłopoty z własną wiarą i płcią przemycili w życie publiczne przeróżni deprawatorzy, odmieńcy oraz ateistyczne filuty. Co znamienne, obydwie skrajne postawy łączy szczególnie silne zainteresowanie sprawami religii i seksu, przy czym każdy możliwy do wypracowania konsensus prawny jawi im się z różnych co prawda powodów, ale tak samo w oczywisty sposób – nie do zniesienia.


Wracając do kolejnego przyjazdu Madonny, to przystępną, ale dobrze wykreowaną warstwę muzyczną zawsze pomagają jej promować skandale właśnie na tle seksualnym i religijnym. Obrzydliwość tego procederu jest oczywista, ale biznes w tak bezideowym wydaniu nie ma skrupułów i szuka jedynie ekonomicznych profitów. Skuteczność gwarantują mu właśnie poczciwcy robiący bez cienia refleksji za naganiających kasę "pożytecznych idiotów". Czasem uda się zatem ruszyć gawiedź nieco bluźnierczym tekstem, pokazać ciało lub pograć na bardzo prostych emocjach, np. ostatnio w Polsce związanych z datą 15 sierpnia, czy skierowanym ewidentnie do oponentów debilnym hasłem "Nie ma miejsca na dwie królowe w tym kraju".
To oczywisty absurd, ale gdyby na serio brać taką "rywalizację", to choć oburzeni "Obrońcy" przegrali wówczas spektakularnie swe harce – w rzeczywistym wymiarze Święto Maryjne uczciły tego dnia dziesiątki milionów Polaków, wśród których była też pewnie większość osób bawiących się na bemowskim lotnisku.


I po co to było się pchać na nie swoje rewiry, niemądrze pokazać twarz i robić za frajer dobrze nie lubianemu Be?
Najzabawniejszy jest fakt, że wielu "konserwatywnych" mędrków akurat w tym właśnie czasie co roku szykuje pomyje, żeby je wylać na głowy "romantycznych" Polaków, co to się dali uwikłać w kolejne głupie powstanie. Dziś szajba odbiła inaczej, bo jest temat ekstra.
Pewnie niewielu Polaków w ogóle interesuje zapowiadany w "rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego" plastikowy show wygimnastykowanej gwiazdy, bo też wycieczki ze szkół nie zaliczą stadionowego występu, a wszystko i tak musi odbyć się w granicach obowiązującego prawa. Kto jednak chce pooglądać ciągle "niegrzeczną" Madonnę oraz posłuchać piosenek (podobno tylko z playbacku) za niezłą kasę, niech sobie płaci i ma, bo przecież Stadion też musi na siebie jakoś zarobić. Publicznego zgorszenia raczej nie będzie, a obrażanie uczuć religijnych w drastycznej formie zapewne Madonna zostawi naszym rodzimym "gwiazdkom", zdesperowanym, by cudem jakimś zaistnieć, mimo że warsztatowo nie dorastają oryginałowi do pięt. Królowa Popu nie unika też innych muz, lecz głównie zajmuje się piosenkarstwem rozrywkowym i prawdziwe sukcesy święci w promocji swych nagrań, których sprzedała jak dotąd ponad 300 milionów. Madonna jest laureatką 7 Grammy, otrzymała 2 Złote Globy, 20 MTV i Video Music Awards, zaś w roku 2008 została wprowadzona do Rock and Roll Hall of Fame, co w jej przypadku akurat nie musi spotkać się ze zrozumieniem wszystkich zwolenników tego gatunku muzyki.


Jak widzimy, mamy tu do czynienia z postacią wiele znaczącą w światowym show biznesie, której twórczości nie można jednak traktować w oderwaniu od dość miałkiego gatunku, który ze znawstwem uprawia. Trudno jest zatem przeceniać jej znaczenie w rzeczywistym kształtowaniu postaw myślącej części młodego pokolenia, a już lokowanie tego rodzaju twórczości w kategoriach religii, ideologii czy polityki jest ewidentnym nadużyciem. Zanim się zacznie protestować, warto zatem cierpliwie poznawać mechanizmy funkcjonujące w polityce, sztuce czy biznesie, aby zrozumieć relacje charakteryzujące rozmaite dziadziny ludzkiej aktywności. Dobrze jest także potrafić coś wykreować, czy wreszcie dobrze samemu umieć zarobić, by później brać się za układanie przestrzeni publicznej już z jaką taką zręcznością.
Dla znakomitej większości Polaków tożsamość narodowa z oczywistych powodów pozostaje związana z preferencjami religijnymi. Jesteśmy krajem wyjątkowo wprost jednolitym pod obydwoma względami i tradycyjnie tolerancyjnym dla spokojnie zachowujących się mniejszości. "Obrońcy" mają jednak spore kłopoty z myśleniem politycznym, kiedy deklarują ochronę cywilizacji łacińskiej, czy też dotykają spraw własnego narodu, który z kolei na siłę chcą uszczęśliwiać. Z demokracją, wolnością, a także ekonomiczną trzeźwością rzadko kiedy jest im po drodze, toteż nie mogąc pozyskać ceniącego sobie umiar wyborcy, poprzestają na nieskutecznych już z założenia akcjach protestacyjnych.
Przed trzema laty żałosne próby zbojkotowania z jednej, a uhonorowania z drugiej strony przyjazdu Madonny skomentowałem tekstem pt. "Madonna Show, czyli wielkie przeżycia Zadupian", który poruszył sporo osób i spowodował nawet pewną polemikę. "Obrońcy" nie wyciągają jednak żadnych wniosków ze swych kolejnych klęsk, a bywa też intelektualnych kompromitacji, których powodów oraz istoty przy pielęgnowanym namiętnie oportunizmie nie są nawet w stanie zrozumieć.


Wspomniany na wstępie Hayek znajduje słabości zwolenników prostego (u nas wręcz prostackiego) konserwatyzmu, praktykowanego bez aktualizowanej wiedzy, akceptacji naturalnych różnic i wiary w zwycięstwo dobra, także w wymiarze ludzkim. Warto zatem zakończyć niniejsze rozważania słowami, które zawarł w swoim eseju, twierdząc, że typowy konserwatysta jest w istocie człowiekiem o niezwykle mocnych zasadach moralnych, cierpi jednak na brak jakichkolwiek zasad politycznych. Spogląda też w przyszłość bez wiary w spontaniczny potencjał przystosowawczy. Konserwatysta, podobnie jak socjalista, czuje się zatem upoważniony do narzucania innym swoich poglądów, także siłą, co czyni ich w tym względzie bardzo podobnymi do siebie.


Jan Szczepankiewicz
Kraków, 12 lipca 2012 r.

Opublikowano w Teksty
piątek, 22 czerwiec 2012 12:01

Obiady z Babcią Leokadią

janszczepankiewicz Dziś każdy prawie ma spore pretensje do "państwa", które po czasach komuny automatycznie nieomal zwykł utożsamiać z "rządem". Tysiące roszczeń określają więc obowiązki abstrakcyjnego molocha, wśród których chętnie umieszcza się także powinności "patriotycznego wychowania", "nauki ojczystego języka", czy wreszcie aplikowania w system publicznej oświaty ostrych wymagań programu "edukacji historycznej" młodzieży.

      Nie zawsze jednak można się było spodziewać, że ktoś takich żalów wysłucha, a starania, "żeby Polska była Polską", trzeba było wbrew wszystkim przeciwnościom i klęskom przypisać wyłącznie sobie.

      Różne koleje naszego narodowego bytu sprawiły, że nawet pod nieobecność własnego, a przy terrorze wrogiego nam państwa Polak – katolik wykształcił te najpewniejsze, bo tradycyjnie rodzinne formy przekazu, które początek swój brały z "nauk polskiego szlachcica" w czasach potężnej i wolność wszystkim dającej – Pierwszej Rzeczypospolitej.

      Przypominając tę starodawną powinność osobistego świadczenia na rzecz Ojczyzny, przy zrozumieniu dla zmieniającej się często fortuny naszego państwa, chciałbym przywołać dziś postać mojej Babci Leokadii Szczepankiewicz z domu Majewskiej, która jak tylko mogła dbała o historyczny depozyt także w niesprzyjającym, zwłaszcza jego integralności, okresie Polski Ludowej.

      Działała przy tym solidnie i solidarnie z innymi, zasłużonymi dla kraju członkami mojej rodziny ze strony Ojca i Matki, którzy byli jeszcze wtedy wśród nas, dla których nawet danina krwi nie stanowiła ceny, jakiej za wolność nie byliby w stanie zapłacić, nie myśląc przy tym o żadnym innym osobistym proficie.

      Babcia Leokadia pojawiała się w naszym domu zaraz po Mszy Świętej trzymając w jednej ręce najnowszy numer "Gościa Niedzielnego", a w drugiej torebkę słodyczy. Układając fałdy staromodnej sukienki, sadowiła się sprawnie za owalnym stołem, ogarniając bystrym spojrzeniem swoich stalowych oczu całe szykujące się do obiadu towarzystwo. Preferowała wzory kwieciste, jednak w dość stonowanych barwach, a wokół niej unosił się zawsze dyskretny zapach lekko dusznawych perfum.

      Zanim jeszcze z kuchni zdążono przynieść pierwsze danie, Leokadia zdołała omówić wszelkie aktualności, by przy spokojnej konsumpcji niedzielnych potraw wprost niezawodnie nawiązać do czasów dawnych oraz związanych z nimi pouczających historii.

      Trzeba wiedzieć, że autentyczne zdarzenia, aczkolwiek jakoś umocowane w książkowej wiedzy, obowiązkowo musiały mieć swe odbicie w klimacie domów rodzinnych, przypadkach ojców czy dziadków, by wreszcie trafiać jak drzewo odporne na każde wiatry korzeniem długim i silnym w grunt niewzruszonej starożytności rodów.

      Z tego zapewne powodu chronologicznie poprawny porządek tradycyjnego przekazu Babcia Leokadia umiejscawiała zgrabnie w czasach starożytnego Rzymu, kiedy to władał nim nasz legendarny protoplasta Oktawian August, przy czym pretekst do rozpoczęcia tak długiej podróży w czasie odnajdywała z zadziwiającą łatwością.

      Ta "legendarność" zdawała się całkiem oddawać pola zwykłej genealogii, gdy podczas dłuższych posiedzeń cierpliwie powtarzała imponujący ciąg pokoleniowych następców władcy Imperium, których koleje losu zaprowadziły do kraju Wiślan i Polan. Potomkowie Cesarza ostatecznie mieli zatem osiąść w Czeszewie, by dać tam początek jednemu z najstarszych rycerskich rodów, w pierwotnym swym kształcie noszących herb Koźlarogi.

      Przez rozmaite krainy starożytnego świata oraz dzieje przyjaźni naszego "dziada" Nagoda z Lechem I – pradynastą Piastów, trafialiśmy wręcz obowiązkowo na pola rozmaitych bitew, w których zwycięstwa utorowały nam drogę do państwowego bytu wśród nieprzyjaznych i wrednych, lecz zawsze jakoś z Bożą pomocą gromionych "złych sąsiadów".

      Przeżywaliśmy zatem nie raz bój pod Płowcami, gdzie Florian Szary bił się, oberwał i cierpiał, by potem dostać od króla Łokietka wieś oraz już nominalnie swe chrześcijańskie Trzy Kopie w herbowe pole pod klejnot dawnego Kozła.

      Dalej przez chwilę cieszyły nas powodzeniem pola Grunwaldu, gdzie dowodzona przez Floriana z Korytnicy 48. Chorągiew Braci i Rycerzy Koźlarogi herbu Jelita gromiła w kolejnym już pokoleniu przewrotny niemiecki żywioł.

      Zdobione dumną sentencją wieki tryumfu i chwały nieomylnie wiodły jednak słuchaczy w tragiczne lata Konfederacji, powstań i wojen dwudziestowiecznych, czyli najgorszej zarazy, jaką jawiła się zawsze Polakom – Moskwa. Nieludzkie pod każdą postacią – Imperium Zła.

      Tak się złożyło, że jedno z najstarszych szlacheckich nazwisk, które nosimy, można odnaleźć w raportach wszystkich możliwych wojen, kampanii i powstań.

      Nie mogło go także zabraknąć w działaniach pozytywnych prowadzonych w parafiach przez duszpasterzy, czy wreszcie w kadrach uczelni całego świata, gdzie rozrzuciły nas losy popowstaniowej tułaczki. Synowie uciekinierów wracali zresztą przez Wielką Wodę natychmiast, gdy tylko ta wymodlona tragicznie wojna zaborców dała im szansę przywołać nadzieję Ojców z 1863, by wreszcie pobić Azjatę w 1920, ratując wskrzeszone państwo.

      Wiedzę z historii nie tak już dawnej i równie poprzez rozmaite opresje dotkliwej także aplikowała nam Babcia Leokadia w formie króciutkich opowieści. Tu mniej było jednak rodowych legend, a więcej smutnych i autentycznych historii. Poznawaliśmy zatem ulice miasteczek Jury, których normalny rytm ludzkich relacji i pracy dławił obecny wciąż na ulicach kozacki patrol. Kolejne przykłady zaborczego terroru były związane z dramatycznymi wydarzeniami mającymi miejsce w majątkach, domach oraz na polach bitewnych, gdzie zawsze mieli coś do zrobienia dla Polski nasi Przodkowie lub krewni. Towarzyszyło temu przesłanie niewzruszonego szacunku dla własnej barwy, religii i państwa.

      Zawsze wymuszone przez zaborcę i wybuchające w obliczu nowych zagrożeń powstania przynosiły kolejne konfiskaty majątków, po których obowiązywał obecny po obu stronach rodziny zakaz podejmowania pracy najemnej, tak by nie zbyć przyrodzonego obowiązku organizowania Polaków w wymiarze społecznym. Kreowano zatem w miejsce grabionych nowe źródła utrzymania – już nie liczone w tysiącach hektarów, lecz nawiązujące do systemowo nowych form gospodarowania.

      Po dwóch dekadach szczęścia II Rzeczypospolitej wraz z wejściem starych wrogów przyszły kolejne klęski. Patrioci znowu setkami tysięcy tracili wolność, majątek i życie.

      Tragiczną klamrą, którą Babcia Leokadia na tamten czas zamykała historię zmagań z Azjatą, była zatem opowieść całkiem niestety świeża i związana z wielkimi stratami w kręgu najbliższej rodziny. Przekaz oddawał wciąż niezmieniony charakter relacji z okupantem, jak dawniej godzącym w religijną i narodową tożsamość każdego podbijanego narodu.

      Terror w "wyzwolonych" miasteczkach pradawnej Jury był znów tak wielki, że jej mieszkańcy pozostawali w ukryciu niczym za czasów tatarskich najazdów, bojąc się nawet oddać ostatnią posługę poległym bliskim.

      Historie z tego okresu miały wręcz aktualny charakter, gdyż jeszcze dwa lata po wojnie zostali przy życiu synowie Leokadii pomimo młodego wieku działali w konspiracji, czekając na jakąś cudowną odmianę pojałtańskiego porządku. Następstwem tego uporu były więzienia, utrata zdrowia i nieustanna "opieka" przez wiele kolejnych lat.

      Perłą wśród historycznych precjozów zawsze były osobiste stawiennictwa najdroższej polskiemu rycerstwu Bogurodzicy Maryi, której królewska rodzina także pojawia się często w tradycyjnie sarmackim przekazie z minionych epok. W jednym przypadku, to właśnie cud z Jej przyczyny spektakularnie cofa wojenne kalectwo Pradziadka na Jasnej Górze, a kiedy indziej przynosi słowa otuchy w niewoli oraz pomaga przeżyć więzienie w czasach UB.

      Szczególny kult Matki Boskiej wciąż daje Polakom siłę oraz nadzieję, że nawet w najcięższych opresjach starym biblijnym sposobem można uprosić łaskę szczególną, trafiając z Jej polecenia do Miłosiernego Syna.

      Dzięki tej naturalnej edukacji w wieku trzech lat sprawnie już kojarzyłem postaci Mieszka I, Królowej Jadwigi, św. Stanisława BM czy Kazimierza Pułaskiego. Znałem też co ciekawsze momenty bitew pod Płowcami, Grunwaldem, Savannah czy szarży pod Somosierrą.

      Zaraz potem rodzinne starania pozwoliły mi zwiedzić święte miejsca Wawelu, Skałki, Tyńca i Częstochowy, a w pierwszych prawie lekturach poznać dorosłe już całkiem pozycje literatury Kraszewskiego, Bunscha i Sienkiewicza.

      Lektura kolejnych powieści historycznych sprawiła, z jako dziesięciolatek orientowałem się doskonale w biegu tysiącletniej historii swojego państwa, a znajdywane w nich osoby – Bolków i Kazimierzów, obrońców Głogowa i Częstochowy, powstańców i konspiratorów – zacząłem traktować co najmniej jak bardzo bliskich znajomych.

      Nie przeszkodziło mi to bynajmniej w swoim czasie zafascynować się nowymi trendami w sztuce czy duchem motoryzacji, poznawać uroki życia normalne dla ludzi młodych i bardzo wszechstronnie aktywnych.

      Przybliżając dziś klimat oraz charakter moich rodzinnych relacji, chciałbym, by obiady z Babcią Leokadią, do których z oczywistym sentymentem wróciłem w tej krótkiej opowieści, stały się teraz przyczynkiem do osobistych przemyśleń dla wszystkich tych, co troską o zachowanie wiary i tradycji narodowej Polaków obarczyć pragną jedynie lepiej lub gorzej działające instytucje, zaś sami często nie wypełniają właściwie swych obowiązków.

      Jakże często dziś bywa tak, że "zagonieni" rodzice jedyny wspólny czas wolny od pracy spędzają na weekendowych zakupach, a miast podróży do cudem wręcz zachowanych zabytków i miejsc dla Polaków świętych, wolą zabierać swe dzieci do "ciepłych krajów", upatrując w tym oznak należytego statusu "obywatela świata".

      Bywa, że wcześnie zgorzkniali, kontestujący i nie dość rozumiejący ducha obecnych czasów dziadkowie wolą od rozmów z wnukami posłuchać preferowanych audycji, czy też oglądać wstydliwe w swoim przekazie seriale – by wreszcie z czasem nie mieć już o czym rozmawiać z nielubianymi, bo całkiem dla nich mentalnie obcymi, odrzucanymi za swoją inność "młodymi".

      Skutecznej recepty na zachowanie ciągłości pokoleniowej także w wymiarze religijnym i narodowym nie należy zatem upatrywać jedynie w kolejnych "zbiorkach podpisów przeciwko", ulicznych "protestach", czy też chwilowym zwycięstwie preferowanej partii, gdyż stałym polem bitwy o polskość, tym najważniejszym i przypisanym od wieków, jest każdy dom.

      Niezbędne dla zachowania najcenniejszych wartości naturalne wspólnoty rodzinne, narodowe i religijne ostaną się nam jedynie w oparciu o własne, a przy tym powszechnie prowadzone działania, od których żadna sytuacja osobista, ani też polityczna zwolnić nikogo nie może.

      Jan Szczepankiewicz

Kraków  

Opublikowano w Teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.