farolwebad1

A+ A A-
piątek, 11 styczeń 2013 15:15

Masakra założycielska PRL

janszczepankiewiczJak łatwo się można domyślić, przy schyłku PRL-u "ludowe wojsko polskie" nie cieszyło się większą estymą u studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego. 

Zajęcia w Studium Wojskowym były z jednej strony traktowane niczym obowiązkowy WF, a z drugiej dla wielu zapowiadały ewentualny ciąg dalszy, którego, jak mawiał jego kierownik, ludzie po naszym kierunku przeważnie zdołają uniknąć.
W tej sytuacji oficer polityczny w randze pułkownika niezbyt narzucał się młodym prawnikom z komunistyczną agitką. W ramach szczerości na poły anonimowej, można też było czasami zadawać "politrukowi" pytania na kartkach, które kładziono na jego biurku w czas przerwy.
Wytrawny oficer traktował je później z rozwagą, by, z jednej strony, nie wzbudzać zbyt głośnych wybuchów śmiechu na zdystansowanej sali, a z drugiej, zapewne nie podpaść zawszonym być może i tutaj donosicielom.
Jak dzisiaj pamiętam, tylko jedno pytanie zakończył krótkim "na odczep" i mimo próśb o konkrety nie chciał za nic swojej wypowiedzi rozwinąć, podając choć kilka liczb czy przedmiotowych opinii.


Student na kartce złożonej w pół poruszył widać temat nadzwyczaj drażliwy, by nie powiedzieć, że w Polsce Ludowej – tabu. Pytanie brzmiało:
Jak wyglądało oraz jak długo trwało przygotowanie artyleryjskie w bitwie pod Lenino?
Pułkownik dość mechanicznym głosem oznajmił, że "było ono odpowiednie" i młodym ludziom nic więcej nie udało się z niego wydusić.
Nieliczni dzisiaj skojarzą, że właśnie 12 października, czyli w rocznicę pierwszej bitwy u boku "nowego sojusznika", po której trzeba było wycofać polskie jednostki na tyły z powodu ogromnych strat, od 1950 r.do 1990 r. obchodzono w kraju nad Wisłą – Dzień Wojska Polskiego.
Było to zgodne nie tyle z imputowaną nam czasem skłonnością do "świętowania katastrof", ale związane z mitem założycielskim wywalczonego w "słowiańskim" boju – państwa sprawiedliwości społecznej, którego granic broniły wojska wschodniego sąsiada, tradycyjnie stacjonujące – tym razem w liczbie do 400 tysięcy sołdata.


To, że "przy okazji" Polakom przepadła na rzecz "sojusznika" połowa ich przedwojennego terytorium (nie mówiąc o wielomilionowych stratach ludzkich na Wschodzie), w ogóle nie mogło funkcjonować w świadomości uganiających się za pożywieniem obywateli.
Rzetelny opis sytuacji na froncie w tamtych dniach możemy poznać, wertując pisane już w wolnej Polsce książki i publikacje, choć nieco prawdy o "błędach" przeciekło też w PRL-u.
Co jednak chciałby usłyszeć od pułkownika niesforny student UJ, który ów temat poruszył, zaciekawiając kolegów i sprowadzając niepokój na "politruka"?


Bitwę, jak wiemy, stoczono w dniach 12 i 13 października 1943 r. na Białorusi nieopodal wsi Lenino. Polska 1. Dywizja Piechoty dowodzona przez gen. Zygmunta Berlinga walczyła w niej, wchodząc w skład 33. Armii pod dowództwem gen. płk. Wasilija Gordowa i miała przełamać obronę niemiecką na dwukilometrowym odcinku frontu, by umożliwić wejście siłom sowieckim, które następnie miały dotrzeć do linii Dniepru.
Dnia 9 października gen. Berling przeprowadził rekonesans, w którym nie zrealizował założonych celów, gdyż Niemcy wykrywszy ruch na pierwszej linii otworzyli bardzo silny ogień artyleryjski, lecz mimo to w dniu następnym podjęto decyzję o rozpoczęciu natarcia.
Dywizja miała nacierać w dwóch rzutach. W tabeli walki przewidziano zmasowane, trwające 100 minut przygotowanie artyleryjskie, a następnie po poderwaniu polskiej piechoty artyleria miała utworzyć podwójny wał ogniowy, przesuwający się przed nią w odległości 200 – 300 metrów.
Gen. Gordow zasugerował, że Niemcy opuścili swoje pozycje, i wydał rozkaz, by Polacy dnia 12 października o godz. 6.00 przeprowadzili rozpoznania bojem w sile jednego batalionu.


Gen. Berling, mając świadomość wielkiej siły ognia dobrze okopanych Niemców 337. Dyw. Piechoty i XXXIX Korpusu Pancernego, w trybie pilnym poprosił o zmianę rozkazu. Rozkaz został jednak utrzymany, a do przeprowadzenia rozpoznania wyznaczono 1/1 pp.
Decyzję przekazano dopiero przed natarciem o godz. 4.00, a zaskoczony mjr Lachowicz skomentował decyzję słowami "No to 50 proc. mego batalionu już nie ma".


Straty po stronie polskiej okazały się nawet większe, gdyż Niemcy nie tylko nie opuścili swoich pozycji, ale znacznie wzmocnili siłę ognia broni maszynowej i moździerzy, tworząc kolejne stanowiska.
Planowane natarcie przeprowadzono siłami 1. Dywizji im. Tadeusza Kościuszki liczącej ok.12.400 żołnierzy pod dowództwem gen. Berlinga, którą wzmacniały zaledwie: jeden pułk czołgów, jedna kompania rusznic przeciwpancernych, jedna kompania fizylierek i kompania karna.
Warto przypomnieć, że dwie potencjalnie współdziałające dywizje Armii Czerwonej liczyły w całości jedynie ok. 4000 żołnierzy.
O godz. 8.30 miało rozpocząć się przygotowanie artyleryjskie, które "z uwagi na mgłę" rozkazem gen. Gordowa przesunięto o godzinę i skrócono o 40 minut. W ten sposób nieprzyjaciel po wyjściu ze schronów zachował pełną zdolność bojową.
Decyzja dotycząca opóźnienia z drastycznym skróceniem przygotowania artyleryjskiego i zupełnie niezrozumiałe w tej sytuacji przekazywanie przez dowództwo sowieckie nieszyfrowanych (otwartym tekstem) rozkazów drogą radiową stały się zasadniczą przyczyną masakry polskich żołnierzy. Niemcy doskonale znali plany swojego przeciwnika i mieli go jak na dłoni.


O godz.10.00 przeprowadzono sprzeczny z podstawowymi zasadami taktyki atak wyrównaną tyralierą – w sytuacji doskonałej widoczności.
"Nie trzeba być żołnierzem, nie trzeba być sztabowcem, wystarczy mieć tylko odrobinę wyobraźni: jedno wzgórze przed Trygubową, drugie przed Połzuchami, widoczność, nawet jak na jesienny dzień znakomita; na drodze z Lenino do Połzuch można policzyć pojedynczych ludzi" Andrzej Zieliński, Grot strzały, 2 WM Nr 13/1375, 22.10.78


Dramat polskich jednostek pogłębiał fakt, że artyleria sąsiednich dywizji sowieckich nie zmieniła rubieży ogniowych i część naszych żołnierzy dostała się pod jej ogień.
W walkach o Połzuchy i Trygubową szybko zabrakło amunicji i część pododdziałów musiała się wycofywać. Trygubowa musiała być jednak zdobyta, gdyż 290. Dywizja Piechoty Armii Czerwonej nie ruszyła do przodu i pozostawienie jej w rękach wroga uniemożliwiałoby natarcie całej dywizji.
Koło południa wszędzie zabrakło amunicji, czołgi nie podeszły do rzeki i nie wsparły polskiej piechoty, a rozkazem sowieckiego dowództwa sąsiednie dywizje zostały zatrzymane na linii natarcia, powodując odsłonięcie skrzydeł naszej 1. Dywizji wbitej ok. 3-kilometrowym klinem między silne ugrupowania niemieckie.


Dopiero po południu przystąpiono do przeprawy czołgów i artylerii przez Miereję, ale wobec braku przygotowanych podejść do mostów jedne z nich ugrzęzły, a inne uległy uszkodzeniu. Lekka artyleria również tonęła w błotach i praktycznie nie dawała wsparcia polskiej piechocie. Kilka czołgów, które jednak przedostały się na pole walki, bardzo szybko unieszkodliwiono.
Niemcy całymi swymi siłami przystąpili do kontrataku z czoła i na odsłonięte skrzydła polskiej piechoty, do akcji weszło ich lotnictwo. Przy wsparciu artylerii i czołgów drugi kontratak nieprzyjaciela wyparł Polaków z Trygubowej.


Wobec braku wsparcia czołgów i artylerii, a także niemożności uzupełnienia amunicji w działania 1. Pułku wkradł się chaos, jego dowódca ppłk Derks stracił zdolność dowodzenia, a płk Kieniewicz, który go zastąpił, wyprowadzał żołnierzy pod bezpośrednim ogniem nieprzyjaciela.
W tej sytuacji z pułku liczącego w momencie wejścia do bitwy 2800 żołnierzy udało mu się wycofać z pola walki zaledwie 500.
Wg rozkazów, które Berling otrzymał na dzień 12 października, zgodnie z planem po trwającym 15 minut przygotowaniu artyleryjskim o godz. 8.00 Polacy powinni ruszyć do kolejnego natarcia. Tyły dywizji wraz z zaopatrzeniem wciąż jednak pozostawały daleko od linii frontu i w nocy zbierano jedynie resztki amunicji z trzech dywizji drugiego rzutu.


W efekcie 3. Pułk nie zdołał zdobyć Trygubowej, a 2. Pułk stracił zdobyte w krwawym boju Połzuchy. Polacy zostali wyparci z większości zajętych terenów i osamotnieni przeszli do obrony, odpierając mordercze ataki Niemców, prowadzone non stop tak z ziemi, jak i z powietrza.
Gen. Berling wezwany do sztabu 33. Armii, po ostrej wymianie zdań otrzymał o godz.17.00 rozkaz wycofania 1. Dywizji z walki, co odbyło się nocą z 13 na 14 października.
Ok. godz.20.00 Polacy zdołali jeszcze odzyskać Połzuchy, by następnego dnia, tj. 14 października, rozkazem dowództwa wycofać się za linię Mierei.


* * *


W sumie strona polska straciła ok. 3000 żołnierzy, zadając solidnie dowodzonemu przez gen. art. Roberta Martineka i gen. por. Otto Schunemanna przeciwnikowi blisko o połowę mniejsze straty.
Masowo zabijani, grabieni i wywożeni w głąb ZSRS po dniu 17 września 1939 r., Polacy w wielu przypadkach sceptycznie podchodzili do współpracy z niedawnym agresorem.

podlenino


Dr Maciej Korkuć z krakowskiego IPN wyjawił, że w przeddzień bitwy zdezerterowało ok. 300 żołnierzy 1. DP, by wg protokołów niemieckich "dostać się do cywilizowanej niewoli" wobec (jak dowodzili) groźby pewnej śmierci lub ponownej zsyłki.
Jak widzimy, wątpliwości studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego, o których pisałem na wstępie, były w pełni uzasadnione, a polityczny oficer "ludowego wojska polskiego" nie mógł w tej sprawie akurat – ani dokonać sprawnej manipulacji, ani jak czasem bywało, powiedzieć do nas bądź co, sprytnie mrugając okiem.
Ciekawa jest także ciągłość podejścia wpierw rosyjskiego zaborcy, a później sowieckiego okupanta do wszystkich tworzonych pod jego władztwem polskich jednostek wojskowych.
Warto raz jeszcze przypomnieć, że bardzo istotną przyczyną wybuchu Powstania Listopadowego była realna groźba użycia i wykrwawienia znakomicie się prezentującej armii Królestwa Polskiego przy tłumieniu powstania w Belgii, podczas gdy w jej miejsce miało być wprowadzone przez Konstantego znienawidzone wojsko rosyjskie.
Po wcześniejszych masowych mordach i bezczeszczeniu katolickich świątyń bezpośrednim powodem ogłoszenia przez KCN w Warszawie Manifestu Powstańczego z dnia 22 stycznia 1863 r. był zamiar eksterminacji 12 tys. polskiej młodzieży męskiej wg imiennych list na drodze poboru do rosyjskiego wojska.


Sporządzone w okresie przedświątecznym przez zrusyfikowanego syna margrabiego Aleksandra Wielopolskiego – Zygmunta Andrzeja i oberpolicmajstra Siergieja Muchanowa, w przypadku realizacji akcji gwarantowały, że trwająca co najmniej 15 lat w koszmarnych warunkach służba mało komu pozwoli wrócić do domu żywym i całym.


Jakże podobna w tym względzie była doktryna wojenna narzuconego nam po jałtańskiej zdradzie Układu Warszawskiego, gdzie siły Wojska Polskiego też miały operować poza granicami kraju, pozostawiwszy w nim sowiecki arsenał jądrowy i naród narażony na działanie broni masowego rażenia.
Skutki takich ataków przewidywano i akceptowano, budując m.in. szpitale w liczbie nadmiernej przy uwzględnieniu populacji zamieszkującej satelickie państwo, a uczniom na lekcjach tzw. PO wpajając standardy zachowań w przypadku wybuchu bomby atomowej.
Otóż wg nich, Polacy mieli okrywać się białymi prześcieradłami, by nie dopuścić promieni, i zawsze kłaść na podłodze pod oknem, by fala uderzeniowa mogła nie czyniąc im szkody przejść ponad ich ciałami. Na koniec wystarczył prysznic w specjalnym punkcie, które to miejsca organizować już miała sprawna samoobrona i "dla spokojności" pomiar licznikiem Geigera.
W zasadzie nie lepiej dowództwo sowieckie obchodziło się ze swoimi ludźmi, którzy z różnych powodów wg ostatnich obliczeń zginęli w tej wojnie w liczbie 26,6 mln, a opisy zawalanych trupami fos, rzek i transzei oraz pozostawionych swojemu losowi cywilów znamy także z historii poprzednich wojen.


Nawet ci, którym udało się przeżyć, trafiając z szeregów Armii Czerwonej do niemieckiej niewoli, po przymusowym powrocie do Kraju Rad byli likwidowani lub osadzani w obozach za złamanie rozkazu nr 227. Do łagrów trafiali także żołnierze biorący udział w szturmie Berlina, ponieważ ich wiedza o realiach życia na Zachodzie mogła osłabić skuteczność komunistycznej propagandy.
Reasumując, szanse na przeżycie tak żołnierza, jak też cywila były o niebo większe w każdej innej armii i w każdej innej niewoli, toteż decyzja gen. Andersa o wyprowadzeniu w lecie 1942 r. polskich formacji oraz ponad 20 tys. osób nieumundurowanych z ZSRS znakomitej większości z nich uratowała życie.


Jak widać, historia stosunków polsko-rosyjskich, a później polsko-sowieckich w zasadzie nie miała dobrych momentów.
Jakiekolwiek korzystne dla obu stron zmiany mogą zatem nastąpić dopiero po zrewidowaniu imperialnej doktryny Moskwy, tak by stała się ona adekwatna zarówno do obecnej sytuacji obydwu krajów, jak też akceptowała realia światowego układu sił początku XIX stulecia.
Tylko rzetelny stosunek do przerażającej historii, należna dbałość o własnego obywatela oraz partnerskie relacje w stosunkach międzynarodowych mogą odsunąć obawy i uprzedzenia. Czego zarówno sobie, jak też Rosjanom możemy uczciwie życzyć.


Kraków, 6 stycznia 2013r. Jan Szczepankiewicz
Tekst pochodzi z Biuletynu Rocznicowego Europy Wolnych Ojczyzn 1863-2013.

Opublikowano w Teksty
piątek, 23 listopad 2012 22:17

Jak polski rekrut uratował Francję w 1914 r.

Piłsudskiego służba Niemcom

Bezkrytyczni miłośnicy legendy, i osoby, Józefa Piłsudskiego może niech lepiej nie czytają tego tekstu... Nie to, że chcę się po jego legendzie przejechać jak po przysłowiowej łysej kobyle, chodzi o to, że tekst ten nie powstaje na kolanach. Postaram się przedstawić pewne fakty, które do mnie przemawiają, a ludziom zapatrzonym ślepo w działalność "Ziuka" mogą stawiać włos na głowie.
Kiedy sięgamy po opracowania związane z polskim dążeniem do odzyskania niepodległego, suwerennego państwa – osoba J. Piłsudskiego pojawia się jako symbol tych dążeń. To jego niezłomna wola, wizja, jego zwycięskie legiony itd. itp. i... Niepodległość po 123 latach niewoli.
Mało kto zadaje sobie trud bliższego zapoznania się z działaniami, które w efekcie doprowadziły do odzyskania niepodległości w 1918 r.
Z jednej strony, piłsudczycy z ogromną energią kreowali legendę Marszałka, z drugiej, komunistyczny przewrót w Rosji i dziesiątki lat sowieckiej okupacji po II w.św. sprawiły, że pokoleniom Polaków osoba Piłsudskiego jawi się jako świetlany przykład patriotyzmu, politycznego geniuszu, zwycięskiego wodza, ojca niepodległego państwa.


Są ludzie, którzy współcześnie noszą zarost jak Marszałek, wkładają na głowę "maciejówkę", jednym słowem, są jego żywą kopią. Wspominam o tym nie po to, aby się śmiać: dla mnie jest to dowód ich wiary, a więc czegoś, czego się nie krytykuje. Ot, oni tak mają i tyle.


Niepodległość nie spadła nam jak jabłko z drzewa, ale też nie wywalczyliśmy jej sami z szablą w garści. Oczywiście każda szabla była ważna, każda inicjatywa – zwłaszcza podejmowana po stronie aliantów – każde działanie, jak np. Ignacego Paderewskiego w Stanach Zjednoczonych, gdzie poprzez prywatne kontakty pozyskał dla sprawy polskiej najważniejsze osoby.


Bez zbędnego zagłębiania się w historię trzeba podkreślić, że w momencie wybuchu I w.św. jeden z zaborców, Rosja, znalazł się w jednym obozie z Francją i Anglią (i Stanami Zjednoczonymi od wiosny 1917 r.). I w tym przymierzu Rosja wytrwała, chociaż siły proniemieckie czyniły wszystko, aby Rosję pchnąć w niemieckie objęcia. Nawet ówczesny minister obrony był zwolennikiem sojuszu z Niemcami i po części sabotował przygotowania do wojny. Rosja podpisała obustronne przymierze z Francją, z gwarancjami na wypadek wojny, a w sztabie generalnym opracowywano projekty, które zakładały, że jeżeli wojna wybuchnie, armia rosyjska wycofa się na linię rzeki Bug; rozebrano nawet część umocnień!
Ponieważ wybuch wojny był tylko kwestią czasu, można sobie wyobrazić nasilenie działań politycznych wewnątrz Rosji, nacisków i zabiegów, które miały jeden cel: sojusz z Niemcami.


Na nasze szczęście Rosja dotrzymała danego słowa i przyszła Francji z pomocą w chwili, kiedy ważyły się losy frontu zachodniego.
W tym samym czasie kiedy Roman Dmowski, i jego zwolennicy, prowadził politykę dogadywania się z caratem, niewywoływania kolejnego powstania, Piłsudski organizował w Galicji, na terenie Austro-Węgier, swoje oddziały. Pamiętajmy, że było to możliwe tylko dlatego, że miały to być siły do użycia przeciwko Rosji. Wywołanie antyrosyjskiego powstania w kongresówce w momencie wybuchu wojny to była poważna sprawa, dywersja mogąca pomóc w rozgromieniu sił rosyjskich. I o tym trzeba pamiętać, że zanim 1. Kadrowa przekroczyła granicę rosyjską, w dowództwie niemieckim liczono na sukces akcji Piłsudskiego.
Do powstania, na szczęście, nie doszło. Polacy nie wystąpili przeciwko Rosji, a stanowisko polskich polityków w Rosji utwierdziło cara w przekonaniu, że w wojnie z Niemcami może liczyć na polskie poparcie.
Na forum Dumy poseł Jaroński powiedział m.in.: "Rozdzieleni wszakże terytorialnie my, Polacy, w uczuciach swych, w sympatiach dla Słowian musimy stanowić jedno. Skłania nas do tego nie tylko słuszna sprawa, o którą ujęła się Rosja, ale i rozum polityczny. Wszechświatowe znaczenie chwili obecnej musi usunąć na dalszy plan wszelkie porachunki między nami. Daj Boże, by Słowiańszczyzna pod przewodem Rosji odparła Teutonów, jak odparła ich przed pięcioma wiekami Polska i Litwa pod Grunwaldem. Oby krew przez nas przelana i okropności bratobójczej dla nas wojny przyniosły połączenie rozdartego na trzy części narodu polskiego!".
To postawa Polaków w głównej mierze wpłynęła na stanowisko Rosji, zapewnienie, że Niemcy są wspólnym wrogiem. W tych dniach ważyły się losy naszej niepodległości.


Krótko mówiąc, niewielka w sumie ruchawka Piłsudskiego nie miała większego znaczenia dla losów wojny, jego siły były zbyt znikome w porównaniu z milionowymi armiami, które wystawiły walczące ze sobą mocarstwa. Niemniej jednak na Zachodzie doskonale się orientowano, że po stronie państw centralnych biją się także polskie oddziały. Fakt ten później, już na konferencji pokojowej, Polakom wypomniano. Po latach Dmowski pisał: "Jestem przekonany, że nasze, z taką trudnością utrzymywane stanowisko względem Rosji w pierwszym okresie wojny stokroć więcej pomogło sprawie sprzymierzonych, niż jej zaszkodziła cała hałaśliwa akcja naszych austrofilów i aktywistów".
Należy dodać, że antyrosyjska propaganda, postawienie na Austro-Węgry i Niemcy, była bardzo silna także wśród amerykańskiej Polonii. Właściwie do dnia, w którym Ameryka opowiedziała się po stronie aliantów, akcja ta prowadzona była z dużym rozmachem, dzieląc niepotrzebnie Polonię.
Można powiedzieć, że wystąpienie Piłsudskiego w sierpniu 1914 r. było sabotażem... zbrojne opowiedzenie się po stronie państw sprzymierzonych było realizacją jego planów, a także kontynuacją wcześniejszej działalności – agenturalnej, wywiadowczej współpracy z wywiadem Austro-Węgier. Czy nie dlatego, już w niepodległej Polsce, musiał zginąć gen. Zagórski? W armii austriackiej prowadził agentów, znał ich tajemnice, a więc i przeszłość Piłsudskiego nie była dla niego żadnym sekretem. Kto wie, może zachował jakieś szczególnie kompromitujące dokumenty?
Postawa Dmowskiego, Koła Polskiego w rosyjskiej Dumie, postawa polskiego społeczeństwa (pamiętajmy o ogromnej pracy wśród mas, które zrozumiały, że nie drogą kolejnego powstania odzyskana zostanie wolność); poparcie armii rosyjskiej i poboru do wojska, to wszystko sprawiło, że armie rosyjskie pod dowództwem generałów Samsonowa (II Armia, 150 tys. żołnierzy) i Rennenkampfa (I Armia) jeszcze w sierpniu wkroczyły do Prus Wschodnich.


I w tym momencie należy się głęboko zastanowić, kto walczył w szeregach armii rosyjskiej? Jaki odsetek stanowili Polacy powołani pod broń w sierpniu 1914 r.? Są to pytania bardzo ważne.
Ale zacznijmy od przypomnienia niemieckich planów wojennych i porozumień francusko-rosyjskich. Niemieckie plany wojenne były dziełem gen. Alfreda von Schlieffena, zakładały atak na Francję i pobicie jej w sześć tygodni. Niemcy uważali, że Rosja nie jest w stanie przyjść z pomocą wcześniej niż za sześć tygodni, a więc w tym czasie, po pokonaniu Francji, można będzie przerzucić wojska na wschód i zaatakować Rosję.
Porozumienie francusko-rosyjskie zakładało, że Rosja uderzy znacznie wcześniej. I tak się stało, armie Samsonowa i Rennenkampfa wkroczyły do Prus już w sierpniu i chociaż von Hindenburg pokonał najpierw Samsonowa, w dniach 22-28 sierpnia, tzw. druga bitwa pod Tannenbergiem, czyli Grunwaldem, a we wrześniu także Rennenkampfa, niemniej jednak na froncie zachodnim Niemcom zabrakło sił do przełamania frontu: pierwsza bitwa nad Marną w dniach 5-9 września, przy czym w trakcie walki z Samsonowem, 26 sierpnia, sztab niemiecki zabrał z frontu zachodniego dwa korpusy. Było to znaczne osłabienie, a w Prusach Wschodnich Hindenburg i tak dałby sobie radę. Ale fakt jest faktem: atak na Prusy Wschodnie uratował Francję. Pamiętać jednak trzeba o tym, że gen. Rennenkampf nie pospieszył z pomocą wojskom Samsonowa (panowie się zwyczajnie nie lubili...), a może Rennekampf celowo tak prowadził swą armię, aby Niemcom pomóc?
Ostatecznie później, w walkach koło Łodzi, pozwolił ujść z okrążenia niemieckim oddziałom!
Niemcy, po zwycięstwie nad wojskami rosyjskimi, uznali Hindenburga za herosa, pisali o drugim Grunwaldzie, stawiali sędziwemu marszałkowi pomniki – jednym słowem, histeria, ale... wojska rosyjskie mimo poniesionej porażki zrealizowały zadanie; Niemcy wbrew planom musieli walczyć na dwa fronty.


A gdzie nasz udział, polskiego rekruta? Po kolei. Reorganizacja armii rosyjskiej, na wzór niemiecki, doprowadziła do tego, że rekrutów umieszczano w garnizonach w pobliżu ich miejsca zamieszkania, skończyło się masowe kierowanie Polaków do garnizonów w głębi imperium. A zatem powoływani pod broń Polacy służyli na ziemiach polskich. Kiedy doszło do wybuchu wojny i wezwano mężczyzn pod broń, aby jak najszybciej przyjść Francji z pomocą, z kogo formowano oddziały? Z polskiego rekruta. Mówimy II Armia gen. Samsonowa, rosyjska armia, ale w jej szeregach służył znaczny odsetek Polaków, na pewno były to tysiące. I jeżeli powszechnie się przyjmuje, że pomimo porażki Rosjanie ocalili front zachodni, możemy przyjąć, że i nasz rekrut miał w tym sukcesie ogromny udział. I zapłacił ogromną daniną krwi: armia Samsonowa straciła w zabitych do 50 tys. żołnierzy, 90 tys. poszło do niewoli, a on sam albo się zastrzelił ze wstydu, albo zmarł na atak serca. Była to sromotna porażka na polu bitwy, ale dla nas, współcześnie, ważna jest informacja, że kasa jego armii, miliony rubli w złocie, po dziś dzień spoczywa gdzieś w mazurskich lasach...
Tak więc kiedy mówimy o I w.św. warto i o tym ważnym fragmencie zmagań pamiętać.
Na zakończenie kilka słów o akcji Piłsudskiego. Zwróćmy uwagę na to, jak na Zachodzie oceniono to, co zrobił przyszły Marszałek (rozkaz o nadaniu stopnia marszałka Piłsudskiemu podpisał... sam Piłsudski). Francja toczy śmiertelny bój z Niemcami i w tym samym czasie okazuje się, że polskie oddziały wojskowe – bez znaczenia jak liczebne – stoją po stronie Austro-Węgier i Niemiec... Niedźwiedzia przysługa sprawie polskiej to zbyt delikatne określenie. Pamiętajmy i o tym, że dla Niemców Piłsudski to był pionek, którym posługiwano się instrumentalnie, dla nich był najemnikiem, z którym można się liczyć, albo i nie. W zależności od rozwoju sytuacji. Tak postąpiono np. z Leninem, którego Niemcy sprowadzili ze Szwajcarii, sfinansowali i zrobił w Rosji rewolucję. Podobnie postąpiono z Piłsudskim, więźniem Magdeburga, gdzie palił cygarety, stawiał pasjanse i nie opracował niczego dotyczącego przyszłej Polski, a przecież miał czas i, ponoć, był geniuszem... w listopadzie 1918 r. Niemcy sprezentowali mu władzę nad odradzającą się Polską.


I może ostatnia już refleksja dotycząca planów wojny błyskawicznej, czyli Blitzkriegu. W roku 1939 Niemcy najpierw uderzyli na Polskę, a dopiero później na Zachód. Hitler zdawał sobie sprawę, że Polska dotrzyma słowa danego Francji i, jeżeli zajdzie taka potrzeba, uderzy. Francja natomiast, jeżeli wybuchnie wojna, bohatersko kiwnie dużym paluchem w bucie! I tak się stało.
Dopiero po podbiciu Polski Hitler podporządkował sobie Zachód.
Dobrze się stało, że Polska przedwrześniowa nie poszła na współpracę z Niemcami, gdyby zachowała się inaczej... ale to już tylko spekulacje bez znaczenia.


Ciesząc się z 94. rocznicy odzyskania niepodległości, pamiętajmy, że Francja nie chciała w 39 r. umierać za Gdańsk, ale w sierpniu 1914 r. tysiące Polaków (pomimo rosyjskich mundurów) ginęło za Paryż...


Leszek Wyrzykowski
Windsor

Opublikowano w Teksty
piątek, 26 październik 2012 15:42

Pamięć o Borodino


braungChciałbym przypomnieć o pewnej rocznicy, która mija. Mija sobie tak powolutku, tu nie chodzi o jedną konkretną datę dzienną, tylko chodzi o tę jesień-zimę. Mianowicie dwieście lat temu, wspomnijcie państwo, co robili Polacy dwieście lat temu równo. Szli na Moskwę. W pierwszych dniach września rozegrała się krwawa, jedna z najkrwawszych w dziejach bitew, w historiografii rosyjskiej to się nazywa bitwa pod Borodino, w polskiej historiografii mówi się bitwa pod Możajskiem, a Francuzi mówią po prostu bitwa o Moskwę, bo też rzeczywiście była to bitwa o wejście do Moskwy.
W tej bitwie zginęły dziesiątki tysięcy ludzi, a następne dziesiątki tysięcy odniosły rany. Wśród tych rannych pod Borodino/Możajskiem był jeden z praszczurów mojej mamy, poeta preromantyczny Wincenty Reklewski. Pod tym Możajskiem strzelał z armaty, był bowiem artylerzystą, pod Smoleńskiem awansował na podpułkownika, a pod Możajskiem vel Borodino kula go nie minęła, został ranny, umarł jakiś czas później z ran w tej bitwie odniesionych w lazarecie w Moskwie. Przypominam go sobie w tych dniach często. Myślę o tym, jak to w tych dniach dwieście lat temu równo tam w tym lazarecie dogorywał, mając ciągle nadzieję, że jeszcze do Polski wróci.


Ale dlaczego chcę państwu przypomnieć o tych smutnych wydarzeniach, no bo na koniec one bardzo smutne były. One były może nawet i wesołe, kiedy się na tę Moskwę ruszało, jak to nam opisuje Adam Mickiewicz w jednej z ostatnich ksiąg "Pana Tadeusza" – Rok 1812. I wtedy na wiosnę 1812 – "O roku, kto cię widział w naszym kraju" – no to właśnie entuzjazm i zapał, Księstwo Warszawskie dało przecież prawie 100 tys. żołnierza na tę wojnę, którą dla zbałamucenia nas, co tu dużo mówić, nazwał Napoleon wojną polską – bo myśmy myśleli, że Polskę wywalczymy w tej wojnie. Ale minęły miesiące i trzeba było wracać spod tej Moskwy w strasznym odwrocie. Polacy dzielnie stawali, aż do ostatka osłaniali tę przeprawę przez Berezynę w odwrocie.


Ja, myśląc w tych dniach i tygodniach o tej wędrówce do Moskwy, sięgnąłem troszeczkę do pamiętników z tamtych czasów. Wspomniany wyżej Wincenty Reklewski zostawił różne wiersze, nie zostawił pamiętników. No więc czytając pamiętniki innych, wyobrażam sobie tę jego wędrówkę i ten jego los. I w jednym pamiętniku trafiłem na scenę, którą tutaj chciałbym państwu przytoczyć.
Otóż, opowiada pamiętnikarz, kawalerzysta dla odmiany, niejaki Michał Jackowski, który razem z polską jazdą podążał na tę Moskwę, o tym, jak to po drodze wysłany został dla zdobycia furaży gdzieś tam w bok i napatoczył się na rosyjskiego chłopa, którego pozdrowił w imię Boże. Na co się chłop rosyjski rozkrochmalił i Jackowskiemu w rezultacie uratowało to życie.


To jest taka historia troszeczkę jak opowieści Kaprala z III części "Dziadów" Mickiewicza. Kapral opowiada tam, jak to właśnie w Hiszpanii dzięki temu, że się zadeklarował jako katolik, ocalił głowę wśród różnych Francuzów bezbożników, którzy ani Pana Jezusa, ani Jego Matki uszanować nie potrafili, za co im hiszpański karczmarz życie odebrał. Więc taka historyjka w tych pamiętnikach. Ważny kontekst, że cała ta armia napoleońska na Moskwę podążająca to była właśnie z punktu widzenia różnych pobożnych nie tylko chłopów rosyjskich po prostu armia bezbożników, to była armia rewolucyjna, to była armia, której trzon stanowili ludzie, którzy za rewolucji francuskiej przykładali często dosłownie ręki do eksterminacji katolików, kleru katolickiego. To była armia, która po drodze bardzo wyraźnie deklarowała siebie jako rewolucyjna.
W tym Wrocławiu, z którego ja do państwa gadam, urządzili np. stajnię w kościele Bożego Ciała. W ogóle chętnie żołnierze napoleońscy przemieniali kościoły w stajnie, dopuszczali się rabunków, gwałtów. W związku z tym biedni polscy chłopcy, którzy jeszcze nie całkiem przeszli pomyślnie masońską obróbkę i jeszcze nie całkiem stali się bezbożnikami, oni dla tych rosyjskich chłopów, którzy po drodze im się napatoczyli, stanowili jakąś miłą odmianę. I tak pisze ten Jackowski, ile razy więc zdarzyło się, że Polak przemawiał po ludzku, religijnie i zrozumiale, zadziwienie Moskala było więcej niespodziewane i przyjemne.


Z wypowiedzi Grzegorza Brauna podczas spotkania zorganizowanego przez redakcję "Tajnych Kompletów" w niedzielę 23 września w Mississaudze.

W najbliższą niedzielę Grzegorz Braun będzie w Toronto osobiście

Opublikowano w Teksty
piątek, 12 październik 2012 18:37

Eligiusz Niewiadomski

niewiadomski-zabic-prezydentabig343855Nakładem wydawnictwa Demart ukazała się niezwykle interesująca praca historyka z IPN Patryka Pleskota "Niewiadomski – zabić prezydenta". Opisuje ona postać Eligiusza Niewiadomskiego i dokonane przez niego zabójstwo prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Praca jest tym ciekawsza, że jej autor nie kryje ogromnej niechęci do tytułowej postaci Niewiadomskiego i na pewno nie jest hagiografem z kręgów narodowo-radykalnych.
Eligiusz Niewiadomski urodził się 1 grudnia 1869 roku w zaborze rosyjskim. Jego ojciec był powstańcem styczniowym, publicystą i popularyzatorem nauki. Eligiusz z doskonałymi wynikami ukończył studia na Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu i Paryżu. Niewiadomski był jednym z najlepszych polskich malarzy, uznanym i nagradzanym nie tylko za osiągnięcia artystyczne, ale też za wybitne dokonania na polu historii sztuki. Oprócz obrazów, ilustracji do książek i czasopism, tworzył też polichromie w kościołach. Nieobce były mu też nowoczesne środki wyrazu. Zajmował się naukowo malarstwem polskim np. w pracy "Malarstwo polskie XIX i XX wieku". Niewiadomski dostrzegał rolę wychowawczą sztuki i szeroko pojętej kultury, a kontakt z nimi uodparnia na lewicową demagogię.


Po powrocie na ziemie polskie zasłynął jako publicysta piszący o sztuce i popularyzator aktywności fizycznej w Tatrach. Także aktywność fizyczną uważał za niezwykle istotny składnik tożsamości narodowej (tak jak dzisiejsi autonomiczni nacjonaliści). Sporty walki, takie jak fechtunek, zapasy, boks, kwalifikował jako zgodne z temperamentem polskim. Wyznawał, że sporty walki "uczą zręczności, rozwijają siły, są środkiem samoobrony i załatwiania sporów bez pieniactwa i sądów. Uczą przestrzegać uczciwości w walce, gardzić bólem, zachowywać przytomność umysłu. Dają pewność siebie, panowania nad sobą, poczucie własnej godności. Są najlepszym środkiem wychowawczym i drogą do odrodzenia cnót". Niewiadomski marzył o tym, by Polacy stali się narodem wojowników, a więc mężczyzn kontrolujących swój los.
W wieku 28 lat ożenił się z Marią Tilly. Owocem tego kochającego się małżeństwa była dwójka dzieci, Stefan i Anna (w chwili zamachu Stefan miał 23 lata, a Anna 20), które – podobnie jak ich przodkowie – były gorącymi patriotami. Stefan został przez Niemców zamordowany w obozie koncentracyjnym. Anna została żoną Aleksandra Demidowicza-Demideckiego (podczas wojny szefa Narodowej Organizacji Wojskowej). Podczas wojny córka Eligiusza też była więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego. Po II wojnie światowej udało się jej uciec z okupowanej przez komunistów Polski.
Działalność patriotyczną Niewiadomski rozpoczął już w gimnazjum w tajnych patriotycznych kółkach uczniowskich. Na studiach działał w polskich organizacjach studenckich. Był przez pewien okres związany z Ligą Narodową. W wieku 32 lat w 1901 roku został aresztowany za przemyt z Galicji do zaboru rosyjskiego pism patriotycznych. Więziono go na Pawiaku i w X Pawilonie warszawskiej Cytadeli. Po opuszczeniu rosyjskiego więzienia zaprzestał działalności partyjnej i skupił się na działalności edukacyjnej i wychowawczej. Podczas I wojny światowej angażował się w organizację pomocy socjalnej.


W 1918 roku wziął aktywny udział w rozbrajaniu Niemców w Warszawie, a podczas wojny polsko-sowieckiej, w wieku 51 lat, zgłosił się na ochotnika do wojska. Nie trafił jednak wysłany na front, gdyż z polecenia generała Kazimierza Sosnkowskiego (bliskiego współpracownika Piłsudskiego) został żołnierzem kontrwywiadu w II Oddziale Sztabu Generalnego. Zbulwersowany bezczynnością szefostwa wobec komunistycznej agentury, wymusił przeniesienie na front. Z bolszewikami walczył w 5. Pułku Piechoty Legionów u boku swojego syna Stefana.
Po demobilizacji przez kilka lat pracował w Ministerstwie Kultury, zajmując się rozwojem szkolnictwa artystycznego w II RP. W pracy demonstracyjnie nie okazywał respektu wobec hierarchii służbowej.


Eligiusz Niewiadomski nie dał się zamknąć w ciasnym schemacie gorsetu partii. Uważał, że należy tak zreformować przepisy w Polsce, by prawa wyborcze mieli tylko obywatele, którzy ukończyli co najmniej 25 lat, posiadali przynajmniej pełne wykształcenie podstawowe, znali język polski w mowie i piśmie oraz byli niekarani. Niewiadomski dostrzegał zagrożenie w działaniach: socjalistów, Żydów (którzy zdegenerowali socjalizm), masonów, zdemoralizowanego motłochu (narzucającego dzięki patologiom demokracji swoją wolę Polakom i Polsce). Niewiadomskiego cechował gorący patriotyzm.


Równocześnie wyjątkowo niechętnie Niewiadomski odnosił się do Józefa Piłsudskiego, który, jego zdaniem, "zmarnował swoją wielkość", a swoją "antypolską działalnością przekreślił swoje zasługi z okresu walki o niepodległość" (w III RP duża część Polaków miała podobne odczucia względem Lecha Wałęsy). Żydów uznawał za element pasożytniczy, niezdolny do kreatywności i uczciwej pracy. Bulwersowały go zwłaszcza patologie partyjniactwa, czyli lekceważenie przez polityków dobra Polski i Polaków.
16 grudnia 1922 w budynku warszawskiej Zachęty Niewiadomski trzema strzałami zabił prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Pomimo że mógł uciec, pozostał na miejscu zbrodni i oddał się w ręce policji. W oczekiwaniu na egzekucję, wykorzystał ostatnie dni życia na pisanie prac naukowych i swojego manifestu politycznego ("Kartki z więzienia" i "List do wszystkich Polaków"). Niewiadomski nie czuł żalu z powodu zabicia Narutowicza, gdyż – jego zdaniem – była to forma edukacji obywatelskiej przeprowadzona w myśl ideałów ważniejszych od norm i przepisów. Narutowicz był dla Niewiadomskiego ofiarą symboliczną, kozłem ofiarnym – ofiarą zastępczą – składaną na ołtarzu ojczyzny w zadośćuczynieniu za antypolską działalność Żydów, socjalistów i Piłsudskiego. To Józef Piłsudski miał być celem zamachu (miał zginąć za swoją działalność w II RP, działalność, która całkowicie przekreślała jego zasługi w walce o niepodległość). Zabójstwo marszałka miało symbolicznie uzdrowić Polskę, a do zgładzenia Narutowicza popchnęła Niewiadomskiego (jak to sam deklarował) socjalistyczna kampania nienawiści i kłamstw rozkręcana przez Żydów.


Wielu Polaków podzielało opinię Niewiadomskiego o sytuacji w Polsce, a po egzekucji narodził się swoisty kult jego osoby. Po zamachu był ponownie więziony w warszawskiej Cytadeli (po raz pierwszy jeszcze przez rosyjskich zaborców). 31 stycznia 1923 roku o godzinie 7.19, Eligiusz Niewiadomski został rozstrzelany. Miał 53 lata. Przed śmiercią wyspowiadał się i przyjął Komunię Świętą. W czasie egzekucji towarzyszył mu duchowny. W obliczu śmierci zachował całkowity spokój, deklarował swoją miłość do ojczyzny i do dzieci. Ostatnie słowa Niewiadomskiego będące wyrazem jego patriotyzmu zostały zatajone przez cenzurę. Władze konfiskowały gazety dokładnie relacjonujące te jego wypowiedzi. Po egzekucji zwłoki Niewiadomskiego pochowano na terenie twierdzy. Po tygodniu, 6 lutego 1923 r., władze zezwoliły na przeniesienie zwłok na Powązki. Zabroniono jednak urządzenia normalnego pogrzebu. Zdjęcia z tego pochówku skonfiskowano. Pośmiertny masowy kult osoby Eligiusza Niewiadomskiego jako męczennika sprawy narodowej zniechęcił po raz kolejny Józefa Piłsudskiego do Polaków. Wstrząśnięty postawą Polaków, Piłsudski wycofał się na trzy i pół roku z życia publicznego – co nie da się ukryć, było pośmiertnym sukcesem Niewiadomskiego (jego cel został zrealizowany).
Czytelnicy pracy Pleskota wydanej przez Demart znajdą w niej również historie: walki Polaków o niepodległość Polski podczas I wojny światowej, rywalizacji obozu Dmowskiego z obozem Piłsudskiego, rewolucji bolszewickiej, wsparcia Piłsudskiego po odzyskaniu niepodległości dla ekstremistów lewicowych, międzynarodowej sytuacji politycznej oraz gospodarczej po I wojnie światowej, wyniszczenia ziem polskich po I wojnie światowej, wyników pierwszych wyborów i poparcia dla poszczególnych sił politycznych po odzyskaniu niepodległości, masowego poparcia Polaków dla endecji (2/3 Polaków, którzy stanowili ok. 60 proc. obywateli II RP, popierało narodowców), zmian rządów w II RP, wyboru na prezydenta Narutowicza, niezadowolenia społecznego z tego wyboru, walki nacjonalistów z socjalistami, atmosfery i wydarzeń przed i po zamachu, dyskusji prasowej po zamachu.


Praca Patryka Pleskota "Niewiadomski – zabić prezydenta" zawiera wiele ciekawych cytatów z pism i wypowiedzi przeciwników, zwolenników zabójcy oraz samego Niewiadomskiego. Szczególnie urocze są wiersze potępiające Niewiadomskiego autorstwa poetów, którzy po II wojnie światowej zostali pieszczoszkami stalinowskiej "Polski". Ogromną wartość mają opisy i ilustracje dokumentujące niezwykle wartościowe dokonania Niewiadomskiego w malarstwie, grafice, freskach i historii sztuki. Wielu zainteresuje też ostatni rozdział opisujący współczesną popularność Niewiadomskiego (w środowiskach Narodowego Odrodzenia Polski, Obozu Narodowo-Radykalnego, portalu Nacjonalista).


Jan Bodakowski

Opublikowano w Goniec Poleca

Wieczorem w sobotę 22 września 2012 przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie miał miejsce po trzech tygodniach jazdy finał 12 Motocyklowego Rajdu Katyńskiego.

Rajd rozpoczął się w Warszawie 1 września. 70 motocyklistów pokonało trasę 6000 km. Celem uczestników było uczczenie Polskich bohaterów i pomoc Polakom na Kresach. Trasa biegła przez: Polskę, Litwę, Białoruś i Rosję. Motocykliści odwiedzili ważne dla polskiej historii miejsca: Warszawę, Hajnówkę, Giby, Kowno, Kiejdany, Mejszagoła, Glinciszki, Pikliszki, Zułów, Powiewiórke, Podbrodzie, Ponary, Rossę, Wilno, Oszmianę, Lidę, Krupę, Surkonty, Roś, Wołkowysk, Słonim, Baranowicze, Zaosie, Świteź, Nowogródek, Naliboki, Wołożyn, Bogdanowo, Mińsk i Kuropaty, Chatyń, Mochylew, Lenino, Katyń, Smoleńsk (teren lotniska Siewiernyj), Kłuszyn, Miednoje, Moskwę, Kursk, Charków, Kijów i Bykownie, Koziatyń, Chmielnik, Latyczów, Brahiłów, Winnica, Bar, Kamieniec Podolski, Chocim, Jazłowiec, Dytiatyń, Huta Pieniacka, Zadwórze, Lwów, Żółkiew, Krzesimów.

Uroczystość powitania pod Grobem Nieznanego Żołnierza prowadził jeden z motocyklistów - ksiądz Marek Doszko. Motocyklistów przywitali mieszkańcy Warszawy, młodzież szkolna, orkiestra, przedstawiciele władz i kardynał Glemp.

Jak zwykle czujnych warszawskich uczestników wszelkich patriotycznych imprez niezwykle zbulwersował jeden z motorów. Wyposażony w żółto niebieska flagę z okiem opaczności miał na baku wymalowanego Stalina.

Jan Bodakowski

Opublikowano w Fotoreportaż
wtorek, 25 wrzesień 2012 14:50

Fotorelacja rekonstrukcja 1944 -23.09.2012

Punktualnie w godzinę W, o siedemnastej 23 września 2012, na warszawskim placu Krasińskich rozpoczęła się inscenizacja historyczna walk w Powstaniu Warszawskim 1944. Inscenizacje własnym staraniem przygotowało Stowarzyszenie Grupa Historyczna "Zgrupowanie Radosław" przy finansowym wsparciu Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (patronat honorowy objął: Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Związek Powstańców Warszawskich, Instytut Pamięci Narodowej).

Rekonstruktorzy ogromnym nakładem sił (rekonstrukcja trwała prawie dwie godziny) i środków (od spektakularnych wręcz bolesnych wybuchów, po wykorzystanie niemieckiego czołgu i innych pojazdów z 1944) przeprowadzili wspaniałą lekcje historii dla mieszkańców Warszawy. Widzowie mogli poznać bohaterską i krwawą walkę powstańców. Początkowe zwycięstwa. Terror niemieckiego okupanta. Cierpienia ludności cywilnej (w tym działalność szpitala powstańczego i opiekę katolickich duchownych).

Po zakończonej rekonstrukcji widzowie mieli możliwość bezpośredniego kontaktu z rekonstruktorami i ich sprzętem.

Warszawiacy odchodząc z placu Krasińskich pozostawiali na nim ubranych w mundury rekonstruktorów którzy rozpoczęli wielkie porządkowanie terenu walk. Na pytania o udział władz Warszawy w rekonstrukcji jeden z rekonstruktorów stwierdził że miasto nie było zainteresowane rekonstrukcją i sami musieli zapłacić za organizacje ruchu.

Jan Bodakowski

Opublikowano w Fotoreportaż



W sobotę 15 września 2012 odbył się IV Rajd Pieszy Szlakiem NSZ po Warszawie. Organizatorami rajdu był: Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz Grupa Rekonstrukcji Historycznych NSZ. Celem organizatorów było ukazanie walki narodowców z nazistami podczas II wojny światowej. Kilkudziesięciu uczestników przebyło pieszo 16 kilometrową trasę, wysłuchują w kilkunastu miejscach (będących świadectwami bohaterstwa narodowców) bardzo ciekawych i szczegółowych wykładów wygłoszonych przez Przemysława Czyżewskiego i Michała Gruszczyńskiego.

Dzięki wsparciu Urzędu ds Kombatantów uczestnicy marszu prócz prowiantu otrzymali też pamiątkowe koszulki i przypinki.

Część uczestników Rajdu miała też własne koszulki upamiętniające NSZ.

Marsz wyruszył sprzed budynku Pasty na ulicy Marszałkowskiej.

Ulicą Królewską dotarł do kościoła Świętej Trójcy parafii ewangelicko-augsburskiej. W którego salach spotykało się kierownictwo wywiadu Związku Jaszczurczego i wyrosłych z niego Narodowych Sił Zbrojnych (część z kierownictwa narodowego wywiadu była luteranami). Sukcesy wywiadu ZJ NSZ były tak wielkie że Niemcy stworzyli specjalną jednostkę do zwalczania narodowego wywiadu (komórka wywiadowcza żadnej innej organizacji nie była tak uhonorowana).

Drugim przystankiem na trasie rajdu był budynek Narodowej Organizacji Technicznej na ulicy Czackiego. W tym budynku w czasie Powstania Warszawskiego walczył oddział NSZ złożony z 200 Poznaniaków (Warszawa była centrum konspiracji dla wielu organizacji które dodatkowo miały swoje wyspecjalizowane komórki). W budynku NOT w czasie okupacji mieściła się siedziba narodowej komórki odpowiedzialnej za planowanie zbrojnego przejęcia ziem zachodnich podczas klęski Niemiec w II wojny światowej (innymi celami komórki było: stworzenia niezależnego państwa serbołużyckiego, przyłączenia Królewca do Polski).

Z ulicy Czackiego przez Ogród Saski uczestnicy Rajdu przeszli na ulicę Bielańską gdzie znajduje się Reduta Banku Polskiego. W jej murach podczas Powstania Warszawskiego walczyli narodowcy.

Kolejnym przystankiem był Pasaż Simonsa w Ogrodzie Krasińskich. Tu prawdopodobnie zginęli związani z narodowcami poeci: Zdzisław Leon Stroiński „Chmura” i Tadeusz Gajcy „Topór”.

Z parku uczestnicy rajdu przeszli na ulicę Długą. W budynku Wydziału Nauk Ekonomicznych UW znajdowała się drukarnia NSZ. Organizatorzy prócz wygłoszenia wykładu dotyczącego szerokiego wachlarzu narodowych wydawnictw konspiracyjnych pokazali uczestnikom oryginalne wydawnictwa z okresu okupacji.

Na rogu Długiej i Miodowej uczestnicy Rajdu poznali historię ochrony przez oddział narodowców włazu do kanału którym ewakuowano się walczącego Starego Miasta podczas Powstania.

Kolejnymi przystankiem na ulicy Długiej była siedziba podchorążówki NSZ.

Znajdująca się po przeciwnej stronie ulicy pod numerem 11 siedziba Brygady Dyspozycyjno-Zmotoryzowanej NSZ.

I szpital powstańczy na Długiej 5.

Z Długiej uczestnicy Rajdu skręcili w Nowomiejską, przeszli przez Barbakan, i minęli ulice Krzywe Koło gdzie znajdował się jeden z lokali konspiracyjnych NSZ.

Na Rynku Staromiejskim nr 21 Rajd zatrzymał się koło miejsca w którym znajdowała się kolejna konspiracyjna drukarnia NSZ.

Przez Plac Zamkowy, Mariensztat, do ulicy Browarnej, Rajd dotarł w okolice Biblioteki UW gdzie w jednym z budynków odbywały się zajęcia podchorążówki NSZ.

Z Biblioteki UW ulicą Dobrą i Solec uczestnicy dotarli na ulicę Koźmińską gdzie znajdowała się kolejna drukarnia ZJ.

Po przeciwnej stronie Alei Armii Ludowej uczestnicy Rajdu, przy pomniku Stanisława Sedlaczka założyciela narodowego harcerstwa, poznali historie Hufców Polskich.

Trasę Łazienkowską na ulicę Filtrową uczestnicy Rajdu pokonali autobusem. Na ulicy Filtrowej Rajd miał swój przystanek przy lokalu korporacji akademickiej w której mieściło się biuro fałszerstw Związku Jaszczurczego.

Z ulicy Filtrowej uczestnicy Rajdu przeszli na ulicę Romera gdzie w 1939 działacze ONR powołali do życia Związek Jaszczurczy.

Raszyńską, Alejami Jerozolimskimi, Rajd przeszedł do ulicy Żelaznej. Gdzie pierwszy przystanek miał miejsce na rogu Alej i Lindleya przy budynku w którym walczyli żołnierze NSZ.

Drugi przystanek miał miejsce przy tablicy na ulicy Żelaznej upamiętniającej zgrupowanie Chrobry II (które dokładnie opisałem w jednej z moich fotorelacji).

Finał marszu miał miejsce w Domu Kolejowym u zbiegu ulic Chmielnej i Żelaznej. Gdzie uczestnicy Rajdu spotkali się z żołnierzami NSZ: Wiktorem Natansonem i Zbigniewem Kuciewiczem.

Ogromną atrakcją dla dzieci uczestniczących w spotkaniu z kombatantami była Grupa Rekonstrukcji Historycznych NSZ.

Jedynym minusem Rajdu jest brak dokumentacji video wygłoszonych wykładów. Większa ich część została nagrana przez reportera radiowej Jedynki, i mam być w fragmentach wykorzystana na antenie radia w dniu 70 rocznicy powstania NSZ.

Rajd nie dosyć że był doskonałą lekcją historii, aktywną formą rekreacji, to był doskonalą okazją do integracji środowisk patriotycznych.

Jan Bodakowski

Opublikowano w Fotoreportaż
piątek, 03 sierpień 2012 19:07

PRL według Wieczorkiewicza


wieczorkiewiczNakładem wydawnictwa Zysk ukazała się praca zmarłego profesora Pawła Wieczorkiewicz i trzydziestoletniej historyk Justyny Błażejowskiej "Przez Polskę Ludową na przełaj i na przekór". Autorzy na 620 stronach publikacji w bardzo przystępny i atrakcyjny sposób przybliżyli czytelnikom kilkanaście ważnych zjawisk z historii PRL. Każdy opis zagadnienia wzbogacony został dodatkami w tekście (tekstami źródłowymi, wspomnieniami, fotografiami, zestawieniami czy przykładami obecności opisywanego zjawiska w kulturze popularnej PRL). Autorzy w swojej pracy wykorzystali wiele relacji komunistycznych notabli.


Pierwszy rozdział poświęcony jest głównie uciekinierom z PRL reprezentującym elity komunistycznego okupanta. Autorzy opisali również zamknięcie granic PRL, traktowanie przez władze paszportu jako przywileju dla lojalnych, zmiany kadrowe w LWP po 1956 roku. Wyjątkowo ciekawe okazały się wątki rewizjonistyczne zakładające akceptację bezpieki dla ucieczki Mikołajczyka czy umożliwienie przez Sowietów ucieczki Światły i Kuklińskiego.
Drugi rozdział poświęcony jest walce o przywództwo nad "Polską" ludową. Władzy: Gomułki (1943 do 1948), Bieruta (wciągniętego do ruchu komunistycznego przez masona i okultystę Jana Hempla), Ochaba (jednego z nielicznych gojów wśród komunistów), powtórnie Gomułki (który jako jedyny z przywódców PRL walczył o uniezależnianie PRL od ZSRS), Gierka (który do PRL przybył z Francji dopiero w 1948 roku, zliberalizował system i odszedł z nadejściem Solidarności), Kani (który z komunistami związał się dopiero po II wojnie światowej), absolutnie lojalnego wobec ZSRS Jaruzelskiego i Rakowskiego.


Trzeci rozdział pracy Wieczorkiewicza i Błażejowskiej poświęcony jest marcowi 1968, który dziś fałszywie sprowadza się tylko do antysemickiej nagonki jednych komuchów na drugich. Autorzy przypomnieli, że odpowiedzią na protest pisarzy przeciw "skandalicznej dyktaturze ciemniaków" było przemówienie Gomułki, który zaatakował Kisielewskiego za promocję antysemityzmu. Jasienicę z kolei zaatakował za walkę w antykomunistycznej partyzantce. Ofiarą rozpętanej przez Gomułkę nagonki stał się też Szpotański za deklamowanie swoich satyr (dowodów na jego zbrodnie przypadkiem dostarczyła Nina Karsov, która nagrała poetę). Zakres inwigilacji komunistów obrazuje fakt, że na Jasienicę donosiła TW SB, której zlecono uwiedzenie i zamążpójście za pisarza. Władze nie ograniczyły się tylko do inwigilacji pisarzy, Kisielewski został pobity, a Zawieyski zamordowany.


Wieczorkiewicz i Błażejowska piąty rozdział poświęcili polityce paszportowej PRL. Autorzy przypomnieli, że po II wojnie światowej brytyjskie władze i obywatele szykanowali polskich żołnierzy PSZ na Zachodzie, wymuszając na nich wyjazd pod sowiecką okupację. Komunistyczne władze uniemożliwiały Polakom wyjazdy poza granice "Polski" ludowej. Uniemożliwiono też wjazd cudzoziemcom na ziemie polskie. Paszporty stały się nagrodą dla lojalnych wobec władzy, ceną za paszport była współpraca z bezpieką. Granice szerzej otworzył dopiero Gierek. Pozwoliło to na rozwój czarnego rynku.


Szósty rozdział książki poświęcony jest sportowi w PRL i rywalizacji Polaków z Sowietami na arenach sportowych. Siódmy przybliża czytelnikom zakres interwencji ZSRS w politykę władz PRL, walki między frakcjami PZPR, gotowości części LWP do walki zbrojnej z interwencją Armii Czerwonej. Nieustannego przypominania warte są wiadomości o gospodarce PRL przybliżone przez autorów w rozdziale ósmym. Zniszczenie przez komunistycznego okupanta handlu prywatnego i przedsiębiorczości, prześladowanie prywatnego rolnictwa doprowadziło w "Polsce" ludowej do stałego braku jedzenia, ubrań, środków czystości i wszystkiego niezbędnego do życia (łącznie z papierem toaletowym). Nieustanna bieda i braki dóbr konsumpcyjnych były powodem licznych protestów robotniczych w PRL. Owocem tej patologii był system kartkowy, kolejki, szokująco niska jakość towarów, wszechobecny brud, brak higieny, uprzywilejowanie pracowników handlu, korupcja i czarny rynek.


Formą walki z komunistyczną okupacją były nielegalne czasopisma i książki opisane w rozdziale dziewiątym. Przejawem walki były też protesty robotnicze np. w roku 1976 opisane w rozdziale dziesiątym, z jednej strony będące wyrazem niezadowolenia eksploatowanych robotników, a z drugiej cynicznie wykorzystywane przez frakcje komunistyczne do walki o dominację we władzach. Autorzy opisali same wydarzenia, ich konsekwencje dla robotników, opozycji (KOR) i dyktatury.


Do tematów protestów robotniczych Wieczorkiewicz i Błażejowska powrócili w rozdziale jedenastym. Ukazują, jakie zagrożenie dla interesów ekonomicznych nomenklatury stanowiło powstanie Solidarności. Autorzy przybliżyli też opozycję przedsolidarnościową, postacie TW SB, którzy stanęli na czele protestów (Wałęsy i Jurczyka), kulisy wprowadzenia stanu wojennego, opisy walk frakcyjnych w PZPR w tym okresie.


Dwunasty rozdział poświęcony zagadnieniom mody, także jako areny konfrontacji ideologicznej, subkulturom, prywatnemu handlowi odzieżą, państwowej brzydkiej i kiepskiej jakości odzieży, powszechnemu niedoborowi ubrań.


Polityce historycznych kłamstw PRL poświęcili autorzy trzynasty rozdział swojej pracy. Komuniści w ramach swojej polityki kłamstw: fałszowali obraz rzeczywistości i przeszłości, wykreślali z narracji historycznej to, co im nie pasowało (wszystko co nie było komunistyczne), preparowali archiwalia, usunęli uczciwych naukowców i zastąpili ich swoimi cynglami (wymienionymi przez autorów z nazwiska). Swoje kłamstwa kolportowali w gigantycznych nakładach, prawdę w zaciętości likwidowali. Narzędziami komunistycznej machiny kłamstw stało się kino, telewizja i literatura popularna. Praktyki te kontynuowano w III RP wobec Dariusza Ratajczaka i Pawła Wieczorkiewicza.


Rozdział czternasty mówi o patologiach realnego socjalizmu. Eksploatowanie robotników, stachanowskie normy, język propagandy, upolitycznienie edukacji, plaga chorób wenerycznych (wynikająca z masowych gwałtów dokonywanych przez czerwonoarmistów), prostytucja. Szczególnie charakterystyczny dla PRL był brak higieny: obsrane toalety, brak toalet, powszechny bród, brak środków czystości, brak bieżącej wody i kanalizacji. Innym przejawem PRL był alkoholizm. Powszechne pijaństwo w pracy. Popełnianie przez milicjantów przestępstw pod wpływem alkoholu i pędzenie przez funkcjonariuszy bimbru.


Piętnasty rozdział poświęcony jest kulturze PRL. Upolitycznieniu kultury, socrealizmowi, powszechnej kolaboracji artystów, pewnej liberalizacji po 1956 roku.
W szesnastym rozdziale opisana została gospodarka morska, zniszczenie przez Armie Czerwoną Pomorza (Armia Czerwona na potrzeby sowieckiej kroniki filmowej powtórzyła atak na Gdańsk i Kołobrzeg, z zajętych terenów ukradła wszystko, co można było przewieźć do ZSRS). Problemem był brak fachowców (usuwano i nie dopuszczano do pracy niekomunistów) i pasożytnictwo ZSRS na gospodarce PRL.
Ostatni rozdział poświęcony jest intrygom i walkom frakcyjnym wewnątrz PZPR (w interesie frakcji internacjonalistycznej Jan Nowak-Jeziorański wykorzystał RWE do zwalczania frakcji odwołującej się do Polaków).


Jan Bodakowski
Polska

Opublikowano w Teksty
Strona 18 z 18

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.