farolwebad1

A+ A A-

Marsjański krajobraz - Cheltenham Badlands

Oceń ten artykuł
(4 głosów)

Jest takie miejsce niedaleko Toronto, które koniecznie trzeba zobaczyć, bo nie dość, że jest wyjątkową rzadkością w Ontario, to niedługo być może oglądać go nie będzie można. 

IMG 7601

Mowa o Cheltenham Badlands, czyli tłumacząc dosłownie z angielskiego Złych Ziemiach Cheltenham. "Złe ziemie" to zwykle obszary wyżynne, głównie w strefie klimatu suchego i półsuchego, o ubogiej roślinności. Charakteryzuje je silne rozczłonkowanie przez sieć głębokich wąwozów, powstających w wyniku procesu wypłukiwania w czasie okresowych ulewnych deszczów słabo scementowanego podłoża. Niegościnność tych ziem, niekorzystne ukształtowanie powierzchni, niedostępność komunikacyjna decydują o ograniczonych możliwościach ich zagospodarowania. Tyle o tym tworze geologicznym mówi Wikipedia.

Nasze ontaryjskie "złe ziemie", o niewielkim obszarze, nie powstały w klimacie suchym i ubogim w roślinność – wręcz przeciwnie, nie mają głębokich wąwozów, są łatwo dostępne. Setki milionów lat temu rejon Cheltenham pokrywało płytkie morze otoczone rosnącymi górami, które podnosiły poziom wody, a muł pod wpływem jej ciśnienia przekształcił się w ilaste łupki, bogate w tlenek żelaza, stąd niesamowity ciemnoczerwony kolor.

Pofałdowany grunt poprzecinany jest popielatymi smugami, utworzonymi przez przesączające się wody gruntowe, które spowodowały zmianę koloru. W latach 30. XX w. rozpoczęto tu uprawy, które zniszczyły trawy utrzymujące cienką warstwę gleby, odsłaniając to, co się pod nią znajdowało, właśnie ilaste łupki, a deszcze i erozja dopełniły dzieła i powstał ten marsjański krajobraz.

Cheltenham Badlands znajdują się przy trasie Bruce Trail na Wyniesieniu Niagarskim. Mimo płatającej figle aury, uważając dzień bez wycieczki za stracony, wybraliśmy się tam na rekonesans. Nie tylko nas nie odstraszyła pogoda, czerwone zjawisko uwieczniały aparatami i kamerami tłumy turystów włącznie ze zbiorowymi wycieczkami, które przyjechały tu autokarami. Widać sława marsjańskiego krajobrazu rozeszła się szeroko.

Minęliśmy "złe ziemie" i ścieżką z parkingu poszliśmy kilkanaście metrów do białego szlaku Bruce Trail i skręciliśmy w prawo, z zamiarem przejścia pięciokilometrowej pętli. Trasa świeżo odnowiona, porobione schodki na stromych zejściach, bo szlak prowadzi do wąwozu z płynącym w dole potokiem, widać, że Bruce Trail Association jest tu bardzo aktywne. Trasa prowadzi wśród krzewów i młodych drzew, dużo tu zdziczałych właśnie kwitnących jabłoni – po drodze siekł nas na przemian wicher, śnieg i grad, śnieżynki mieszały się z płatkami drzew owocowych porwanymi przez wiatr, chwilami nie wiadomo było, czy to jeszcze śnieg, czy już tylko deszcz z płatków kwiatów, a rzadkimi momentami przezierało słońce. Z trasy widać wysoki brzeg klifu po drugiej stronie szosy i niewielkie fragmenty "badlands". Przy strumieniu pięknie kwitnące swojskie kaczeńce, nieodmiennie wywołujące wspomnienia Polski. Szlak przechodzi mostkami strumień, wspina się na zbocze, rosną tu bardzo stare klony, trzeba sforsować drabiną płot i... przykra niespodzianka. Trasę zaplanowaliśmy na pięć kilometrów. W poprzednich latach przekraczała szosę, wspinała się na klif, dochodziła do punktu widokowego na nieczynne już kamieniołomy. A tu nici. Szlak po jednym kilometrze kończy się na szosie, którą jak niepyszni musieliśmy wrócić do parkingu przy "złych ziemiach".

Prawdopodobnie zamknięto go z powodu ochrony tego terenu, żeby tą trasą nie chodziło za wielu ludzi – to jedno z wytłumaczeń. Pisaliśmy na początku o tym, że istnieją słuszne plany ograniczenia lub idiotyczne pomysły zamknięcia tego terenu do zwiedzania całkowicie, teraz niestety ludzie nie stosują się do tablic z prośbą o obchodzenie "badlands" dookoła, spacerują po całym terenie, robiąc zdjęcia, naruszając tym samym delikatną strukturę ziemi. Od 2000 roku terenem zarządza Ontario Heritage Foundation wspólnie z Bruce Trail Association, ale żeby zdecydować, jak go zabezpieczyć, oprócz dwóch wymienionych organizacji decyzję musi podjąć wspólnie jeszcze parę jednostek administracyjnych, więc debata trwa już pięć lat.

Drugie wytłumaczenie zamknięcia szlaku to być może decyzja właścicieli terenu, przez który przechodzi. Bruce Trail bardzo często zmienia bieg, jedni dają zezwolenie na wytyczenie szlaku przez swój prywatny teren, inni właściciele je cofają; żeby być na bieżąco, trzeba kupować co roku nową książkę z mapami tras, niestety drogą – ok. 50 dol., dlatego jeśli opisujemy kolejne fragmenty Bruce Trail, najpierw sprawdzamy osobiście, jak to wygląda na miejscu. Tym razem okazało się to potrzebne. Zmiana nie została uwzględniona nawet w internetowych opisach.

Wracaliśmy dla odmiany nie Mississauga Rd., ale Creditview Rd., która nam trochę wynagrodziła niepowodzenie. Minęliśmy nietypowy znak "Uwaga gęsi" – tylko w Kanadzie są takie znaki i tylko tu dzikie gęsi tak przełażą drogę, bo przecież doskonale latają, w Europie dzika gęś to ptak bardzo płochliwy, trudno go podejść. Kilkanaście metrów za znakiem dwa stawy porośnięte w tej chwili wyschniętą trzciną, a wkoło zielone olbrzymie połacie trawy. Idealne miejsce na lęgowisko. Gęsi też tak uważały, bo gniazd zrobionych z wyschniętej trzciny było dużo, chociaż wyglądało na to, że dopiero szykowały się do złożenia jaj. Nowa zielona trzcina dopiero zaczęła rosnąć, więc wszystko było świetnie widać. Nie zabawiliśmy tu długo, do mknących samochodów gęsi są przyzwyczajone, ale nasza obecność per pedes wzbudziła wyraźny niepokój i głośne gęganie.

Dojazd do "złych ziem" z Toronto: Hwy 401, zjazd w Mississauga Rd., jedziemy Mississauga Rd. na północ około 24 km do skrzyżowania z Old Base Line Rd., skręcamy w nią w prawo, po 2 km będzie parking przy szosie, "złe ziemie" widoczne po prawej stronie (GPS parking: N43 46.447 W79 56.640).

Tekst i zdjęcia
Joanna Wasilewska
Andrzej Jasiński
Mississauga

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.