farolwebad1

A+ A A-
sobota, 17 sierpień 2013 11:31

Listy z nr. 33/2013

Panie Andrzeju,

Tylko niech Pan powie dzisiaj Kowalskiemu, że jego Ruch powinien zrezygnować z planu wyprowadzenia Polski z Unii. Ten jeden błąd zaważy o ich klęsce. Wspomni Pan moje słowo. Pod resztą ich planów podpisuję się obiema rękami, ale w odróżnieniu od was, zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa tego błędu.

Pozdrawiam,
Edek

Od redakcji: Szanowny Panie, zapraszamy do debaty z p. Kowalskim, przypominam – sobota, 7 września, w audytorium Centralnej Biblioteki publicznej w Mississaudze o godz. 14.

•••


Szanowni Redaktorzy,

Przyznam, że artykuł pana Pawła Zyzaka "Powstańcze dylematy" rozczarował mnie. O Powstaniu Warszawskim mam swoje wyrobione zdanie od dawna, niestety zupełnie inne.

Ustosunkuję się zatem do paru jego tez. Pisze: "komuniści, którzy w okresie odwilży gomułkowskiej uznali status kombatancki AK-owców, z lubością podkreślali czynnik rozumu. Głosili tezy o naiwnej brawurze przywódców AK, zniszczeniu przezeń Warszawy i «szastaniu życiem ludzkim». Zależało komunistom na przykryciu dwóch spraw".

Miniony ustrój komunistyczny wspominam jako umiarkowany totalitaryzm, a nie totalny zamordyzm, jak niektórzy nasi imigracyjni publicyści, i nie mam dobrego zdania o samych komunistach, jednak w tym wypadku muszę przyznać im rację. No, może z wyjątkiem tej wzmianki o zniszczeniu Warszawy przez przywódców AK. Gdyby powiedzieli, że owi przywódcy przyczynili się do zniszczenia Warszawy, brzmiałoby to znacznie sensowniej.

Młodych, zdesperowanych ludzi łatwo jest napuścić, aby porwali się z pięściami na czołgi, nie licząc się z ceną, jaką przyjdzie za to zapłacić. A to właśnie zrobili mocodawcy z Londynu. A cena była bardzo wysoka – 200 tysięcy zabitych Polaków, w większości ludzi młodych, i zniszczenie stolicy w 90 procentach. Gdzie byli wówczas alianci i Matka Boska? Po klęsce wrześniowej Warszawa była znacznie mniej zniszczona niż po klęsce Powstania, o czym pan Zyzak nie raczył wspomnieć. Czesi i Węgrzy byli rozsądniejsi, zdawali sobie sprawę z bezsensowności takiego zrywu, dzięki czemu przynajmniej nie spowodowali takiego zniszczenia swoich stolic.

W odróżnieniu od pana Zyzaka wciąż uważam, że Powstanie było bezsensownym zrywem. Powstańcy nie mieli żadnych gwarancji od aliantów, że przyjdą im z pomocą. Owszem przyszli, zrzucili z samolotów trochę skrzynek z amunicją, ale cóż to znaczyło na tle uzbrojonego po zęby wroga?

Dalej pisze: "Po śmierci Roweckiego i Sikorskiego, do czego rękę swą najpewniej przyłożyli agenci sowieccy". Skąd taka pewność co do Sikorskiego?

Sikorski w owym czasie, czyli w lipcu 1943 roku, nie był już wrogiem numer jeden Stalina. Czuł się tak rozczarowany brakiem wsparcia ze strony aliantów, że już prawie gotów był podać rękę Stalinowi. Może właśnie przywódcy AK z Londynu obawiali się tego kroku i postanowili go zlikwidować?

Tak czy owak, do dzisiaj nie wiadomo, co było powodem katastrofy w Gibraltarze. Nie wiadomo nawet, czy samolot, w którym leciał Sikorski, nie rozbił się zaraz po wystartowaniu z przyczyn czysto technicznych.

Pan Zyzak pisze na koniec: "Pamiętać należy, że każda, nawet najbardziej przemyślana decyzja, obarczona jest błędem".

Dziwi mnie, że takie słowa pisze historyk, w dodatku dość popularny od czasu ukazania się jego książki o Wałęsie. Z takim stwierdzeniem nie mogę się zgodzić zupełnie i chyba też każdy rozsądny czytelnik.

Były klęski w naszej historii, z których nie mamy żadnych powodów do dumy. Tymczasem za rządów braci Kaczyńskich rocznica wybuchu Powstania obchodzona była tak, jakby to była rocznica zwycięstwa, czyli w sposób absurdalny. Najtrudniejszą rzeczą dla Polaków jest spojrzeć na swoją historię i ocenić ją w sposób taki, jak oceniają ją ludzie innych narodowości. Artykuł pana Zyzaka jest tego typowym przykładem.

Pozdrawiam,
Edward Rybarczyk, Vancouver

Od redakcji: Inny ciekawy tekst o Powstaniu Warszawskim opublikowaliśmy w tym samym numerze naszego pisma. Debata na temat Powstania to dyskusja o sposób prowadzenia i kierunki polityki polskiej. Skutki Powstania trwają do dzisiaj.

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 09 sierpień 2013 17:28

Listy z nr. 32/2013

Dzień dobry,

Mam tutaj do zakomunikowania odnośnie do pańskich wypowiedzi. Są ciekawe, a zarazem i kontrowersyjne. Nie są zbyt konkretne, a są bardzo lekkie.

Trzeba konkretnie, konkretnie powiedzieć, konkretnie, o co chodzi, niech zapłaczą wszystkie dzieci Szatana. To oni czynią. Tak trzeba działać, panie Andrzeju, tak. Bo jeżeli się tak lekko działa, to nie jest to wiele, jest to dużo zarazem, ale nie za wiele.

Andrzej Smolarski
(spisane z automatycznej sekretarki)

Od redakcji: Szanowny Panie, komunikat dotarł.

•••

Komentarz do tekstu A. Kumor "Coraz piękniejsza bajka o PRL-u"

"Odys Syn Laertesa" powiedział:

…"Bezetyczna państwowość doprowadziła do tego charakterystycznego pojmowania polityki, jako sztuki dochodzenia do władzy. Tłumaczą nam to, że to dla dobra publicznego, żeby wykonać pewien program; a potem dodają, że ze względu na dobro publiczne muszą pilnować, żeby władzy nie utracić.

W praktyce wychodzi na to, że celem rządu jest utrzymać się przy władzy – i nic więcej. (…) Ze «sztuki dochodzenia do władzy» robią się sobkowskie łowy na władzę, nieprzebierające w środkach. Głównym zajęciem rządu staje się tępienie wszelkiej opozycji, co po niedługim czasie zamienia się w prześladowanie wszystkich porządnych ludzi, niechcących się poniżać służalstwem. Rząd taki skupia około siebie zwolenników coraz wątpliwszej wartości, aż w końcu polityka bezetyczna wyradza się w sztukę robienia brudnych interesów. Nieunikniona «ewolucja»!" (Feliks Koneczny).

III RP nie stoi już na "generałach" i "towarzyszach"… Przecież gołym okiem widać, kto rządzi, i gdyby tylko ten "ktoś" chciał, wyroki zapadałyby całkiem inne! (istnieją przecież "precedensy" i niektórych się skazuje)…

Problem polega na tym, że obecna "władza" chcieć nie może. Ponieważ ci odszczepieńcy postsolidarności siedzą u komuszków (z którymi się dogadali) w kieszeni… Tym to sposobem wszystko w zasadzie dzieje się po staremu… Państwo polskie stoi na ZASZŁOŚCIACH SYSTEMOWYCH, które z komunizmu przekształciły się w socjalizm (dla niepoznaki dość skutecznej, bo od ponad 20 lat mało kto to rozumie!)…

I to z przejawami socjalizmu właśnie musimy walczyć. Zmiana elit bez zmiany systemu (przede wszystkim własności) nic nie da! Trzeba by było wszystkich "zawiadowców gospodarki", tj. urzędników, ideowo "zweryfikować", a to jest niewykonalne! Dlatego potrzebne są zmiany systemowe…

Wszystko zasadza się na pieniądzach i własności… Potrzebne jest zatem przekierowanie tych środków z powrotem do kieszeni OBYWATELI… Potrzebna jest, po pierwsze, likwidacja obciążeń podatkowych i składkowych, a także odpolitycznienie i sprywatyzowanie wszelkiej własności produkcyjnej i usługowej… Państwu należy pozostawić policję, wojsko i służby specjalne… O resztę powinien zatroszczyć się tzw. rynek, czyli MY! Na co po uszczupleniu administracji państwowej i wynikającego z niej marnotrawstwa będziemy mieli wystarczająco dużo pieniędzy w kieszeniach… Wtedy będzie nas stać, żeby samemu organizować sobie szkoły, służbę zdrowia, o biznesie nie wspominając. Pozostaną wtedy na rynku tylko takie usługi, za które ktoś zechce zapłacić, bo mu będą potrzebne… Nie potrzeba nam do życia sołectw, gmin, powiatów, województw, ministerstw, agend i agencji rządowych, urzędów pracy, GOPSów, MOPSów, ZUSów, KRUSów, urzędów skarbowych, sanepidów, całej masy inspekcji (wyliczać można w nieskończoność, bo ciągle powstają nowe!)… Tam pracuje masa ludzi idąca w setki tysięcy (niektórzy wyliczają, że ponad milion!)… Dodać do tego unijnych darmozjadów i obraz "przedsiębiorstwa państwowego" gotowy…

Pora odsunąć od władzy ludzi, którzy od 20 lat doprowadzają gospodarkę do upadku… Trzeba obywatelom uświadamiać, że socjalizm jest zły i że to socjaliści odpowiadają za złodziejską politykę państwa wobec obywateli… Trzeba pokazywać palcami tę bandę, żeby ludzie wiedzieli, na kogo nie powinni głosować, o ile chcą prawdziwych zmian, a nie tylko zemsty na teraźniejszym układzie, po to żeby rządzili ludzie z takimi samymi poglądami na gospodarkę, tylko z innymi hasłami na ustach… PO, PSL, PIS, SLD, RuchP, SP, PJN – to partie socjalistyczne… Poczytajcie ludzie ich programy… One niczym się nie różnią poza tym, że każda z tych partii chce wydawać pieniądze po swojemu… Każda z tych partii OBIECUJE niemożliwe do wykonania "inwestycje" i wydatki, bo kasa jest pusta, więc nas zadłużają!… Jedyne wyjście to powrót do ustawy Wilczka z początków lat 90…. Trzeba dać swobodę przedsiębiorcom – małym i średnim POLSKIM! firmom… Zmniejszyć podatki, zlikwidować masę niepotrzebnych urzędów i rozdętej do granic możliwości administracji, która tylko żre… Już raz ten bum przerabialiśmy, dopóki pseudoliberałowie (nie mylić z prawdziwym liberalizmem!) nie zadusili wolnego rynku… Tusk, Balcerowicz to nie są żadni liberałowie! To socjaliści, przez których większość Polaków zohydziła sobie pojęcie liberalizmu…

Od redakcji: Ma Pan wiele racji.

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 02 sierpień 2013 13:30

Listy z numeru 31/2013

Apology/Przepraszamy!

Redakcja tygodnika "Goniec" przeprasza Liuna Local 183 za opublikowanie w wydaniu z dnia 31 maja 2013 roku w dziale listów do redakcji listu p. Henryka Sztaby. Goniec nie utożsamia się z użytymi w nim sformułowaniami i zarzutami stawianymi związkowi zawodowemu budownictwa.

"Goniec" apologizes for publishing Mr. Henryk Sztaba letter to the editor (in May 31 2013 edition of Goniec) in which he accuses construction labour union for unlawful practises against his company. We does not support any statements made by Mr. Sztaba. We regret publishing his letter.

Andrzej Kumor
Editor-in-Chief


 

Szanowny Panie Sierzputowski,

zdecydowałam się na napisanie tego listu w związku z tematem, który w Pana tekstach powraca niczym bumerang. Mówi się, że żadna praca nie hańbi – widzę jednak, że nie należy Pan do osób, które podpisałyby się pod tym stwierdzeniem. Wniosek ten nasuwa mi się, gdy obserwuję, w jaki sposób odnosi się Pan do kobiet, które pracują w innym zawodzie niż wyuczony. Nie szczędzi Pan bowiem słów sarkazmu i pogardy.

Zastanawiam się tylko, dlaczego akurat uparcie piętnuje Pan kobiety. Podejrzewam, że wcale nie mniej jest mężczyzn, którzy z wyboru pracują nie w swoim zawodzie. Ci jednak mają u Pana taryfę ulgowa.

Czy próbował Pan kiedykolwiek pomyśleć, dlaczego kobiety, które tak Pan krytykuje, zmieniły zawód? Trochę empatii nikomu nie zaszkodzi. Sama należę do osób, które w chwili obecnej nie wykorzystują wiedzy zdobytej podczas studiów. Jednak nie każdy, idąc na studia po maturze – taka jest tendencja w Polsce – dokonuje wyboru, który go satysfakcjonuje przez całe życie. Tak było w moim przypadku. Już po studiach zainteresowałam się inną dziedziną, dodam, że zdecydowanie mniej intratną, w której postanowiłam spróbować swoich sił.

Proszę wziąć pod uwagę fakt, że czasy się zmieniły i nie jest już tak, że człowiek pracuje 35 lat w jednym zakładzie pracy. Do zmiany zawodu może zmuszać z jednej strony sytuacja ekonomiczna, ale też nie wolno zapominać, że kobieta posiada coś takiego jak zainteresowania. I może jej się odmienić, może zechcieć spróbować nowych rzeczy. Nawet takich, które ma Pan w głębokim poważaniu. Nie każdy też nadaje się do prowadzenia własnego przedsiębiorstwa zarówno z braku odwagi, jak i naturalnych predyspozycji.

Pisze Pan, że jest mu smutno, gdy widzi, jak dziewczyna z dyplomem biega ze szczotką. A mnie by było bardziej smutno, gdyby nic nie robiła i żyła sobie, pobierając zasiłki od państwa. Bezrobocie, jeśli utrzymuje się przez dłuższy czas, staje się patologią. Dlatego uważam, że każde zajęcie jest dobre. Niekiedy bywa tak, że idziemy do jakiejś pracy z konieczności, a potem się okazuje, że bardzo nam ona odpowiada. Nawet wynosić śmieci można z godnością i poczuciem wartości swojej pracy. A z takiej postawy jak Pańska bierze się tylko brak szacunku społecznego dla kobiet zatrudnionych m.in. w serwisach sprzątających.

Ciekawa tylko jestem, kto u Pana w domu sprząta. Czy przypadkiem nie jakaś kobieta z dyplomem, która musi latać po pokojach ze wzgardzoną szmatą?

Z poważaniem
Katarzyna Nowosielska
magister inżynier lotnictwa
Toronto

Od redakcji: Podpisujemy się oburącz.

•••

Dotyczy artykułu Izabeli Embalo: "Rozczarowani Kanadą"...

Artykuł dotyczył osób, które nie mają prawa stałego zamieszkania i przyjechały z tak zwaną ograniczoną wizą pracy (work permit), mogą pracować tylko dla jednego pracodawcy, więc sytuacja taka jest ciężka, inne możliwości i perspektywy mają emigranci, którzy posiadają wszelkie prawa i otwartą autoryzację pracy w Kanadzie, nie muszę pracować dla jednego i tego samego pracodawcy, który albo jest dobrym szefem i dba o swoich pracowników, albo nie. Należy pamiętać o kontekście wypowiedzi, Kanada nadal jest dobrym krajem do emigrowania i jeśli jest szansa na stałą emigrację, warto o tym pomyśleć. Nie zawsze jest łatwo na początku, ale wiele osób odnosi sukces i żyje na godnym, jeśli nie dość wysokim poziomie w porównaniu do osób w Polsce…

A jeśli chodzi o adwokatów, doradców, lekarzy…nikt nie jest zmuszany do korzystania z usług profesjonalistów –można sobie samemu wyrwać ząb, zaszyć ranę, naprawić samochód, zbudować dom oraz załatwić sprawę rozwodową czy odwołać się od emigracyjnej deportacji. Pisząc półserio, ja akurat mam dobre doświadczenie z doradcami i innymi profesjonalistami. Mam jeszcze pytanie…mój bratanek przyjechał na wizę pracy z Irlandii do Alberty, stąd znam dobrze ten temat, jest zadowolony z pracy, ale ma, jak pisałem, ograniczoną wizę, ważną na dwa lata (WORK PERMIT), na dokumencie jest napisane, że nie może pracować dla innego pracodawcy i zmieniać miejsca, jak otrzymać pobyt stały w tej sytuacji? Co będzie, jeśli na przykład firma zwolni go, choć na razie się nie zapowiada? Chcielibyśmy wiedzieć, co dalej robić, wiza wygaśnie za jakiś czas?
Dziękuje za podpowiedź :)

Od redakcji: Trzeba by zapytać profesjonalistów...

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 02 sierpień 2013 13:14

Forum z nr. 31/2013

CZY KOMUNISTYCZNI OPRAWCY MAJĄ PRAWO DO EMERYTUR?

Wolna Polska dzisiaj ciągle dba bardziej o swoich wrogów, o weteranów komunizmu, aniżeli o ich ofiary – o bohaterów walki o wolność. Celnie wyraził to ostatnio legendarny przywódca Solidarności Walczącej Kornel Morawiecki.

Komuniści o swoich weteranów zadbali już w cztery lata po objęciu w Polsce swojej zdradzieckiej władzy po II wojnie światowej i którzy korzystają z tego po dziś dzień, choć ich zbrodnicze rządy dawno już ponoć minęły. Jeszcze szybciej o weteranów walki o wolność zadbała przedwojenna, choć również bardzo biedna II Rzeczpospolita. Jedynie spóźnione o 24 lata elity dzisiejszej III RP mają dalej problem, aby
ustawowo i godnie podziękować bezwzględnie wszystkim tym, dzięki którym są tymi elitami.

Kapłani Kościoła, ale przede wszystkim weterani "Solidarności" i "Solidarności Walczącej", NZS-u, KPN-u, ROPCiO, po części KOR-u i innych środowisk antykomunistycznej opozycji w PRL, w swojej podstawowej masie dlatego, że walczyli, to ludzie przedwcześnie mniej lub bardziej wyniszczeni psychicznie i biologicznie. To ludzie, którym komunistyczna władza złamała zawodowe i naukowe kariery, dzięki którym mają oni obniżone i nędzne renty i emerytury lub wcale ich nie mają albo nie mogą mieć. A Ci, którzy jeszcze pracują, również ponoszą konsekwencje tamtej walki.

Komunistyczna władza rozbijała im rodziny i odebrała zdrowie, konfiskowała mienie i rujnowała materialnie. Lżyła publicznie i odbierała dobre imię.

Wreszcie podle i bezwzględnie szantażowała, więziła, psychicznie i fizycznie torturowała, biła i zabijała. Przelewała niewinną krew.

Trybunał w Strasburgu w odpowiedzi na skargę esbeków ostatnio orzekł, że aparat komunistycznej przemocy w PRL łamał prawa człowieka i może w związku z tym otrzymywać obniżone renty i emerytury.

Ale czy przestępcy mają w ogóle do nich prawo? I nie tylko jako przestępcy, bo oni po prostu jako przywilej nigdy na nie nie płacili składek od wynagrodzenia. Więc ich kapitał początkowy w ZUS-ie wynosi 0 i na podstawie czego III RP wypłaca im emerytury?

Emerytury i renty kilkudziesięciu tysiącom esbeków i innym ciemiężycielom Polski przynosi do domu listonosz albo są one przelewane na ich wypasione konta bankowe. Tymczasem garstce będących w największej nędzy bohaterów walki o wolną Polskę, III RP proponuje staranie się o skromną jałmużnę w pomocy społecznej, a całą resztę ma dalej gdzieś. Ta jałmużna wynosi połowę najniższej emerytury dla szeregowego esbeka. Ale kto z nich był szeregowcem? Mnie prześladowali wyłącznie oficerowie, w stopniu od porucznika do generała, z Kiszczakiem i Jaruzelskim na czele. W moim otoczeniu słychać nieliczne głosy, aby broń Boże nie krytykować projektu senackiego Ustawy dla weteranów opozycji antykomunistycznej, bo może to... zaszkodzić sprawie! Politycy mogą poczuć się urażeni i... nie przyznać potrzebującym nawet planowanej jałmużny!

Ja wiem, że dla garstki bohaterów będących w największej nędzy, każdy grosz jest bardzo ważny. Ale trzeba myśleć o losie wszystkich ludzi zasłużonych. Jałmużnę dostanie, kto ma osiemset zł dochodu, a czy kto z nich ma 900 lub 1000 zł, to nie jest dzisiaj również nędzarzem? Oczywiście, że jest. Nie godzi się bohaterów walki o wolną Polskę tak niegodnie dzielić, zwłaszcza kiedy robić chcą to ich dawni koledzy i ludzie, którym świetnie się powodzi.

Katowice, 19 lipca 2013
Andrzej Rozpłochowski


 

XVIII Walne Zebrania USOPAŁ-u
Przemówienie Pana Prezesa Jana Kobylańskiego z okazji XVIII Walnego Zebrania USOPAŁ,

Teneryfa, 23-24.07.2013

Szanowne Panie i Panowie,

jest mi bardzo miło przywitać Państwa i pozdrowić w imieniu naszej organizacji Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej USOPAŁ i moim własnym.

Większość z Państwa tutaj obecnych jest członkami, a wszyscy przyjaciółmi Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej. To dla mnie wielki zaszczyt móc Państwa tutaj przyjąć i spotkać się z Wami, aby przeprowadzić to Zebranie.

Zebranie, które dziś inaugurujemy, postanowiliśmy zorganizować tutaj na Teneryfie, gdzie mam drugą rezydencję, szczególnie przez wzgląd na mój zaawansowany wiek i konieczność tutejszej ciągłej opieki lekarskiej. W minioną niedzielę obchodziłem urodziny i na tę okazję przybyła grupa moich osobistych przyjaciół.

Wraz z tym Zebraniem zbiega się XX-lecie założenia USOPAŁ i pod koniec bieżącego tygodnia będziemy mieli Zebranie wraz z delegatami z wielu państw świata i przyjaciółmi USOPAŁ, jesteście na nie również Państwo serdecznie zaproszeni.

Wielkim honorem jest obecność przedstawicieli prasy w Polsce i poza jej granicami, jak i reprezentantów organizacji dzisiejszej młodzieży patriotycznej i katolickiej. Mamy dziś honor gościć reprezentantów bratnich organizacji, z którymi zawarliśmy wiele porozumień. Organizacje polskie patriotyczne z Kanady, Chicago, Nowego Jorku i innych miejsc świata.

To wydarzenie będzie dla wielu z nas miało wielkie znaczenie, biorąc pod uwagę przede wszystkim wielkie trudności, z jakimi boryka się dziś nasza Matka Ojczyzna Polska na wielu płaszczyznach życia.

To ogromny zaszczyt, że jest wśród nas obecny Prezes Zjednoczenia Polskiego w Chile Pan inż. Andrzej Zabłocki, wiceprezes USOPAŁ, wraz z małżonką. Jest z nami już od założenia USOPAŁ, kiedy to przed 20 laty zjednoczyliśmy się wraz z innymi ważnymi postaciami emigracji polskiej w Republice Argentyny i powołaliśmy Unię Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej – USOPAŁ.

Na zeszłorocznym XVII Zebraniu poinformowałem i przedstawiłem wszystkim obecnym mój słaby stan zdrowia, także zaawansowany wiek i zaproponowałem moją rezygnację z funkcji prezesa organizacji, prosząc, aby członkowie USOPAŁ między sobą mianowali nowego prezesa i nową siedzibę w Ameryce Łacińskiej lub innym kraju. Wyraziłem również, że z wielkim honorem, będę zawsze do dyspozycji, aby wspierać USOPAŁ w formie honorowej, tak jak robię to przez całe moje życie, zajmując się kwestiami dotyczącymi mojej Matki-Ojczyzny katolickiej i mogę nadal to czynić, ale jak już to podkreśliłem, w formie honorowej. Niestety do dnia dzisiejszego nie otrzymałem żadnej konkretnej propozycji, a czas nagli. Proszę dziś szanownych Państwa o przeanalizowanie, oprócz kwestii poruszonych przed chwilą, naszych punktów widzenia i silnego wsparcia dzisiejszej patriotycznej, katolickiej, polskiej młodzieży. W tych dniach przybędą ich reprezentanci, aby być tutaj z nami. Również są już obecne i jeszcze dojadą osoby, które już od wielu lat bronią zasad, wartości Polski wolnej i katolickiej, respektującej i honorującej swoją ponad tysiącletnią historię.

Proszę wszystkich obecnych, w imieniu USOPAŁ i moim własnym, aby zaprezentowali dziś przed wszystkimi zgromadzonymi swoje opinie i komentarze. Zwracam się również z serdeczną prośbą, aby wystąpienia nie przekraczały 5 minut, abyśmy mogli je nagrać, odnotować ważne informacje i wówczas po południu będzie można je przeanalizować i skomentować, aby przygotować decyzje tego Zebrania.

Jan Kobylański
Prezes USOPAŁ

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 26 lipiec 2013 21:56

Listy z nr. 30/2013

Czy istnieje megalomania gdańska?

Od dłuższego czasu to pytanie nurtuje mnie, a odwołany mecz piłkarski Lechii Gdańsk z FC Barceloną zmobilizował do napisania listu na ten temat.
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku uczestniczyłem w naradzie z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Chemii i Zjednoczenia Przemysłu Chemicznego, na której omawiano plan budowy instalacji do produkcji kwasu fosforowego i superfosfatu potrójnego w Gdańsku. Mając kilkuletnie doświadczenie z produkcją nawozów fosforowych w Gryfowie Śląskim i Tarnobrzegu (skąd przyjechałem), sprzeciwiałem się takiemu pomysłowi, a przede wszystkim zatapianiu fosfogipsów w Zatoce Gdańskiej. Znałem dużą szkodliwość fosfogipsów, zawierających szkodliwe związki fluoru i fosforu.

Po jakimś czasie zrezygnowano z zatapiania fosfogipsów w Zatoce Gdańskiej, tworząc składowisko w Wiślince (nad Martwą Wisłą), z którym teraz nie wiadomo co zrobić i co odpowiedzieć ekologom fińskim o zatruwaniu Bałtyku.

Na wspomnianej naradzie mówiłem: Jeżeli musimy produkować superfosfat potrójny, to taka produkcja powinna powstać w Tarnobrzegu (KiZPS), a fosfogipsy składować w dole pokopalnianym siarki w Piasecznie. Wiadomo było, że kopalnia Piaseczno będzie wkrótce zlikwidowana, a jej dół ma już szkodliwe związki siarki i jest dość daleko od Wisły. Cóż, Gdańsk był ważniejszy od Tarnobrzega.

Będąc koordynatorem budowy Rafinerii Gdańsk, często spotykałem się z pytaniem: Po co tu rafineria? Tu wybrzeże i mamy stocznie. Pamiętam, co mówił Jerzy Borowczak, odchodząc ze spółdzielni "Świetlik" na miejsce Lecha Wałęsy do Stoczni Gdańsk. "Musimy budować osiedle hotelowców na Połężu (dzielnica gdańska), bo będziemy największą firmą w Polsce". Dzisiaj sytuacja jest taka, że po hotelowcach kupionych w NRD są nędzne wspomnienia, a wielka Stocznia Gdańsk rozpaczliwie poszukuje 200 mln złotych, aby przetrwać najbliższy czas, a lekceważona Rafineria Gdańsk po utworzeniu "Grupy Lotos" planuje w najbliższych trzech latach zainwestować 6-8 miliardów złotych w przemysł wydobywczy i petrochemiczny.

Dotychczasowa działalność Lotosu podpowiada, że będzie to udana inwestycja.

Nie jestem pewien, czy główni dysponenci Stadionu Narodowego, wywodzący się z Gdańska, nie wpadli na szatański pomysł zorganizowania w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego (pierwszy sierpnia) występu amerykańskiej skandalistki Madonny na stadionie warszawskim.

Nie rozwodząc się nad obszernym tematem, można powiedzieć, że życie potrafi być piękne i okrutne szczególnie dla megalomanów.

Z poważaniem
Wawrzyniec Łęcki

Gdańsk 23.07.2013 r.

Opublikowano w Poczta Gońca
sobota, 20 lipiec 2013 23:27

Listy z nr. 29/2013

Szanowny Panie Redaktorze,

Kilka dni temu na jednym blogu można było przeczytać wiadomość:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/korwin_mikke_sklada_hold_jaruzelskiemu_i_kiszczakowi_275593.html
że Janusz Korwin-Mikke zapytany, czy poszedłby na uroczystość 90. rocznicy urodzin Jaruzelskiego, odpowiedział: Tak, gdybym został zaproszony.

Zaskoczony odpowiedzią pytający zadał następne pytanie: No dobrze, a gdyby został pan zaproszony na urodziny Adolfa Hitlera, to czy też by pan poszedł? – Janusz Korwin Mikke odpowiedział: Tak.

W związku z powyższymi odpowiedziami JKM mam do Panów redaktorów Kumora i Michalkiewicza następujące pytanie: Co Panowie sądzą o ww. wypowiedziach JKM i co sądzą o JKM tak w ogóle?

Z poważaniem
Jurek K

Od redakcji: Po co zajmować się sprawami marginalnymi? JKM to folklor.


 

Popowodziowa tragedia w Toronto

Przesyłam dwa zdjęcia oddające wygląd mojej ulicy sześć dni po powodzi. Ludzie czekają na agentów ubezpieczeniowych. Podawane są kolejne terminy ich przybycia i ciągle nikogo nie widać! Nie można tego ruszyć, bo, według doświadczeń tych, którzy mieli do czynienia z firmami ubezpieczeniowymi uprzednio po powodziach, i telefonicznych pouczeń ze strony biur firm ubezpieczeniowych, wszystkie te "góry" zniszczonego mienia trzeba zachować aż do przybycia i oceny przez agentów ubezpieczeniowych.

Ludzie mieszkający w zadbanej przez nich dzielnicy żyją obecnie jak w slamsie. Unosi się smród gnijących rzeczy.

Firmy ubezpieczeniowe kilku znanym mi osobom w ogóle odmówiły odszkodowań, innym wyznaczyły niski limit odszkodowań. Wydaje się, że w tych przypadkach w finale ludzie będą zwracali się o odszkodowania do administracji miasta, bo to system odprowadzania ścieków całkowicie zawiódł. Woda z ulic, zamiast spływać rurami kanalizacyjnymi do zbiorników i oczyszczalni, wpływała do piwnic okolicznych domów. Ludzie mieszkający w tej dzielnicy od ponad 40 lat nie przeżyli wcześniej takiej katastrofy.

Nawet jeśli kataklizmowi nie można było zapobiec, bo takiej ilości wody rury kanalizacyjne nie mogły szybko odprowadzić, to jednak musi być zapewniona pomoc ludziom, którzy utracili mienie wartości kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Na ten cel ludzie płacą składki ubezpieczeniowe i podatki dla miasta.

Na razie te służby działają w ślimaczym tempie. Wzywani o pomoc strażacy przyjechali tylko z dobrym słowem i radą, aby zadzwonić do firmy ubezpieczeniowej. Oświadczyli oni, że mają w całym Etobicoke tylko jeden wóz z pompą i jest gdzieś tam zajęty pompowaniem. Po kilku godzinach fekalia odpłynęły z basementów, pozostawiając śmierdzące kałuże, które trzeba było we własnym zakresie odpompowywać i wywalać zanieczyszczone miejskim fekaliami meble, ubrania, książki, zabawki dla dzieci, komputery, dywany, płyty pod nimi, ścianki działowe nasiąknięte śmierdzącym i pełnym bakterii płynem.

Jan, Toronto

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 12 lipiec 2013 23:03

Listy z nr. 28/2013

Droga Redakcjo!

Odetchnęliśmy, chyba w większości, słysząc, iż Tv TRWAM przyznano miejsce na digital spectrum. Jednak wśród radości nasuwa się nieufność, bo z nadawaniem trzeba jeszcze poczekać, gdyż... itp. itd. Przypuszczalnie decyzją taką ostudzono, poniekąd, żar niezadowolenia Polaków, u którego podstaw nagromadziło się wiele spraw (nabrzmiałych jak wrzód, który gotowy pęknąć).

Skoro prawie dwa lata trwały protesty, a Tv TRWAM ma wszystko, by nadawać... jak długo będzie trwać FAKTYCZNE udostępnienie multipleksu?
Bądźmy więc czujni w naszej radości i nie dopuśćmy, aby to tylko były gruszki na wierzbie obiecane przez lisa – czas to pieniądz.

Małgorzata Kossowska
Toronto

Od redakcji: Zgadza się, wzorem starych czekistów dzisiejsza "władza" tak dała, żeby nie dać.

•••

Moi Drodzy,

Tak bardzo niespodziewanie mamy okazję na piękny koncert organowy w naszym milenijnym sanktuarium w Brampton.
Osobiście jeszcze nigdy nie widziałem i nie słyszałem na żywo, aby ktoś coś podobnego wygrywał na organach.
Ks. Attila jest na wizycie tylko do 20 lipca.

Serdecznie dziękuję i życzę szczęść Boże!

o. Adam OMI

Curriculum Vitae:

Ks. Attila Ádám Honti urodził się 6 grudnia w 1987 roku w Debreczynie na Węgrzech. Uczył się w Państwowej Szkole Muzycznej im. Tadeusza Szeligowskiego w Lublinie, gdzie uczęszczał do klasy fortepianu I stopnia, następnie do klasy organów II stopnia w klasie dr Jadwigi Kowalskiej. Jako uczeń szkoły podstawowej grał już wiele koncertów na fortepianie, zaś od dwunastego roku życia również na organach. Koncertował w Polsce, na Węgrzech, w Niemczech oraz Holandii.

Po skończeniu szkoły średniej i uzyskaniu świadectwa dojrzałości wstąpił do Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Lublinie, gdzie dalej uczył się gry na organach.

Ks. Attila interesuje się wirtuozerią organową, interpretacją dawnej literatury organowej oraz wiedzą z zakresu budownictwa i konserwacji organów. Po ukończeniu studiów teologiczno-filozoficznych w Metropolitalnym Seminarium Duchownym oraz obronie pracy magisterskiej z zakresu teologii duchowości 2 czerwca 2012 r. przyjął święcenia kapłańskie i jest kapłanem archidiecezji lubelskiej. Obecnie jest wikariuszem parafii Matki Bożej Różańcowej w Lublinie.

Na koncercie w milenijnym sanktuarium Polonii kanadyjskiej w Brampton – na nowych piszczałkowych organach ks. Attila zagra utwory takich kompozytorów, jak: J.S. Bach; C. Franck; F. Liszt; C.S. Lang; L. Boellmann; koncert trwał będzie ok. 60 min.

Początek koncertu:
14 lipca po Mszy św. wieczornej
– godz. 19.00

SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO PRZEŻYCIA PRZEDSIONKA NIEBA W BRAMPTON

Opublikowano w Poczta Gońca
sobota, 06 lipiec 2013 13:11

Listy z nr. 27/2013

Wpis pod tekstem "Zarazić leminga Polską":

Aga: Zbliża się data rzezi ludobójczej przez UPA na Polakach, a zatem coś o lemingach z PiS-u:

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, którego felietony można czytać w "Gazecie Polskiej Codziennie", oskarża redakcję o zablokowanie artykułu o rzezi wołyńskiej. Twierdzi, że powody tej decyzji są czysto ideologiczne, a nie merytoryczne, i czytelnicy powinni je poznać. Duchowny uważa też, że sojusz z ukraińskimi nacjonalistami zawarł Lech Kaczyński i część polityków PiS, przez co partia przegrywa.

Walczący od lat o pojednanie polsko-ukraińskie ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski publicznie wyraził swój żal do redakcji "Gazety Polskiej Codziennie", której jest felietonistą. Duchowny zarzuca redakcji, że z powodów ideologicznych, a nie merytorycznych, zablokowała publikację artykułu o rzezi wołyńskiej – podaje Radio Wnet. Ks. Isakowicz-Zaleski chce, aby powody tej decyzji poznali czytelnicy gazety.

Lichocka zablokowała artykuł prof. Pazia o Wołyniu w GPC 2013-06-02

We wtorek "Gazeta Polska Codziennie" opublikowała moją opinię w sprawie dwóch obszernych publikacji dr Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, który – jako osoba namaszczona przez prof. Piotra Glińskiego w tzw. rządzie technicznym na eksperta od polityki zagranicznej – skrytykował rodziny pomordowanych przez zbrodniarzy z UPA i SS Galizien, za domaganie się podjęcia uchwały sejmowej w sprawie potępienia ludobójstwa dokonanego na 200 tys. polskich obywateli. Nawiasem mówiąc, po raz pierwszy od dłuższego czasu ktoś z szeroko pojętego obozu PiS tak ostro zaatakował środowiska kresowe i niepodległościowe, które są naturalnym elektoratem tej partii.

W środę ukazał się tekst prof. dr. hab. Piotra Glińskiego, w którym zwrócił się do mnie w paternalistyczny sposób per "księże Tadeuszu" (nigdy ze sobą nie spotkaliśmy się i nigdy też nie pisałem do pana profesora per "panie Piotrze"). Niczego jednak jasno on nie wyjaśnił. Równocześnie redakcja poinformowała Czytelników, że w wydaniu weekendowym ukaże się tekst doc. dr. Bogusława Pazia, który – jako profesor Uniwersytetu Wrocławskiego i organizator konferencji naukowej na temat prawdy historycznej na przykładzie ludobójstwa na Kresach – będzie polemizować z tezami dr. Żurawskiego. Profesor tekst przygotował i wysłał go do redakcji, ale w weekendowym wydaniu nic się nie ukazało.

Polemikę bowiem zablokowała pani Joanna Lichocka. Dlaczego? Tego do tej pory nie miała ona odwagi wyjaśnić profesorowi osobiście. Postępowanie godne "Gazety Wyborczej", a nie "Strefy Wolnego Słowa".

Powstaje więc pytanie, czy poprzez postępowanie swoich przybocznych pan prezes Jarosław Kaczyński chce dać do zrozumienia, że w czasie kilku zbliżających się kampanii wyborczych PiS-owi po drodze jest z obozem "pomarańczowych" ukraińskich nacjonalistów spod znaku Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko (a także ich polskich sympatyków spod znaku np. Pawła Kowala i Henryka Wujca), a nie rodzinami osób pomordowanych przez nacjonalistów ukraińskich?

Niezależnie jaka jest odpowiedź na to pytanie, to można stwierdzić, że pani magister Joanna Lichocka, cenzurując polemikę pomiędzy profesorem uniwersyteckim a innym pracownikiem naukowym, nie tylko wykazała się swoją "mniematologią stosowaną", ale i strzeliła PiS w stopę.


Od redakcji: Niestety, ostatnimi czasy strefa wolnego słowa wydaje się mieć wywieszkę "tych klientów nie obsługujemy".

•••

To jest list z zapytaniem wysłany przez: Nr 26. <Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.;

Nic o Canada Day? Nawet żadnej fotki pięknego krajobrazu kanadyjskiego? Czy wiecie, w jakim kraju żyjecie?

 

Od redakcji: Szanowny Panie, czyta Pan pobieżnie, o święcie państwowym pisaliśmy na stronie 31, zaś piękny krajobraz kanadyjski prezentujemy w każdym numerze.

•••

Wpisy pod tekstem "Ruszyła polska fala".

Odys Syn Laertesa powiedział/a

PiS to nie jest żadna prawica… Przestańmy więc w końcu używać w stosunku do tej partii tego słowa, które znaczy coś więcej jak fałszywa "pobożność"… Szczęście PiS-u uznawania się za partię "opozycyjną" polega na tym, że to nie PiS wydawał te wszystkie miliardy unijne i w związku z tym nie on odpowiada bezpośrednio za zadłużenie państwa, ale to PiS zaprzedał kraj komunistom z Brukseli! To, że PiS rządził w czasach koniunktury światowej, to żaden sukces!… Dane z Centrum im. Adama Smitha o tzw. podatkach, które zżerają 83 proc. naszych poborów, tylko NIEZNACZNIE zmieniły się od rządów PiS! Można łatwo sobie policzyć, o ile PO podnosiła podatki. Proszę sobie również sprawdzić, jak głosował PiS w sprawie "ustawy śmieciowej", która będzie teraz pustoszyć kieszenie podatników – PiS zachował się dokładnie tak, jak zachowywał się za swojej kadencji, czyli "wstrzymał się od decyzji". Nie zreformował systemu podatkowego (prócz kosmetycznych zmian, ale za ciosem pójść nie chciał!), nie zrobił NIC w najważniejszej kwestii, jaką jest nasza emerytura. Mało tego! Widzi problem w OFE, gdzie leży zaledwie 5 proc. naszych składek, a nie widzi problemu w ZUS-ie, który nie ma nic i jest zadłużony w bankach komercyjnych!… Rząd się tłumaczy (PiS sprzedaje tę samą śpiewkę), że ZUS to nie jest dług publiczny, a przecież po to został stworzony, żeby przejąć funkcję osłony socjalnej! Wcześniejsze emerytury Jaruzelskiego i kuroniowe wysyłanie ludzi na renty było właśnie taką próbą zepchnięcia na system emerytalno-rentowy funkcji opieki społecznej.

…"Jeżeli w krwiożerczej Ameryce i Szwecji XIX wieku wydatki państwowe wynosiły w okolicach 5-6 proc. PKB, natomiast obecnie w socjalnej Francji wynoszą 56 proc. PKB, a w coraz bardziej liberalnej co prawda, ale nadal mocno socjalnej Szwecji 52 proc. PKB, to Polska ze swoimi 42-3 proc. obciążeniami PKB jest:

a) bliżej socjalnej Francji czy Szwecji;
b) bliżej »krwiożerczo« kapitalistycznych USA i Szwecji z początku XX wieku?

Tradycyjny liberalizm klasyczny przewiduje dla państwa rolę nocnego stróża, które zajmuje się: sądownictwem, armią, policją plus częścią infrastruktury i można do tego jeszcze dodać szkolnictwo. Wg mapy wydatków państwa Fundacji Republikańskiej za 2011 rok, wydatki na wojsko wyniosły 20 mld złotych, na bezpieczeństwo publiczne i sądownictwo 26 mld, na infrastrukturę 65 mld, szkolnictwo 58 mld. Suma to 169 mld.

Tymczasem łączne wydatki wyniosły 665 mld. Oznacza to, że prawie pół biliona złotych idzie na wydatki, które nie byłyby finansowane w państwie-stróżu nocnym i które stanowią prawie 75 proc. wydatków budżetowych, i to przy przyjęciu bardzo szerokiej definicji państwa minimum (szkolnictwo i cała infrastruktura). Więc ponawiam pytanie: Polska to kraj, który można uznać za państwo minimum, czy państwo socjalne?"…

PiS tak naprawdę piecze to, że prezes TVP nie jest z ich obsady i nie mogą jeszcze bardziej siać populizmu i socjalizmu, a najbardziej ich denerwuje to, że nie mają wpływu na takie dobra, jak KGHM, Orlen, Lotos, że już o licznych rzecznikach, instytucjach finansowo-państwowych, urzędach najwyższego szczebla nie wspomnę. Po prostu PiS kocha władzę państwową i chce zająć stanowiska, które dziś zajmuje PO. Każdy normalny trochę się interesujący polityką dobrze wie, że PiS z prawicą ma tyle wspólnego co nic i żadna wypowiedź konserwatywna Pani Pawłowicz i kilku innych tego nie zmieni. PiS kocha UE za stanowiska, kocha aktualny układ i finansowanie partii z budżetu, kocha obecny system wyborczy (nie popiera JOW-ów), kocha stanowiska i władzę. Na tym właśnie polega socjalizm PiS-u, to partia etatystyczna, która jest wrogiem wolności!

Pragmatycznie: zastępowanie jednego socjalizmu innym (nie wiadomo czy nie gorszym) NICZEGO nie zmieni. Nic nam nie da "walec PiS-owski" na PO, kiedy złodziejski system pozostanie bez zmian, a nawet ma być poszerzony.

Proponuję wnikliwą lekturę programu zwanego szumnie Narodowym Programem Zatrudnienia i odpowiedzenie sobie na pytanie, skąd PiS chce wziąć na to pieniądze i dlaczego z naszych portfeli.

Ten tzw. program gospodarczy prowadzi prosto do katastrofy gospodarczej. Przecież w ten sam fiskalny sposób gospodarkę "wspomaga" PO…
Jeżeli ktoś nie wie, na czym prawicowość polega, to wystarczy wiedzieć, na czym nie polega, i drogą eliminacji dokonać prawidłowej weryfikacji. Jest to bardzo proste, ponieważ prawicowość NA PEWNO nie polega na socjalizmie. Nie da się pomieszać systemu liberalnego i socjalnego w gospodarce – właśnie odczuwamy to na własnej skórze. Więc albo socjalizm, albo wolny rynek. Obecnie oddajemy państwu ponad 80 proc. naszych zarobków pod różnego rodzaju podatkami, ponieważ socjal nie może się nażreć i nie dość, że sam nie może się nażreć, to tworzy zadłużenie. Usługi państwa, które są "za darmo", kosztują bowiem więcej niż byłyby warte na wolnym rynku, ze względu na stale rozrastający się aparat państwa, który redystrybuuje to, co obywatelom zabiera – robi to nieudolnie, marnotrawiąc miliardy naszych pieniędzy. Tym samym należy zabrać państwu kompetencje gospodarcze, bo nie wystarczy zmienić ryje przy korycie (zmieniają się od ponad 20 lat! I nic) – trzeba zlikwidować koryto, bo to okazja czyni złodzieja. Nie będzie państwa w gospodarce, to i kraść nie będzie komu. To właśnie w warunkach wolnorynkowych tworzy się społeczeństwo obywatelskie, bo nie trzeba państwa do tego, żeby ludzie mogli sobie życie samemu organizować… Wystarczy, że mają na to pieniądze i SWOBODĘ, a sami potrafią się o siebie zatroszczyć. Państwo ma TYLKO pilnować, aby swoboda jednych nie zagrażała swobodzie innych, czyli ma stosować proste i sprawiedliwe prawo i stać na straży porządku i NIC WIĘCEJ.

•••

Mapa powiedział/a

Bardzo dobra analiza. A założę się, że gdyby karta się odwróciła i nagle pojawiło się "zagrożenie nacjonalizmem", czyli możliwość wejścia RN do parlamentu, to bez wątpienia PiS pierwszy zacząłby mówić o tworzeniu koalicji z "siłami rozsądku", np. z PO.

•••

Redaktorze,

Czy "Ruch Narodowy" to organizacja czy tylko prywatna grupka ludzi bez programu ideowego i pragmatycznego? Kto organizuje RN i jakie są ich życiorysy? Dla mnie RN pachnie ostatnim WiN-em.

•••

Marek powiedział/a

Jestem prawicowcem całe życie, czyli już 63 lata, niestety nie jest mi po drodze z każdym, kto deklaruje się prawicowcem. Według mnie, prawicowiec musi być przede wszystkim człowiekiem prawym. Czy tacy są "kibole" ze swoim kultem prymitywnej siły, bez pozytywnego programu, którzy próbują się zdefiniować, określając tylko swoich wrogów? O PO nawet nie mówię – gdy wyszli na światło dzienne, przysłowiowa słoma wyłazi z butów na każdym kroku.

Niestety, nie mogę się również zgodzić z Autorem, który "lekką ręką" odsądza PiS od czci i wiary, tak jakby ta partia była tym, co najbardziej zagraża Polsce. Pozytywów jakoś się nie doczytałem – czy to jest prawy i kompletny osąd formacji, której przewodzi J. Kaczyński? Czytając słowa Autora, ma się wrażenie, że zmuszony faktami nieledwie toleruje on PiS. Oczywiście ta partia również popełnia błędy, ale kto nie przyzna, że tylko ona aktualnie reprezentuje prawicę polską w realnej polityce? Autor co prawda przyznaje, że: "Ruch Narodowy może zagrozić PiS-owi, rozdrabniając jeszcze bardziej głosy prawicy", ale bagatelizuje to, proponując "szeroki front »wyzwolenia narodowego« wszystkich organizacji prawicowych połączonych programem naprawy państwa". Czytając jednak tak krytyczny głos, trudno uwierzyć w powodzenie tej misji. Czy naprawdę na przeszkodzie stoi tylko "nadmuchane ego liderów i zakotwiczenie w pookrągłostołowym układzie"? A może by tak trochę uderzyć się w swoje piersi, szanowni Niezłomni Książęta – bez ziemi…

•••

Witam. Chciałbym znać miejsce pochówku mojego wujka Tadeusza Kaczorowskiego, który mieszkał i pracował w Norandzie. Wujek wyjechał do Kanady w latach czterdziestych ub. wieku. Prawdopodobnie pracował w kopalni miedzi. Zmarł w 1992 roku. Niestety nic nie wiemy, gdzie jest jego mogiła. Możecie pomóc? Pozdrawiam,

Andrzej Szczęsny
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 28 czerwiec 2013 22:56

Listy z nr. 26/2013

Szanowni Redaktorzy "Gońca"

Nie zgodzę się z wami, że komunizm wprowadził tylko pozorne zmiany na lepsze. Zbyt wielu ludziom żyło się wtedy całkiem nieźle. "Byt określa świadomość" – słyszeliście to powiedzenie? Ludzie zapomną wiele rzeczy, ale poziomu swojego bytowania nigdy nie zapomną. Właśnie ta pamięć o tym sprawia, że tylu ludzi w Polsce krzyczało po 1989 roku "Komuno wróć!" i gremialnie głosowało na postkomunistów z SLD i Kwaśniewskiego.
Poza tym, warto przypomnieć, że w okresie PRL-u władze komunistyczne wydały Kościołowi katolickiemu mnóstwo zezwoleń na budowę nowych kościołów.

Bezrobocie jest chyba najgorszą plagą. Tej plagi za komuny nie było. Krążyło nawet powiedzenie "Czy się robi czy się leży, tysiąc pięćset się należy". I nie było umów śmieciowych. A jak jest dzisiaj? Wszyscy wiemy.

Kiedyś zapytałem pewną Polkę, dlaczego ludzie w Polsce tak gremialnie głosują na postkomunistów. Odpowiedziała: – Dlatego że za komuny było g..., ale było po równo, a teraz jedni zarabiają po kilkanaście tysięcy, a drudzy ledwie wiążą koniec z końcem.

Tak właśnie, najbardziej niebezpieczne jest to, że kapitalizm nie zdał w Polsce egzaminu, klasy średniej nie ma tam prawie wcale do dzisiaj.

Jak sobie chcecie, tak opisujcie komunizm, ale moim zdaniem, nie był on aż tak zły. Myślę, że dalsza dyskusja na ten temat jest bezsensowna.

Komunizm to nie był okres głodu i ciężkiej niewoli, lecz okres niedostatku i ograniczonej wolności. Komuna nie dała nikomu wzbogacić się, ale nie dała też żyć w skrajnej nędzy.

Pozdrawiam,
Edward Rybarczyk, Vancouver

Od redakcji: Szanowny Panie, ludzie w komunizmie byli młodzi, stąd dzisiejszy sentyment. PRL był okresem zróżnicowanym, był w nim też stalinizm, komuna owszem, skazywała na skrajną nędzę swych przeciwników. Rzeczywiście, dalsza dyskusja nie jest celowa.

•••

List otwarty do Senatu Uniwersytetu Wrocławskiego

W imieniu Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie skupiającego wiele osób represjonowanych przez komunistyczny aparat represji, do którego należał profesor Zygmunt Bauman, zwracam się do Senatu Uniwersytetu Wrocławskiego z prośbą o ustosunkowanie się do skandalu, jakim było zaproszenie tego człowieka na Waszą uczelnię.

Jako ludziom nauki, nie muszę Państwu przypominać ani sylwetki, ani poglądów wieloletniego oficera Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz tajnego współpracownika Informacji Wojskowej, jak również tego, że nigdy nie uznał on za stosowne przeprosić za błędy z czasów swej młodości, co oznacza, iż nie uważa swego czynnego zaangażowania w ludobójczy system za coś nagannego.

Zapraszanie kogoś takiego w szacowne mury wyższej uczelni jest niebywałym skandalem, z którego winny się wytłumaczyć odpowiedzialne zań osoby. Chciałbym wiedzieć, czy ta sprawa była konsultowana z Senatem i jakie konsekwencje zamierzają Państwo wyciągnąć wobec osób, które splamiły dobre imię Waszego Uniwersytetu, postępując tak, jak gdyby nadal nosił on imię Bolesława Bieruta.

Reakcja środowisk narodowych na występ prof. Baumana była w tej sytuacji prostą egzemplifikacją starego powiedzenia: Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Jako wykładowca akademicki, nie pochwalam takich form wyrażania protestu w uniwersyteckiej auli, ale nie mogę też nie wyrazić smutnej refleksji, że właśnie te środowiska zareagowały na obecność byłego enkawudzisty lepiej niż władze Uniwersytetu Wrocławskiego.

Z poważaniem
dr Jerzy Bukowski
rzecznik POKiN

Opublikowano w Poczta Gońca

W latach 1985–1993 odnotowałem tylko jedną poważną reorganizację, połączoną z przeprowadzką i powołaniem m.in. nowego działu Planowania i Przygotowania Remontów, który walnie przyczynił się do usprawnienia remontów i modernizakładu.

Rok 1985 i 86 to aktywna działalność znacznej części załogi i czynników odgórnych mająca na celu powołanie nowej rady pracowniczej w zakładzie. W związku z tym, że nie pozwolono starej radzie pracowniczej przeprowadzić referendum na temat sensu istn ienia rady pracowniczej w świetle istniejących przepisów, "Solidarność" działająca w podziemiu namawia w swoim biuletynie pt. "Pochodnia" do bojkotu wyborów zainicjowanych przez dyrekcję zakładu. Nie zgadzałem się z taką postawą, w związku z tym ostro skrytykowano mnie z nazwiska i imienia w "Pochodni" nr 4 i 5. Moje rozumowanie uznano za naiwne mimo ukończenia 40 lat i przykrych doświadczeń z ówczesnymi władzami państwowymi. Dzięki publikacjom "Pochodni", na początku 1985 roku odwiedza mnie porucznik SB, tzw. opiekun zakładu pracy. Młody, wykształcony na Politechnice Gdańskiej, absolwent wydziału mechanicznego, chce wyciągnąć ode mnie wiadomość, kto wydaje "Pochodnię". Staram się przekonać nowocześnie nastawionego esbeka, że to nie ma sensu, ponieważ dyrektor zakładu niema w każdej chwili może rozwiązać radę pracowniczą, co potwierdzam opisami w oficjalnych pismach. Młodzi ludzie piszą bezkompromisowo z użyciem języka nowomowy, bo tak uczono ich przez wiele lat istnienia PRL-u.

Wbrew woli podziemnej "Solidarności" wybrano nową radę pracowniczą w 21-osobowym składzie. Ku utrapieniu dyrekcji zakładu w jej składzie znalazła się też moja osoba. W radzie pracowniczej starałem się działać aktywnie, w związku z tymwybrany zostałem też na następną kadencję, której działalność zbiega się z wyborem nowego dyrektora zakładu.

Na przełomie 1989 i 90 roku uczestniczę w pracach komisji konkursowej powołanej wg starych przepisów. W komisji konkursowej znaleźli trzej przedstawiciele rady pracowniczej, po jednym: organ założycielski (przewodniczący), bank, NOT, związki zawodowe (Solidarność i OPZZ), organizacje polityczne działające na terenie zakładu (PZPR, KPN i ZSMP). Konkurs kończy się w I kwartale 1990 roku, tzn. wówczas gdy wiadomo, że organizacje polityczne mają zniknąć z zakładu. W związku z tym przedstawiciel "Solidarności", KPN-u i ja, reprezentujący radę pracowniczą, żądamy, aby wykluczyć z komisji przedstawicieli organizacji politycznych, aby nie powstało wrażenie, że dyrektora wybrały organizacje nieistniejące. Przeciwko temu najbardziej protestowała przedstawicielka ZSMP. Po przeszło godzinnej przerwie przedstawiciele organizacji politycznych opuszczają salę i wyboru dyrektora dokonuje gremium 8-osobowe, przy czynnym udziale trzech specjalistów z uczelni, którzy opracowywali testy konkursowe oraz naukową charakterystykę dopuszczonych do rozgrywki końcowej trzech kandydatów, w tym jednego spoza zakładu. Konkurs kończy się prawie jednogłośnym wyborem dotychczasowego dyrektora.

Pod koniec lat 80. dyskretnie znika (na wieczny spoczynek) mądry i lubiany pies Bolek, pozostawiając miłe wspomnienia urastające często do legend.

Nie da się tego powiedzieć o "przodującej sile narodu" – PZPR, która "zniknęła" w tym czasie ze sceny politycznej. Druga połowa lat 80. przynosi mi dużo zadowolenia tak w pracy społecznej, jak i zawodowej, chociaż nie udało się zrealizować wszystkich pomysłów. Np. trudno było przekonać szersze gremium, w tym też niektórych członków zarządu, i konieczna jest szybka modernizacja rafinerii w oparciu o spółkę akcyjną. Liczenie tylko na joint venture może okazać się stratą czasu i okazji zarobienia dużych pieniędzy dla skarbu państwa i naszych obywateli, ponieważ przemysł rafineryjny jest wysoce dochodowy.

Nie da się ukryć, że za rządów L. Balcerowicza joint venture było atrakcyjne, bowiem w ten sposób możliwe było uwolnienie się od podatków nawet na kilka lat, jak to miało miejsce w przypadku fabryki "Wedel". Był czas, kiedy Rafineria Gdańska i Rafineria Płocka były na krawędzi bankructwa.

Kilka lat później z satysfakcją stwierdzam zabiegi o referendum pozwalające na utworzenie spółki akcyjnej i przyspieszenie modernizacji zakładu, a przede wszystkim budowy własnej sieci dystrybucyjnej, pozwalającej w znacznym stopniu wolnić się od monopolu CPN i różnych spółek zalegających z zapłatą za pobrane paliwa. A trzeba powiedzieć, że dochodziło do sytuacji trudnych do uwierzenia i bardzo dużych zaległości płatniczych. Paliwa płynęły do Polski wieloma strumieniami zwolnionymi od podatków. Firmy importowe miały "umowny" joint venture, a rafinerie krajowe obarczone były wysokimi podatkami i nie wytrzymywały takiej konkurencji, co powodowało wzrost zapasów i konieczność ograniczania produkcji. Sprzedawano bez analizy wypłacalności kupców, którzy wykorzystywali bez żenady ułomność naszych sądów, które ścigały firmy, a nie ludzi. Firmy często zmieniały szyld, unikając w ten sposób kar.

Do humorystycznych należy zaliczyć wypowiedzi prokuratora wojewódzkiego na spotkaniu przedwyborczym w 1993 roku. Na pytanie, jakim prawem i dlaczego umorzył sprawę Perfect Agio, którą sąd pierwszej instancji zobowiązał do zwrotu Rafinerii Gdańskiej kilkudziesięciu miliardów złotych za pobrane paliwa, prokurator wojewódzki oświadczył, że "musiał umorzyć sprawę, ponieważ takiej firmy już nie ma".

Ogromne uznanie mam dla A. Glapińskiego (ministra rządu J. Olszewskiego), który wprowadził limity importowe na paliwa, zabrał przydziały tym, którzy nie płacili podatków. Ciekawa jest postawa biznesmena Gawronika, który wykazywał małe straty mimo niepłacenia podatków. Kiedy zabrano mu limity importowe, wówczas oświadczył, że będzie płacił podatki.

Do moich sukcesów zaliczam realizację kilku pomysłów racjonalizatorskich, w tym jednego opatentowanego, a dotyczących zmniejszenia zużycia energii w procesie produkcyjnym.

W ciągu kilku lat, wskutek realizacji wielu wniosków racjonalizatorskich pracowników rafinerii oraz planu energooszczędnych działań, opracowanego przez dyrekcję zakładu, zmniejszono zużycie ropy naftowej z 12 proc. do 8,5 proc. Pozwoliło to wypracować znaczne oszczędności i wypłacić całej załodze wysokie premie oraz zgromadzić znaczny fundusz na modernizację i ewentualny wykup akcji. Wypracowany zysk pozwolił nie tylko podnieść pensje załodze, ale także wybudować bez joint venture nowe instalacje:

– produkcji gazu obojętnego (azotu),
– reformingu katalicznego stanowiącego jedną z większych inwestycji w kraju,
– modernizację niektórych dotychczasowych instalacji.

Pozwoliło to poprawić jakość naszych benzyn oraz olejów napędowych i smarowych.

Opracowany jest dalszy program modernizacji zakładu, który ma szansę pomyślnej i szybkiej realizacji. Niechciana początkowo przez zasiedziałych gdańszczan Rafineria Nafty przynosi Gdańskowi wiele wymiernych korzyści i jest coraz mniej uciążliwa dla środowiska, mimo zwiększenia produkcji pod względem ilościowym i asortymentowym.

Dzisiaj do Rafinerii Gdańskiej SA przychodzi się, aby zarobić pieniądze, a nie dla zdobycia mieszkania. Ostatnio zarząd rafinerii za zgodą rady nadzorczej mógł śmiało przekazać nieodpłatnie utworzonej spółdzielni mieszkaniowej (pracowniczej) 520 mieszkań wraz z terenami zlokalizowanymi w kilku miejscach Gdańska oraz zakładowy hotel pracowniczy trudny do racjonalnego zagospodarowania.

Słuszne zafascynowanie marketingiem niepotrzebnie, moim zdaniem, doprowadziło do zlekceważenia dyplomów specjalizacji inżynierskiej zdobytej zgodnie z uchwałą Rady Ministrów nr 66 z 6 czerwca 1985 r. Nie wykluczym, że kiedyś trzeba będzie powiedzieć: mądry Polak po szkodzie.

Dzięki wieloletniej specjalizacji przy rozbudowie zakładu mogłem śmiało wprowadzać krajowe wyroby do zabezpieczeń antykorozyjnych najczęściej wbrew woli dostawców urządzeń i projektantów zagranicznych. Wszystko wskazuje na to, że przyniosło to wielorakie korzyści dla naszego kraju oraz przyczyniło się do obniżenia kosztów inwestycyjnych.

Trzeba mieć nadzieję, że planowana restrukturyzacja Rafinerii Gdańskiej SA, mająca na celu między innymi usamodzielnienie Sieci Stacji Paliw, przyniesie wymierne korzyści rafinerii, nowo utworzonym spółkom oraz klientom.

Wiele wskazuje też na to, że następne, trzecie dziesięciolecie istnienia Rafinerii Gdańskiej SA zakończy się dalszą rozbudową i modernizacją zakładu, pozwalającą skutecznie konkurować z najnowocześniejszymi rafineriami.

Wawrzyniec Łęcki
Gdańsk, 1996 r.

Opublikowano w Poczta Gońca
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.