farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

piątek, 10 sierpień 2012 16:49

Naucz mnie kochać Polskę cz. 2

Napisane przez

 

talagaKiedyś wszystkie klasy szkolne i przedszkolne odrysowywały podobiznę gołębicy na niebieskich i czerwonych kartkach papieru. Taką podobiznę należało wyciąć, czasami posypać błyszczącym brokatem i przypiąć do kawałka drewienka za pomocą pinezki lub kleju. Gdy z dostępnością kleju było ciężko, robiło się własny za pomocą mąki i wody. Na budynkach szkół, urzędów, zakładów pracy, a nawet na słupach telefonii i energetyki wieszało się na przemian flagi biało-czerwone oraz czerwone. Czasami wieszano i godła, pięknego polskiego orła. Patrząc jednak wstecz z dystansu czasu i zdarzeń, widać teraz gołym okiem "szczerość" tych symboli. Nasza biało-czerwona, już nie słowiańska, ale uruskowiona, zniewolona kolejnym nieoficjalnym zaborem. Czerwone sztandary – jak nas uczono wtedy, oznaczały symbol klasy robotniczej, równość i szczęście w narodzie, wspaniały komunizm, któremu to szczęście zawdzięczamy. Niestety, w instrukcji czerwonego sztandaru i jego znaczeń nie podano takich symboli, jak czerwone telefony z Moskwy, które zezwoliły zdrajcy generałowi na mordy (niby uwielbianych przez władzę) robotników, Sybir, Katyń itp. A propos, czemu ten okularnik jeszcze nie wisi na latarni wraz ze swoimi kolegami??? Godło ogołocone z tysięcy lat historii, triumfów, imperium, husarii, kultury, łyse bez korony. A co najważniejsze, te ohydne gołąbki pokoju!


"... Strzelać kazali z PZPR-u
Do robotników, swych bohaterów
A w maju puszczali gołąbki pokoju
Mieli skur... poczucie humoru..."

THE GITS – Tak czyste jak polska wódka (fragment)


Czy to te zdarzenia z dzieciństwa wielu z nas wpłynęły na niechęć do symboli narodowych? Czy to tamten system wytworzył w wielu ludziach niechęć do flagi i godła, do bycia Polakiem, do bycia dumnym? A może to system obecny pod przykrywką wolności, luzu i "walki ze staroświeckimi poglądami"...

* * *
Wylądowałem w Kanadzie pierwszy raz w życiu – każdy z czytających takowy "pierwszy raz" zaliczył. Pamiętam, że kilka rzeczy uderzyło mnie bardzo mocno. Jedną z nich były flagi. Flagi kanadyjskie powiewające bez obciachu przed domami. Jeszcze więcej flag pojawiło się przed mymi ślicznymi oczętami w czasie moich podróży po USA, tam to dosłownie co drugi dom, co drugie okno i większość sklepów i urzędów udekorowana jest amerykańskimi flagami. Na początku zastanawiałem się, jakie święta państwowe trwają tu aż tak długo. Jednak w miarę szybko zorientowałem się, że wcale o święta nie chodzi, ale o dumę i tożsamość narodową. Wiecie co? Cofam tę wypowiedź. To może nie tyle co duma, ale brak kompleksów. A może to i to. Nieważne. Ważne, że flagi są wieszane, że nosi się je na ubraniach, że wozi się je przypięte lub przyklejone do samochodów i nikogo to nie dziwi, nikogo się za to nie karze, nikt się tym nie oburza.

* * *
Poleciałem do Polski. Nie było mnie tam kilka lat. Niewiele, a jednak. Podobnie jak wielu moich polskich, chorwackich, bułgarskich, rosyjskich, brazylijskich itd., itp. kolegów, koleżanek z Toronto, miałem kurtkę i bluzę z poprzyszywanymi flagami Polski oraz naszytym godłem. Zupełnie nie zwracając na to uwagi, wpadłem przywitać się z kolegą.
– A co Ty Kaczy nacjonalistą zostałeś?!?
Podobnych akcji i oburzonych znajomych w Polsce było wiele, jedni nawet chcieli zerwać noszone przeze mnie naszywki. Nie dałem się, a ta sama flaga i orzełek są dumnie noszone na nowej już kurtce aż do dziś.


* * *
Pamiętam, że w czasie jednej ze swoich audycji poruszyłem temat wieszania flag przed domami i ku mojemu zaskoczeniu jeden ze słuchaczy napisał, że w Polsce jest to nielegalne. Że co?!? Nielegalne jest się czuć Polakiem? Ta wiadomość bardzo mnie oburzyła. Nie znałem tego prawa, więc zainteresowałem się głębiej tym tematem. Oto co się dowiedziałem...
Ciekawsze fragmenty zaczytane na wikipedia.org, dla tych, którzy o fladze niewiele wiedzą:
Barwy flagi złożone z dwóch poziomych pasów: białego oraz czerwonego są odwzorowaniem kolorystyki godła państwowego, który stanowi orzeł biały na czerwonym polu. Zgodnie z zasadami heraldyki pas górny reprezentuje białego orła, a dolny czerwone pole tarczy herbowej. Kolory te według symboliki używanej w heraldyce mają następujące znaczenie:
– Koloru białego używa się w heraldyce jako reprezentację srebra. Oznacza on także wodę, a w zakresie wartości duchowych czystość i niepokalanie.
– Kolor czerwony jest symbolem ognia, a z cnót oznacza odwagę i waleczność.
Pierwotnie polską barwą narodową był karmazyn, stanowiący symbol dostojeństwa i bogactwa, a zarazem uważany za najszlachetniejszy z kolorów. Z uwagi na cenę barwnika – koszenili uzyskiwanej z larw czerwca polskiego, mało kto mógł sobie na niego pozwolić, dlatego też był on wykorzystywany jedynie przez najbogatszą szlachtę i dostojników państwowych.
Na pierwszych flagach i sztandarach reprezentujących Królestwo Polskie widniał biały orzeł w koronie na czerwonym tle. Jan Długosz, opisując przygotowania do bitwy pod Grunwaldem, pisze o "chorągwi wielkiej, na której wyszyty był misternie orzeł biały z rozciągnionemi skrzydły, dziobem rozwartym i z koroną na głowie, jako herb i godło całego Królestwa Polskiego".
Barwami królewskimi Rzeczypospolitej Obojga Narodów był sztandar złożony z trzech pasów: dwóch czerwonych umieszczonych w dole i na górze oraz oddzielającym go pasie białym, na których umieszczano zwykle czterodzielny Herb Rzeczypospolitej Obojga Narodów o czerwonym tle zawierający dwa pola przedstawiające białego Orła w koronie, czyli symbol Korony i dwa z wizerunkiem Pogoni – herbu Litwy. Na tarczy sercowej znajdował się najczęściej herb rodowy aktualnie panującego monarchy.
Barwy biała i czerwona zostały uznane za narodowe po raz pierwszy 3 maja 1792 r. Podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia Ustawy Rządowej damy wystąpiły wówczas w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a panowie nałożyli na siebie szarfy biało-czerwone. Nawiązano tą manifestacją do heraldyki Królestwa Polskiego – Białego Orła na czerwonej tarczy herbowej.
Po raz pierwszy regulacja prawna polskiej flagi została przyjęta w uchwale Sejmu Królestwa Polskiego z 7 lutego 1831 r. na wniosek posła Walentego Zwierkowskiego, wiceprezesa Towarzystwa Patriotycznego, jako propozycja kompromisowa pomiędzy barwą białą – nadaną przez Augusta II Mocnego i proponowaną przez konserwatystów, i trójbarwną – biało-czerwono-szafirową – barwami konfederacji barskiej.
Po odzyskaniu niepodległości barwy i kształt flagi uchwalił Sejm Ustawodawczy odrodzonej Polski 1 sierpnia 1919. W ustawie podano: "Za barwy Rzeczypospolitej Polskiej uznaje się kolor biały i czerwony w podłużnych pasach równoległych, z których górny – biały, dolny zaś – czerwony". Dwa lata później Ministerstwo Spraw Wojskowych wydało broszurę, w której sprecyzowano odcień czerwieni definiując ją jako karmazyn, ale w 1927 odcień koloru czerwonego został zmieniony na cynober, ten sam kolor został użyty w definicji flagi w ustawie z 1955.
Wracając jednak do tematu łamania prawa poprzez wywieszanie flagi – okazało się, że to fakt autentyczny, ale na szczęście tylko do 2004 roku. Prawo, które pojawiło się w 1980, odbierało nam wolność wieszania naszej flagi w tzw. dni powszechne, natomiast święta państwowe oraz sposób wieszania flag były ściśle kontrolowane.


Oto cytat z serwisu PolskaFlaga.pl:
Od 10 kwietnia 2004 roku (dzień wejścia w życie ustawy z 20.02.2004 o zmianie ustawy o godle, barwach i hymnie Rzeczpospolitej Polskiej) każdy może legalnie wywieszać flagę narodową nie tylko z okazji świąt państwowych, narodowych czy lokalnych, ale także z okazji uroczystości i wydarzeń z życia prywatnego! Nastąpiło zatem poszerzenie obszaru wolności osobistej. Dlaczego z tej wolności nie korzystać? Swoją polskość manifestować flagą masz prawo każdego dnia. Nie ma dni nieodpowiednich!
No właśnie, dlaczego tak niewiele osób wykorzystuje to prawo do okazywania dumy i przynależności do swoich korzeni? Czy ten sztuczny wstyd wciskany w nasze głowy za czasów czerwonego (nieoficjalnego) zaboru tak silnie w nas się zadomowił? A co z młodszymi pokoleniami? Z tą całą częścią społeczeństwa, która nie była zatruwana zakłamaną edukacją? Czy tu następuje inny proces – proces zaślepiania umysłów Zachodem, olewactwem, tym by mieć wszystko gdzieś, a przede wszystkim traktowaniem tego co ogólnie nazywamy "tradycją i korzeniami" za przedpotopowe, nudne i niemodne?

Na szczęście ostatnio zauważam wiele pozytywnych postaw, które pojawiają się wśród Polaków. Podam tylko kilka przykładów z różnych dziedzin, które pokazują, że "idzie ku lepszemu".


1. Pamiętacie jeszcze mistrzostwa Europy w piłce nożnej? Oczywiście, że pamiętacie! A pamiętacie to "morze" biało-czerwonych szalików, ubrań i przede wszystkim flag? W tym czasie odbywa się olimpiada – widok podobny. Ale kto przede wszystkim tworzy tę biało-czerwoną ścianę nie tylko w kraju, ale i w wielu miejscach na świecie? Odpowiedź brzmi – młodzi ludzie! Miejmy nadzieję, że to co dotyka ich serc w takich momentach, pozostanie tam i odezwie się w nich nie raz!


2. Zauważyliście, jak wiele w ostatnich czasach powstaje zespołów muzycznych, które w swoim przekazie nawiązują do tradycji, kultury i historii Polski? Czyżby to nowa moda? A może w końcu przestaje być ważny tzw. show i bieganie z cycami po scenie, albo farbowanie sobie włosów na czerwono, ale to co zawarte w tekstach i muzyce. PRZEKAZ! I nie mówię tu ani o zespołach, które zaliczają się do tzw. sceny patriotycznej, którą złośliwe osobniki lubią podciągać pod "skrajną prawicę". Nie mówię też o zespołach "niszowych", a wiele jest zespołów nieistniejących w świecie komercyjnych mediów, list przebojów, które nie sprzedają się jako plastikowe telewizyjne kukły, a tworzą wspaniałą muzykę. Są jednak też artyści, którym udało się wypłynąć na szerokie wody, którzy grają na ogromnych scenach, festiwalach. Artyści, którzy mają taką siłę przebicia, że i ta maszynka do robienia syfu i pieniędzy zwana telewizją prezentuje od czasu do czasu w swoich programach, a oni śpiewają o Polsce, o powstaniu, o historii, o dumie i o fladze. Panie i panowie – coś się zmienia!


3. Od początku naszego nowego tysiąclecia zauważam tendencje do szukania swojej tożsamości u wielu moich bliższych i dalszych znajomych. Nazwę to może nie do końca poprawnie "szukaniem swoich korzeni". Jedni dołączyli do różnych grup "odnowy Ducha Świętego" oraz innych organizacji przykościelnych. Inni zakładają grupy "rodzimowierców", studiują historię i wiarę naszych prapradziadów z czasów jeszcze przedchrześcijańskich, czyli kulturę Słowian z terenów polskich oraz europejskich. Budują wioski na podstawie przekładów historycznych, szyją ubrania i wykonują narzędzia z tamtych czasów. Powstają także grupy historyczne, grupy "rekonstrukcyjne". Przedstawiają polskich żołnierzy z różnych epok historycznych. Takie grupy rekonstrukcyjne możecie często zobaczyć w telewizji maszerujące z okazji różnych świąt państwowych.
To cieszy. Cieszy to nawet bardzo, że nie tylko komputer, nie tylko coca-cola, nie tylko proszek w nos i dyskoteka, stringi na tyłek i tapeta na twarz, nie tylko tuning na rupieciach sprowadzanych z niemieckich śmietników, ale że są jeszcze młodzi ludzie, którzy w swoich czerepach noszą mózg. Zawsze powtarzam, że co kto lubi – jego rzecz, oraz posługując się cytatem "każdemu jego raj". Ja mam tylko jedną prośbę: nie pożeraj wszystkiego, co Ci wciskają! Zanim pożywisz się tą komercyjną papką spływającą z maszyn drukarskich, zlewającą się z głośników i fal radiowych i chlustającą na Ciebie w różnych kolorach z wielocalowych ekranów: POMYŚL, POPATRZ NA TO KRYTYCZNIE, PRZYJMIJ, ŻE MEDIA KŁAMIĄ, I ODDZIEL ZIARNA OD PLEW, po czym powtórz tę procedurę kilkakrotnie i dopiero wtedy wchłaniaj. Wchłaniaj, to co pozostało. O ile cokolwiek pozostanie do zdrowego wchłonięcia...


Marcin Talaga – Mississauga

piątek, 10 sierpień 2012 16:29

Pomoc afrykanerów dla Powstania Warszawskiego

Napisane przez

 

laminowanaW lesie na południe od Warszawy, w Mazowieckim Parku Krajobrazowym, niedaleko rzeki Świder, znajduje się pomnik Lotników, będący hołdem polskich patriotów dla bohaterskich pilotów z Republiki Południowej Afryki, Kanady i Anglii niosących pomoc dla Powstania Warszawskiego.
W nocy z 14 na 15 sierpnia 1944 roku, w miejscu dzisiejszego pomnika, rozbił się afrykanerski Liberator KG 939 "A-Able" z 31. Dywizjonu Bombowego Sił Powietrznych Południowej Afryki (31 SAAF), którym bohaterscy afrykanerscy lotnicy nieśli pomoc walczącej Warszawie.
W wyniku zbrodniczej działalności Armii Czerwonej, która nie pozwoliła alianckim lotnikom nieść pomoc walczącej Warszawie z terenów zajętych przez sowieckiego okupanta (czyli prawobrzeżnej Warszawy i okolic) lotnicy dowodzeni przez kapitana Jacka van Eyssena rozpoczęli swój ostatni lot, przez 3000 km nad Europę, z lotniska Brindisi we Włoszech (przez Jugosławię i Słowację). Podczas zrzutów dla Powstańców samolot został uszkodzony niemieckim ogniem. Płonący samolot zrzucił zaopatrzenie i skierował się na wschodni brzeg Wisły.


Według świadków tamtych zdarzeń, dwóch brytyjskich lotników (Mayes i Herbert Hudson), którzy wyskoczyli z płonącego samolotu, zostało zastrzelonych podczas opadania na spadochronach przez sowieckich snajperów.


Trzecia ofiara, drugi pilot afrykaner porucznik Robert George Hamilton, zginęła podczas skoku z samolotu z powodu zbyt późnego otwarcia spadochronu. Zmarli po wojnie zostali ekshumowani i przeniesieni do Krakowa na cmentarz lotników alianckich. Reszta załogi ocalała (afrykanerzy - nawigator Lt Derrick Robert Fitz Holliday i radiotelegrafista Lt Basil Harvey Austin, Brytyjczycy - bombardier F/Sgt Stuart Litchfield oraz strzelec Sgt George Peasto). Ocalała załoga ukrywana przez Polaków przed Sowietami, po pojmaniu więziona była przez jakiś czas w Moskwie. Trzej polegli piloci należą do grupy 261 pilotów (Polaków, afrykanerów, Anglików, Kanadyjczyków i Amerykanów), którzy zginęli, niosąc pomoc Powstańcom.
Co roku okoliczni mieszkańcy oddają cześć bohaterom. Na czas uroczystości wieszana jest tablica pamiątkowa. Przez cały rok jednak pomnik jest jej pozbawiony. Zamiast tablic wiszą zafoliowane kartki z informacją.
Wynika to z nieustannych aktów wandalizmu dokonywanych przez kryminalistów i, jak widać po graffiti szpecącym pomnik, przez lewicowców.

pomnik2

Tekst i zdjęcia 
Jan Bodakowski

piątek, 10 sierpień 2012 11:29

Wakacje w Polsce (2)

Napisane przez

RatajewskaBabcia u nas – niedziela, 8 lipca
Siedzi teraz przed telewizorem i mnie zachęca do oglądania wiadomości. Dałam jej już bluzkę, którą kupiłam, bo była fioletowa, więc babcina. I sukienkę też. Siwa, pasuje do jej włosów.

Poniedziałek, 9 lipca 2012
Mamy już nie ma, wróciła wczoraj do siostry. Mieszka tam od dwóch lat i bardzo się z nimi zżyła.
Kiedyś była bliżej ze mną. Jestem zazdrosna, o mamę? Tak, zawsze byłam, nigdy jej nie miałam w nadmiarze. Pracowała rano, pracowała po południu, w wieczorówce. Nigdy nie miała czasu, zawsze zalatana. Domu nie lubiła. Nie umiała sobie poradzić z bałaganem ani ze swoim mężem, prawie zawsze złym i w złym humorze. Zwłaszcza gdy widział swoje dzieci.
Dzieci, uważał, że miał za dużo. I mama zawsze stała po ich stronie. Nie pozwalał jej wstawać w nocy do płaczącego dziecka.
Szukam pracy dla syna. I szukam tej pracy w Polsce. Może by było lepiej dla niego, gdyby z tej Anglii wrócił. Język angielski już umie. Teraz mógłby zacząć pracować w swoim zawodzie. Przeszkodą jest to, że nie ma żadnego stażu pracy. A jest już po 30-tce. Ale coś znajdę. Jeden kolega już wrócił z Irlandii i będzie pracował w dużym mieście obok nas.
Wysłałam mu smsa i na e-mail dwa linki z pracą. Jeden w Simensie Poznań, jeden w Anglii, ale poza obecnym jego miejscem zamieszkania, więc pewnie nie będzie chciał, bo sam.. bo bez kolegów.
Patrzymy z mężem na wyniki rekrutacji na studia naszej córeczki, co tak ciężko pracuje w niemieckiej restauracji. Na Politechnikę Poznańską się nie dostała, zabrakło jakieś 10 procent punktów.
Wszystko zależy od matury. Nie ma już egzaminów na studia. Istotna jest dla córki matematyka i fizyka. Matma poszła jej bardzo dobrze, fizyka słabo. Punkty się sumuje.
Jutro będą ogłoszone w Internecie wyniki rekrutacji na Politechnikę Gdańską i Szczecińską. Ta szczecińska to już nawet się nie nazywa politechnika. Tam najłatwiej się dostać.


Córka miesiąc temu wyjechała do Niemiec, do pracy, razem z koleżanką. Ja też wyjechałam i dopiero teraz mam czas, po powrocie, żeby przetłumaczyć sobie jej umowę o pracę. One się skarżą, że wszyscy pracownicy restauracji otrzymali już pensję, a one nie.
Wczoraj córka napisała mi smsa, że jest tak bardzo, bardzo zmęczona. Napisała – umarłam, ręce mnie bolą, nogi mnie bolą. Popłakałam się, że na taką poniewierkę córkę wysłałam. Odpisałam, żeby wracała, ale ona napisała potem, że właściwie to ta praca jej się podoba, bo jest w niej kontakt z ludźmi. No to już przestałam płakać.


Ja staram się o pracę na jeden miesiąc, na sierpień. Znów jest to inne miejsce, gdzieś w Niemczech
Dzisiaj byłam u fryzjerki. Obcięła mi tylko trochę włosy. Mieszka w domku, na osiedlu domków jednorodzinnych. Domki są ciasno, blisko siebie, ale wszyscy myślimy – tym ludziom się udało. Mają swoje własne domy i czują się jak ktoś lepszy od mieszkańca blokowiska.
Nie mogłam znaleźć domu fryzjerki. Miałam numer domu, ulicę, ale ulica sobie zakręcała, rozgałęziała się i była to nadal ta sama ulica. Tego nie wiedziałam. Jednak z daleka zobaczyłam zielony dom, który się wyraźnie tym kolorem wyróżniał. Pomyślałam, że to musi być dom fryzjerki. I rzeczywiście. Ma troje chłopców, mama się nimi zajmuje, jak ona włosy fryzuje. Jeden prosił, żeby go puściła do kolegi. Puściła. Drugi prosił o to samo, a był na rowerze. Puściła. Został malutki Filipek i babcia, narzekająca, że Filipkiem jest już zmęczona.
Mąż fryzjerki jest kierowca tira i widzą się raz na trzy tygodnie. Teraz, już niedługo, zjedzie do domu na urlop i fryzjerka się zastanawia, jak to będzie, bo nie są przyzwyczajeni być razem.


Szłam do domu obok cmentarza. Przed bramą cmentarza siedzą dwie panie, po obu jej stronach. Otoczone są sztucznymi kwiatami i zniczami. Mają takie proszące spojrzenie, żeby od nich coś kupić.
Nie kupiłam nic, ale na cmentarz weszłam, poszłam na grób mojej babci i mojego ojca. Leżą obok siebie, w osobnych grobach. Chyba już się nie kłócą? U taty było 5 róż ładnych w wazonie, u babci nie było nic. Dwie róże od taty dałam do wazonu babci. Pomodliłam się, spojrzałam na drzewo wysokie i uschnięte, ale w tym roku jakby trochę zielone. Na nim bocian ma gniazdo, usłyszałam klekotanie. Jak tatę chowali w roku 2008, to nad tym drzewem w pewnym momencie widać było błysk, ale burzy nie było. Chyba wtedy, w tym momencie przyjęto go do nieba. Tak sobie myślę.
Potem z mężem poszliśmy na targ po wiśnie. Kupiliśmy 3 kilo, kilo tu, kilo tu i kilo tu. Te ostatnie okazały się w domu najlepsze. Na targu jakaś starsza pani się przestraszyła, że pobrudzę sobie wiśniami moją biała gdzieniegdzie bluzkę. Powiedziałam jej, że wcale tym się nie martwię, bo wystarczy potem zalać plamę z wiśni gotującą się wodą z czajnika. Nie mogła uwierzyć, że jest jakiś dobry sposób na plamy z owoców. Jak dobrze z ludźmi rozmawiać, powiedziała.
Od kogo ja się dowiedziałam, żeby tak usuwać plamy? Od teściowej mojej siostry. Szkoda, że wcześniej nie znałam tego sposobu. Tyle było kaftaniczków naszych malutkich dzieci zmarnowanych.
Rodzina męża dzwoniła znad morza. Dobrze im tam. W ogóle im dobrze. Ona przysłużyła się zakładowi i jego właścicielowi, bo pozwalniała zbędnych pracowników. Zwolniła nawet osobę z naszej rodziny, która się na dobre 10 lat za to pogniewała. Właściciel zakładu jest właścicielem jeszcze kilku innych zakładów. Zakochał się w młodszej, rozwiódł się z żoną. Zakłady się jakoś ostały, a ludzie już się bali, że nie będą mieć pracy. Moja szwagierka, bo tak nazywa się żona brata męża mojego, jej się należy ten odpoczynek, zwłaszcza psychiczny. Mąż, tak samo jak mój, od roku nie pracuje. Dba więc o dom, jeździ na rowerze. U nich osiedle jest zbudowane na polach, więc z jednej strony dużo bloków, a z drugiej strony pola, po których wieją wichry i można pospacerować.


Mój syn, który się izoluje, puścił właśnie jakąś bębniącą muzykę. Jak sąsiadka to wytrzymuje. Kiedyś latała po wszystkich sąsiadach, jak u nich było za głośno. Odkąd odchowała dzieci, jest już inna, mniej nerwowa.
Dzisiaj pogoda już taka typowo polska. Nie ma upału, ale wykąpać się można by było.
Zaszłam dzisiaj do szmateksu. Spotkałam tam wiele moich znajomych. Tylko w szmateksie są ludzie chcący coś kupić, coś upolować. To sklep z używanymi ubraniami, ale można czasem tanio coś kupić. Ceny zaczynają się od 60 złotych za kilogram i z każdym dniem maleją do 40 zł, 30, 20, 10, aż do najniższej ceny 5 złotych. W niektórych szmateksach w dniu, w którym jest najtaniej, można kupić jedną rzecz za 1 złotówkę.
Kupiłam sobie zawiązywany bezrękawnik z czarnej koronki.


Była Halina. Halina jest to daleka znajoma, którą poznałam z moim znajomym Niemcem.
Poznałam ich, żeby on przestał myśleć o mnie. Ale, jak się zaczęło. Kiedyś czytałam sobie niemieckie gazety i jakieś małżeństwo napisało, że wieczory spędzają w Internecie, na stronie ludzi starszych. Zapisałam adres strony i zapomniałam. W końcu weszłam, zarejestrowałam się i od początku zaczął do mnie pisać i dzwonić starszy pan. Rok potem poznałam go z Haliną. Pojechała nawet do niego i była tam kilka miesięcy. On potrzebował żony, a ona męża. Oboje wcześniej owdowieli. Potem ona wróciła. Nie nauczyła się tam języka, chwyciła tylko kilka słów. Dziwne, bo w szkole, dawno temu miała niemiecki. Dzisiaj przyszła do mnie z prośbą, żebym pouczyła ją niemieckiego i przygotowała na pytania biura, które wysyła opiekunki do pracy. Jutro mają do niej dzwonić. Moja znajoma chce jechać do Niemiec jako opiekunka. Chce być blisko niego, chce mieć swoje pieniądze, nie chce być na jego utrzymaniu. Myślę, że to dobry pomysł. Nauczy się może niemieckiego. Ona teraz pracuje w szpitalu. Mało zarabia. On codziennie do niej dzwoni, ale każe jej uczyć się języka. Mogłaby tam pracować w domu starców. Chyba nie będę już miała spokoju. Ona chce, żebym ją odwiedziła jutro. A ja mam moje sprawy, przyjadą moje dzieci. Trzeba gotować i piec. I smażyć, i kupować, i oczekiwać.
Potem on do mnie zadzwonił, żeby się spytać , co ona powiedziała.
A potem, jak miałam wolne popołudnie, to sama do Haliny zadzwoniłam, żeby przyszła na naukę j. niemieckiego. Dwie godziny ją uczyłam i wyraźnie poszła do przodu.
Miałam satysfakcję, że jej pomogłam. A właściwie, to im pomogłam. Może znów będą razem. Niemiec z Polką.


Wanda Rat
Polska

piątek, 10 sierpień 2012 11:25

Money for nothing

Napisane przez

 

janszczepankiewicz"Celebryta" reprezentuje w polskich warunkach zjawisko na tyle nowe, że zdefiniowanie samego pojęcia do niedawna sprawiało ludziom sporo kłopotów.
Swego czasu mocno już starszy człowiek, ilustrując potrzebę "obrony polskiego języka" przed niepotrzebnym chwastem, uparł się nawet, że określenie to powstało zupełnie zbędnie, bo "celebryta" to przecież nikt inny, jak tylko "wybitny Polak". Byle kogo przecież co rusz do mediów nie zapraszają, na rozmaite okazje nie odpytują, a już tym bardziej do "celebrowania" nie dopuszczają.
Jednak gdy poszukamy informacji o pochodzeniu terminu, to znajdujemy definicję, która stworzona już w roku 1961 przez Daniela Boorstina dość ironicznie mówi nam, że "celebrytą jest człowiek, który jest znany z tego, że jest znany".
Mimo bliskości skojarzeń do synonimów nie można zatem zaliczyć choćby słów "gwiazda" czy"idol", ani tym bardziej bliskiego wspomnianemu już skojarzeniu określenia "autorytet", co nie przeszkadza, żeby osoba odnosząca sukcesy w jakiejś konkretnej dziedzinie zaczęła funkcjonować równolegle, a nawet przede wszystkim jako "celebryta".

Jak gwiazda porno
Przeglądając popularne witryny czy tabloidy, dowiadujemy się, że celebrytą najczęściej jest jednak człowiek, który ze swoich przypadków uczynił własność publiczną, a dla rozmaitych korzyści obnaża się bez obiekcji, gdy trzeba gra obsceniczne role, sprzedaje swoje zwierzenia oraz szokuje wielką odwagą w bezpruderyjnym robieniu normalnie wstydliwych świństw.
Kiedy spojrzymy na "celebrytę" z tej właśnie strony, widzimy, że "autorytetem" może on zostać dla swoich fanów w dziedzinie "jak spieprzyć wszystko raz po raz i jeszcze na tym zarobić", ale naprawdę bardzo mu blisko mentalnie do gwiazdy porno.
Jednych gorszy, innych podnieca, a jeszcze innym pomaga się zrelaksować.
Skąd zatem wzięli się "celebryci", kto ich "wynalazł" i czemu właściwie służą? Jak dorwać się do radosnego porubstwa, co daje "money for nothing"?
Na ciekawości świata mało wykształconych ludzi zawsze można było nieźle zarobić, toteż popularne bulwarówki oferowały w wygodnej formie tanią sensację i opatrzoną krzykliwym tytułem populistyczną treść także w poprzednich stuleciach.
Schlebiając kiepskim gustom swoich odbiorców, wpływały w efekcie na kształtowanie nastrojów społecznych oraz opinii publicznej o bardziej lub mniej znanych ludziach. Rozwój mediów, wielka zabawa, globalna wioska, dostatek pożywienia, dyktat młodości i seksu…. Prawo do orgazmu. Kawa dla wszystkich gratis!
Koniec wieku XX dał ludziom nowe możliwości interesującego kontaktu i zniósł wiele, wydawałoby się dotąd trwałych, ograniczeń obyczajowych, w tym nawet oddającą jednak ukryty hołd cnocie hipokryzję. Łatwo jest w takich warunkach "nie dbać o resztę", a nawet zaprzedać duszę. Zuchwałe sztuczki smakują bowiem wybornie i czyniąc "królami życia", dają poczucie "wyjątkowości" wprost boskiej.

Z kasą i po kasę
Dla niektórych wzajemne oraz publiczne "celebrowanie" stanowi jedynie przyjemność, polegającą na możliwości szerokiego zaprezentowania swoich "walorów osobistych", przy braku kłopotów z gotówką, a sporych perturbacjach z wymagającym i często wymordowanym już ego. Ludzie ci w blasku fleszy, przed kamerami TV oraz w tabloidowych wywiadach robią sobie w ten sposób po prostu dobrze.
Dla znakomitej większości "celebrowanie" stało się jednak zajęciem podstawowym i samym w sobie bardzo popłatnym, bowiem dla publiczności znudzonej pospolitością własnego losu medialnie sprzedany kicz, skandal czy jakaś potrzebna mądrość jest dziś towarem tak pożądanym, że można nim pozapełniać pustki zarówno w tym komercyjnym, jak i "misyjnie" dekorowanym geszefcie.
Rozmaite telenowele, tańce oraz turnieje w zasadzie się opłacają wszystkim, poza tracącą wciąż czas, a bywa także i rozum niezdrowo intrygowaną gawiedzią. Tej powinęła się noga, ten już nie kocha żony, a tamta znów zapomniała o majtkach przy kusej kiecce. Kogoś właśnie wyrzucono z "kultowego serialu", a ktoś inny udusił się własnym rzygiem. Też fajnie, następny proszę!
Hitem ostatnich sezonów bywają straszne wspomnienia z dzieciństwa, w których gwiazdeczka, co nie wie nawet z kim miała kolejne dzieci, obwinia za te "wypadki" wuja lub księdza, co ją w dzieciństwie "dotykał" i całą zepsuł. Kwestionowanie istnienia prawdziwych autorytetów sprzyja natychmiast poprawie samooceny i wzmacnia, jak nic innego, kojące wyrzut sumienia relatywizmy.
Licencję na "celebrytę" można otrzymać najpewniej w sytuacji, gdy na konkretny "autorytet" pojawi się właśnie zapotrzebowanie, a system "zjawisko" kupi i wkomponuje. Najszybszym sposobem na akces jest także przyjęcie do grona celebrujących na zasadzie mniej lub bardziej zgodnego, ale jednak dokooptowania przez istniejące już grono. Dosyć powszechnym zjawiskiem stało się już dziedziczenie zdolności celebrowania po praktykujących rodzicach z bardzo ciekawym nazwiskiem.

Wielkie gorszenie maluczkich
"Zwykli ludzie" zawsze lubili zajmować się cudzym życiem, co pozwalało im, z jednej strony, urozmaicić nieznośnie szarą codzienność, a z drugiej, zapełniać czas, w którym nie bardzo wiedzieli, co mają ze sobą zrobić.
Niegdyś czyniono to w maglu, w kolejce za mięsem, w kawiarni… Obecnie wystarczy włączyć jakiś kanał TV albo poszperać na zmyślnie redagowanych portalach, żeby zapoznać się z nową celebrą – upojonego aktora, rozwydrzonego biznesmena, cudownie bezwstydnej piosenkarki, sportowca już dawno "bez formy", zboczonego projektanta mody, albo też z goła człowieka, który nic szczególnego nie robi, ale "ma styl" i ze swoim nazwiskiem w mediach po prostu "chodzi".
Ten ostatni przypadek ukazuje nam czystą formę "celebrowania". Zjawisko występuje tutaj w postaci nieskażonej jakąkolwiek inną, zdawałoby się bardziej sensowną dziedziną aktywności publicznej.


Po dłuższym już obcowaniu z alternatywnym przekazem i fantazjami "celebry", biedny odbiorca przekazu zwiększa swój dystans do zdrowych zasad moralnych, a w sytuacjach trudnych sięga do wzorców fatalnych dla dalszych kolei życia.
W normalnym świecie za świństwa nieczęsto płacą, natomiast zarzucenie porządku i przyzwoitości przeważnie trzeba samemu okupić wysoką ceną. Celebryta bywa zatem zbyt często niekoniecznie świadomym swej roli publicznym deprawatorem pogrążającym najsłabszych, którzy akurat szczególnie potrzebują tak dobrego przykładu, jak duchowego wsparcia. Stanowiąc dogodne narzędzie dla zimno kalkulujących macherów, sączy zatrute treści nie tylko w obyczajową sferę ludzkiego życia, ale pośrednio wpływa także na podejmowane przez swoich "fanów" bardzo ważne decyzje w kwestiach publicznych.


W ostatnim czasie możemy zaobserwować, że wybierane na najwyższe urzędy w państwie osoby niekoniecznie spełniają już jakiekolwiek kryteria moralne, gdy do niedawna przynajmniej zachowywanie pozorów uznawane było przez speców od PR za nieodzowne.
Jak widzimy, "celebra" kształtuje dziś nawet polityczne preferencje obywateli przy realizacji demokratycznych praw, odciskając swe piętno na charakterze wybranych w ten sposób władz. Tak szybkich oraz głębokich zarazem zmian nigdy jeszcze w swojej historii ludzie nie doświadczyli, toteż nie wszystkich dziś stać na zrozumienie zjawiska i jako tako poprawną intelektualnie refleksję.
Jedno jest pewne, pieniądze, które dostaje się za nic, zbyt często stanowić mogą zapłatę za rzeczy bezcenne także dla radośnie, a przy tym korzystnie celebrującego. Dynamiczny język oddaje, jak widać, najlepiej charakter zmian, bo każdy termin tworzony jest zwykle z potrzeby nazwania czegoś nowego, nawet jeżeli nie zawsze "to coś" możemy do końca – zrozumieć, by w takiej właśnie materii w końcu się – porozumieć.
Przykłady celebrowania upadku bez trudu możemy znaleźć nawet u starożytnych, lecz poprzednicy dzisiejszych "celebrytów" nie byli wyposażeni wówczas w ten doskonały arsenał głęboko destrukcyjnego, a przy tym tak masowego rażenia. Za każdym razem zjawiska temu podobne zwiastowały jednak nie tylko koniec epoki, ale i nowe kłopoty ze zdrowiem cywilizacji, na które ludzie, by przetrwać, zmuszeni byli odnaleźć właściwe antidotum.


Jan Szczepankiewicz
Kraków, 6 sierpnia 2012 r.

piątek, 10 sierpień 2012 11:19

Marsz pamięci

Napisane przez

zaleskiTrzeba z uznaniem przyznać, że Ministerstwo Propagandy kniazia Donalda opanowało perfekcyjnie wciskanie kitu tłumom, tak w zakresie manipulacji, jak i indoktrynacji negatywnej, która jest odbierana przez wielu jako jedyna niepodważalna prawda. Prymitywne prowokacje pani Waltz i Sikorskiego nie powiodły się. Gdy zaproszono Niemców, żeby sprowokować "zadymę", a później rosyjskich młokosów i zwykłych żuli, nie daliśmy się sprowokować. Oczywiście miały miejsce pojedyncze zwarcia, mieściły się one jednak w statystykach podobnych imprez na świecie. Przejrzeliśmy perfidię poczynań naszej wierchuszki.


W przypadku ostrego konfliktu w obydwu podmiotach, polskie wraże przekaziory z "Wyborczą" na czele gotowe były do wyprodukowania następnych kalumnii i dyskredytacji Polaków. Usłyszelibyśmy wrzask na cały świat o homofobach, nacjonalistach polskich i nazizmie rodzącym się pod płaszczykiem PiS-u, o polskich chuliganach i zawziętych prymitywach. Tymczasem w następnej prowokacji sprowadzenia godnej reprezentantki satanizmu, żeby zakłócić obchody rocznicy Powstania, znowu naszym niedorajdom nie wyszło. Obchody się odbyły, łącznie z marszem pamięci. Jak zwykle spontanicznie z udziałem 5000 maszerującej młodzieży, bo tyle można było policzyć na filmach amatorskich, na YouTube. Kibole spod stadionu Legii, łącząc się z Młodzieżą Wszechpolską, maszerowali Alejami Ujazdowskimi w kierunku kopca Powstania Warszawskiego w parku Dreszera. Okrzyki, które wznosili, nie były przepojone miłością do rządzącej Polską ekipy, były one powszechne, donośne i stanowcze.
Na drugi dzień przeczytałem w komentarzach Interii i w Michnikowskiej makulaturze, że okrzyki i owszem, były, wykonywała je grupka 20 młodych osobników, a marsz był nieliczny i żałosny w swojej reprezentacji. A w ogóle co to za zachowanie, że takich krzykaczy należy zamykać za obrazę władzy, że to brak kultury itp. Obserwując filmy, stwierdzam, że marsz był monumentalny, że młodzież wiedziała, dlaczego wyszła na ulice, a wznoszone okrzyki były wyrazem protestu przeciwko istniejącej władzy i mieściły się w ramach prawa człowieka do wyrażania swoich uczuć lub nastrojów w systemie demokratycznym. Żałuję trochę, że maszerujący nie skorzystali z prawa obrzucenia jajami Tusko-filutków, tak jak miało to miejsce w Toronto, w którym protestujący Tamilowie w proteście zapaskudzili jajami cały front ambasady amerykańskiej i policja nie przeprowadzała aresztowań. A nasza młodzież maszerowała radośnie z tym poczuciem nowego obowiązku przejętego po nas dinozaurach, śpiewająć hymn, Rotę lub gromko, gremialnie pokrzykując: "Tusku matole, Twój rząd obalą kibole" lub "Precz z komuną", a gdy zobaczyli weteranów – "Cześć i chwała Bohaterom" lub "Bóg, Honor i Ojczyzna".


Przemówienia tuskowych notabli z Waltz na czele zostały wyklaskane bądź wygwizdane tak na kopcu powstańczym, jak i na Powązkach. Rząd otrzymał taką formę podziękowania i nagrodę, na jaką intensywnie zapracował. Psując wzrok, wypatrywałem wśród nowo-zomowców Wałęsy z pałą, bo przecież obiecał opozycję i demonstrantów pałować. Niestety, mędrca Europy Zjednoczonej nie uświadczyłem, mimo mojego wypatrywania, w konkluzji włożyłem jego wypowiedź do obietnicy "zrobienia z Polski Japonii", budując naszą demokrację nawet metodami niedemokratycznymi, za, a nawet przeciw.


Wpadła mi w oko wystraszona twarz naszego prezesa Rady Ministrów z wybałuszonymi gałami rzucającymi płochliwe spojrzenia na boki, jakby obawiając się snajpera albo lecącego buta w powietrzu czy, jak w przypadku Jaruzelskiego, zwykłego kamulca. No cóż, na złodzieju i łysina gore, a człowiek, który za dużo wie i się boi, jest dla oligarchii i układu niebezpieczny tak, że dziwna płochliwość naszego premiera ma swoje uzasadnienie.
Nas, wypędzonych, czy to przez biedę, czy z powodów odruchów wymiotnych, czy w wyniku prześladowań, reakcje młodzieży napawają radością i świadomością, że nie wszystko stracone, że naród przejrzał w tych oddolnych ruchach, że władza, walcząc z religią i wiernymi, podcina sobie skutecznie gałąź, na której siedzi. Wprowadzenie ustawy o używaniu broni bezpośrednio, nie tylko przeciwko przestępcom, restrykcje w rejestracji zgromadzeń i demonstracji, walka z Telewizją "Trwam" nie pomogą Tuskomatołom utrzymać się u władzy. Przyśpieszy żałosny koniec tej ekipie. Asekuracja w monstrualnym rozbudowaniu biurokracji, mająca na celu zwiększenie liczby głosów przy urnach, również nie odniesie zamierzonego skutku. Ten rząd dyletantów, ignorantów sam się unicestwia, żeby tylko w przepaść nie pociągnął niewinnych.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.