A+ A A-
piątek, 09 listopad 2012 17:39

O Kościele i Kresach (2)

Z księdzem Isakowiczem-Zaleskim rozmawia Andrzej Kumor.

O Kościele


– Proszę Księdza, Ksiądz występuje często w mediach, kiedy się mówi o problemach, które występują w Kościele katolickim Ostatnia książka-wywiad "Chodzi tylko o prawdę" porusza te tematy, często uważane za takie, których nie powinno się poruszać poza Kościołem.
Jak by Ksiądz ocenił sytuację współczesnego Kościoła?


– Zacznijmy od tego, że środowisko duchownych w Polsce jest ogromne, 30 tys. osób. Trzeba powiedzieć, że Polska cieszy się naprawdę wielką liczbą powołań. To zaczęło się jeszcze przed wyborem Karola Wojtyły. Tak jak mój rocznik, gdy w 75 roku wstąpiłem do seminarium, to nas rzeczywiście było bardzo dużo. I później taki boom w najlepszym tego słowa znaczeniu powołań spowodował, że oczywiście to jest wielki skarb. Polscy księża w tej chwili pracują po całym świecie i jadą do tych krajów, gdzie już nie ma tych powołań. To dzięki polskim księżom to funkcjonuje.
Natomiast jest ten drugi problem, że w czasach komunizmu Kościół przyjął taką postawę oblężonej twierdzy i każda, jakakolwiek krytyka Kościoła to jest atak. No bo rzeczywiście komuniści różnymi metodami starali się ten Kościół rozbić, i z zewnątrz, i od wewnątrz – tu jest ten problem tajnych współpracowników.
Później, po odzyskaniu ponownym niepodległości, po 89 roku, zaczęły się gwałtowne zmiany społeczne. Nie ma co ukrywać, w Polsce jest tak szalone tempo tych zmian, że Kościół trochę stanął jakby w tyle.
Dopóki żył Papież Jan Paweł II, to był ten jednoznaczny sternik, który był absolutnym autorytetem w Polsce, nie tylko dla wierzących, również dla niewierzących. I to co ja napisałem w tej książce, że po 2005 roku wyraźnie zabrakło w Kościele polskim sternika, nie pojawiła się taka postać na miarę na przykład Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, czy takiej osoby jaką był kardynał Macharski w Krakowie czy arcybiskup Tokarczuk w Przemyślu, czy na przykład Herbert Bednorz w Katowicach czy kardynał Gulbinowicz we Wrocławiu.
To były rzeczywiście ogromne indywidualności, które bardzo dobrze współpracują z papieżem. Oni rzeczywiście przeprowadzili Kościół przez komunizm i te pierwsze lata zmian. Dzisiaj, gdyby zapytać przeciętnego licealistę, kto jest prymasem w Polsce, to on nie ma pojęcia zielonego. Zresztą już kiedyś takie badania były prowadzone. Bo jest w sumie trzech prymasów, dwóch emerytowanych, jeden były nuncjusz papieski, kim innym jest prymas, kim innym przewodniczący Episkopatu. I w trudnych sprawach zabrakło jednoznacznego głosu.
Takim przykładem był rok 2010, czyli sprawa krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Pięć lat wcześniej był problem otwarcia akt IPN-u, lustracji, gdzie ja dawałem, jak tylko mogłem, informacje i sygnały, że jest pole minowe. Jeśli jest pole minowe, to trzeba wysłać "saperów" i to pole minowe rozbroić. Niestety, okazuje się, że w tym ogromnym środowisku kościelnym – ja tu ciągle mówię o duchownych, odróżniam to od reszty – są jeszcze inne pewne patologie, które zawsze w takim środowisku będą. I teraz są dwie metody, albo udawać, że się nie wie, że cokolwiek jest, czyli takie symboliczne zamiatanie pod dywan, albo próbować to – druga metoda – jakoś uzdrowić. I teraz w tych dniach jesteśmy świadkami wydarzenia, które jest kuriozalne, które jest efektem jednak jakiegoś głębszego problemu, to jest sprawa biskupa Piotra Jareckiego, który po pijanemu – był dość pijany, miał dwa i pół promila alkoholu – rozbił samochód w centrum miasta, zresztą na oczach policji. I co się stało? Okazało się, że ten człowiek już od dłuższego czasu był nałogowym alkoholikiem, tylko to ukrywano, tuszowano. W końcu doszło do skandalicznego wydarzenia i okazało się, że to nie on jeden jedyny jest w takiej sytuacji, że pełni pewne funkcje w Kościele.
Jakie jest moje podejście? Mnie nie dziwi, nie gorszy fakt, że w tak ogromnej społeczności znajdą się właśnie alkoholicy, ludzie o jakichś chorych skłonnościach na tle seksualnym, nieraz ludzie z przeszłością negatywną z czasów komunistycznych. Tylko Kościół powinien być taką instytucją, która sama się oczyszcza, czyli nie czeka, aż biskup po pijanemu rozwali samochód, tylko pomoże komuś. No trudno, to są ludzkie sprawy, zdarzyło się, to trzeba leczyć. Trzeba przede wszystkim nie dopuścić do takiej sytuacji, żeby on dalej pełnił funkcje. To jest jak z lekarzem, dobry lekarz nie mówi pacjentowi, że jest wszystko różowo, co innego mówi mu w oczy, a co innego za plecami, do rodziny, że tam jest trudna sytuacja. W zeszłym roku leżałem w szpitalu na kardiologii i zauważyłem, że pacjenci jednak najbardziej cenią tych szczerych lekarzy, tych którzy jednak mówią wprost, co trzeba robić, nieraz bardzo radykalnie mówią, żeby rzucić palenie czy inne rzeczy.
Niestety, w Kościele okazuje się, że ten brak sternika – bo według mnie to jest główny powód, że po śmierci Jana Pawła II, tu nie chodzi nawet o jedną osobę, ale grupę, mówię tu o Kościele polskim – nie ma tego sternika. Wyraźnie ta odpowiedzialność jest rozmywana. Kościół też milczy w wielu sprawach, powinien zabrać głos, a milczy jakoś, bokiem obchodzi te sprawy. I brakuje tego sternika. Druga sprawa, że trzeba pewne rzeczy czyścić. To znaczy, trudno, są problemy takie, owakie, to nie dziwi, tylko ukrywanie tych problemów jest rzeczą szalenie trudną.
Tu jeszcze chciałbym powiedzieć a propos homoseksualizmu. Jesteśmy świadkami, że następca Papieża Polaka, Jana Pawła II, czyli Benedykt XVI, mimo swego zaawansowanego wieku, ma już 86 lat – co wszyscy wiedzą, podjął bardzo ostre wyzwanie. W ciągu ostatnich lat udzielił dymisji kilkudziesięciu biskupom, między innymi na tle skłonności homoseksualnych albo jeżeli odchodzili od doktryny katolickiej. I teraz ten proces bardzo radykalny Benedykta XVI, między innymi Benedykt XVI w 2005 i 2008 roku, a więc tuż po swoim wyborze, wydał instrukcję zabraniającą przyjmowania ludzi o skłonnościach homoseksualnych do seminariów. No, spotyka się ze sprzeciwem. W Kościele polskim jak w soczewce te wszystkie problemy są.
Oczywiście, dotyczy to pewnego marginesu duchownych, ale niestety skandale, które wybuchają co jakiś czas na tle homoseksualizmu, powodują, że jednak nie rozwiązuje się dobrze tego problemu. Taka była moja intencja tej książki, żeby zasygnalizować pewne sprawy, nie po to, żeby atakować Kościół – przecież ja jestem księdzem nadal w obrębie Kościoła – tylko żeby jednak podjęto pewne działania.


– A czy nie wydaje się Księdzu, że Kościół nadal jest oblężoną twierdzą? Czy te ataki na Kościół wychodzące ze środowisk liberalnych nie są teraz o wiele bardziej skuteczne, eksponując problemy Kościoła i używając ich do ataku na Kościół jako instytucję; przeciwko celibatowi, przeciwko przykazaniom itd. itd.? Czy to nie daje amunicji wrogom Kościoła?


– Trzeba powiedzieć, że Kościół był atakowany od początku istnienia, bo przecież wszyscy apostołowie za wyjątkiem św. Jana Ewangelisty zginęli śmiercią męczeńską. Każdy, kto czytał "Quo vadis", wie o tym, że chrześcijanie przez pierwszych trzysta lat byli prześladowani.


– Bo im chodzi o sprowadzenie Kościoła do funkcji, jaką miała Cerkiew za komunizmu, tzn. do realizacji polityki państwowej, jak to się mówi na odcinku...


– Tak. W Warszawie mówiono nieraz odcinek watykański (śmiech)...


– ... żeby Kościół się nie mieszał, żeby nie mówił silnym głosem w sprawach społecznych czy moralności społecznej itd.


– Tak, trzeba właśnie tu powiedzieć, że Kościół był atakowany, jest atakowany i będzie atakowany. Są oczywiście okresy, kiedy ten atak jest wzmożony. W komunizmie był to bardzo systematyczny atak, tylko na różnych etapach był różnie prowadzony, raz kijem, raz marchewką próbowano ten Kościół spacyfikować. Na pewno obecnie Kościół jest bardzo niewygodny dla wielu środowisk, absolutnie.
W Unii Europejskiej, i w samej Polsce wielu stara się Kościół rozbić. No ale kiedy Kościół jest silny? Wtedy kiedy sam się oczyszcza. Przepraszam że powrócę do tego przypadku z biskupem Jareckim, ale przecież Kościół w sprawie alkoholizmu i tego, żeby nie siadać za kierownicą po pijanemu, naprawdę bardzo dużo zrobił. I nawet wielu niewierzących też docenia, że taka była jednoznaczna linia, że sierpień miesiącem trzeźwości, święcenie samochodów w dniu świętego Krzysztofa, cały czas się mówiło. Ileś akcji prowadzonych, policjanci wspólnie z księżmi je prowadzili – policjant dawał mandat, a ksiądz wręczał święty obrazek, żeby pokazać, jak to jest ważny problem.
I co się okazało? Że jeżeli Kościół nie zacznie od siebie, to wystarczy jeden przypadek z pijanym biskupem, i to niweczy wszystko. Więc chodzi właśnie o to, że jeżeli Kościół podejmuje akcję, zmaga się choćby z promowaniem homoseksualizmu jako alternatywnego stylu życia, to niech sam rozwiąże problem u siebie. I o to właśnie chodzi, że brak wiarygodności może zniweczyć wiele akcji. Ludzi nie dziwią pojedyncze przypadki, tylko ludzi nieraz dziwi – mam to w listach od czytelników – dlaczego to się ukrywa. Ksiądz wychodzi na ambonę, ale sam się nie chce do tego dostosować.

O Kresach


– Mówiliśmy o Kościele, porozmawiajmy na koniec o Kresach.


– Chciałbym skomentować bardzo ciekawą sprawę, bo właśnie były wybory na Ukrainie.


– My jesteśmy, mówię o Polakach, między Scyllą a Charybdą. Z jednej strony jest Rosja, z drugiej strony nacjonaliści, więc nie ma pola manewru.


– Gdy mam spotkania w liceach, zadaję klasyczne pytanie, ilu mieliśmy sąsiadów 20 lat temu, a ilu mamy teraz. Najczęściej młodzi do końca nie umieją odpowiedzieć, bo myśmy mieli trzech sąsiadów, czyli Związek Sowiecki, Czechosłowację i NRD. I takie też pytanie zadaję młodzieży: A który z tych sąsiadów istnieje? No więc żaden nie istnieje. Związek Radziecki się rozpadł, Czechosłowacja się rozpadła, NRD się połączyło z RFN. Okazuje się, że dzisiaj mamy siedmioro sąsiadów i naszym największym sąsiadem na wschodzie nie jest Rosja – chociaż tam jest oczywiście ten okręg królewiecki, symboliczna granica jest – ale naszym największym sąsiadem jest Ukraina, dlatego trzeba bardzo wnikliwie obserwować to, co się dzieje na Ukrainie, bo my jesteśmy też dla tej Ukrainy, jak i dla tych państw pomostem do Europy. Polska spełnia w tej chwili rolę już nie przedmurza chrześcijaństwa, tylko takiego mostu. Widać to nawet po falach emigracyjnych, że przez Polskę te fale emigracji ze Wschodu, Związku Radzieckiego przechodzą do Europy Zachodniej.
I co się stało na Ukrainie? Niestety, używając słynnego powiedzenia Korwin-Mikkego, że tam dokonano wyboru między dżumą a cholerą, czyli mamy beton postkomunistyczny, prorosyjski w postaci Partii Regionów, która zwyciężyła, bo zdobyła największą liczbę głosów, z tym że nie ma przewagi na szczęście. To jest Partia Regionów Wiktora Janukowycza. Umocnili się komuniści, a oprócz tego istnieją tacy klasyczni komuniści, więc dwie silne partie komunistyczne. A z drugiej strony do parlamentu po raz pierwszy weszła partia nacjonalistyczna, o silnych tendencjach antysemickich i antypolskich. To jest Partia Swoboda, opierająca swoją ideologię na gruncie zbrodniarzy spod znaku Stepana Bandery i UPA.
I dzisiaj mamy te okropne skrajności. I najsmutniejsze jest to, że te partie środka są w mniejszości. Szkoda, dlatego że Ukraina to jest wielki kraj, historycznie, kulturowo i w wielu innych sprawach związany z Polską. Zresztą Ukraińcy są chrześcijanami i to jest jednak przecież ta sama grupa etniczna z Polakami, Słowianie. A tam dochodzi do procesów niebezpiecznych, bo to może w ogóle wróżyć rozpadem Ukrainy.


– Podziałem na wschodnią i zachodnią?


– Tak, ten podział jest już w tej chwili. Czym innym jest Krym, czym innym jest Wołyń, czym innym jest Lwów, a jeszcze tam gdzie siostra mojej matki mieszka, Żytomierz, gdzie jest taka bardzo przyjazna atmosfera wobec Polaków. To może rzeczywiście grozić tym, co jest w Jugosławii. Przecież Jugosławia się rozleciała w wyniku takich konfliktów, chociaż teoretycznie mówią tym samym językiem, serbochorwackim.


– Ale czy Rosja na to pozwoli?


– No właśnie. Teraz co się okazuje? Że ten niedźwiedź rosyjski umocnił się na Ukrainie. On może nie zdobędzie takiej jednoznacznej przewagi, ale jest mocny. Druga sprawa, tam rządzą oligarchowie. Tu się wydaje, że rządzą władcy partii. Często przewodniczący tych partii to są marionetki. Rządzą gigantyczne pieniądze, oligarchowie oparci na przemyśle zbrojeniowym, ropie, gazie i dziesiątkach układów. To jest "właściciel" Ukrainy. A trzecia rzecz, że na fali tego bezrobocia, biedy, strasznej biedy – widzę to choćby po swojej rodzinie, jaka to niesamowita bieda.
Przepaść między Polską a Ukrainą jest ogromna, jeżeli chodzi o sprawy ekonomiczne. Jest to pożywką dla różnych nacjonalistów. Przecież kiedy się Hitler narodził w Niemczech, też się narodził na bazie tych ruchów.


– A czy nie jest tak, że polska polityka historyczna, kresowa, to przywracanie pamięci o Kresach, które powinno w Polsce mieć miejsce, bo przecież Kresy to część polskiej tożsamości, nie pada ofiarą właśnie prób kształtowania bieżącej polityki, smalenia cholewek do pewnych środowisk na Ukrainie czy na Białorusi? Boimy się pewnych polskich tematów dotykać, żeby nas czasem nie oskarżono, że jesteśmy rewanżystami?


– Tak, oczywiście, ma pan absolutną rację. Ja nawet napisałem teraz taki komentarz do jednej z gazet. Zresztą nie jestem odosobniony, bo gdy czytam dzisiaj komentarze, to one są podobne, że wybory na Ukrainie de facto dobiły tę słynną teorię Giedroycia i Mieroszewskiego, to byli ludzie związani z "Kulturą Paryską", którzy uważali, że rozpad Związku Radzieckiego powinien zaowocować powstaniem pasa państw buforowych...


– A B C...


– Tak, który oddziela Polskę od Rosji. To był też taki sen Józefa Piłsudskiego, który wierzył, liczył na to, że ta wyprawa na Kijów to nie po to, żeby Kijów włączyć do Polski, tylko żeby powstało państwo ukraińskie.


– To obietnice dla Petlury.


– Tak, oczywiście. I co się okazało, że rzeczywiście rok 1991 spowodował, że ten sen Piłsudskiego się spełnił, no bo, jak wspomniałem, graniczymy tylko w sposób symboliczny z tym okręgiem królewieckiem. Ale teoria Giedroycia szła dalej, że należy ustępować różnym tym państwom, nacjonalizmom, i nie przejmować się Polakami tam mieszkającymi, że te ustępstwa, te dobre relacje z tymi nowymi państwami są ważniejsze i że zapomnieć można o Kresach, o historii, o ludobójstwie tam dokonanym i w ogóle o Polakach, którzy tam mieszkają, bo oni są dalej Polakami.
Tu tak na marginesie powiem, że Polaków tam mieszkających strasznie denerwuje, jak mówi się o nich Polonia – bo u nas w języku polskim Polonia oznacza emigrantów. A oni mówią, że oni nigdy nie wyemigrowali z tych terenów, bo oni są tam od wieków, tylko Polska od nich wyemigrowała, bo przeniesiono granicę. Więc się denerwują, jak są zapraszani na zjazdy Polonii, ale to też jest ciekawa sprawa.
I dzisiaj te tezy na Ukrainie pokazały, że ta cała teoria Giedroycia wzięła w łeb. Przecież nie tak dawno jeszcze nadskakiwano tym różnym nacjonalistom z Litwy. Prześladowanie ludności polskiej na Litwie jest rzeczą skandaliczną. Litwa jest w NATO i w Unii Europejskiej, a postępuje w straszny sposób z Polakami.


– No właśnie, czy ci Polacy nie czują się zostawieni?


– Mają żal ogromny. I tu mi jest przykro mówić, ale mają ten żal do wielu polityków, między innymi do śp. Lecha Kaczyńskiego, który się tak bardzo fraternizował z Wiktorem Juszczenką, prezydentem Ukrainy. Wiktor Juszczenko gloryfikował Stepana Banderę i to, że Lech Kaczyński nie chciał wziąć udziału w obchodach rocznicy Krwawej Niedzieli na Wołyniu, to było w 2008 roku, i wiele innych rzeczy, powoduje, że dzisiaj chyba żadne ugrupowanie polskie tam na Wschodzie nie cieszy się poważaniem – mówię o partiach politycznych. Ale obecna polityka jest tak samo straszna. Czy postawa Komorowskiego, którego rodzina przecież z Litwy pochodzi, choćby ze względu na korzenie powinien stanąć w obronie Polaków tam na Litwie.


– Przynajmniej na zasadzie bilateralnych, egzekwowania tych samych praw, które mają Litwini mieszkający w Polsce.


– Na przykład też sprawa takich polityków, jak Radosław Sikorski, który już kompletnie przyjął metodę zapomnieć o Kresach, czy choćby Paweł Kowal, który do niedawna był w PiS-ie, teraz jest w takim ugrupowaniu marionetkowym, kanapowym, PJN – Polska jest Najważniejsza, niemniej ci ludzie zrobili dużo zła w tych sprawach, w tych relacjach Polaków tam mieszkających z Macierzą, że dzisiaj Polacy tam mieszkający – słyszę to zresztą na własne uszy – mają ogromny żal do Macierzy; oni tak zawsze piszą, Macierz przez duże M, i w takim staropolskim określeniu mówią o Polsce Matka Polska – i mają żal.
Myślę, że ta teoria Giedroycia wzięła dzisiaj rzeczywiście w łeb, bo trzeba, oczywiście, dobrze współpracować z tymi narodami, ale trzeba bronić swoich interesów. Bronić przede wszystkim mniejszości polskiej. To są jednak liczby idące w miliony. Bronić choćby i wspierać działalność edukacyjną, szkoły polskie, domy kultury, gazety i w ogóle interesować się na bieżąco i interweniować, jak się dzieje krzywda. To niestety się nie dzieje.


– Na koniec zapytam, czy Ksiądz nie odnosi takiego wrażenia, że nie ma komu bronić Polski, że to jest ułomność całego pokolenia ludzi, którzy przez dwadzieścia lat tę Polskę mają w bardzo korzystnej sytuacji historycznej, być może niepowtarzalnej w dziejach, i jak gdyby nie potrafią stworzyć silnego ośrodka politycznego, silnego kraju, nie potrafią obronić polskiego interesu?


– No tak, oczywiście. Myślę, że tu się powtarza sytuacja, jaka była przed zamachem majowym w Polsce okresu międzywojennego, że do 1926 roku skłócenie polityków i pewna małostkowość niesamowita, i partyjniactwo też ogromne, czyli postawienie partii ponad interes narodowy, spowodowało, że Piłsudski już nie miał innego wyjścia, jak dokonać rzeczy może bardzo trudnej – bo tam zginęli wtedy polscy żołnierze w zamachu majowym – ale że to była jakaś tama przeciwko trwonieniu tej pięknej idei, jaką była niepodległość, bo Polska odzyskała niepodległość.
Oczywiście, dzisiaj trudno mówić o zamachu kolejnym, bo nie ma Józefa Piłsudskiego i nie ma osób, natomiast myślę, że taki renesans idei niepodległościowej w Polsce musi nastąpić. Idei niepodległościowej, która jest ponad interesem poszczególnych partii, która jednak broni państwa polskiego i broni też Polaków mieszkających na wschód od Polski.
Ale przecież trzeba pamiętać, że ogromna liczba Polaków jest poza granicami, w tym czasie ostatnim dwa miliony ludzi wyemigrowało do Europy Zachodniej. To są nieprawdopodobne liczby. I dzisiaj Polacy muszą
powiedzieć, że tak jak Papież mówił pozdrawiam Polaków w kraju i na emigracji – zawsze to Jan Paweł II podkreślał – to dzisiaj to jest bardzo aktualne. Natomiast brakuje tej polityki, bo i wobec Polonii tej zarobkowej, która z biedy w tej chwili wypływa na Zachód, i wobec Polaków tam pozostałych. Ja się trochę martwię tym, bo nie za bardzo widzę takie osoby, które by temu podołały. Na razie jest ostry konflikt polityczny, bij zabij, między dwoma ugrupowaniami, natomiast nie ma jakiejś koncepcji takiej jasnej w tej sprawie.
Jeszcze powiem na koniec, że chciałbym podziękować wszystkim organizatorom wystawy i kwesty organizowanej na terenie Kanady. Jak wspomniałem, jestem po raz piąty, rzeczywiście było świetnie, i te wystawy...
Trudno tu wymieniać wszystkie osoby, ale te które pomogły nam w Montrealu, Ottawie, w Guelph, Hamilton, Toronto, w Burlington, chciałem wszystkim serdecznie podziękować i wszystkie zebrane fundusze, również ze sprzedaży moich książek, kalendarzy idą na trzy nasze ośrodki, w tym dwa to są Dom Stałego Pobytu Chorzeszów pod Łodzią, Warsztaty Terapii Zajęciowej w Sosnowcu na Górnym Śląsku, i właśnie ciekawa rzecz, Dom dla Niepełnosprawnych im. Dzieci Kresów, dla upamiętnienia tych dzieci, które zginęły na Kresach, w Lubinie koło Legnicy na Dolnym Śląsku. I w imieniu podopiecznych tych trzech ośrodków chciałem wszystkim serdecznie podziękować.


– Ja dziękuję bardzo za wywiad i za wszystko, co Ksiądz robi. I powiem na koniec tylko, że może to jest taka drobna rzecz dla odbudowy tej solidarności narodowej, która jest Polakom tak niesamowicie potrzebna, żeby odbudować naród, potrzebna jest solidarność między ludźmi biednymi, bogatymi, między ludźmi mieszkającymi w Polsce, mieszkającymi za granicą, itd. Wtedy będziemy silni.


– Oczywiście. To daj Boże. Amen.

Opublikowano w Wywiady
piątek, 09 listopad 2012 16:39

"Dokąd Polsko?" (2)


Gdy wieje wiatr historii,
Ludziom, jak pięknym ptakom,
Rosną skrzydła,
Natomiast,
Trzęsą się portki pętakom
K.I. Gałczyński


Przejdźmy teraz do spraw i czasów nam bliższych.
"Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie uczestniczyły w czasie II wojny światowej w obronie Norwegii i Francji oraz w wyzwoleniu Francji, Belgii, Holandii i Włoch. Za tę wielką ofiarę trudu i krwi nie doczekaliśmy się jednak żadnej wdzięczności. Doznaliśmy nawet zdrady narodowych interesów przez naszych sojuszników i złamania postanowień Karty Atlantyckiej ( z 1941 r., stanowiącej, że żaden z agresorów w wyniku wojny nie może uzyskać korzyści terytorialnych).
W czasie długich lat ‘zimnej wojny’ Naród nasz w okresie powojennym poniósł największe koszty przeciwstawiania się reżimowi komunistycznemu i wniósł największy wkład w obalenie »żelaznej kurtyny«. To umożliwiło m.in. zjednoczenie Niemiec.
Z tego tytułu zarówno Niemcy, jak i pozostałe kraje zachodnie osiągnęły wielkie korzyści polityczne oraz ogromną rentę ekonomiczną rozbrojenia i pokoju. Rentę tę można było, przynajmniej w części, przeznaczyć na pomoc dla Polski i innych krajów postkomunistycznych, na przebudowę i modernizację ich gospodarki. Przecież częściowo zniszczone kraje zachodnie po II wojnie światowej otrzymały taką właśnie pomoc z USA w planie Marshalla. Same jednak nie zdobyły się ani na wdzięczność, ani na bezinteresowną pomoc dla nas.
Niemcy winni są nam ponadto wielkie odszkodowania wojenne za agresję, zniszczenie kraju i eksterminację paru milionów obywateli. Żydom wypłacili słuszne odszkodowanie, a nam – nie. Targują się nawet o groszowe wynagrodzenie za niewolniczą, przymusową pracę Polaków w czasie wojny.
Zamiast odszkodowań, wdzięczności i pomocy z Zachodu – kraje zachodnie traktują Polskę jak zdobycz wojenną na Rosji. Dyktują nam za pośrednictwem UE bardzo ciężkie warunki pokoju i uzależnienia kolonialnego."
"Wykorzystując posiadaną przewagę gospodarczą i wpływy polityczne, kraje zachodnie podjęły program opanowania gospodarczego krajów postkomunistycznych, a przede wszystkim Polski.
Zamiast dawnej agresji militarnej i administracji okupacyjnej opanowują nasz kraj z pomocą polskich kolaborantów, zagranicznych ekspertów, przedstawicieli dyplomatycznych i agentur."
"W największym skrócie można powiedzieć, że integracja Polski ze strukturami UE przez dłuższy czas oznacza dla nas:
– wyzysk ekonomiczny oraz zawłaszczenie polskiego majątku produkcyjnego, polskiej ziemi i zasobów,
– degradację polskiej nauki, obniżenie poziomu edukacji i zdziczenie kulturowe,
– upadek patriotyzmu i poczucia narodowego,
– dalszy upadek wiary, moralności i życia rodzinnego,
– przyszłe wielkie zagrożenie ze strony Niemiec i Rosji,
– całkowitą marginalizację polityczną w Europie."
Powstrzymuję się od wszelkich komentarzy, bo uważam je po prostu za zbyteczne. Wykład jest tak logicznie i jasno prowadzony, że jedyne, co mi przychodzi na myśl, to uwaga, że przecież to wszystko było napisane przed 2002 rokiem i nikt wtedy nie potrafił poważnie potraktować tych zagrożeń.
"Przez kilka stuleci państwa zachodnioeuropejskie podstępem i mieczem tworzyły swoje monstrualne światowe struktury kolonialne. Wszystko to stanowi jednoznacznie negatywną rekomendację historyczną dla dzisiejszej UE".
"Dalsze pytanie musi dotyczyć wierności krajów zachodnich w sojuszach i zobowiązaniach w stosunku do Polski. I tu lista doświadczeń jest długa.
Można wymienić brak pomocy dla wojska i brak wdzięczności Austrii po odsieczy wiedeńskiej, zesłanie przez Napoleona najwierniejszych mu polskich żołnierzy na San Domingo, obojętność Zachodu i brak skutecznej pomocy w wojnie bolszewickiej 1920 r., złamanie paktu o nieagresji przez Niemcy i zobowiązań sojuszniczych przez Francję i Anglię w 1939 r. i po II wojnie światowej, a także wspomniany już wcześniej brak wdzięczności za udział Polaków w obronie i wyzwoleniu Europy oraz za udział w obaleniu »żelaznej kurtyny« i destrukcji bloku sowieckiego."
Doskonała książeczka A. Zawiślaka "Wypisy z dziejów wiarołomstwa i naiwności politycznej" (Warszawa 1996) zawiera wyczerpujący przegląd faktów".
"Podsumowując, trzeba stwierdzić, że w wieloletnich doświadczeniach współpracy Polski z krajami Europy Zachodniej oraz z UE jest wiele pięknych deklaracji i traktatów, brak natomiast pozytywnych faktów potwierdzających trwałą wiarygodność gospodarczą i polityczną naszych partnerów.
Może to się zmieni, ale dziś kierować się musimy doświadczeniem, roztropnością i przezornością".
Z konieczności muszę ograniczyć się w prezentowaniu myśli prof. Bojarskiego, bo dla pełności obrazu musiałbym jeszcze zapisać kilka, a może i kilkanaście stron. Dlatego proszę pamiętać, że to, co kopiuję to tylko część rozważań pana profesora, i to jeszcze wyjęta z kontekstu.
Przechodzę teraz do spraw, moim zdaniem, najważniejszych, czyli do poszukiwania przez pana profesora odpowiedzi na pytanie – co mamy w tej sytuacji robić?
"My, Polacy, mamy własne wielowiekowe doświadczenia budowania wielonarodowej wspólnoty państwowej, opartej nie na sile materialnej pieniądza, biurokracji i władzy, oraz nie na ujednoliceniu wszystkiego.
Nasza Najjaśniejsza Rzeczpospolita wielu narodów osiągała jedność przy zachowaniu całego bogactwa różnorodności, w ramach wspólnych chrześcijańskich wartości duchowych i moralnych: wolności obywatelskich i społecznych, równości i prawdziwej tolerancji".
"Silniejsi od nas, agresywni sąsiedzi i ich masońscy protektorzy z Zachodniej Europy po I wojnie światowej ścisnęli nam granice państwowe, ale nie byli w stanie ograniczyć odrodzenia ducha państwowego.
Odrodzona, ale słaba Polska ogromnym wysiłkiem i ofiarą obroniła znowu Europę przed nawałą rewolucji bolszewickiej w 1920 r.
Jako jedyna Polska podjęła w 1939 r. wojnę obronną przed agresją niemiecką (pomimo paktu o nieagresji), gdy pyszniące się siłą kolonialne państwa zachodnie kapitulowały bez większego oporu lub przechodziły na stronę agresora."
"Kraje Europy Środkowej miały wspólną lub podobną przeszłość, posiadają liczne upodobniające je cechy i wspólne interesy, są powiązane wieloma relacjami i będą miały niewątpliwie wspólną lub podobną przyszłość, odmienną niż kraje zachodnie.
To musi uwzględnić każde kompetentne, strategiczne studium geopolityczne."
"Nie jest więc prawdą, że dla integracji Polski z UE nie ma alternatywy. Nie jest też prawdą rzadziej spotykane stwierdzenie, że jedyną alternatywą dla integracji z UE jest integracja Polski ze Wspólnotą Niepodległych Państw byłego ZSRS.
Jest natomiast prawdą, że polskie władze rządowe, instytuty naukowe i Komitety Narodowe PAN nie opracowały żadnych innych strategicznych wariantów dla Polski, uwzględniając w swych studiach tylko »jedynie słuszną drogę« do UE".
"Bezalternatywne postrzeganie rzeczywistości jest równoznaczne z rezygnacją z własnej wolności, a w rezultacie – i z własnej tożsamości, w wyniku bezmyślnego poddania się obcym interesom i naciskom."
"Tymczasem Boża Opatrzność usytuowała nas w centrum Europy, zwornikiem pomiędzy Wschodem a Zachodem."
"Ryzykowna jest dla nas sztuczna integracja z krajami zachodnimi, znajdującymi się na zupełnie innym etapie rozwoju gospodarczego. Znacznie pewniejsza, naturalna historycznie i geograficznie jest dla nas integracja z Czechami, Słowacją, Węgrami, Ukrainą, Białorusią, Litwą i Łotwą."
"Rozważając wielkie dzieła Boże w historii naszego Narodu, trzeba przez okoliczności i znaki czasu dostrzegać wielkie powołanie i naszą misję na progu nowego tysiąclecia.
Potrzeba nam do tego szerokiego, strategicznego myślenia, wielowariantowych i dalekowzrocznych studiów, wyobraźni, śmiałości i przezorności narodowych polityków.
Potrzeba też szerokiego społecznego zaangażowania w kontakty międzynarodowe różnych środowisk naukowych i zawodowych, zaprzyjaźnionych miast, organizacji, parafii i poszczególnych osób."
"Polska swoim współczesnym chrześcijańskim modelem życia rodzinnego, narodowego i państwowego może także pomóc innym krajom europejskim w odbudowie ich tożsamości narodowej i kultury oraz w obronie przed agresywnym zdziczeniem i nowoczesnym barbarzyństwem zagrażającym całemu kontynentowi."
"Dawna Rzeczpospolita wielu narodów stanowi dobrą rekomendację i model unii, świadectwo naszej kompetencji i wiarygodności."
"Jest jednak naiwnością oczekiwanie, że rządzący w Europie Zachodniej dzisiejsi masoni i liberałowie, do niedawna jeszcze socjaliści i komuniści, a synowie i wnuki kolonizatorów, imperialistów i faszystów, zbudują upragnioną Europę Ojczyzn.
Taką wspólnotę państw i ojczyzn musimy i możemy zbudować tylko sami, wspólnie z innymi bliskimi nam narodami i państwami Europy Środkowej, w obszarze dawnej Słowiańszczyzny i cywilizacji łacińskiej".
"Taka wspólnota mogłaby stać się rzeczywistym partnerem współpracy z UE na Zachodzie oraz Rosyjską Wspólnotą Niepodległych Państw na Wschodzie Europy. Byłaby gwarantem dobrego sąsiedztwa i pokoju, przywracając Europie długookresową równowagę geopolityczną, utraconą po rozbiorach Rzeczypospolitej".
"Tę wielką wizję bliższej współpracy i wspólnoty chrześcijańskich państw narodowych Europy Środkowej trzeba wspólnie konkretyzować, popularyzować i stopniowo rozwijać we wszystkich naszych krajach."
"Trzeba sprzeciwiać się kłamliwej propagandzie prounijnej, szczególnie wśród dzieci i młodzieży, realizowanej za pieniądze biednych polskich podatników.
Uważam, że znaczna większość świadomych Polaków oraz obywateli innych państw Europy Środkowej wypowie się za »Wspólnotą Ojczyzn« w Europie Środkowej i partnerską współpracą z krajami UE oraz z rosyjską Wspólnotą Niepodległych Państw.
Nie – dla UE, tak – dla Wspólnoty Ojczyzn w Europie Środkowej."
"Przezwyciężenie wrogości między narodami jako rezultat wysublimowanej miłości własnej ojczyzny, aby np. wspólnie walczyć »za wolność waszą i naszą«, pomagać w odbudowie i rozwijać solidarność społeczną w skali międzynarodowej, jak to od wielu pokoleń realizowali nasi rodacy, jest wielką cnotą społeczną i zasługuje na uznanie.
Natomiast ustąpienie wrogości między narodami wskutek zaniku patriotyzmu, solidaryzmu i ofiarności we własnym narodzie oraz w wyniku rozwoju wygodniejszego kosmopolityzmu i pacyfizmu, a także w celu utrzymania wspólnej dominacji nad innymi narodami – nie może być uznane za cnotę, a zasługuje na napiętnowanie."
"Pod hasłami tolerancji powstaje wielki bastion sił i struktur do światowej walki z religiami, a w szczególności z Kościołem katolickim.
Postępująca wulgaryzacja kultury europejskiej pod zarządem Unii nie daje nadziei na odrodzenie cywilizacji łacińskiej i na takie ożywienie wartości chrześcijańskich, które zafascynuje całą Europę."
"Europa mogła osiągnąć swą jedność kosztem zniewolenia i odejścia od Ewangelii już w XVI i XVII wieku pod panowaniem tureckim. Wówczas Papiestwo organizowało wielką ligę antyturecką i były to działania bardzo uzasadnione i owocne.
Być może podobna sytuacja jest i obecnie, a nawet trwa już od kilku lat.
Jest dramatem, gdy katolicka do niedawna Irlandia zostaje poddana ateistyczno-masońskiej presji w UE i jest wyrwana z tradycyjnego kręgu katolickiego, gdy organizuje się brutalną agresję na chrześcijańską Serbię, a patrząc dalej – gdy katolicką Argentynę niszczy się gospodarczo i politycznie."
"Kto i w imię czego może nakłaniać kraj katolicki do poddania się strukturze zła i takiej deprawacji, a pośrednio także do wspomagania walki z wiarą i Kościołem?
Jest prawie oczywiste, że hasłami i środkami, którymi działa UE, nie zbuduje się duchowej jedności Europy, opartej na wartościach chrześcijańskich."
"Jeśli odrzucić zakłamane twierdzenia o wielkich i żywych wartościach europejskich, o korzyściach materialnych nowych członków w wyniku integracji z Unią, to staje się oczywiste, że brak jest uzasadnienia, aby zachęcać kraje Europy Środkowej do integracji z ateistyczno-masońskimi, totalitarnymi strukturami UE."
"W epoce wielkich zmagań ateizmu z katolicyzmem, uformowanie takiego bloku państw chrześcijańskich w centrum Europy, z nadzieją odbudowania w nich cywilizacji łacińskiej, będzie miało ogromne znaczenie dla przyszłości całego kontynentu i świata.
Poparcie tej idei przez Stolicę Apostolską wydaje się dziś możliwe i równie ważne jak mobilizacja Europy Środkowej do koalicji antytureckiej w XVII wieku.
Koniecznym warunkiem budowy prawdziwie duchowej jedności w ramach jednego społeczeństwa i państwa oraz dowolnej grupy państw była przez stulecia i pozostaje jedna etyka chrześcijańska, ta sama w życiu osobistym, rodzinnym, społecznym i międzynarodowym."
"Może idea utworzenia w centrum Europy »Wspólnoty Ojczyzn«, jako nowego, chrześcijańskiego modelu dla świata, w pewnej konfrontacji z totalitarnym modelem UE, mogłoby poruszyć serca i umysły, stworzyć nowy ideał, doprowadzić do opracowania konkretnych programów i ich realizacji."
"Katolicy nie postrzegają dziś dostatecznie jasno rzeczywistej roli różnych organizacji, fundacji, instytucji i organów władzy w światowym zderzeniu agresywnego ateizmu i antykościoła z Kościołem katolickim i wiarą religijną. Dobrzy ludzie pracują zarówno w strukturach dobra jak i zła, ale za mało zwraca się uwagę na rzeczywistą działalność tych organizacji.
Struktury zła są profesjonalnie zorganizowane i działają sprawnie. Natomiast nie ma niestety dzisiaj, poza hierarchiczną (i znacznie już zdecentralizowaną) organizacją Kościoła katolickiego, żadnego zintegrowanego europejskiego i światowego obozu katolickiego. Działa wprawdzie wiele przeróżnych organizacji i ruchów katolickich, krajowych i międzynarodowych liczonych w setki i tysiące, ale tak zdezintegrowanych, że nie odgrywają poważniejszej roli ani w swoich krajach, ani w skali międzynarodowej."
"Ten stan można i trzeba zmienić. Realizacja wielkiego programu jednoczenia Europy na bazie jednej etyki i cywilizacji chrześcijańskiej, wymaga przywrócenia jedności w Kościele, w hierarchii i w instytucjach kościelnych.
Trzeba ograniczyć wpływy opcji judeo-masońskiej, ideologii "kościoła otwartego", budowanego na Mojżeszu. Za dużo dziś dialogu z niewierzącymi czy wyznawcami innych religii, a za mało współpracy z wiernymi."


Emanuel Czyżo
Toronto

Opublikowano w Teksty
piątek, 09 listopad 2012 16:31

Co z tego masz?

kramarskiZ Markiem Kramarskim rozmawia Franciszek Stawowski.


– Obecnie pełni Pan funkcje Wielkiego Przeora Orderu Świętego Stanisława, prezesa ds. interwencji Krajowego Forum Przedsiębiorczości oraz wiceprzewodniczącego Europy Wolnych Ojczyzn. Skąd czas i chęci do zajmowania się tak wieloma sprawami? Jakie profity daje dziś tak nieprzeciętna aktywność poza zawodem?


– Na początek mała poprawka. W Orderze Świętego Stanisława B.M. pełnię funkcję Wielkiego Przeora Polski, co jest istotne, bo jest to organizacja charytatywna o charakterze międzynarodowym. Order został mocno związany z ostatnim okresem dziejów Rzeczypospolitej będącej wspólnotą narodów – polskiego, litewskiego, ukraińskiego i białoruskiego. (...)
Zawsze byłem tak zwanym niespokojnym duchem i nie mogłem biernie patrzeć na otaczający nas bezsens. (...) Uczestnicząc w pracach Krajowego Forum Przedsiębiorczości, w miarę moich skromnych możliwości przede wszystkim staram się pomagać ludziom mającym kłopoty z władzą. Obowiązujące w Polsce przepisy są koszmarne i należałoby je jak najszybciej zmieniać, ale nawet przy tym stanie prawnym z zachowaniem zdrowego rozsądku można obywatelowi pomóc.
EWO-PP jest partią otwartą, gdzie dominują poglądy konserwatywno-liberalne, a przede wszystkim pozytywne myślenie i zdrowy rozsądek. Wszystko, co robimy, ma pomagać budowaniu polskiej rozumnej społeczności, wzmacniać nasze narodowe państwo. Nie warto się przy tym zniechęcać brakiem wpływu czy trudnościami z uzyskaniem masowego odzewu i dawać wiarę deklarowanej przez aktualny układ nieprzemijalności politycznego ładu. (...)


– Jakie korzyści przynosi działalność w Orderze, jakie w Forum i wreszcie dlaczego angażuje się Pan w działania partii politycznej, cokolwiek by jednak powiedzieć o charakterze chrześcijańsko-liberalnym, a jednocześnie ewidentnie proeuropejskim? Zdarza się czasem pytanie: co z tego masz?


– Może nie wprost "co z tego masz?", ale często słyszę "po co ci to?". Pytanie jednak padło, więc postaram się na nie odpowiedzieć. Nie jest to proste, trzeba bowiem rozpatrzyć sprawę w kilku płaszczyznach. (...) Z punktu widzenia materialnego, to wszystko trochę kosztuje, bynajmniej zaś nie przynosi wprost osobistych korzyści. Czasem z kolei, mimo naszego własnego wkładu, dla ludzi, którym pomagamy, daje to pozytywny efekt (...).

Forum czasami występuje w charakterze neutralnego negocjatora w sporze pomiędzy urzędem a obywatelem (...). Czasem wystarczy uświadomić urzędnikowi, że lepiej przychylniej i po ludzku popatrzeć na sytuację przedsiębiorcy, bo to nie jest przestępca, a czasem tylko przedziwny zbieg okoliczności doprowadził do niepożądanych efektów. I to wystarczy, by zamiast bankruta i zwolnionych z jego firmy pracowników zakład dalej funkcjonował, a budżet dalej miał "kurę" znoszącą mu bardziej lub mniej "złote jajka". (...)
Jest takie przysłowie, że "czasem trzeba trochę stracić, żeby potem dużo zyskać". Bezduszne stosowanie litery prawa nie prowadzi do sukcesu. Zwłaszcza kiedy stanowione prawo jest dziurawe i można śmiało powiedzieć, że daje urzędnikowi nadmierne możliwości interpretacji. Paradoksalnie mądrość urzędnika przy stosowaniu prawa i znajomość przepisu po stronie obywatela przynosi sukces, a twarde trzymanie się koślawej często litery z jednej, czy nieudolne próby omijania przepisu z drugiej strony często skutkują zawsze wspólną w końcu przecież porażką.
Jeśli chodzi o wątek efektu po latach, to w Orderze św. Stanisława działania zostały ukierunkowane głównie na nasze dzieci. Organizujemy dożywianie potrzebujących (nie lubię nazywać ich biednymi) dzieci w szkołach, bo wszyscy wiemy, że z tym jest u nas kiepsko i jak wiele mamy takich sytuacji, gdzie jest to jedyny ciepły posiłek, jaki zje taki dzieciak w danym dniu.
I znowu wrzucam tu kamyczek do tego jakże pięknie zapowiadającego się ogródka – można to organizować w szkołach, gdzie działa kuchnia. Załatwiamy na to nie tylko pieniądze, ale często dostawy bezpośrednio nazwijmy to – z pola upraw. Jeżeli władze zadecydują o likwidacji kuchni, a posiłki miałaby potem przywozić firma cateringowa, to cała sprawa bierze w łeb. Firma ma zamówienie, musi zarobić i tak ma być, ale nie przełoży się to na ugotowanie jeszcze dodatkowych stu porcji. W związku z tym uczniowie chodzą głodni, czują się gorzej, psychika się im rozwala, rośnie agresja, wykluczenie i mamy kolejne patologie.
Czy nikt nie potrafi w ten sposób spojrzeć na ten problem? Władza mówi, że nie mamy dość pieniędzy, ale przecież czasami te się znajdują na zapłacenie firmie cateringowej. Proszę mi nie zarzucać, że jako liberał powinienem popierać rynek, ale te firmy mają dla kogo pracować i niekoniecznie musi to być szkoła. Jeżeli Pan zamówi posiłek i przywiozą Panu jakieś świństwo, to Pan tam drugi raz nie zamówi. Ze szkołą bywa inaczej. Zawierane są długoterminowe kontrakty i problem jest z głowy, bo potem nikt dzieciakami się nie przejmuje. (...)
To jest jedno. Organizujemy również wyjazdy takich dzieci na kilkudniowy wypoczynek do luksusowych ośrodków wypoczynkowych, przyjmowane są zatem nieodpłatnie nie pod namiot czy do schroniska, ale w normalnych komfortowych hotelach. Podam przykład, na początku tego roku ponad 50 dzieci z opiekunami było na nartach w Zakopanem. Kojarzy Pan zapewne Hotel Kasprowy. Czy chce Pan wiedzieć, co ci kilkunastoletni chłopcy i dziewczynki mówią? Te dzieci niejednokrotnie wyjeżdżają, płacząc, że były to najpiękniejsze dni w ich marnym, monotonnym i ubogim w jakiekolwiek pozytywne wrażenia życiu. Większość z nich nie była dalej od swoich domów niż kilka kilometrów. Zapyta Pan, jaki to ma sens? Proszę pomyśleć, te dzieci poza swoją biedą (niestety muszę tu użyć tego określenia) z reguły od urodzenia nie widziały innego świata. Jak zatem mają dążyć do zmiany swojej sytuacji, kiedy nie wiedzą, że coś innego istnieje i jak to naprawdę wygląda. (...)
Po takim otarciu się uczniów o inne warunki mamy odzew od nauczycieli i opiekunów, że mają lepsze wyniki w nauce, bo nie trzeba ich do niej gonić przysłowiowym batem. Te dzieci zaczynają marzyć, nagle się dowiadują, że to też może być świat dla nich.
A teraz proszę mi powiedzieć, czy warto to robić? Co ja z tego mam? Mam te uśmiechające się z łzami w oczach dzieciaki… Czy to mało? (...)


– Wśród członków Waszej partii znajduję osoby znane z aktywności w środowiskach katolickich, zaangażowane w podtrzymywanie tradycji ruchu narodowego, czy wreszcie propagujące od lat przedsiębiorczość i liberalne podejście do gospodarki. Jak to się dzieje, że konkurujące ze sobą, czy nawet wręcz zwalczające się na innym terenie nurty polityczne znalazły wspólny mianownik w Europie Wolnych Ojczyzn i ludzie ci mogą coś robić wspólnie już ładnych kilka lat?


– Pytania o działalność partyjną, to zawsze pytania o "politykę". Jeżeli Pan pozwoli, zwrócę się tu do ludzi, którzy – mam nadzieję – będą to czytać, i powiem, że wszystko, o czym dotąd mówiłem, to właśnie jest polityka! Jeżeli ktoś mówi – mnie polityka ni interesuje, bo mnie polityka nie dotyczy, to nie chcę tu nikogo obrażać, ale poradźcie mu, żeby się udał do specjalisty.
To właśnie od czynnych polityków zależy, czy to, co uchwalą, ma sens, czy też nie. Nie zapominajmy też, że nawet jak nie ma sensu i jest kompletnym idiotyzmem, to i tak nas obowiązuje, stając się narzędziem represji w rękach nie zawsze myślących urzędników. Dzień wyborów jest tak naprawdę jedynym momentem, kiedy mamy istotny wpływ na polityków, bo kiedy ich wybierzemy, tracimy możliwość korygowania ich działań.
Ogromna rzesza ludzi mówi nam, "oni" i tak robią, co chcą, to pokażę "im", że w proteście nie pójdę głosować. Myślicie, że "oni" się tym przejmą? Niestety nie, wybiorą się w ostateczności wręcz sami, a reszta będzie musiała się temu podporządkować.
Nasza partia jest z założenia otwarta, skupiona na tworzeniu kadry, dopuszcza nawet podwójne członkostwo z podobnymi ideowo bytami.


– Czy statutowa oraz mentalna otwartość Waszej "kadry" może zwiastować przełom w polskim myśleniu prawicowym, czy jak kto woli patriotycznym, które powszechnie kojarzone jest z przekleństwem walki o przywództwo i permanentną awanturą o pryncypia? Jak to jest z tą Waszą "proeuropejskością", skoro wciąż krytykujecie UE?


– Polska "prawica" jest w przeważającej części mało autentyczna, przekupna, ułomna organizacyjnie, łatwo idąca w zbyteczny zupełnie konflikt, więc w rezultacie nie ma dziś wpływu na los narodu. My zabiegamy o ludzi, którzy mając choć w części podobne do nas poglądy w tych najistotniejszych sprawach, coś zechcą z nami wspólnie zrobić, kiedy nadarzy się ku temu okazja.
Tak było z akcją informacyjną i dla referendum w sprawie Traktatu lizbońskiego, inauguracją obchodów 240. rocznicy zawiązania Konfederacji Barskiej, organizacją ogólnopolskiego sprzeciwu wobec realizacji (na 70. rocznicę Września) paszkwilu filmowego o obrońcach Westerplatte wg obrażającego uczucia Polaków i katolików scenariusza, obronie polskich przedsiębiorców przed nadmiarem niszczących regulacji i w przypadku bardzo wielu innych przedsięwzięć edukacyjnych, naukowych… Czasem bardziej, a czasem siłą rzeczy mniej przedmiotowo skutecznych.
Co do naszej proeuropejskości, to nie popieraliśmy przystąpienia Polski do UE na "radośnie" wynegocjowanych warunkach, ale skoro większość tak zdecydowała, to trudno, trzeba się w tym znaleźć. Negocjatorzy warunków przystąpienia byli merytorycznie kiepscy, zainteresowani głównie wejściem na "europejskie salony". Ale to, co się stało później i dzieje nadal, to dopiero można nazwać tragedią. "Nasi" posłowie pojechali tam chyba tylko po to, aby zabezpieczyć swoje dochody i byt do końca życia w zamian za "nicnierobienie".
Z kolei podpisany Traktat lizboński pozbawił nas sporej części suwerenności, a wielu wspomina, że ówczesnemu prezydentowi RP śp. Lechowi Kaczyńskiemu (którego nb. do końca staraliśmy się wspierać w Jego słusznych obiekcjach) nawet pióro w decydującym momencie odmówiło posłuszeństwa, tak podle to były zapisy. Powinniśmy zadać sobie pytanie, dlaczego w końcu ten antydemokratycznie przepchnięty dyktat europejskiej biurokracji nasz Prezydent mimo istotnych zastrzeżeń podpisał? Teraz dla wielu jest bohaterem i męczennikiem narodowej sprawy. Dla mnie jest jednak bardziej tragicznie zmarłym, zapewne autentycznym patriotą, który pomimo wszystko zawiódł mnie w najważniejszym momencie swojej prezydentury i nie potrafił powiedzieć "nie", gdy Polakom i innym Europejczykom działa się krzywda w imię wprowadzania "nowego ładu".
To co lansuje Europa Wolnych Ojczyzn – Partia Polska powinno być zrozumiałe dla każdego. Globalizacja panująca na świecie wymusza konsolidację dla pomniejszenia kosztów i osiągania konkurencyjności. Koncepcja integracji w formule wspólnoty suwerennych, współpracujących i konkurujących swobodnie państw, jaką zawdzięczamy ideowemu patronowi naszej formacji Stefanowi Buszczyńskiemu, daje ludziom maksimum możliwości, a niesie ze sobą minimum zagrożeń totalitarnych i kolonialnych.
Obecnie stosunkowo niewielki wstrząs, jaki się u nas odczuwa w porównaniu do głębokiego kryzysu w innych krajach, zawdzięczamy w dużej mierze właśnie zachowaniu narodowej waluty. A nasi wybrani przedstawiciele z uporem godnym maniaka brną do pozbycia się jednego z ostatnich atrybutów naszej stabilności i suwerenności.
Więc jak to jest? Czy polityka dotyczy nas wszystkich i każdego z osobna? Czy jako świadomy obywatel, mogę się "nie interesować polityką" i pozwolić, by dalej zajmowali się nią jedynie ludzie, którzy przez ostatnie dwadzieścia parę lat nie potrafili uchwalić ani jednej ustawy, która na drugi dzień nie wymagałaby poprawy?
Stroniący od polityki też dostrzegają powszechne dziś patologie, ale poddając się manipulacji, stracili wiarę w możliwość dokonania zmiany na zawłaszczonej scenie politycznej III RP. I jest im z tym przekonaniem wygodnie do czasu, kiedy nie muszą szukać pomocy, gdy polityka dobiera im się do skóry, działając przez zły przepis czy złośliwego urzędnika.


– Dziękuję serdecznie za poświęcony czas i rozmowę.


Tekst pochodzi z Biuletynu Świątecznego Europy Wolnych Ojczyzn
Narodowe Święto Niepodległości A.D. 2012

Opublikowano w Wywiady
piątek, 09 listopad 2012 16:24

Deficyt w obszarze tożsamości

ligezaPodstawą funkcjonowania każdej ludzkiej wspólnoty jest elementarny ład moralny. Nie wolno go zakłamywać ani relatywizować, gdyż na poziomie fundamentu wyłącznie jednoznaczności pozwalają na oddzielanie mądrości od głupoty, a przyzwoitości od zaprzaństwa.
Normy muszą być jednoznaczne i trwałe niczym skała, skoro to na nich opiera się każdy porządek, także porządek wspólnotowego prawa. A co dzieje się z naszą wspólnotą? Wielu Polaków w dalszym ciągu nie rozumie, co to w ogóle jest wspólnotowy ład moralny i do czego służy hołubiony przez wspólnotę system wartości. Nie mówiąc o tym, że ni w ząb nie pojmują, wedle jakiego systemu wartości kierują się na co dzień, a według jakiego kierować się powinni i czemu wychwytywanie tych różnic jest z ich perspektywy tak istotne.


Skutek? Dziennik "Rzeczpospolita" opublikował kiedyś rysunek Andrzeja Krauzego. Widać na nim raczkującego berbecia oraz bezbrzeżne osłupienie malujące się na twarzy jego ojca, gdy dziecko pyta: "Tatusiu, a jak Pan Bóg zwróci nam wolną Polskę, to znowu się zgodzimy, żeby Jaruzelski był prezydentem?". Finezyjna konkluzja, znakomicie podsumowująca dzisiejszy stan świadomości sporej grupy Polaków oraz mocne przekonanie niedouków, odwołujących się do tezy: "przecież od 1989 roku mamy wolną Polskę!". Andrzej Nowak, historyk i publicysta, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, ujmuje to samo słowami wwiercającymi się w jaźń jak sztylety: "Jeśli gen. Jaruzelski jest patriotą, to może należy się wstydzić patriotyzmu? Jeśli gen. Kiszczak jest człowiekiem honoru, to może lepiej nie mieć honoru?".
Tak jest, tak było i inaczej nigdy nie będzie: miary umożliwiające nam odczytywanie systemu wartości oraz rozumienie pojęć podstawowych, takich jak przyzwoitość czy honor, to rzecz bezcenna. Bez miar, bez punktów odniesienia, jesteśmy tylko chorągiewkami, bezrefleksyjnie wskazującymi stronę, w którą dmie wiatr sprowadzony nad nasze głowy, choć nie przez nas bynajmniej wywołany.
Procesy nieprawdziwe


Nie sposób normalnie żyć, nie podejmując racjonalnych decyzji. Czy można je podejmować, gdy jest się nieustannie oszukiwanym i wprowadzanym w błąd? Prezydent Lech Kaczyński na jednym z seminariów w Lucieniu opisał ów problem następująco: "Elementarny mechanizm demokratyczny nie może funkcjonować przynajmniej w miarę sprawnie, jeżeli rozeznanie potoczne – bo to z punktu widzenia mechanizmu demokratycznego jest najistotniejsze – tak bardzo odbiega od rzeczywistości".
Jak to wygląda w praktyce? W praktyce ludzie tuskoidalni za pośrednictwem tuskoidalnych mediów, sporej grupie Polaków (tej grupie ludzi zbudowanych z telewizorów) narzucają określone myśli, pożądane zachowania, a wreszcie zadziwiające czyny, rzeźbiąc w ludzkich umysłach obrazy odpowiadające poczynionym z góry założeniom. Socjotechnika to naprawdę nie jest dziś jakaś czarna magia, na całej tej nieszczęsnej planecie dostępna dwóm czy trzem szamanom. W efekcie kształtowanie ludzkich poglądów i postaw staje się coraz łatwiejsze, zgodnie z szokującą diagnozą Alvina Tofflera, mówiącą o tym, iż: "Techniki okłamywania rozwijają się szybciej niż techniki weryfikacji. Ludzie wierzą w różne rzeczy – w fakty albo procesy – które przestały być prawdziwe". Najgorsze zaś, że tak wielu poddawanych praniu mózgów najwyraźniej nie dostrzega, jak bardzo pochłania ich cuchnące szambo politycznego oraz moralnego relatywizmu.

Sfałszowane wartości
Ludzie przyzwoici obserwują oczywisty efekt: dramatycznie zakłamaną tożsamość narodową oraz zanik myślenia o Polsce jako wspólnocie pokoleń na przestrzeni dziejów – wspólnocie pokoleń minionych, obecnych i przyszłych.
Przyczyny tego stanu rzeczy to rzecz na inną okazję, lecz podstawowe fakty warto przypominać po wielekroć. Choćby te, że w wyniku II wojny światowej, w wyniku niemieckiego oraz sowieckiego ludobójstwa, śmierć poniosło ponad pięć milionów polskich obywateli. Że Polska utraciła połowę swojego historycznego terytorium, a Polaków zmuszono, by inkorporowali nowe, dotąd cudze przestrzenie. Że zwłaszcza po 1944 roku dokonywano na Polakach fizycznej oraz intelektualnej dekapitacji. Że nas mordowano, zaszczuwano czy zmuszano do emigracji. Wreszcie, że komunistyczna indoktrynacja non stop fałszowała wartości, które mogłyby na nowo konstytuować naród.
Niewykluczone, że suma wszystkich tych dramatów owocuje traumą, w wyniku której tak trudna jest dziś restytucja polskości w Polakach. Historyk Andrzej Nowak w swojej pracy "Westerplatte czy Jedwabne" wykazał wszak, do jakiego deficytu w obszarze narodowej tożsamości prowadzi przemilczanie czynów chwalebnych, przy jednoczesnym ustawicznym akcentowaniu momentów narodowej hańby. To uwaga bardzo na czasie w kontekście premiery najnowszego filmu Władysława Pasikowskiego.


• • •


Nie sposób prawidłowo odczytywać przeszłości i nie można budować satysfakcjonującej przyszłości, nie rozumiejąc, że wyłącznie moralne jednoznaczności pozwalają nam zachować przytomność umysłu w czasach, w których ludzie gnają za postępem i nowoczesnością tak szybko, że aż wiatr wysusza im mózgi. Niektórym naprawdę nic nie zostaje, żadna kropla wstydu.


Krzysztof Ligęza
www.myslozbrodnik.pl

Opublikowano w Krzysztof Ligęza
piątek, 09 listopad 2012 13:40

Ciasno pod narodową flagą


kumorAPiszę kolejny rok z rzędu, że obchody 11 listopada napawają mnie smutkiem. 11 listopada 1918 roku naszym pradziadkom udało się coś, co – wedle rozpiski mocarstw światowych – miało już nigdy się nie zdarzyć – podnieść Polskę z porozbiorowych popiołów – prawdziwą, niemarionetkową, z krwi i kości, niepodległą i swą wolność ciosającą orężem. Potrafiącą prowadzić realną politykę, gdy trzeba było, z pozycji siły.
Gdy to państwo porównać do dzisiejszej lebiody; kraju targanego interesami ościennymi, korporacyjnymi, w którym elity wstydzą się "zacofania" "moherów"; w którym korupcja rozrywa każdą publiczną złotówkę, a całkiem inteligentni Polacy bez żenady sprzedają obcym dusze – robi się przykro.
Jedyna nadzieja, że młode pokolenie, kierowane ręką Opatrzności, jednak przejrzy na oczy, dostrzeże wielką wartość we własnym niepodległym państwie; zacznie działać bez kompleksów. Jedyna nadzieja w tym, że narybek nowej elity zobaczy fiasko ponadnarodowych projektów i sięgnie do źródła tożsamości. Polska to piękny i zasobny kraj. Ale żaden kraj sam z siebie nie ma prawa do niepodległości. Prawo to mają ci, którzy na niepodległość są w stanie się wybić i ją obronić.
I dlatego dzisiaj patrząc na piękne defilady, trzeba przypominać, po co nam Polska.


•••


Marsz Niepodległości, który w roku ubiegłym przeszedł przez Warszawę, pokazał siłę polskiej jedności i tym samym dał do myślenia wrogom Polski.
Dlatego w tym roku podkręcono odpowiednio animozje, aby Polacy brali się za czuby. Okazuje się, że pod jedną narodową flagą młody Wildstein – Żyd – nie może iść wraz z działaczami ONR-u, Kukizowi nie podoba się w gronie popierających marsz Jan Kobylański. "Gazeta Polska" ze swej strony deklaruje przywiązanie do idei "krajowej" i urządza osobny "podpochód"...
Zanim jeszcze cokolwiek się udało; zanim cokolwiek się wydarzyło, co by mogło Polskę odwojować z rąk postkomunistyczno-czekistowskiej soldateski, Polacy już się pokłócili. Zresztą to samo jest tutaj na emigracji, co odczuwamy na każdym kroku, usiłując publikować jak najszerszą gamę polonijnych poglądów i opisywać towarzyszące im postawy. Niestety – i to jest najciekawsze – nikomu nie podoba się przedstawianie poglądów "drużyny przeciwnej"; każdy chciałby mieć wyłączność; każdy rozumie swoją rację jako prawo do zatkania ust racji przeciwnej.
Wiele razy podkreślałem, że zależy mi na silnej Polsce – silnej militarnie i gospodarczo; jedynie silny kraj pozwoli żyć Polakom, jak chcą – bez konieczności dopasowywania się do cudzych gustów i pracowania na cudze dzieci.
Owszem, Polska to projekt wykraczający ponad gromadę etnicznych Polaków, to idea szersza i głębsza, opasująca również narody słowiańskie byłej Rzeczpospolitej, ale w tej Polsce z pewnością jest też miejsce na zdecydowanych, "ostrych" narodowców.
Polska to Europa środka w swym najlepszym wydaniu, nie kłóćmy się o nią, zanim nie zaistnieje, bo do zrobienia jest bardzo wiele, a groźba zaprzepaszczenia – wielka.
Bo silna Polska to narodowy etniczny kraj o tej nazwie, ale też wielka środkowoeuropejska konfederacja państw narodowych być może również o podobnej nazwie. Europa środka była rozgrywana przez dwa mocarstwa, z prawa i z lewa, ale pokój europejski może być trwały jedynie wówczas, kiedy na tych terenach odrodzi się tradycyjna wspólnota narodów Rzeczpospolitej.
Powinni o tym pamiętać wszyscy ci, którym dzisiaj pod polską flagą jest za ciasno.
Panie, Panowie, Marsz Niepodległości zorganizowały środowiska narodowe (chwała im za to) i choć wielu Polaków nie do końca podziela ich poglądy, to jednak powinniśmy się z nimi zmieścić na wspólnej drodze do Polski. Polskie dąsy mogą mieć miejsce w prawdziwie polskim sejmie niepodległego państwa polskiego, a nie na ulicy kraju rozszarpywanego przez obce interesy.


•••

Romney czy Obama? A cóż to zmieni w naszej optyce?! Bo ja niespecjalnie widzę.


•••


Czasy się zmieniają, rośnie rola Kanady – po czym to poznać? No przede wszystkim po tym, że premier Harper zaczął wzorem "kierownictwa amerykańskiego" wozić ze sobą opancerzonego cadillaca. Zabrał samochód do Indii, najwyraźniej nie dowierzając tamtejszej produkcji motoryzacyjnej.
Kanada otwiera się na Indie, z którymi negocjujemy wolny handel – oczywiście z powodów polityczno-ideologicznych. Bo jakże mogłoby być inaczej w przypadku znoszenia barier celnych między krajem, w którym standardy pracy, ochrony środowiska praktycznie nie istnieją?


Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor

chojeckiW dzisiejszym oświadczeniu Jarosław Kaczyński stawia pytanie o kondycję polskiej demokracji. Uważam to za rażący błąd i udział w usypianiu społeczeństwa. Pytać to było można w latach dziewięćdziesiątych – i to tylko na początku. Od kilkunastu lat jasne jest, że żyjemy nie w demokracji, tylko w dekoracji ludowej!

Pozostawmy jednak na boku historię sprzed smoleńskiej zbrodni. Po 10 kwietnia 2010 dowiedzieliśmy się w sposób nie dający najmniejszych podstaw do dyskusji, że nie żyjemy w "demokratycznym państwie prawnym", jak mami nas Konstytucja.
W obecnej sytuacji stwarzanie wrażenia, że III RP jest normalnym, demokratycznym państwem, jest jednym z najważniejszych zadań bandy trzymającej władzę. Oczekuję od przywódcy największej partii opozycyjnej i jednocześnie lidera całej opozycji, by jasno opisywał sytuację i nie potęgował zamieszania, które promuje reżimowa propaganda.
Jeśli politycznego przywódcę obozu patriotycznego stać w obecnej sytuacji jedynie na stawianie pytań o "kondycję polskiej demokracji" i składanie kolejnych projektów ustaw, które i tak nie mają szans na realizację, to w mojej ocenie opozycja nie ma żadnego pomysłu na przejęcie władzy i staje się wygodną dla BTW dekoracją ukrywającą prawdziwy stan rzeczy.


PS Gdzie dziś są ci, którzy wieszczyli rychły koniec PO po sondażowych zagrywkach sprzed paru tygodni? Gdzie są dziś klakierzy "rządu fachowców" po deklaracji prof. Glińskiego w RMF FM, że "nie podpisuje się pod tezą o zamachu w Smoleńsku"?


Paweł Chojecki
http://naszeblogi.pl

Opublikowano w Teksty
piątek, 09 listopad 2012 12:38

Auxilia i impedimenta

michalkiewiczBogu bym Waszą Książęcą Mość polecił, gdyby nie to, że Wasza Książęca Mość diabelskie auxilia nad boskie przedkładasz – pisał pan Andrzej Kmicic w zakończeniu swego listu do księcia Bogusława Radziwiłła. Czy to boskie, czy diabelskie – trudno zgadnąć – ale niewątpliwie z jakichś auxiliów musi korzystać rząd pana premiera Tuska, skoro – co prawda z coraz większym trudem, niemniej jednak – udaje mu się przetrwać nawałnicę afer. Przypomnijmy tylko te ostatnie: afera taśmowa, dwie, a właściwie trzy afery trumienne, afera parasolowo-stadionowa, no i najcięższa – afera trotylowa. Ta ostatnia zwłaszcza poważnie zachwiała fundamentami III Rzeczypospolitej, ale stało się to tuż przed wyborami w Stanach Zjednoczonych, na które z niebywałą skwapliwością rzucili się funkcjonariusze w niezależnych mediach głównego nurtu, roztaczając przez tubylczą opinią publiczną niebywałe uroki demokracji. 
Właśnie zwycięstwo demokracji było głównym motywem przesłania kierowanego w stronę mniej wartościowego narodu tubylczego – że oto jak to pięknie, kiedy wreszcie prezydent Barack Husejn Obama znowu został prezydentem, a Mitt Romney pogratulował mu zwycięstwa. Od razu pojawiły się retoryczne pytania, czy taki na przykład Jarosław Kaczyński też pogratulowałby zwycięstwa, dajmy na to, Bronisławowi Komorowskiemu – z czego nietrudno wyciągnąć wniosek, iż nie tylko funkcjonariusze, ale i oficerowie prowadzący woleliby takiego przywódcę opozycji, co by swoim przeciwnikom tylko gratulował i gratulował.
Ciekawe, że jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, że takie gratulacje to kpina w żywe oczy z wyborców – boć przecież Mitt Romney przekonał ładnych parę milionów ludzi, że ten cały Obama to kretyn i szkodnik, a z kolei Barack Obama przekonał jeszcze więcej wyborców, że ten cały Romney to bałwan, który o polityce, zwłaszcza zagranicznej, nie ma najmniejszego pojęcia. Cóż w takiej sytuacji mogą oznaczać te gratulacje, jeśli nie kpinę z przekonanych? Gdyby Romney na wieść o zwycięstwie prezydenta Obamy rozdarł szaty i posypał głowę popiołem, to rozumiem, to wszystko byłoby w porządku, bo jużci – cóż dobrego może spotkać kraj pod rządami takiego prezydenta? Jeśli jednak otrzepuje rączki i gratuluje, to tym samym potwierdza, że niczego, co wcześniej mówił, nie wolno traktować serio. Najwyraźniej i funkcjonariusze czują fałszywość tej sytuacji, dlatego z lubością nasładzają się zwycięstwem demokracji.


Tak czy owak, jednak amerykańskie wybory przyniosły premieru Tusku trochę dystrakcji, bo co tu ukrywać – nie tylko on, ale i ważniejsze od niego tuzy przeżyły pięć minut strachu. Rzecz w tym, że po to przecież trójce klasowej w osobach premiera Tuska, oraz panów Grasia i Arabskiego polecono zdecydować o zastosowaniu konwencji chicagowskiej, żeby wszystkie dowody rzeczowe pozostały w Rosji i w ten sposób żadna tubylcza, ani nawet zagraniczna Schwein nie będzie miała do nich dostępu. Z jednej strony, to sprytne, ale z drugiej – ruscy szachiści mogą teraz udowodnić każdą hipotezę, z hipotezą zamachu włącznie, kiedy tylko dojdą do wniosku, że opłaca im się wysadzić w powietrze nie tylko premiera Tuska, ale również – bezpieczniacką watahę i dokonać przegrupowania na tubylczej scenie politycznej. I kiedy w "Rzeczpospolitej pojawiły się doniesienia o trotylu znalezionym we wraku, wielu dygnitarzy musiało sobie pomyśleć, że oto czarna godzina nadeszła i "żegnajcie mi na zawsze chłopcy i dziewczęta, żegnajcie druhowie i ty, miłości ma!".


Warto zwrócić uwagę, że nawet, kiedy przyszło opamiętanie i pan pułkownik Szeląg z prokuratury wojskowej, ale po cywilnemu, żeby nie kalać munduru, dawał pierwszy odpór, to nie tylko nie wykluczał możliwości śladów trotylu, które do wraku mogły przedostać się z prastarej ziemi smoleńskiej, kryjącej wszak w sobie "całą tablicę Mendelejewa", ale nawet nie wykluczał możliwości ich potwierdzenia po przebadaniu "kilkuset próbek". Te próbki oczywiście znajdują się w Rosji, co pośrednio już później potwierdził pan Prokurator Generalny, oświadczając z mocą wielką, że "chcemy", by te próbki trafiły do Polski w listopadzie lub na początku grudnia.


Obawiam się jednak, że pan prokurator Seremet nadal będzie "chciał" powrotu tych próbek jeszcze na początku stycznia, a kto wie, czy również nie w maju i później. Czyż nie "chcemy" powrotu do Polski czarnych skrzynek i wraku? Jasne, że "chcemy" – ale im bardziej "chcemy", tym bardziej ich w Polsce nie ma. Cóż dopiero, kiedy w Ameryce Barack Obama został prezydentem na kolejne cztery lata? Rosyjska prasa przyjęła jego zwycięstwo z nieukrywaną radością i satysfakcją, do której Rosjanie zapewne mają ważne powody – ale w takim razie nasz nieszczęśliwy kraj będzie skazany na "chcenie" nie tylko w tej, ale również we wszystkich innych sprawach. Rzecz w tym, że z polskiego punktu widzenia ekipa prezydenta Obamy była dotychczas najgorsza od czasów Franklina Delano Roosevelta, który w Jałcie podarował nas Józefowi Stalinowi. Radość, jaka zapanowała w Rosji po jego ponownym wyborze pokazuje, że możemy się pocieszać już tylko zwycięstwem demokracji.


Więc kiedy minął pierwszy, paraliżujący strach, że oto ruscy szachiści uruchomili detonator, metoda odporu się zradykalizowała. Już nie było mowy o niewypałach, jakich nieprzebrane mnóstwo kryje prastara ziemia smoleńska, ani słowa o "tablicy Mendelejewa" i w ogóle. Idziemy w zaparte, a kto nie wierzy, ten "podpala państwo". Mobilizacja była pełna, czego żywym dowodem był widok mumii Tadeusza Mazowieckiego, który dał wyraz żarliwej wierze w dementi prokuratury. Ta wiara Tadeusza Mazowieckiego w prawdomówność prokuratury świadczy, że mimo wszelkich transformacji ustrojowych, ciągłość jest u nas większa, niż się może wydawać; Tadeusz Mazowiecki zawsze wierzył prokuraturze i kiedy na przykład oskarżyła ona biskupa Czesława Kaczmarka, że był "agentem Watykanu", a za jego pośrednictwem – "imperializmu", to nie tylko od razu uwierzył, ale nawet pryncypialnie zgromił w ówczesnych niezależnych mediach.


Na tym właśnie polega słynna "postawa służebna", która chyba tylko przez czyjeś karygodne niedopatrzenie nie dostała się do Kamasutry – ale co się odwlecze, to nie uciecze! Mało tego! Właściciel "Rzeczpospolitej", pan Hajdarowicz, powyrzucał z redakcji nie tylko autora trotylowych rewelacji, pana redaktora Cezarego Gmyza, ale również red. Bartosza Marczuka, red. Mariusza Staniszewskiego i redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego. Widać było, że wszyscy nie tylko ochłonęli z pierwszego przerażenia, ale że pałają pragnieniem zemsty: "za strach, za smak upokorzenia zapłaci czelna mu hołota i będzie odtąd gnić w więzieniach, aż z niej zostanie kupa błota!" – rozmarzał się Towarzysz Szmaciak.
A tymczasem na mieście trwają przygotowania do – jakżeby inaczej! – Marszu Niepodległości. Miał on być manifestacją jedności, ale pojawiły się komplikacje. Najpierw przywódcy usunęli z Honorowego Komitetu Janusza Korwin-Mikkego.
Tymczasem doszlusował tam pan Paweł Kukiz, który ogromnie przejął się zignorowaniem obywatelskiej inicjatywy wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, i pan red. Tomasz Sakiewicz z "Gazety Polskiej", deklarując, że wprawdzie będzie maszerował razem, niemniej jednak osobno, żeby nie padło na niego jakieś podejrzenie.


Początkowo nie wiadomo było, o jakie podejrzenie chodzi, ale wszystko wyjaśniło się za sprawą "Gazety Wyborczej" niezwykle szczwanej w leninowskich sposobach realizowania "organizatorskiej funkcji prasy". Okazało się bowiem, że w Komitecie zasiada również pan Jan Kobylański, którego żydowska gazeta dla Polaków wyjątkowo nienawidzi – no i właśnie podniosła niebywały klangor.
Na widok takiej poważnej zastawki dzielny pan Paweł Kukiz natychmiast podkulił pod siebie ogon i z Komitetu zrejterował, zaś pan red. Sakiewicz zachował się trochę powściągliwiej, bo tylko swój udział w Komitecie "zawiesił". Jak to śpiewał Jacek Kaczmarski? "Szlachta dzika sympatie zmienia wraz z nastrojem raz po raz. Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka. To raczej wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse".
Więc kiedy okazało się, że przy pomocy takich prostych impedimentów można dokonywać selekcji kadrowej obozu niepodległościowego, obóz zdrady i zaprzaństwa postanowił 9 listopada, tuż przed świętem niepodległości, przeprowadzić w Sejmie debatę nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikowania tzw. paktu fiskalnego, na podstawie którego władze Unii Europejskiej amputują krajom członkowskim kolejny kawał suwerenności państwowej, tym razem w dziedzinie finansów publicznych. Ponieważ premier Tusk w marcu br. ten pakt podpisał, więc jest bardzo prawdopodobne, iż ustawa przejdzie, a prezydent Komorowski pakt ratyfikuje. I nie przeszkodzi mu to wcale w poprowadzeniu 11 listopada ulicami stolicy marszu pod hasłem "Razem dla Niepodległej" – co jest najlepszym dowodem, iż w opinii zarówno Naszej Złotej Pani Anieli i zimnego rosyjskiego czekisty Włodzimierza Putina, takie marsze zamiast niepodległości nikomu nie szkodzą.

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

kumorAKiedy człowiek urodził się i wychował w kraju prowokacji, czyli w komunizmie, zdaje sobie sprawę, czym jest spontaniczność sterowana; wie, że scenariusze przygotowuje się na każdą ewentualność.

Czy wykrycie śladów trotylu we wraku prezydenckiego tupolewa to kolejne rozdanie w grze "dużego pałacu" (wpływów rosyjskich) z "małym" (wpływami niemieckimi czy amerykańskimi)?
Niewykluczone.
1. Dlaczego trotyl?! Gdyby to mieli być Rosjanie, to wcześniej w Samarze oni właśnie remontowali samolot; gdyby to oni chcieli go strącić, mogli to zrobić na 20 różnych trudno wykrywalnych sposobów, poczynając od urządzeń nawigacyjnych po detonatory w zbiornikach paliwa. Jak wiemy, do strącenia bombą samolotu pasażerskiego wystarcza czasem kropla. Minowanie tupolewa trotylem to jakaś farsa, no chyba że autor katastrofy jest wielkim oryginałem i chce się pod swym dziełem podpisać.
2. Dlaczego dzisiaj? Dlaczego przez tyle lat nikt tych śladów nie zbadał – nawet po amatorsku? Za pomocą niezbyt skomplikowanej aparatury i kilku dolarowych stówek otwierających bramy do złomu po tupolewie można było sprawę sprawdzić.
A zatem...


•••


Rozważanie przyczyn zjawisk politycznych przypomina próbę opisania życia ryb na podstawie kilku sesji wędkowania. – Mamy na ten temat niewiele prawdziwych informacji, a te, którymi dysponujemy, w wielu wypadkach są rezultatem różnych wrzutek i kłamstw.
Wszystko więc, co możemy zrobić, to pogawędzić sobie trochę o tym, co nam się w głowie układa; ot, poszeregować "wędkarskie" obserwacje.
Idźmy po kolei...


Nie jest wykluczone, że w obliczu słabnącego znaczenia i malejącego potencjału militarnego USA, Żydzi zdecydują się na wojnę na Bliskim Wschodzie.
Jest to dla nich samych dość ryzykowne przedsięwzięcie. Dlatego by zmniejszyć ryzyko, Tel Awiw usiłował "okrążyć" Iran, zmniejszając siłę wsparcia tradycyjnych sojuszników Iranu – Rosji i Chin. Między innymi w tym celu USA "resetowały" stosunki z Moskwą, zaś prezydent Izraela zapewniał prezydenta Putina o dozgonnej wdzięczności dla Armii Czerwonej za "wyzwolenie" i wsparciu medialnym rosyjskiej wersji polityki historycznej, wedle której AC – "wyzwoliła Europę", a nie – jak pamięta się w Polsce – przyniosła gwałty, mordy i nową okupację.
Mimo tych prorosyjskich gestów Rosja nie chce jednak jeść Żydom i Ameryce z ręki – wspiera reżim syryjski i śle uzbrojenie dla Iranu. Kreml gra własną grę. Ta "niesforność" powoli wyczerpuje cierpliwość na Zachodzie, a zwłaszcza u polityków kieszonkowego mocarstwa. Stąd i potrzeba stworzenia punktów zaczepienia, które można wykorzystać przeciwko Rosji.
Wróćmy do Polski, gdzie opcja prożydowska, choć rzadko publicznie artykułowana, zawsze miała silne poparcie większości rządzących elit, od Kwaśniewskiego po śp. Lecha Kaczyńskiego. Ten ostatni podczas wizyty w Izraelu, przemawiając na zamkniętym spotkaniu do byłych żołnierzy Andersa (czytaj "palestyńskich" dezerterów od Andersa), powiedział:


– Niezależnie od tego, czy będzie panował pokój, czy będą leciały rakiety. My w Polsce na ogół szczególnie strachliwi nie jesteśmy. A więc dlatego, żeby pokazać, że nam na stosunkach z Izraelem, na sojuszu, zależy w sposób szczególny.
– Armia polska jest obecna w Iraku w dużym stopniu ze względu na nasze związki z waszym państwem. Nasza armia jest obecna, ale będzie w większej liczbie obecna, w Libanie, z tych samych względów. Nasze odpowiednie służby współpracują na licznych odcinkach z waszymi, też ze względu na to, o czym przed chwilą mówiłem.
Tak jest i mogę państwa zapewnić, że chociaż rządy w Polsce się zmieniają, jak w każdym demokratycznym państwie, raz jedni wygrywają, a raz drudzy, ostatnio wygraliśmy my, ale nie jest wykluczone, że w przyszłości wygra ktoś inny – nie chcielibyśmy tego, oczywiście (śmiech), nie można tego wykluczyć, to polityka wobec Izraela się nie zmieni.


Kontynuatorem tej wizji sojuszu nowej Polski z Ameryką i Izraelem ("Żydzi rządzą Ameryką, a więc dzięki sojuszowi z nimi uzyskamy amerykańskie gwarancje") jest Jarosław Kaczyński. Dlatego m.in. w pismach kojarzonych z PiS-em, typu "Gazeta Polska" czy "Nowe Państwo", nie uświadczysz krytyki Izraela, nie przeczytasz sensownych tekstów geopolitycznych o gasnących Stanach Zjednoczonych.
A więc – wracając do sprawy smoleńskiej – konglomerat interesów silnie obecnych w Polsce stawia w tym momencie na Jarosława i jego drużynę; dlatego nagle zaczęły się poprawiać słupki oficjalnych sondaży i niewykluczone, że na fali antyrosyjskiego zamachowego uniesienia patriotycznego uda się podnieść PiS do władzy.
Być może właśnie po to, by Polacy gładko przełknęli kryzys, a Polska stanęła ramię w ramię z Izraelem "w tym, szczególnym sojuszu".
W powyższym "rozwinięciu" teoria trotylowego zamachu dokonanego na terytorium Rosji przez "wiadomo kogo", może zostać korzystnie wykorzystana.
Wspomniany konglomerat dałby nam na jakiś czas rozwinąć stare proporce, byśmy się łudzili, że w tej wojnie umierać będziemy we własnej sprawie...


Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 02 listopad 2012 15:26

"Dokąd Polsko?" (1)


aby mierzyć drogę przyszłą
trzeba wiedzieć skąd się wyszło
C.K. Norwid


To tytuł książki p. prof. Włodzimierza Bojarskiego. A podtytuł brzmi – Wobec globalizacji i integracji europejskiej. Książka została wydana w r. 2002, jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE. Ale nic nie straciła na aktualności. Wręcz odwrotnie, dzisiaj już gołym okiem widać, że analizy, opinie i prognozy pana profesora spełniły się i to aż nadto.
Od wydania tej książki upłynęło dokładnie 10 lat.


Najlepiej będzie, jeśli każdy z nas przeczyta tę książkę oraz zapozna się z podaną w niej bibliografią. W Internecie można znaleźć wiele tekstów i wystąpień prof. Bojarskiego. Wyszła jeszcze w 2006 r. książka profesora pt. "O przyszłość Polski. Problemy i wyzwania XXI wieku", która jest kontynuacją i rozwinięciem strategicznym myśli zawartych w poprzednich publikacjach z uwzględnieniem szerokiego kontekstu historycznego i europejskiego. Nakładem Klubu Inteligencji Polskiej ukazała się kolejna bardzo cenna praca prof. Włodzimierza Bojarskiego pt. "Jak było i jak jest naprawdę. CO ROBIĆ?", z podtytułem: "Refleksje dotyczące przemian lat 1979–2009". Niestety, nie znam tych książek jeszcze. Książkę "Dokąd Polsko?" zupełnie przypadkiem znalazłem na stoisku przygotowanym przez "Dom Kopernika" na tegorocznym Polskim Festiwalu na Roncesvalles i dzięki temu mogę ją tutaj w wielkim skrócie przedstawić, oczywiście tym, którzy tak jak ja nie znają jeszcze tej książki.
Przytoczę obszerne fragmenty z tej książki. Ale oczywiście będzie to tylko skromny obraz tego, co ona zawiera. Mam jednak nadzieję, że to wystarczy, aby zachęcić do lektury tej książki i do zapoznania się z przemyśleniami pana profesora na temat tego, co dzieje się w Polsce, co się dzieje z Polską i co się dzieje wokół Polski oraz do podjęcia odpowiedzialności za to, żeby Polska nie zginęła. Bo chociaż losy Polski zależą i od UE, i od Rosji Putina, i od "demokratycznie wybranych władz" w Polsce, i od działań partii politycznych, to oprócz tego zależą jeszcze ciągle od narodu i od woli Miłosiernego Boga, Ojca narodów.
Popatrzmy, czego my dokonaliśmy przez te 10 lat od czasu wydania tej książki i co oni zrobili z Polską przez te 10 lat. A rządy ich się jeszcze nie skończyły, więc możemy tylko oczekiwać jeszcze większego spustoszenia, o ile my im na to pozwolimy.


• • •


Pierwszy rozdział tej książki nosi tytuł "Globalizm".
"Trudno zrozumieć dzisiejszy świat, a nawet naszą polską historię i współczesność, powtarzając tylko bliskie nam stwierdzenia o katolickich korzeniach Europy. Do tradycji europejskich należy bowiem również podległość feudalna oraz zaprzeczające chrześcijaństwu niewolnictwo i kolonializm imperialny."
"Polska nigdy nie uczestniczyła w tym obłędzie imperializmu i dlatego ten nurt europejski wydaje się nam odległy, mniej ważny i jest mało znany. Ale przecież to także i my byliśmy parokrotnie w niewoli tych agresywnych sąsiednich państw imperialnych.
Nie tylko zresztą my, ale ponad pół świata!
To trzeba pamiętać i przypominać, choćby w największym skrócie i uproszczeniu."
"Cała prawie Europa Zachodnia rozwijała się i bogaciła przez wieki kosztem wyzysku kolonialnego."
"Carska imperialna Rosja parła nie tylko na Polskę, Finlandię, Turcję i Bałkany.
W XVIII i XIX wieku opanowała i skolonizowała stopniowo niezmierzone obszary Azji Północnej i Środkowej."
"Kolonializm był światowym systemem zniewolenia i wyzysku, degradacji rodzimych kultur, powstrzymania naturalnego rozwoju całych kontynentów. Dostarczał nowych środków technicznych i organizacyjnych trudnych do zasymilowania, powodujących destrukcję społeczną. Utrzymywał setki milionów ludzi w stagnacji i nędzy, czemu towarzyszył analfabetyzm i głód.
Ta spuścizna pozostała i trwać będzie przez pokolenia."
"Globalizm jest rezultatem świadomej polityki i działań podejmowanych w większości dla realizacji partykularnych interesów wąskiej grupy oligarchów światowych, kosztem wolności i warunków życia najszerszych rzesz ludzkości.
Reklamowane znoszenie barier i ograniczeń państwowych, na ogół dobrze służących ochronie krajowych interesów i rodzimych kultur, jest wykorzystywane przez potentatów zagranicznych dla wyzysku i zniewolenia, a nie dla dwustronnie korzystnych programów rozwoju słabszych gospodarczo rejonów świata."


"Z dzisiejszej perspektywy wielkiego kapitału, tradycyjny system kolonialny czy okupacyjny miał szereg wad i był stosunkowo mało efektywny. Wymagał on utrzymywania kosztownych oddziałów wojskowych i policyjnych, drogiej i mało efektywnej administracji kolonialnej, znacznych środków propagandowych i nie wyzwalał wszystkich możliwych korzyści.
Co gorsza – był zbyt czytelny dla wyzyskiwanych narodów.
Dziś groziłoby to wybuchami sprzeciwu społecznego i politycznego, niestabilnością warunków i nadmiernym ryzykiem gospodarczej eksploatacji.
Światowym kapitalistom potrzebny jest system wyzysku bardziej efektywny, tańszy i bardziej zafałszowany, aby nie budził większych sprzeciwów.
Taki system, nowy kolonializm lub neokolonializm, już istnieje i rozwija się."
I tak, krok po kroku, prof. Bojarski obnaża nam prawdę o otaczającej nas rzeczywistości.
"Ten system rosnących nierówności i wyzysku stanowi niewątpliwie odwrotną stronę medalu głośno reklamowanego rzekomo nieuchronnego i postępowego globalizmu.


Ale globalizm oparty na niesprawiedliwości i krzywdzie dziesiątków państw i miliardów ludzi nie ma przyszłości i musi upaść.
Czy uda się tego dokonać drogą pokojową – Pan Bóg to wie. Trzeba o to zabiegać i o to się modlić."
"W jaki sposób bronić się i dążyć do ograniczenia wyzysku neokolonialnego?
Pierwszym krokiem jest zrozumienie tego systemu i jego mechanizmów, a dalej – wyłonienie rządu narodowego, broniącego narodowego interesu.
W tym samym duchu powinni działać krajowi przedsiębiorcy, władze samorządowe, wszystkie instytucje publiczne. Konieczna jest solidarność wyzyskiwanych środowisk i narodów oraz międzynarodowa koalicja takich państw."
"Jak wykazano (W. Bojarski: »Efektywność systemowa przedsięwzięć gospodarczych«, Warszawa 2001), w dzisiejszych czasach każdy kraj, biedny i zacofany, ale suwerenny, zwolniony z obcych zależności, wyzysku i długów, ma szanse, przy niewielkiej autentycznej pomocy bogatych, wypracować i realizować własny program swojego rozwoju, zgodnego z własną kulturą, zasobami i oczekiwaniami narodu."


• • •


Pamiętajmy, że te wszystkie uwagi sformułowane zostały jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE. Książka ukazała się w r. 2002.
Następny rozdział tej książki nosi tytuł "Europa".
"W organach UE i jej poczynaniach dominuje antychrześcijański i antynarodowy duch masoński, kapitalistyczny i kolonialny. Zresztą od początku przy budowie tych struktur nie było mowy o żadnych korzeniach czy wartościach chrześcijańskich, ale o »zastąpieniu odwiecznej rywalizacji połączeniem podstawowych interesów«."
"W 2000 r. podczas nowego historycznego zjazdu gnieźnieńskiego pięciu prezydentów państw europejskich, prezydent Niemiec Johannes Rau stwierdził: »W Europie już prawie żaden kraj nie jest zwolennikiem chrześcijańskiego modelu człowieka. Dlatego też potrzebujemy własnej nowej Europy, nad którą nie ma już żadnego kościelnego parasola«. Stwierdził, że trzeba wytworzyć »nowe wartości europejskie«, takie jak tolerancja, wolność, demokracja i prawa człowieka.
W ten sposób wskazany został kanon nowej ateistyczno-kosmopolitycznej, ideologicznej i despotycznej antyreligii.
W praktyce oznacza ona wolność dla chciwości, zakłamania, manipulacji społecznej, zdziczenia seksualnego i wszelkiej demoralizacji, do wykpiwania i napiętnowania wartości moralnych, narodowych i religijnych.
Praktyka ostatnich lat coraz wyraźniej pokazuje, czym będą »nowe prawa człowieka«.
Z wielkich i pięknych praw człowieka, opartych na wartościach chrześcijańskich, pozostało niewiele. Propaguje się natomiast antywartości: aborcję, małżeństwa homoseksualne, wolne związki i rozwody, eutanazję, legalizację słabych, a później wszelkich narkotyków, manipulacje embrionalne i klonowanie człowieka, samowolę i deprawację dzieci, kontrolowanie przez nich rodziców i nauczycieli."
"Aby się temu wszystkiemu zbytnio nie dziwić, trzeba pamiętać o czterech głównych nurtach czy rodowodach dzisiejszej cywilizacji zachodniej.
Najstarszym jest spuścizna wielkiej kultury antycznej starożytnej Grecji i Rzymu, a w niej podstawowe pojęcia prawdy, dobra i piękna, przyjaźni i wierności, pojęcia obywatelstwa, cnót obywatelskich i republiki, pojęcia ładu, obyczaju i prawa.
Do tego dochodzi starożytna filozofia i religia, wprawdzie pogańska, ale nie bezbożna.
Na tych wartościach antycznych budowało chrześcijaństwo, oczyszczając i niezwykle ubogacając kulturę antyczną o prawdziwe wartości duchowe, rozwijało coraz szerszą oświatę, naukę, kulturę, budownictwo, państwo stanowe i wspólnotę państw chrześcijańskich.
To drugi, podstawowy nurt cywilizacji europejskiej.
Trzeci nurt kształtował się powoli, w opozycji do drugiego, a niekiedy i pierwszego (…). To ten nurt przygotował i zwyciężył w wielkiej rewolucji francuskiej i od tego czasu inspiruje i wspiera rewolucje w wielu krajach świata.
Już w okresie rewolucji francuskiej rozważał możliwość wytrucia gazem, w imię wolności i równości człowieka, całej prowincji Wandei broniącej wiary religijnej. Ostatecznie, z braku gazu, rozprawił się wówczas z przeciwnikami po staremu, ogniem i mieczem.
Dziś jednak stosuje już nowoczesne środki.
Czwarty rodowód krajów UE stanowi, związana głównie z protestantyzmem, tradycja kolonialna państw zachodnich i ich nowsze doświadczenia neokolonializmu."


Emanuel Czyżo
Toronto

Opublikowano w Teksty
piątek, 02 listopad 2012 15:12

Biskupi a polskość

chojeckiJan Pospieszalski drwi dziś z kard. Nycza i na koniec stawia pytanie: "Nie mogę tylko pojąć, dlaczego teraz Kardynał przerywa milczenie?". Nie wierzę, że nie zna na nie odpowiedzi. Ale udzielenie jej wprost, wywraca do góry nogami cały gmach prawicowej wizji polskości. Nasza opozycja jest więc w sytuacji bez wyjścia i miota się w kręgu ironii i aluzji.


Dotychczas obowiązywał model, że katolicyzm jest ostoją polskości, a wsparcie biskupów jest niezbędne w każdym patriotycznym projekcie. Dla człowieka patrzącego chłodno na historię ostatnich kilkuset lat, ten filar myślenia polskich patriotów nie ma mocnego poparcia w faktach. Upadek państwa polskiego skorelowany był ze zdradziecką działalnością polskich biskupów i magnatów. Gdy 17 kwietnia roku 1794 powstańcy kościuszkowscy zdobyli ambasadę Rosji, oniemieli, odkrywając listę zdrajców. Prymas Poniatowski popełnił samobójstwo, a kilku biskupów powieszono. Wtedy Polacy nie zamykali jeszcze oczu na fakty. Historia naszych późniejszych zrywów narodowych niezmiennie była połączona z rozczarowaniem, jakie spotykało patriotów ze strony Rzymu. Jeszcze podczas I wojny światowej Roman Dmowski usłyszał w kurii rzymskiej: "Polska niepodległa? Ależ to marzenie, to cel nieziszczalny...".


O czasach nam bliższych Sławomir Cenckiewicz tak niedawno napisał: "...(Watykan) stanął przed dramatycznym wyborem: jeśli uroczyście potępi ideologię komunizmu, to tym samym pogrzebie ekumeniczny charakter soboru, bo zbojkotują go prawosławni, jeśli zaś zrezygnuje z anatemy i przymknie oko na prześladowanie Kościoła pod rządami bolszewików, to zdradzi swoich wiernych, ale kontrolowani przez Moskwę prawosławni przystąpią do dialogu i wyślą na sobór swoich obserwatorów". "Uważam Rze – Historia" nr 3 ("Sobór w cieniu Kremla").
Co na SW II wybrali purpuraci, wiemy.


Dlaczego więc dziś dziwimy się postawie naszych biskupów? Przecież to dzieci tego soboru i nominaci popierających go papieży!
By uzmysłowić psychologiczną zależność stojącą za ślepotą Polaków na prawdziwe zagrożenia, sięgnę do dwóch przykładów. W roku 1939, a szczególnie po pakcie Ribbentrop-Mołotow, było oczywiste, że szykuje się nowy rozbiór Polski. Ale nasza patriotyczna elita przygotowała się tylko do odparcia zagrożenia z Zachodu i nawet w obliczu sowieckiej agresji nie wypowiedziała Stalinowi wojny. Dlaczego? Bo przyjęcie do wiadomości prawdy oznaczało katastrofę, a my woleliśmy karmić się fałszywą nadzieją. Inne horrendum – po wkroczeniu Sowietów na ziemie polskie w 1944 roku miał miejsce wielokrotnie ćwiczony teatr "rozmów podziemia z Sowietami". Nabierali się nań zarówno dowódcy najwyższego szczebla, jak i poszczególne oddziały partyzanckie. Wynik był za każdym razem identyczny, ale kolejni nasi oficerowie i politycy połykali haczyk. Dlaczego? Jak ujął to przed śmiercią serialowy ("Czas honoru") major Krawiec: dali nam to, w co chcieliśmy uwierzyć (cytuję z pamięci).


Czy polscy patrioci dalej będą z "opadem szczeny" obserwować kolejne przejawy zaprzaństwa swoich biskupów i zadawać bezradne pytania w rodzaju: "Nie mogę tylko pojąć, dlaczego teraz Kardynał przerywa milczenie", czy też po męsku ocenia sytuację? A jest ona dziecinnie prosta – biskupi, jak przystało na elitę słabego narodu, orientują się na silniejszego. Gdy zaprosili ich komisarze z Brukseli przed euroreferendum, gremialnie zaczęli wychwalać nam zalety bezbożnej Unii. Gdy główny komisarz Moskwy tupnął nogą, pobożne zaapelowali, "oby każdy Polak w każdym Rosjaninie i każdy Rosjanin w każdym Polaku widział przyjaciela i brata", doskonale wiedząc, że wchodzą w alians z winowajcami Smoleńska i następcami morderców z Katynia. Być może część hierarchów nie robi tego ze strachu czy osobistego interesu. Może wierzą wzorem konfederatów targowickich, że polskość można uratować tylko w sojuszu z Rosją. Być może dla części miraż katolicyzacji Rosji jest większą wartością niż wierność Polsce. Nie ma to dla nas większego znaczenia – polscy biskupi już wybrali suwerena, pytanie teraz, co wybiorą polscy patrioci?


Paweł Chojecki


Więcej o tych trudnych i przemilczanych sprawach w aktualnym numerze
"idź POD PRĄD"

Opublikowano w Teksty

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.