Błąd
  • JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /var/hsphere/local/home/goniec/goniec24.com/images/domdziecka1619
Uwaga
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/domdziecka1619
A+ A A-

Liliana Arkuszewska: Moja książka jest szczera

Oceń ten artykuł
(6 głosów)

 

Lilianabook signingZ nastaniem lat osiemdziesiątych setki tysięcy młodych Polaków opuściło PRL. Los wiódł każdego własnym szlakiem, często wyboistym. "Czy było warto?" to współczesna odyseja, która wiedzie przez trzy kontynenty, a dzieje bohaterów są jak pociąg w podróży – jadą w nim osobliwi podróżni, mijają się, schodzą i rozchodzą życiowe drogi poszukiwaczy dobrobytu i sensu życia. To książka o Kolumbach lat 80. – ryzykantach, którzy mieli odwagę wystawić się na próbę. Czy znaleźli to, czego szukali? – taki opis zamieścił wydawca książki "Czy było warto? Odyseja dżinsowych kolumbów" Liliany Arkuszewskiej – Polki od 30 lat mieszkającej w Kanadzie.
Książki o nas, pokoleniu emigracji lat 80., którego losy w przeważającej mierze pozostają nieopisane. Niech więc poniższa rozmowa z Autorką będzie też zachętą dla innych, by poszli jej śladem.
Książkę można kupić w Toronto m.in. w księgarni Polimexu przy Roncesvalles Ave.


– Pani Liliano, skąd taka potrzeba, by napisać książkę; to Pani pierwsza książka?


– Tak to jest mój debiut, tę książkę napisałam właściwie 4,5 roku temu, chociaż sama idea zrodziła się...– jak to w życiu bywa, gdy są jakieś wstrząsy, napływ emocji. Pomysł zrodził się w przykrej sytuacji, byłam bardzo rozczarowana i oszukana Kanadą – wtedy mi przyszło to głowy, że muszę o tym napisać. Miałam wspaniałą pracę, to było moje życie, pewnego dnia przyjechałam z wakacji pełna entuzjazmu i wręczono mi wypowiedzenie. 

– Ale książka obejmuje o wiele szerszą tematykę, jest o losie ludzi, którzy decydują się skoczyć na głęboką wodę, wyjechać daleko. I zadaje Pani pytanie, czy było warto...


– Potem wszystko się odmieniło, ponownie dostałam świetną pracę i nie miałam czasu przez 15 lat. Po 15 latach poczułam, że się w zawodzie wypaliłam, już mam dosyć, przyszedł moment... I przez trzy kolejne lata pisałam codziennie. Kiedyś przeczytałam, że trzeba pisać codziennie, nawet klepać w klawisze, miałam więc takie sytuacje, że się zatykałam, nie wiedzialam, co dalej, i wtedy klepałam w te klawisze.


– Książka jest o ludziach, którzy wyjeżdżali w latach 80. z tą świadomością, że już do kraju nie wrócą, że jeden rozdział życia zostawiają bezpowrotnie za sobą i zaczyna się nowe życie. To uczucie, ludziom, którzy dzisiaj wyjeżdżają, jest pewnie obce...


– Ja uważam, że teraz to nie jest emigracja – to jest jak delegacja; człowiek wyjeżdża i w każdej chwili może wrócić. Dla mnie to nie ma tej siły, z jaką myśmy to przeżywali.
Książka zaczyna się w Polsce, potem jest mój wyjazd do Peru, gdzie spotkałam osobę, która mnie namówiła na Kanadę, która była tu 5 lat i była zauroczona tym krajem. Mówiła, Lilka wyjedź, jesteś młoda, nauczysz się języka, zobaczysz, że sobie ułożysz dobrze życie.
Nie chciałam wyjeżdżać, myślała, że biednie, ale lepiej w kraju. Moja siostra ze szwagrem od dawna chciała, ale po przyjeździe to też było takie spontaniczne wydarzenie. Po nim nagle przyszła decyzja – wyjeżdżamy!


– Co było tą kroplą, która przepełnia kielich?


– Bardzo prozaiczna sytuacja. Kupowałam, biegałam, żeby coś dostać do jedzenia, i pewnego dnia przyszłam z pracy i okazało się, że zapomniałam o maśle. Pojechałam do jednego sklepu, masła nie było, do drugiego, masła nie było, w końcu pojechałam do trzeciego, patrzę, jest kolejka, pytam, czy mają masło – właśnie przywieźli, i stałam w tej kolejce trzy godziny, aż dostałam furii. Jechałam potem do domu tramwajem, zła, i jak walnęłam tą kostką masła o ścianę, mówię, "koniec – wyjeżdżamy!". Tak żyć nie będziemy!
Nie widziałam perspektyw, było to dla mnie tak bezsensowne.


– Pyta Pani, czy warto było wyjeżdżać – po co zadawać takie pytania?


– Znalazłam swoje miejsce na ziemi. Szukałam. Powiem panu, gdy przyszedł mi ten pomysł napisania książki, to przyszedł razem z tytułem, wtedy sama się zastanawiałam, czy warto było jednak wyjeżdżać i przeżywać upokorzenia czy inne sytuacje. Mnie się wydaje, że czy chcemy, czy nie, mimo że brniemy do przodu, nie oglądając się wstecz, takie pytania każdemu prędzej czy później w różnych sytuacjach przychodzą do głowy.


– Powiem Pani, że jestem przeciwnikiem zadawania takich pytań – człowiek ma jakieś tam słabsze chwile w życiu i pyta – po co ja to zrobiłem, może gdybym został, byłoby lepiej, i usiłuje "gdybać". Tego rodzaju porównywanie nie ma sensu; żyjemy w jednym miejscu na ziemi...


– Ja nie gdybam; gdybanie jest głupie, nikt z nas nie wie, co by było, ale pytać, czy było warto, to inna kwestia, człowiek myśli o plusach i minusach.
Gdy po tych 15 latach zaczęłam pisać tę książkę, potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytania; gdy sobie napiszę na kartce plusy i minusy, to uważam, że było warto. W tej książce jest wiele sytuacji, gdzie czytelnik powie, po jakiego grzyba ona tam pojechała? Ale też jest wiele takich, gdzie człowiek stwierdzi – warto było się przemęczyć.


– Dlaczego? Oczywiście, poza sferą materialną.


– Przede wszystkim języki, przez te lata musieliśmy się tutaj zaadaptować, przyjąć pewne tutejsze kanony, rozumiemy więcej, gdy wyjeżdżamy w świat – musi Pan sam przyznać – otwieramy się, wchłaniamy tę kulturę.


– Ale też oceniamy, bo znamy ją z bliska.


– No właśnie! Lubią wejść w nowe środowisko, bardzo jestem związana z Meksykiem – od 21 lat jeżdżę tam i tam mieszkam.


– Mówiła Pani o językach, dlaczego w takim razie napisała Pani książkę po polsku i wydała w Polsce? Czy uważa Pani, że tego rodzaju przesłanie jest ważniejsze w Polsce niż tu, w Kanadzie? Może Pani doświadczenia byłyby o wiele bardziej cenne dla ludzi tutaj?


– Może, ale nie sądzę mimo wszystko, że angielski jest u mnie tak bogaty jak polski. Gdy zaczęłam pisać, to się zorientowałam też, jak mi ten polski zubożał. A nie zdawałam sobie sprawy, bo w domu mówimy po polsku, z dzieckiem mówilimy po polsku, nasza córka doskonale zna polski. Ale ten język polski gdzieś "zasnął", gdy zaczęłam pisać, to się złapałam za głowę. Zrobiłam kardynalny błąd, bo przez te 30 lat – może wstyd się przyznać – nie czytałam polskiej literatury, rzuciłam się w Grishama, w Archera, w angielskie książki. Dopiero gdy zdecydowałam się, że muszę bardziej czuć po polsku, zaczęłam czytać po polsku i powoli mi to wracało. Powoli ten język obudziłam.


– Jaki ma Pani odzew od czytelników z Polski?


– Na razie super, widzę zainteresowanie dostaję e-maile od czytelników. Założyłam blog, ukazują się recenzje, kiedyś koleżanka przyszła z tą moją książką i powiedziała mi, słuchaj, nie zdarzyło mi się coś takiego w życiu, przeczytałam ją w jeden dzień. Ta książka ma 500 stron, uważam, że to jest niemożliwe.


– Nie sądzi Pani, że tego rodzaju książek o losach naszego pokolenia emigracyjnego powinno być więcej; że to jest swego rodzaju czarna dziura w świadomości Polaków w Polsce, wyjechało nas – ok. 2 mln ludzi w latach 80.-90., a losy – czasami bardzo fascynujące – przepadają niezapisane.


– To jest prawda i powiem panu, że tą pierwszą ideą napisania tej książki było to wydarzenie, które zasadziło mi nasionko do głowy, że napiszę. Przez 10- 12 lat codziennie pisałam listy do rodziców na kilka stron, opisywałam im każdy tydzień. Ich była taka masa, że mama je wyrzuciła. Zostałam bez niczego, niestety.
Do pisania mobilizowali mnie różni ludzie. W Polsce, Polacy są bardzo ciekawi emigracji, zarówno od tej formalnej strony, jak życia. Dla nich to ciągle jest nieznane – bo nie było takiej książki. Moja książka opisuje emocje, uczucia, znajomych, ludzi, których spotykałam, ale ona podaje również dużo faktów, jak dokładnie tę emigrację załatwiaIiśmy – jakie biura istniały np. w Paryżu – myśmy lecieli przez Paryż – i w jaki sposób to się odbywa, azyl polityczny, wybuch stanu wojennego.
To mnie dopingowało, że jednak jest zainteresowanie, i ma pan rację – jest ogromna dziura, nie ma takich książek. – W kilku recenzjach mówi się, że Liliana Arkuszewska pierwsza opisuje, jak toczą się losy emigrantów i wielką przygodę emigranta.
Wtedy, 30 lat temu, wyjechała przecież masa Polaków – tak że nie było nikogo, kto by to napisał.
Moja książka jest bardzo szczera, ja się otworzyłam. Pisałam to co było złe i to co było dobre. Ona jest prawdziwa, jestem przekonana, że kiedy ktoś to przeczyta, będzie naprawdę dobrze poinformowany. To jest powieść, a nie pamiętnik.


– Ale podmiot literacki jest Pani bliski?


– Tak, jestem przekonana, że nie było do tej pory takiej książki, ona jest pierwsza i dlatego wierzę w to, że będzie bardzo popularna. Ludzie się z nią utożsamiają. Jak pan przeczyta, będzie pan czuł siebie.
Z wieloma losami jest nam się trudno utożsamić, natomiast z tą książką utożsami się każdy emigrant. Mało tego, z tą książką utożsamią się ludzie w Polsce, bo wielu myślało o emigracji, a z różnych powodów nie wyjechało. Ale ciągle są ciekawi, mnie się wydaje, że książka staje się popularna i ma dobre recenzje, bo ludzie widzą w niej siebie.
Młodzi z kolei, przez to, że jest napisana w konwencji powieści, będą się uczyli nie jak z podręcznika, tylko jak przygody, którą przeczytali w książce; jak ten stan wojenny wyglądał, a dlaczego tak a tak było.
Znajdą w niej siebie jedni i drudzy. I ten materiał, który w niej jest, będzie bardzo łatwo wchłaniany.
My mamy podwójne życie, zostało w nas to, co mieliśmy w Polsce, i mamy to, co przynosi Kanada.
Weźmy dzieci – następny przykład – jak ja popatrzę na te nasze dzieciaki. Moja córka ma już 30 lat, skończyła studia, gdziekolwiek jest na świecie – zna pięć języków, dzieci mojej siostry znają pięć języków, takich młodych emigrantów jest bardzo dużo. Ona przyjechała ze mną, jak miała trzy lata.
Jak popatrzeć, co daliśmy dzieciom jako rodzice, to jest dla mnie niesamowita satysfakcja.


– Pani odpowiada, tak, warto było wyjechać, czy z tego wynika, że to jest Pani rada dla czytelników Pani książki w Polsce? Warto wyjechać?


– Każdy mnie pyta, czy było warto, czy jest odpowiedź w tej książce. Może raz, w jakiejś tam sytuacji odpowiadam, kurczę, warto było, ale generalnie tak odpowiedź jest domyślna. To zależy od człowieka, bo każdy z nas chce czegoś innego. Są ludzie, którzy nie mogą się pogodzić z upokorzeniem, z tym z czym ja musiałam się pogodzić.


– Czy choćby z brakiem rozszerzonej rodziny?


– My jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że przyjechaliśmy tu rodzinami, w Polsce mam tylko mamę. Tutaj mamy rodzinę, dzieci, wnuki. Nie czujemy tego, co wielu imigrantów, zwłaszcza teraz kiedy rodzice odchodzą. To jest strasznie ciężkie kiedy człowiek mówi: Bożesz ty mój, że mnie tam nie ma, to są ciężkie, sytuacje. Tych sytuacji jest masa. Tak że każdy jest inny, każdy odpowiada indywidualnie. Jedni stwierdzą, że nie warto było, w różnych sytuacjach padną różne odpwiedzi, w niektórych możemy się zgodzić, ale będą sytuacje, kiedy jak powiem, że było warto, a ktoś będzie uważał, że do czegoś takiego by się nie posunął, tak by nie chciał.


– Dziękuje bardzo za rozmowę i życzę wielkiego sukcesu. Miejmy też nadzieję, że będzie to pozycja pierwsza z wielu, spisujących te fascynujące, a często tragiczne losy, w emigracyjnych czasach.


Rozmawiał Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

Strona: www.goniec.net/
Zaloguj się by skomentować

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.