farolwebad1

A+ A A-

Świadectwo – przeżyłem śmierć, rozmawiałem z Jezusem, widziałem niebo (7)

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

nazarukOMIZ tego pierwszego pobytu taką historię wam powiem, bo ona znowu pokazuje, jak Duch Boży do mnie przemówił. Jest styczeń, to jest dopiero miesiąc mojego pobytu w Kanadzie. Najpierw wylądowałem w Edmonton, tam są dwie polskie parafie. Ja należałem nie do polskiej grupy, tylko francuskojęzycznej, tak zwana Prowincja Grande, ale że nie znałem języka angielskiego na tyle, żeby pracować, to dali mnie tamci oblaci francusko-angielskojęzyczni do polskiej parafii w Edmonton, gdzie miałem się uczyć angielskiego. Obok Edmonton jest miejscowość St. Albert, prawie łącząca się z nim, gdzie jest na cmentarzu około 300 oblatów pochowanych, misjonarzy wielkich, wśród nich ci pionierzy polscy, bracia i księża, którzy już pracowali przed wojną. Między innymi tam leży brat Kowalczyk.

Na drugi dzień po wylądowaniu w Edmonton, styczeń, bardzo zimna pogoda, ja z różami idę na grób brata Kowalczyka, a tam patrzę, pełno kwiatów, nie tylko ja. Zawsze na jego grobie jest pełno kwiatów i świece się świecą. Mówię, bracie, tutaj twój zmiennik przyjechał, weź mnie pod opiekę, bo wiesz, nie wiem, co mnie tu czeka, a ty już wiesz. I jest jednym z moich wspaniałych opiekunów mojej duszy i patronów, do którego codziennie się modlę od tamtego czasu. Byłem dwa tygodnie w polskiej parafii, jedzie przełożony mój prowincjał już tamtejszy, na północ, daleką północ, nad Wielkie Jezioro Niewolników, gdzie już dwóch polskich oblatów pracowało, bo pojechali przede mną młodzi. To jest potężna przestrzeń. Diecezja Mackenzie jest wielkości całej Europy, chyba największa diecezja na świecie. Miejscowość od miejscowości to 300, 400, 500 kilometrów. Tam przed wojną pracował ojciec Leon Mokwa. To ten, o którym mówiłem, że się nie zdziwi już niczym, a się zdziwił w wieku 70 lat. Zdziwił się, kiedy jego kolega, oblat, współbrat, wywinął numerek z odejściem. I on tam pracował, człowiek, który ponad 60 lat pracował na misji, poznał masę języków. Dowiedziałem się, że jestem przeznaczony do pracy wśród Psich Boków, bo radny prowincyjny stamtąd był, bardzo wpływowy, i biskup, też oblat, potrzebował kilku misjonarzy i nasz przełożony powiedział, że tam docelowo będzie 6 oblatów pracowało. Już było dwóch, mieli być następni. Miałem z jeszcze jednym być, ale ten drugi zrezygnował. I on mówi – jedziemy na północ. No to jedziemy na północ. Nie miałem o tym pojęcia, trochę wiedziałem, czytałem, ale nic nie wiedziałem o dalekiej północy. 1300 kilometrów jechaliśmy samochodem, a potem jeszcze 300 kilometrów samolotem.

Zajeżdżamy do miejscowości Rae-Edzo, to jest taka stolica, główna misja, Indian Psich Boków. Jest ciekawa historia ich, ale to pominę. Jedni z najbardziej moralnie wysoko postawionych Indian. Indianie są z natury bardzo religijni i to mogą powiedzieć – nigdy nie spotkałem ani jednego Indianina czy Eskimosa, który by powiedział, że nie wierzy w Boga. Dla nich to jest taki absurd, że nie mieści się w głowie. Mówią, że to jest niemożliwe, że trzeba być wyjątkowo głupim i ślepym, żeby coś takiego powiedzieć, że się nie wierzy w Boga. Jak można nie wierzyć w Boga, coś, co jest najbardziej oczywiste na świecie! O Bogu mówi wszystko, powietrze, słońce, księżyc, każdy ptak. Ta modlitwa, którą czytałem, każdy kamień, każdy liść poruszony mówi o wielkości Boga.

Pojechaliśmy. Tam pracuje taki Francuz, który właśnie się wystarał o nas, o Polaków. On tam nie zawsze bywa. I w niedzielę ogłoszono, że przyjedzie ojciec Johnson, prowincjał, i przyjedzie polski ksiądz. Dlaczego pojechaliśmy na daleką północ do tej misji? Ponieważ jakiś czas wcześniej tam był Jan Paweł II.

Najpierw nie mógł dojechać, bo była mgła, a potem obiecał, że dojedzie, i przyjechał jeszcze raz. I oni prosili o misjonarzy, bo kiedyś był taki czas, kiedy było około 150 oblatów na ten teren diecezji Mackenzie i ze 200 sióstr zakonnych. To wielka historia. Kiedy ja tam dotarłem, było 30 kapłanów i może ze 20 sióstr zakonnych. Zmniejszyło się, a ludzi przybywało, bo na dalekiej północy są złoża złota, ropy wielkie, diamentów ogromne, innych. Tam jadą ludzie, nie tylko Indianie mieszkają, ale biali też. Więc przybywa ludzi, a coraz mniej jest misjonarzy. Nie ma powołań wśród Indian, nie chcą księża jechać nawet tam daleko. Ci starzy weterani wymierają albo już się wycofują, bo nie mogą pracować, dlatego nas proszono, Polaków, żebyśmy przyjechali. Ja tam się znajduję, jest pierwsza msza. Taką długą historię chciałem opowiedzieć, żeby pokazać coś, co mnie dotknęło. Pierwsze spotkanie z Indianami. To jest fajne, bo lądujemy w Yellowknife – nazwa od Indian Żółte Noże – ja sobie wyobrażam, daleka północ, z samolotu wysiądziemy, to Indianie, Eskimosi, futra itd. Otwierają się drzwi, pierwszy człowiek, jakiego zobaczyłem po otwarciu drzwi, to był Murzyn, autentycznie. Ja myślałem, że samolot został uprowadzony (śmiech). Podjechała drabinka i drzwi się otwierają, my z ojcem Johnsonem wychodzimy, patrzę, na dole stoi Murzyn, czarny jakby wszystkie światła zgasły.

Mówię do ojca Johnsona – czy myśmy w Afryce wylądowali? A on mówi nie, to jest kanadyjska północ. Ale żeby śmieszniej było, to ten Murzyn przyjechał po nas. Okazało się, że diakon, który przyjechał z Afryki, Kenijczyk, chciał pracować wśród Eskimosów. I on przyjechał samochodem biskupa po nas. To był dla mnie niesamowity szok spotkania z daleką północą.

Drugie, może nie szokujące, ale bardzo pouczające dotknięcie Ducha Świętego. Msza Święta, jestem przedstawiony ludziom. Wielu ludzi było, bo dowiedzieli się, że Johnson przyjedzie, a znali go, bo był kierownikiem pielgrzymek. Wiedzieli, że przyjedzie z Polski misjonarz, a już mieli dwóch. Psie Boki mieszkają w pięciu miejscowościach w promieniu ponad 400 kilometrów. Oni w niedzielę wsiadają w samolot – bo jest jeden misjonarz i może być tylko w jednej miejscowości – i po 200 – 300 kilometrów lecą, żeby być na mszy. Wyobrażacie sobie to? Tak kochają, żeby być u spowiedzi, u komunii, lecą samolotem.

Czasami zostają potem na kilka dni w tej miejscowości, bo to są powiązania, relacje rodzinne też. Ale żeby na mszy być, lecą samolotami. Dowiedziałem się, że będę z tym Francuzem, we dwójkę będziemy obsługiwali pięć miejscowości w promieniu 400 kilometrów, więc będą mieli w wioskach księdza częściej niż dwa – trzy razy w roku. Zostałem przedstawiony, kończy się Msza Święta, mówi do mnie ten Francuz, który nas tam sprowadził – a teraz będzie szpaler, idź tam, bo wszyscy chcą cię przywitać. To poszedłem. Do kościoła wejdzie jakieś 300 – 400 ludzi, a na mszy było około tysiąca. W tej miejscowości mieszka około 800 ludzi, ale na msze przyjeżdża więcej, jak wiedzą, że będzie ksiądz. To dla nas niespotykane. Wyobraź sobie, że najbliższy ksiądz jest w Szczecinie, pojedziesz w niedzielę, żeby być na mszy? Tak kochasz Jezusa, żeby być u komunii, żeby jechać 300 – 400 kilometrów samochodem czy samolotem? Ja porównuję, ale oczywiście to inne warunki.

Idę, każdy mi podaje rękę, niesamowite wrażenie. Zimno mnie przechodzi, bo podaję rękę, kobiety troszeczkę się uśmiechają, a mężczyźni to kurczę, jakby byli zamarznięci, jakby na K2 weszli i zamarzli. Takie pogody są tam, gdzie pracowałem, jak na tym szczycie, 40, 50, 60 stopni przy powiewie wiatru, taka pogoda, ale to nie szczyty, można żyć – oni żyją i są szczęśliwi. I idę, każdy podaje mi rękę, bo oni skanują, że tak powiem po naszemu. Oni, podając rękę, nie oszukasz ich, sposób, w jaki podajesz rękę, po dotknięciu ręki, sposobie spojrzenia, oni powiedzą wszystko o tobie. Nie pomylą się, czy jesteś uczciwy, po co przyjechałeś. Na samym końcu jest kobieta, o kulach, Indianka, staruszka, pochylona, i stoi. Podchodzę do niej, sporo ludzi na zewnątrz stało, ona ostatnia. Ładna pogoda, 15 – 20 stopni to jest cieplutko, bo to jest inny klimat, jest sucho, więc się nie czuje. Mróz robi swoje, ale się tego nie czuje. Zimno się czuje przez wilgotność, a nie przez temperaturę, co też jest zdradliwe. Indianka chwyciła za rękę, pocałowała mnie, nie dlatego że taki młody i taki przystojny z Polski – to było trochę lat temu, trochę młodszy byłem, to był styczeń 1991 roku – i trzyma mnie za rękę, ktoś to tłumaczy, ja na tyle, ile po angielsku mówiłem, a ona w swoim języku, a ona mówi – tak Bóg do mnie przemówił przez tę Indiankę – dziękujemy, że przyjechałeś, zostań z nami.

Mówię, zostanę, tylko muszę jechać do miasta, a potem wrócę. Nie, nie odjeżdżaj, zostań, bo jak pojedziesz do miasta, to zostaniesz z bogatymi, co mają pieniądze, w mieście. Zobaczyłeś nas biednych, to już do naszej biedy nie wrócisz. Ja mówię, że nie przyjechałem po pieniądze, bo pieniądze i dobre życie były też w Polsce. Przyjechałem Ewangelię głosić, tak myślałem. A ona mówi – już niejeden tu był, co mówił, że przyjechał Ewangelię głosić, ale zobaczył biedę, pojechał i nie wrócił. Mówię, że muszę pojechać do miasta, nauczyć się dobrze języka, trochę podszkolić się, wrócę i będę z wami może do końca życia. A ona mi mówi, my twojej mądrości nie potrzebujemy, bo mamy swoją. My twojego angielskiego nie potrzebujemy, bo mamy swój język, piękny, który nam dał, a mądrość, którą mamy, zostaniesz, to poznasz, nauczymy cię. Bo, jak mówi, z Bogiem rozmawiamy i Boga słuchamy, to jesteśmy wtedy mądrzy i wszystko wiemy. Jak przestajemy z Bogiem rozmawiać i Boga słuchać, wszyscy robimy się głupi. I to jest ta mądrość. Proste? Proste. Zostań, nie mądrości od ciebie oczekujemy i nie języka oczekujemy. Oczekujemy jednego, żebyś nas pokochał i modlił się z nami i za nas. Bo, mówi, jak ksiądz jest, to dobrze się dzieje wśród nas i dobrze żyjemy, bo jak ksiądz jest, to jest komu nam Boże słowo przeczytać i wytłumaczyć. Jak jest ksiądz, to jest msza i jest komu Pana Jezusa dać, jak ksiądz jest, to jest komu grzechy przebaczyć. Wtedy jest ciepło i dobrze żyjemy. Ale jak księdza nie ma, i długo nie ma, to nie ma komunii, nie ma kto nam grzechów przebaczyć i nie ma kto nam słowa Bożego przekazać. I wtedy jest zimno. I jak długo nie jesteśmy u spowiedzi i u komunii, to zaczynamy się żreć jak zwierzęta. Pokochaj nas, żyj z nami, żebyśmy wiedzieli, że Bóg mieszka wśród nas i Bóg troszczy się o nas. Bądź znakiem Boga dla nas.

Mówię do dzisiaj, że nigdy piękniejszego kazania nie usłyszałem, jak to, co ta Indianka powiedziała. Te słowa słyszę codziennie. Bądź znakiem. To, co ona powiedziała do mnie jako o kapłanie, to tyczy się nas wszystkich, jako chrześcijan, żeby być znakiem Boga, uczeń Chrystusa, chrześcijanin, znakiem Boga, żeby drugi człowiek odchodził po spotkaniu lepszy, a nie gorszy z nami. Tego oczekuję. I pięknie streściła Ewangelię, mądrość, jest ciepło, bo jest Jezus. Jak jest ksiądz, to jest msza – wartość mszy, wartość spowiedzi, wartość słowa Bożego jednym zdaniem. My gadamy kazania długie, po tydzień na rekolekcjach, i nie umiemy ująć w jednym zdaniu jak ona. Ale to Duch Święty przemówił przez nią. Widziałem tę mądrość Indian, doświadczyłem. Dużo by opowiadać o tej historii, to jest za dużo. Jest wiele takich historii, dwa lata byłem na północy indiańskiej i myślałem, że więcej czasu tam będę. Język poznałem, lepiej mi się mówiło po indiańsku niż po angielsku, bo codziennie była msza po indiańsku, a angielska tylko raz w tygodniu, którą odprawiałem z tym Francuzem. Potem jeździłem do różnych wiosek, niesamowite doświadczenia, piękne historie poznawania tych ludzi.


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Zaloguj się by skomentować

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.