A+ A A-

Nie byłem żadnym politykiem...

Oceń ten artykuł
(6 głosów)

IMG 0717


Z Edwardem Kamińskim, żołnierzem Brygady Świętokrzyskiej, rozmawia Andrzej Kumor.

Pan Edward Kamiński ma 91 lat i mieszka przy spokojnej ulicy w Toronto. Pod koniec II wojny światowej przez ponad rok był żołnierzem Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. Walka, działalność i wyjście Brygady z kraju należą do przemilczanych i zakłamanych kart dziejów polskiego oręża. Dlatego tak ważne jest świadectwo ludzi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń.

– Proszę powiedzieć, jak Pan trafił do Brygady Świętokrzyskiej, jak Pan trafił do Narodowych Sił Zbrojnych?


– Nie byłem żadnym politykiem ani nigdzie nie należałem.


– Do Endecji Pan nie należał?


– Nie. W 42 roku byłem aresztowany za handel nielegalny. Później w Chełmie budowali kolej...


– To z tych rejonów Pan pochodzi?


– Chełm Lubelski. I w 42 roku mnie zabrali, jak budowali kolej na Rosję i poszerzali tory – i dużo młodych tam gnali. Tam były baraki.
Nie chciałem tego robić, bo kilofami szwele podbijaliśmy. Zabrałem się i poszedłem. A później trochę handlowaliśmy, bo Żydzi już nie mieli co jeść, a nie wolno było chodzić, getta jeszcze nie było.
Myśmy tam przywozili jajka, kury, masło ze wsi, dobry handel. I mnie tam złapali. Niektórzy Niemcy, jak za takie coś złapali, to zabierali towar i puszczali, ale mnie zrewidowali. Miałem fałszywe 100 złotych, nawet nie wiedziałem o tym. Aresztowali mnie i do więzienia. Potem odkryli, że ja uciekłem z Baudienst, tzn. junacy tacy.
Miałem sąd, dostałem pięć lat ciężkiego więźnia. Siedziałem w Chełmie do końca 42 roku – nie pamiętam dokładnie dat – i wywieźli mnie do Zamościa. W Zamościu byłem prawie rok w więzieniu. Tam jest więzień starodawny, rosyjska budowa, bez kanalizacji, woda na górze, do ustępu żeśmy puścili wszystkich ludzi, musieliśmy się załatwić. Stamtąd brali nas do pracy, trochę, kto miał mniejszy wyrok, bo tam budowali strzelnicę, nazywali to Rotundą.
Pilnowali nas tam Italianie, wojsko, w niemieckich mundurach, sami Italiaszki. Ale jak jeden chciał uciekać, to postrzelili trochu, nie można było uciec. Ja tam długo nie robiłem, ze dwa miesiące. I w 43 r. jesienią, jak przyszła tej Wasilewskiej i Berlinga partyzantka... Szczebrzeszyn, niedaleko Zamościa, tam się usuwali i nie wiem, co się stało, mnie wywieźli do Pińczowa. W Pińczowie więzień był już wybudowany młodszy, tam były w celach ustępy i umywalki, było dużo lepiej.
Tam byłem w końcu marca, a już było dość ciepło, oddziały BCh, "Dziekan" się nazywał, oni nie przyszli po mnie, oni tam mieli swoich doradców. Rozbili całe więzienie, tak elegancko zrobili, zegnali wszystkich na duży plac. Przemowa taka, pamiętam, że miał pseudonim "Dziekan", Bataliony Chłopskie. I mówi: kto chce, niech z nami zostanie.
Nie miał broni, nie miał umundurowania, za dużo ludzi miał. To ja z jednym takim byłem, z moich stron, taki starszy człowiek, po wojsku. Miałem dwadzieścia pięć lat, on czterdzieści, to nie było takiej różnicy i myśmy podeszli we dwóch kawał, przespaliśmy się u gospodarza, dał nam jeść. Przyjechał wóz, czterech chłopaków z bronią, i aresztowali nas. Ja się trochę przestraszyłem, bo nie wiedziałem, kto i co. Ale on mówi, że to są partyzanci. Przywieźli mnie do Brygady.


– Czyli aresztowali Pana ci partyzanci z Brygady Świętokrzyskiej?


– Tak. Musiał ich zawiadomić gospodarz, doniósł na mnie. Miałem ogolone włosy, ale po cywilnemu byłem. Chcieliśmy jeść, on był dobry, dał. On chyba zameldował. Zaczęli mnie "skriningować", skąd jestem. Mówię, że jestem z Teresina, spod Chełma. Kto był wójtem? Mówię, że Rogowski. Do dziś pamiętam, to był sukcesywny Kamiński. To był ten. Zgadza się. Tam majątek jest, każdy drogę znał, to jemu powiedział. Pyta: chcesz zostać? Ja mówię, zostanę. I tak zostałem, do końca, aż do Niemiec.


– To znaczy, to było w tych lasach koło Pińczowa, tam była Brygada?


– Pokażę panu na mapie. Teraz czytałem to, troszeczkę wiem lepiej.


– Wtedy Pan się nie orientował?


– Nie, wtedy się nie orientowałem. Jak żeśmy szli czy na zasadzkę, czy coś, to nam nie powiedzieli, gdzie i co.


– A były akcje bojowe wtedy?


– Były. Mieliśmy jedną akcję na szosie, trotyl tam założyli, a myśmy przeciągali te druty. To był lasek, oni się spodziewali, że tam zdobędziemy coś. Za wcześnie to wybuchło. I Niemcy jak najechali, mieli czołgi i tak żeśmy uciekali, mówię panu (śmiech).
Bo jak mnie przyjmowali, to był porucznik "Ścibor" w Brygadzie...


– To wszystko pseudonimy?


– Tak, to był pseudonim. I jego w tej książce ("Byłem dowódcą Brygady Świętokrzyskiej" Antoniego Bohun-Dąbrowskiego) zdaje się, nie ma. On się zgadzał tam... Oni szli tam z "Garbatym", oddziały "Garbatego" były, to pan wie o tym, i "Maślanki". I tam mieli potyczkę.


– Z tymi oddziałami "Maślanki"?


– Tak, ja nie wiem, czy to był "Maślanka", czy...


– To były lewicowe oddziały?


– Tak. PPR. "Garbaty" był czysto komunistyczny.


– To bandyci byli?


– Nie można powiedzieć, bo wie pan, niektórzy bandyci. Ale jak chłopaki tam przystąpili, to nie mieli nic do polityki. Ci wyżsi, co oficerami się porobili, to oni byli czysto politycy.
I tam mieli potyczkę i tam został "Ścibor" zabity. Szukałem, jak tu córka była, na komputerze, ale znalazła tylko, że zabity. Bo ja, jak wstąpiłem do Brygady, to był porucznik "Dymsza", to było jeszcze na wiosnę, nie było jeszcze całej Brygady skoncentrowanej. Dopiero pod jesień...


– Który to rok?


– 44.


– A Brygada ilu ludzi wtedy liczyła?


– Trudno powiedzieć.


– A jak to było podzielone, ile w Pana plutonie było?


– U "Dymszy" to było może jakichś trzydziestu chłopaków.


– Na zadania, jak chodziliście, to plutonami, czy raczej większe zgrupowania?


– Pierwsze dwa miesiące było tak, a później on dołączył do Brygady i był zjazd w Górach Świętokrzyskich, majątek koło Wronowa – to pamiętam – i tam "Bohun" obrał, przedtem tam był "Jaksa". Tak, był "Step", kto tam był więcej... "Żbik" i "Dymsza", ale "Dymsza" później szybko odszedł. Nie wiem, gdzieś go wysłali. Przysłali z Warszawy tych oficerów. Krótko przed powstaniem. To mówili, "spaleni" tam przyszli, taki kapitan, to on został. Tam była koncentracja i wtedy "Bohun" objął wszystko. Byłem raz w Łopatowie, ale tylko w obstawie, nasze chłopaki poszły tam zabrać pieniądze czy coś z banku, to pamiętam dobrze; koło Ostrowca, po tych wioskach, Wiśnicz...


– Brygada się tylko końmi poruszała czy były tabory?


– Miała tabory. Trzy wozy. Były kryte drzewem przed deszczem i na kłódkę zamykane. On otwierał, ja wydawałem amunicję lub prowiant.


– A auta czasem pozyskiwali?

– Kto?


– Brygada, czy jakieś samochody były?


– Nie. Później, jak przyjechał "Bogucki", koło Miechowa, był zjazd Brygady...


– Który to był rok?


– 44, już po powstaniu.


– Kiedy to zaczęło tak kiełkować, że wychodzicie z tamtego terenu, z Polski?


– W styczniu, w połowie stycznia.


– 45?


– Tak. On nic, tylko powiedział, 45 styczeń. Co jeszcze chcę powiedzieć, że w 44 roku wszystkie oddziały były "Stepa", zaznaczam, że to wszystko widziałem w książce, to były "Bem", "Dymsza", "Żbik" i "Step", cztery oddziały. W 44 roku, jak wybuchło powstanie, "Bohun" zebrał wszystkie kompanie i powiedział, że dostaliśmy rozkaz, żeby iść pomóc powstaniu. A on powiedział, że nie pójdziemy. I te kompanie, zdaje się "Stepa" i któraś, się odłączyły i poszli. Bohun mówił, za mało mamy amunicji.
W tym czasie miałem 22 lata, byłem do tego nastawiony, że trzeba pomóc. Naprawdę byłem całkiem innego zdania. Ale on jednak miał dobrą głowę i mówi, że my nie pójdziemy. To się największy krzyk zrobił wtedy, że on nie poszedł na pomoc powstaniu.


– A te dwie kompanie, które się odłączyły, doszły do powstania?


– Nie doszły. Myśmy mieli po pięćdziesiąt sztuk amunicji, dwa granaty i to. Ja jeszcze jak byłem z "Dymszą", to się połączyłem z ludźmi Berlinga. On mnie zabrał i jeszcze czterech chłopaków, pojechaliśmy do lasu, tam byli skoczkowie Berlinga. To mi dali dwa granaty. On też umiał się rządzić chyba, zawieźliśmy tego bimbru, to mi dał dwa granaty i pistolet, i dał naszym chłopakom parę pepeszy.


– Czyli ci skoczkowie od Berlinga dali?


– Później od Berlinga paru przeszło do Brygady, ci byli w Niemczech ze mną.


– Cały szlak pokonali, przeszli do Czechosłowacji?


– Wie pan, najgorszy czas był jak żeśmy przeszli. 14 stycznia "Bohun" powiedział, kto mi wierzy, niech idzie ze mną, a kto nie chce, niech idzie.


– "Bohun" tak powiedział?


– Tak. Nikt nie wiedział, gdzie kto idzie, bo Rosjanie już walili jak cholera, artyleria, wszystko było słychać. Jak doszliśmy do Żarnowca, to tylko jeden most był, którym mogliśmy przejść. Nasz cekaem był ustawiony koło mostu, ostrzeliwał już, bo już artyleria rosyjska waliła jak diabli. Bo oni, mi się zdaje, wiedzieli, że to jest Brygada. I tylko żeśmy przeszli, to jak się...


– Cekaem był z Brygady?


– Z Brygady, nasze chłopaki stali przed mostem, ostrzeliwali, a cała Brygada przeszła. Ale widziałem, że zdaje się paru chłopaków artyleria trafiła.


– Strzelali do Rosjan?


– Myśmy się tylko bronili i uciekali, a Rosjanie strzelali z artylerii. Ci chłopacy, sam widziałem na własne oczy, z artylerii – tylko pył został z nich. Ilu zabitych, to nie wiem. Bo oni myśleli, że wszystko przejdzie, mieli jechać z nami, ale nie zdążyli. Myśmy lawirowali, widział pan mapkę w książce "Bohuna"?


– Tak, widziałem w książce "Bohuna". Podobno był taki moment, że szli ludzie z obozu pozwalniani i Brygada szła...


– To było w Sudetach, w Hrubieszowie. Jak szliśmy przez Czechy, to cholera było, ni spania, ni golenia, wszy dostaliśmy, bo to było ciężko, byliśmy prawie dwa i pół miesiąca na chodzie.


– Cały czas w marszu?


– Cały czas, lawirowaliśmy.


– A były jakieś potyczki?


– Nie było.


– A skąd prowiant?


– On nawiązał kontakt z czeską organizacją podziemną. Czesi przyprowadzali do wiosek i tam mogliśmy ogolić się i przespać, dali nam jedzenie, nowe koszule. Nawiązał kontakt z partyzantką czeską. Jak żeśmy się połączyli z Amerykanami i żeśmy szli, to Czesi wszystko sierp i młot, sierp i młot, flagi wieszali. Amerykanie szli, a oni sierp i młot (śmiech).


– To już później było.


– Tak, później. Tak żeśmy szli aż pod Holiszów w Sudetach. Ja o tym nie wiedziałem – teraz wiem, bo książkę czytałem – i tam był zrobiony obóz, otworzyli bramę. Niemców zabrali, dużo było Polek, mężczyźni i Żydzi. Polki były z jednej strony, mężczyźni z drugiej, a Żydzi osobno z rodzinami.
Później tam zaczęły się krzyki, bo Żydzi byli osobno. Jak otworzyli i wypuścili ich, to już było mocno czuć, bo paru Żydów już pomarło, maltretowali ich. W Holiszowie jeszcześmy się nie połączyli z Amerykanami, a to był taki okres, że jeszcze nie było wiadomo co gdzie. On pisze w książce tylko to – bo ja o tym nie wiedziałem – że z Czechami nawiązał kontakt, że chcieli zrobić powstanie koło Pilzna czy coś tam, ale Czesi się nie zgodzili, nie chcieli walczyć. Tak że dalej żeśmy szli, aż żeśmy się połączyli z Amerykanami.
W międzyczasie przed Holiszowem to z obozu, zapomniałem jak się nazywa – bo ja nie byłem tam – to tam wyzwolili paru oficerów, co do NSZ-etu należeli, byli w obozie koncentracyjnym. I tam Mikołajczykowa była.


– Wśród tych oficerów?


– Tak, w tym obozie. A gdzie ona była w tym obozie – ja jej nie widziałem, dopiero Mikołajczykową zobaczyłem, jak przyszła i stała z "Bohunem", a ja stałem z boku jakoś i mam z nią zdjęcie.


– A wszyscy wiedzieli, że to Mikołajczykowa?


– Tak, "Bohun" specjalnie ogłosił, że to jest Mikołajczyka żona. Ona była do końca, aż w 45. Wrócili z Amerykanami i Amerykanie dopiero wysłali ją do Londynu.


– Jak to wyglądało tak na co dzień, Pan mówi dwa i pół miesiąca w marszu, to ile dziennie kilometrów?


– Nie mam pojęcia.


– A szliście głównymi drogami?


– Nie, bocznymi, szosami rzadko żeśmy szli.


– Razem z uciekającymi ludźmi?


– Tak, Niemcy uciekali, ludzie uciekali.


– I wśród nich Brygada szła?


– Cały czas było między młotem a kowadłem, tu Rosjanie strzelają, artyleria, a tu Niemcy. To było słychać wszystko, huk jak cholera był.


– Były takie kontakty z Niemcami, że oni stali, a Brygada przechodziła?


– Tego nie widziałem. Może gdzieś bokiem przechodziła, ale tego nie widziałem, to nie mogę powiedzieć. Bo słyszałem, że mówili, posądzali, że było jakieś tam nawiązanie czy coś, bo jednak większość, wszystko uciekało do Amerykanów, oni się cholernie bali Rosjan, wojsko i to wszystko.


– Czyli Brygada weszła na tereny Rzeszy, a potem do Czechosłowacji.


– Tak, do Czechosłowacji, koło Brna, większość przez Czechosłowację przeszliśmy. Czechosłowacja była lepsza, ja w Czechosłowacji nie spotkałem jednego domu pod słomą, wszystko było eleganckie, i te drogi. Oni zabudowania mieli dobre i wszystko.
Jak połączyliśmy się z Amerykanami, to przyjechał Eisenhower. Myśmy stali wszyscy, jedno działko, te wozy i kawaleria, dużo koni było. Staliśmy na głównym placu, on to przyjął.


– To przyjechał Eisenhower i był "Bohun" i wspólnie przyjęli to?


– Tak, Eisenhower odebrał nas wszystkich. Ale co zaszło, to ja nie wiedziałem. To nic.
Później Amerykanie nam dali nareszcie umundurowanie, to zielone, wie pan. Ale jak czytałem, to to wszystko zrobił generał Patton. Bo Patton był przeciwko komunizmowi, a Eisenhower tak nie.
Cholernie Rosjanie się domagali – czytał pan tę książkę? – żeby wydać wszystkich. Ja o tym nie wiedziałem, dopiero teraz, jak czytam, to się dowiedziałem, jak on był we Francji, tam uciekał i że chcieli go koniecznie złapać.


– "Bohuna"?


– Nie miałem takiego nastawienia, nie byłem w partii, może gdyby mnie złapali...


– Mówi Pan, że nie był w partii, czyli w Narodowej Demokracji.


– Tak. Nie należałem, więc może bym się wytłumaczył, jakby mnie aresztowali. Ale ja to źle rozumiałem (śmiech), u Rosjan nie było tłumaczenia. Koło Pilzna niedaleko jednego naszego Rosjanie złapali.
Już śledzili go, złapali, znałem go. Byłem w Pilźnie, już mieliśmy mundury amerykańskie. Oni te znicze palili, ognie, Rosjanie byli "friendly", bardzo "friendly".
Myślę, że jakby nie Patton, to kto wie, może Eisenhower by i oddał. On był innego nastawienia, mi się zdaje. Ja nie wiem o tym, to nie powiem.
Co później się stało – już żeśmy mieli to, przyjechało wojsko, tankietki takie małe i dużo wojska, okrążyli nas, wywieźli nas do Coburga i kazali złożyć broń. Tam wszyscy oddali broń, bo "Bohun" powiedział, żeby się nie rzucać i oddać. Moje rozumienie, że oni się bali, że my może nie chcemy oddać. Ale byliśmy obstawieni przez wojsko amerykańskie z każdej strony.


– I oddawać broń.


– Tak, wszystko żeśmy zdali. Nie wiem, jak to długo trwało, wysłali nas wszystkich do Norymbergi. Taki był las i namioty, nie było baraków, i tam zrobili wtedy kompanię wartowniczą.


– Amerykanie wzięli i Amerykanie zaczęli płacić?


– Amerykanie wtedy dali nam już wszystko, umundurowanie, jedzenie. My staliśmy w Norymberdze, a niedaleko był ten sąd, nawet dwóch kilometrów nie było.


– Panie Edwardzie, ile lat Pan wtedy miał?


– Jestem 22 rocznik, mam 91 lat (śmiech).


– Podjął Pan decyzję, że wychodzi Pan z Polski, a miał Pan rodzinę w Polsce.


– Ja mam rodzinę, ale to się tak zmieniło... Później, jak byłem w kompanii, to poznałem żonę.


– W kompanii Pan poznał żonę?


– No nie w kompanii, w obozie, bo tam wszędzie były obozy cywilne. Polaków dużo. W tej Norymberdze jak byliśmy, to Murzyni tu stali, a mu tu w tym lesie, i nam, białym, do amerykańskiego kasyna wolno było wejść, a Murzynowi nie. Tam najstarszy to był major.


– Major Murzyn nie mógł wejść do amerykańskiego kasyna?


– Nie mógł. Ja sobie to później uprzytomniłem, cholera by to wzięła...


– Panów oficerowie mogli wchodzić do kasyna?


– Ja nie byłem oficerem.


– Ja wiem, ale od panów oficerowie.


– Tak. Naszym do kasyna wolno było wejść, wodę sobie kupić. A Murzynowi żadnemu nie było wolno!


I mnie przerzucili potem z Monachium, bo tam Brygadę musieli usunąć, to Rosja nacisnęła, jak były te sądy. Pojechałem do Monachium i tam byłem w kompanii.
Tam był kapitanem Kosowski, to był mój kapitan, byłem u niego w kompanii, to wszędzie w kompanii wartowniczej byli oficerowie z Brygady. Tak że miałem bardzo dobrze. Tylko przyjechałem, a on mówi: No to co, co chcesz być? Mojego kolegę zrobił prowiantowym, a ja mówię, że nic nie chcę. Jak tu jestem, to drużynowym będę. On też chciał zrobić, żebym był chociaż podporucznikiem. Mówi, będziesz miał lepiej. A ja mówię nie. Byłem takiego zdania, jaki ja tam oficer, cholera będę szkołę miał, tylko siedem klas powszechnych, ubity już byłem (śmiech) trochę. Posiedziałem, to wiem, jak było.
Ale nie przyjąłem, tak że zostałem. Z Monachium mnie przerzucili do Stuttgartu, tam pilnowaliśmy takiego składu różnych rzeczy, jedna kompania była. No i tam poznałem żonę właśnie.
Później mnie przerzucili stamtąd do Wiesbaden, a ja mówię, że mam żonę – jeszcze nie byłem żonaty, ale tak powiedziałem. Co się martwisz, tam koszary duże, dali mi jeepa, wszystko i żona przyjechała. Bo później, we Francji, byłem parę dni, bo wszyscy nasi przesunęli się do Francji i tam Amerykanie zapisywali nas. Na pięć lat się podpisz, dawali ci obywatelstwo i wysyłali na Koreę. Słyszał pan o tym?


– Słyszałem, że dużo ludzi do Korei trafiło, ale nie słyszałem o tym, że z wartowniczych służb, wiedziałem, że z wojska polskiego.


– Tak, z kompanii wartowniczej mogłem jechać. Ja to sam osobiście wiem, tylko bym podpisał deklarację. Dostaniesz obywatelstwo, ale wyślemy cię do Korei. Tak było.


– Nie pisał się Pan na Koreę?


– Ja nie, żeby nie kobieta (śmiech). Bo potem ona w ciążę zaszła i ja tak już się bałem, szkoda mi było rzucić. Zostałem i w 47 roku się zwolniłem z kompanii, przyjechałem do obozu, do Kanady chcieliśmy wyjechać. I się zapisałem do Kanady raz, do tych stalowni do Hamiltonu. A tam byli Łotysze, inni i coś cholery pokręcili, i już byłem przyjęty, a naraz nie.


– Do stalowni?


– Tak, do Hamiltonu. Ale później do kopalni mnie przyjęli.


– Gdzie?


– Do Norandy, do Plymouth. Do nas przyjechał amerykański kupiec, wagę przywiózł. To mi mówili chłopacy, bo tam przeszło pierwszych stu zabrali do kopalni, do pracy, że oni stawiają na wagę. To ja sobie kamieni powkładałem (śmiech). To patrzą i mówią, gdzieś robił, to ja że w kamieniołomach, bo to na kopalnię, to coś musiałem mówić.
I przyjął mnie. Ale wszyscy mówili: ooo, nie wyjedziesz do Kanady prędko, pierwsi czekali parę miesięcy, zanim wyjechali. Przyjechałem do obozu, po trzech tygodniach wołają. Wyjazd do Kanady. Statkiem z Bremy. Tak że w 48 roku na Boże Narodzenie byłem na okręcie, a na Nowy Rok w Halifaksie i stamtąd przywieźli nas do Norandy. W Norandzie było nas trzydziestu chłopaków, bo amerykańska kompania, Noranda, jest słynna. Wie pan, ile nam płacili na początku? 86 centów na godzinę, sześć dni robiliśmy.
A wtedy roboty brakowało, myśmy z żoną przeszli komisje, krew, prześwietlenie, wszystko. Jak przyjechałem do Norandy, musiałem znaleźć mieszkanie i mieć zaświadczenie, że mam mieszkanie. Jak to wysłałem, dopiero mogła żona przyjechać. Ale tam byli ci starzy emigranci, poprosiłem – ja nie miałem za co wtedy "rentować", bo mieszkałem w "bunkhousie". Mieszkałem koło kopalni, tam było jedzenie i spanie. Przyjechałem w styczniu, 1 stycznia, a żona przyjechała dopiero we wrześniu. A jak skwitowałem kopalnię, to co mogłem zarobić, to było dolar osiem. Jak sobie teraz wyobrażam, wiesz pan, jak nas Amerykanie doili, pięć lat robiłem za dolara. I ta kopalnia jest zamknięta kompletnie. Nie było żadnych ubezpieczeń, żadnych emerytur, nic. Rok był kontrakt, trzeba było odrobić.


– A potem można się było zwolnić?


– Tak, ale ja byłem już żonaty, żona przyjechała i nie miałem pieniędzy. Do Toronto przyjechałem dopiero w 55. Zaoszczędziliśmy trzy tysiące i przyjechałem, mieszkałem dwa lata, a później kupiłem dom, dałem 3 tysiące "down", a dom kosztował 17 tysięcy dolarów. Żona mi pomarła półtora roku niecałe i syn pomarł, 64 lata, na raka. Tak że zostałem sam teraz.


– Ale widzę, że świetnie się Pan trzyma. Dziękuję bardzo za rozmowę.


Rozmawiał Andrzej Kumor

Ostatnio zmieniany niedziela, 17 luty 2013 09:13
Andrzej Kumor

Widziane od końca.

Strona: www.goniec.net/

2 komentarzy

  • Jadwiga -Milanówek

    ,,Nie byłem żadnym politykiem", ale niejeden polityk mógłby Mu pozazdrościć mądrości. Wujku ,przemawia przez Ciebie wrodzona skromność. Gratulacje za aktywność życiową. Kłaniam się z Polski.

    Jadwiga -Milanówek wtorek, 12, luty 2013 05:48 Link do komentarza
  • SYLWIA

    BARDZO INTERESUJĄCY WYWIAD. GRATULACJE ZA WSPANIAŁĄ PAMIĘĆ ! EDWARD KAMIŃSKI TO MÓJ CIOTECZNY DZIADEK, JEST JESZCZE STARSZY KAMIŃSKI (BRAT EDWARDA), KTÓRY WKRÓTCE SKOŃCZY 93 LATA, TEŻ BARDZO SPRAWNY, A MOJA BABCIA JANINA, ICH SIOSTRA, 88 LAT NIEZWYKLE ŻYWOTNA I PEŁNA WIGORU. NAJMŁODSZA W RODZINIE TO ICH SIOSTRA KRYSTYNA-81 LAT

    SYLWIA czwartek, 31, styczeń 2013 13:48 Link do komentarza
Zaloguj się by skomentować

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.