farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

czwartek, 08 listopad 2018 18:11

Czy to już zdrada narodowa?

Napisane przez

ostojanPo roku 2015. Polska przyspieszyła rozwój gospodarczy. Rozwijała się też zupełnie ładnie poprzednio mimo różnych hamulców i błędów. Ale od trzech lat postęp nabrał tempa godnego pozazdroszczenia, a nawet budzącego zdecydowanie negatywne (!) emocje. 

        Mamy licznych przyjaciół, ale też i wrogów, maskujących nieżyczliwy do nas stosunek bowiem nasz sukces całkiem widocznie, nie jest im na rękę. 

        Mowa tu o państwach. To są fakty. Nieoczekiwana i niechciana dla nich konkurencja.

        Zdziwienie jednak i zaskoczenie musi budzić duża liczba rodaków, których dobra sytuacja kraju zewnątrz i na zewnątrz nie cieszy. Czy to wrodzone, wyssany z mlekiem matki malkontenctwo? O ile Kanadyjczycy na ogół chwalą lub milczą, o tyle Polacy krytykują, a słowa pochwały trudno (jeśli w ogóle) przechodzą mi przez gardło. Taka ich postawa. Kompleksy? To nie wszystko, bo niestety są także rodacy, którzy obecnych władz wręcz nienawidzą! Polska pod aktualnymi rządami to właściwie nie ich Ojczyzna! Przy tym ci opozycjoniści głośno deklarują się jako demokraci. A ich warcholska działalności wynika jedynie ze „szczerych” chęci, tej demokracji obrony. To ci wygibasy! 

        Brak tu logiki, bo rządząca koalicja PiS wybrana została z zachowaniem wszelkich demokratycznych zasad i rządzi na podstawie społecznego (większościowego) mandatu. Temu zaprzeczyć nie można. 

        Poprzednio rządzący przez 8 lat – okres chyba dostatecznie długi żeby się wykazać – nie znaleźli poparcia u wyborców i musieli oddać władzę. To był niespodziewany i przykry dla nich szok, bo przecież sam idol poprzednio rządzących, Donald Tusk, zapewniał że nie mają z kim przegrać! „W słowach tylko chęć widzim, a w działaniu potęgę...” A słów bez pokrycia były premier umie wypowiadać wiele. Złotousty bajarz. Obiecywacz. 

        Już na drugi dzień po ogłoszeniu, że naród im powiedział „wystarczy, dziękujemy” – zaczęła się histeryczna kampania mająca przedstawić wyniki wyborów, jako tragiczną (!) nieoczekiwaną, nie do uwierzenia pomyłkę. Ówczesna premier Kopacz krzyczała, że zwycięstwo PiS-u to... kłamstwo!!! Należałoby zapytać, w jakim sensie? Wyborców Wszak oszukano, ale już, już się o tym przekonają.

        Niestety dla histeryków, po 3 latach tej pomyłki wyborcy sprostować nie chcą. A PiS rośnie w siłę i obywatelom żyje się dostatniej. Partia Jarosława Kaczyńskiego ma znaczącą przewagę procentowego poparcia nad PO odeszłego (czy na pewno?) Tuska i jego przyjaciela Schetyny. To pokazują badania opinii publicznej, a potwierdziły niezbicie wyniki ostatnich wyborów. Fakt. 

        No i gdzie ta pomyłka, gdzie to kłamstwo? Większość stale się myli, a rację ma jaśnieoświecona samouwielbiająca się mniejszość. Oczywiście z własnego nadania. Bo tylko my tego godni! It doesn’t work this way. Nie w demokracji. Dymitrij Samozwańce? 

        Czy w tej jasnej, jednoznacznej sytuacji nie należałoby zastanowić się totalniacy nad tym, że widocznie coś robiliście i robicie źle, nie tak, i pomyśleć co poprawić? Ogłosić to ludowi pracującemu miast i wsi? 

        Idiotyczne pokrzykiwania, że PiS gubi Polska tylko podrywają wiarygodność waszych słów – bo przecież, jaki koń jest…

        W demokracji nie trzeba wiele. Po prostu trzeba wygrać wybory. Krzyki i szczucie na siebie rodaków, tego nie zastępują. Nie zastąpią. Mniejszość rządzi tylko w reżimach – bo oni po prostu wiedzą lepiej. Według jakiej oceny? Takiej, jak i wy stosujecie? 

        Zasada, że cel uświęca środki, od dawna jest potępiona. A wy totalniacy używacie różnych środków, aby podważyć prawa legalnych władz. Bo przecież jedynym słusznym celem jest odzyskanie przez was rządów, „aby było, jak było”. Ale już się zmyło. 

        Próba puczu parlamentarnego (tak startują właśnie reżimy, Tusk już zupełnie przypadkowo pojawił się w Legnicy i czekał), Wałęsa wyprowadzał w pobożnych życzeniach 2 mln protestujących (potem spuścił do 1 mln) mobilizacja feministek, które chcą się skrobać, zwożenie na „spontaniczne” demonstracje wszelkiego rodzaju frustratów i pożytecznych idiotów, turlanie się po bruku – to wasze środki do uzyskania celu, który już jest blisko, na horyzoncie. Ale horyzont to złudna meta, bo ciągle się oddala. 

        Pozostała wam jeszcze jedna nadzieja, (choć od początku niezbyt chwytała) – zagranica! Paradoksalnie mamy też tę „zagranicę” w kraju. To polskojęzyczne, opłacane przez Niemców media. Jak wspomniałem interesy państwowe nas z nimi różnią, więc warto sypnąć euro, żeby Polsce zaszkodzić. Niech przyhamuje. Ordnung mus sein!

        Przed wyborami, oszołomy, puściły wam wszelkie pozory przyzwoitości! Wśród zorganizowanej kampanii między innymi plakatowej przeciw jakiemu (ale to musiało kosztować – kto właściwie płacił?!), ukazał się też inny „rarytas”. Grafika lekko przerobiona z antyżydowskich plakatów szefa hitlerowskiej propagandy Goebelsa. Twarze wrednych Żydów „złych duchów nad twoim domem”, zastąpiono twarzami Jarosława Kaczyńskiego, Macierewicza i innych polityków koalicji PiS. Propagacja Goebbelsa nazywała Żydów niszczycielską szarańczą, którą trzeba strząsnąć. Schetyna nazwał PiSowców szarańczą, którą też strząsać będzie. Czy plakatowa propagandę hitlerowska, masie do ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej? Nie do końca, ale sporo osiągnięto. A wasza? I wy totalniacy, nazywacie obecne polskie władze faszystami?? O ile wet za wet  – pasuje do was nazwa folksdojcze! Włazicie szwabom do d...y! 

        Ojkofoby to chyba zbyt łagodne określenie dla głodnych władzy oszołomów, działających rozmyślnie i z premedytacją na szkodę własnego narodu. To potrzeba by słowa z mocnym „r”. Proponuję sk---syny. 

        Tragedią jest, że tylu potrafiliście ogłupić, aby tylko zapewnić sobie przysłowiowe koryto. Pożyteczni idioci nie wiedzą, że i tak z tego koryta nic by nie dostali. Ale głupich nie sieją. Kaczor dyktator! Tusk (agent niemiecki) – zbawca! Wszelkie chwyty dozwolone. Bankrutującej (nasza duma) za rządów PO/PSL LOT, stanął na nogi i dynamicznie się rozwija. To zaniepokoiło Niemców. Konkurencja dla Lufthansy. Trzeba koniecznie sypnąć piaskiem w tryby! Politycznie oczywiście motywowany strajk lot-u, ma tej kompanii zaszkodzić. Po co nam budowa nowego lotniska w Polsce skoro jest lotnisko w Berlinie? Pamiętamy kto to powiedział? 

***

        Aktorzy, kiedyś słuszniej komediantami zwani, też nie zasyp ują Gruszek w Popiele. Oni też chcą, żeby „było, jak było”. Ostatnio wyskoczył-doskoczył do grona kontestatorów: Olbrychskiego, Jandy, Hollandy, Gajosa i sporej grupki innych, aktor Olgierd Łukaszewicz. Powiedział, co wiedział ten patriota. Cytuję: „Polacy są niedouczeni, wystaje im słoma z butów, są megalomanani, mają problem z porozumieniem się z innymi”. Nie wyjaśnia jakich konkretnie Polaków ma na myśli, ale skoro obraca się w świecie aktorów i gwiazd, to pewnie na tej podstawie ocenia. W sumie nie mam powodów, by mu nie wierzyć. A już był umarł w „Brzezinie” Wajdy według Iwaszkiewicza – i został pochowany. Komediant – oszukał nas. Czyż aktorstwo to nie stałe udawanie i oszukiwanie? 

Ostojan 

Toronto listopad 2015 

czwartek, 08 listopad 2018 18:09

1 listopada - ważny to dzień

Napisane przez

Ratajewska        Tak, ważny dzień -  dzień Wszystkich  Świętych. 

        Dwa razy byliśmy na grobach – mojego ojca i mojej babci. Wieczorem spodziewałam się łuny, kolorowej ….   łuny migocących światełek. Rozczarowałam się,  było inaczej. 

        Rynek dostosował się do gustu  ludzi, a oni wybierali znicze białe, pomarańczowe i czerwonych trochę. Brakowało mi zieleni świecącej   i niebieskiego  świecącego. Nie migotały światełka, chociaż wiatru nie było. Od czasu do czasu tylko,  jakiś jeden znicz był bez osłony, wtedy było widać żywy ogień. 

        Groby przeładowane. Na każdym z nich około 300 złotych w towarze,  licząc kwiaty i znicze. 

        Widać,  że albo znicze staniały, albo stopa  życiowa ludzi podniosła się. 

        Młodzież wyjechała na początku tego wieku. Co można było zrobić,  jeśli praca była tylko w dużych miastach, a tam na początku drogie życie,  bez mieszkania. Co raz to  było widać dzisiaj samochód z nie polskimi numerami rejestracyjnymi

        Dokupiłam dzisiaj kwiaty i dobrze,  że nie wcześniej,  bo mogłam je dopasować do tych. które już na grobie były. Kilka osób sprzedawało znicze i kwiaty na drodze do cmentarza.Kwiaty stały na ziemi,   przy chodniku,  w cenie od 5 złotych  do 25 złotych. 

        Tańsze  były niż kilka dni temu niż na targu, ale mniejsze. Kupiłam białe. Zarówno babcia. jak i mój tata nie lubili wystawności,  więc zawsze dopasowuję i znicze i kwiaty do ich gustu.  Wszyscy chyba tak robią. 

        Wspomniałam dzisiaj moje dni 1 listopada,  gdy musiałam pracować w Niemczech. Trudno taka pracę nazwać pracą. To było niewolnictwo. Pracowałam wtedy bez dnia wolnego i bez czasu wolnego. Teraz już troszkę się zmieniło. Opiekunka wie,  ze należy jej się czas wolny,  chociaż te 2 godziny dziennie

        Wtedy tego nie miałam i wymagań mieć nie mogłam. Cieszyłam  się, że mnie nie odesłano. bo dowiedziałam się,  że Niemcy mieli na to tydzień. jak im się opiekunka nie spodoba. Oni mówią - jeśli nie ma chemii. 

        W roku 2010 pojechałam z panią starszą niemiecką, na cmentarz. Liczyłam na to, że kupimy kwiaty przed cmentarzem,  a tam nic. Cisza,  nikogo nie było. Dwie kobiety  wybrały się z pieskami na spacer, właśnie na cmentarz. Czekałyśmy przy jakimś kamieniu  który miał zastąpić grób.  Jej mąż został  po śmierci spalony, więc cały grób,  to był nieduży  kamień, jego imię na nim, trochę trawki i kaganek na świeczkę, którą tam można było włożyć. 

        Tak tez zrobiłam i czekałyśmy na rodzinę Dobrze że znalazłam ten grób, bo miał  powierzchnię kwadratu o bokach  pół metra na pół metra. Przybyła rodzina niemiecka, bez żądnego kwiatka, żadnego znicza. To był Duesseldorf.

        Oddaliłam się od nich i się popłakałam. Usiłowałam ukryć moje łzy,  bo rodzina niemiecka nie rozumiała, o co chodzi. Chcieli wiedzieć,  dlaczego płaczę. Trudno było im to wytłumaczyć, bo nawet, jeśli w Polsce jest inaczej niż  w  Niemczech,  to przecież to nie jest powód do płaczu – wg nich. Wg mnie też., sama nie wiedziałam, dlaczego płaczę. 

        Tęskniłam za Polska, za moją rodziną,  za dziećmi. Za tym,  aby razem z moimi bliskimi   podziwiać przystrojone groby. Tak dobrze, gdy ludzie tego samego dnia, to samo robią. To łączy ludzi.

        Więc doceniam to,  że dzisiaj mogłam być w Polsce i wśród swoich. 

        Ważne jest to święto, chociaż młodzi już by woleli obchodzić je na wesoło. Wczoraj zamiast cukierków kupiłam mandarynki i jak przyszła gromada dzieciaków, to im je dałam. Dałam,  bo jeszcze 10 lat temu nasz syn pukał do drzwi, grożąc figielkiem, jeśli nie dadzą cukierka, a figielek  to jajko pod wycieraczką. Mąż dodał teraz, że jajka są drogie, więc by tak nie zrobili teraz.

        Dzisiaj nie wiemy, czy ci,  którzy umarli. mają lepiej od nas, czy gorzej. 

        Mój mąż ostatnio powiedział że piekło,  to jest ziemia.

        Wierzę,  że wszyscy pójdziemy do nieba. Dołączymy do innych, którzy na nas w tym dniu patrzą i widzą, jak mało wiemy. Widzą, jak układamy znicze na ich grobach. Wiedzą. że pamiętamy. 

        Ludzie starają się,  aby ten nasz pobyt na ziemi uczynić znośnym  -  aby było ciepło,  aby nie było głodno. To nam się udaje, ale  o tym, co będzie  po śmierci. nie wiemy nic.  

wandarat

Polska  dn. 1.11.2018

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

czwartek, 08 listopad 2018 18:08

Znów mnie kieszonkowiec obrobił

Napisane przez

        Czy zauważyliście, że kasę się wyciąga z waszych kieszeni z waszym przyzwoleniem?  Kiedyś (może jeszcze i dzisiaj też) grasowali kieszonkowcy. Ich celem było okraść delikwenta tak, żeby nic nie zauważył. Często pracowali w szajkach. Kiedyś okradziono w autobusie moją koleżankę. Zrobiono sztuczny tłok wokół niej. Ona zaraz się spostrzegła, że skradziono jej portfel, który wyciągnęła, aby skasować bilet – co szajka złodziei przyuważyła. Podniosła larum i zatrzymała tego faceta co na nią napierał. Kierowca autobusu zawołał policję, sprawa skończyła się na komisariacie. Tylko...Ten facet jej portfela nie miał. Choć w międzyczasie znalazł się świadek, który widział, że ten facet ten portfel wyciągał z jej torebki. Wyciągnął i najprawdopodobniej podał wspólnikowi robiącemu tłok. Policja nic nie mogła zrobić. 

        Nauczka taka, aby pilnować swojego i uważać. Jakiś czas temu zabrałam moją nastoletnią córkę do Polski i nie mogła zrozumieć, dlaczego jesteśmy ciągle pouczane, aby uważać w autobusach i tramwajach, bo kradną. Kto kradnie? Nie wiadomo, ale kradną. Mojej koleżance ogołocili mieszkanie w czasie pogrzebu jej mamy. To chyba byli swoi, bo wiedzieli że akurat przez te kilka godzin nikogo w domu nie będzie. A sąsiedzi myśleli, że to ruch pogrzebników wchodzących i wychodzących z mieszkania – to i nie reagowali. Ja tam miałam swoje domysły, bo mi ci sąsiedzi wyglądali na jakieś szemrane towarzystwo. 

        Ale czasy się zmieniły, więc metody też. Kieszonkowcy ewoluowali. Miałam do kupienia mleko, bo mi się skończyło, gdyż wytrwale robię kefir z grzybków kefirowych, nazywanych w Polsce tybetańskimi. Tak dla zdrowia. Pyszne mleko kwaśne z tego wychodzi, i przynajmniej wiem co piję. Pojechałam z koleżanką do sklepu, bo akurat chciała kupić owoce. Zaczęło się od tego, że wózek na zakupy jest olbrzymi – ciężko pchać. Sam wózek zachęca opasłą wnętrznością, aby go zapełnić. Bardzo ubożuchno wygląda tylko z jedną rzeczą w środku. Tym atakują naszą podświadomość, żebyśmy się czuli syci, i żyjący w dobrobycie i ten wózek napełnili po same brzegi. Taki pełny wózek wprawi nas w błogi stan. To że jest wypełniony rzeczamy zbędnymi, to wcale nie szkodzi. Ważne, że za nie zapłacimy, a tym samym nie pójdziemy do innego sklepu, bo całe pieniądze, a nawet więcej, już zostały wydane. Moja koleżanka namówiła mnie na sześć pudełek mleka migdałowego.

        Ale ja tego nie piję – próbowałam się bronić

        To zaczniesz. To zdrowe, i po takiej dobrej cenie nigdzie tego nie kupisz.

        Ale tyle to się zepsuje

        Popatrz – powiedziała sprawdzając datę przydatności do spożycia - To jest dobre przez sześć miesięcy,  więc zużyjesz. Wypada tylko jeden kartonik na miesiąc.

        Ale ja tego nigdy nie używałam – jeszcze próbowałam się bronić, ale mi szło niemrawo.

        Nie próbowałaś, bo to zwykle jest drogie. Jeden karton kosztuje prawie tyle co tych sześć. A ty jesteś oszczędna.  

        Wpakowała mi te całe sześć kartonów do wózka. Wózek od razu lepiej wyglądał z tym dodatkowym nabytkiem, i jeszcze innymi, które warto mieć, albo spróbować, bo dobra okazja. I cena, że ho, ho! Zadowolone z łowów popchałyśmy wypełnione wózki do kasy. Przy kasie trochę stęknęłam, jak zobaczyłam rachunek, no ale głupio było się wycofać. Pomyślą, że jakaś biedota jestem. Zapłaciłam. 

        W domu spróbowałam tego mleka migdałowego. Brrr!  Użyłam do kawy – musiałam wylać. Dałam psince, bo ten to wszystko zje, a to przecież nie trucizna. Miałam nadzieję, żo tak powoli, za sześć miesięcy skarmię psu to migdałowe mleko. Nie tknął. Cóż było robić?  Porozdaję po znajomych i rodzinie. I tak co kto przyszedł, to oferowałam jeden karton, oczywiście gratis, zachwalając niezwykłe zalety mleka migdałowego, którego nie pijam (ale tego nie mówiłam). Po dwóch miesiącach dalej miałam wszystkie sześć kartonów, bo amatorów nie było. Przyszła do mnie córka, i pyta:

        Mama, dlaczego ty mi ciągle chcesz dać karton tego mleka migdałowego, skoro wiesz, że ja tego nie piję. A ty tego przecież nie lubisz.

        No cóż wydało się. Opowiedziałam jej historię nabycia rzeczy zupełnie zbędnej. Pośmiałyśmy się trochę z mojego impulsywnego kupowania. Dobrze, że tym razem obeszło się bez pożyczki. No i co nie wyciągnęli z mojej kieszeni tego ciężko zaharowanego grosza? Na pocieszenie mam tylko, że moja koleżanka załadowała swój wózek też do pełna. Założę się., że większość to były zupełnie zbędne sprawunki, i w ilości nie do przerobienia. Wszak pojechała tylko po owoce. I tak to w sposób ewolucyjnie wyższy i zgodnie z literą prawa wyciągane są pieniądze z naszych kieszeni przez inny typ kieszonkowców – specjalistów od marketingu. I jeszcze nas tak oczarują, że wydaje się nam że zrobiliśmy dobry ‘deal’. A to zwykły hokus-pokus.  

Michalinka

czwartek, 08 listopad 2018 18:04

Etreprenera racz nam zesłać Panie!

Napisane przez

czekajewskiZa wszystkich stron, czyli prasy, TV i rozmów z Polakami w Polsce, słyszę, że zbawieniem dla polskiej ekonomii są młodzi ludzie zwani z angielska, a właściwie z francuska, Entrepreneur’ami.  Bynajmniej nie jest to zjawisko czysto polskie, a jedynie zapożyczone z modelu amerykańskiego, gdzie w ciągu ostatnich kilku lat młodzi ludzie stali się, jak Mark Zuckerberg, miliarderami na skutek wymyślenia systemu komunikacji międzyludzkiej, głównie na nieważne tematy, jak np. Facebook, gdzie możemy się dowiedzieć, co moja żona  jadła dzisiaj na obiad? 

        Trapi mnie pytanie, dlaczego koncept szybkiego bogactwa, jest tak atrakcyjny dla młodych ludzi, jak i dla inwestorów, którzy zarabiają krocie finansując ich pomysły. 

        Sięgając do historii Stanów Zjednoczonych podobna gorączka szybkiego bogactwa miała miejsce w 19 wieku, kiedy to tysiące ludzi ruszyło do Kalifornii kopać złoto. 

        Polacy mogliby używać polskiego odpowiednika do określenia osoby zdolnej podejmować ryzyko i produkować urządzenia ułatwiające życie. Takim słowem jest słowo: „przedsiębiorca”. Niestety dla młodych Polaków słowo to kojarzy się z osobami urodzonymi w XIX wieku, które to wymyśliły i produkowały żarówki (Thomas Alva Edison), silnik parowy (James Watt), telefon (Bell), radio (Marconi) itd. Itp., Jeśli przyjrzymy się ich karierze, to zobaczymy, że sukces był połączony z długim wysiłkiem, a bogactwo było związane z tym wysiłkiem. Dzisiejsi młodzi ludzie w Ameryce jak i w Polsce marzą o szybkim bogactwie. Takim modelem są dla nich Bill Gates and Mark Zuckerberg.  Dla młodych Polaków sama myśl, że ktoś mogłyby ich identyfikować z polską nazwą: „przedsiębiorca”, jest wręcz przerażająca. Chcą być „Entreprenerami” i basta.  

        W 19 wieku w Ameryce, w czasie gorączki złota do Kalifornii płynęły 4 grupy ludzi: 

        ci co kopali złoto, 

        handlarze łopat i kilofów do kopania złota, 

        pośrednicy w handlu złotem i 

        prostytutki ofiarujące swe usługi górnikom, handlarzom łopat jak i pośrednikom.   

        Pośrednikami byli ci, którzy skupywali złoto od górników, przetapiali go w sztaby i sprzedawali dalej z dużym zyskiem. 

        Dzisiaj sytuacja stała się bardziej skomplikowana, aczkolwiek pewne analogie z „gorączką złota” istnieją. Górnikami są młodzi programiści komputerów. Kierunek ich migracji jest ten sam, czyli Kalifornia, handlarzy łopat zastąpili właściciele mieszkań z dostępem do Internetu, a pośrednikami są tak zwani Aniołowie (Angels), czyli inwestorzy gotowi zainwestować duże pieniądze w interesujące projekty młodych i często naiwnych aspirantów do stania się „Entreprenerami”. 

        Co do prostytucji nie mogę zabierać głosu, gdyż nigdy nie mieszkałem w Kalifornii i nigdy z usług tego przemysłu nie byłem zmuszony korzystać, w Polsce jak i na emigracji.  Przypuszczam natomiast, że poza prostytucją w Kalifornii mamy plagę narkomanii, podsycaną przez rzeszę sfrustrowanych aspirantów do stania się Entreprenerami.


        Czy „Aniołowie” są ważnym elementem „Entreprenorowego-Landu”?

        Odnosi się wrażenie, że „Aniołowie” są najważniejszym elementem  koniecznym do rozwinięcia własnego pomysłu. Sam pomysł jest drugorzędny.  

        W polskich gazetach czytam, że polscy młodzi wynalazcy są trenowani, za własne pieniądze, jak przedstawić swój pomysł „Aniołowi”, czyli inwestorowi z dużymi pieniędzmi, w sposób skondensowany nie przekraczający 15 minut. Czas jest drogi i Aniołowie mają go niewiele. Także Aniołowie są raczej zainteresowani stroną finansową, a nie techniczną pomysłu.  Przypuszczam, że kursy dla kandydatów na Entreprenerów są drogie i wyniki chyba słabe. Jedynymi Entreprenerami, którzy zarabiają duże pieniądze są organizatorzy takich kursów. 

        Z własnego podwórka z aspirantami do stania się Entreprenerami  spotkałem się niedawno.  Kilku synów moich znajomych, pokończyło znane amerykańskie uniwersytety, jak Stanford w Kalifornii. 

        Jeden z nich, podobno  wybitnie zdolny i  właśnie otrzymał doktorat. Doktorat w dziedzinie programowania komputerów, albo nano-technologii z Uniwersytetu Stanford otwiera drzwi do wielu firm wysokiej technologii, które ubiegają się o takie talenty. Ten jednak młodzieniec uwiedziony mirażem szybkiego finansowego sukcesu zapragnął stać się Entreprenerem.  Niestety,  ma on mały problem w tym, że brak mu pojęcia, w jakiej dziedzinie ma się stać  Entreprenorem.  Nie szkodzi. Uniwersytet ma jednak pulę pieniędzy, podobno około $20,000  dla takich zagubionych aspirantów, która jest przeznaczona na podróże po Stanach Zjednoczonych w czasie, których „aspirant” będzie mieć okazję porozmawiać z innymi już bogatymi Entreprenerami, którzy mogą mu wskazać świetlaną drogę do szybkich pieniędzy.  

        Tutaj przypomina mi się urywek ze sztuki Sławomira Mrożka pod tytułem „Tango”. Sztukę widziałem 50 lat temu, ale ten urywek został mi w pamięci. W tej oto sztuce Pan Edzio, lokaj mieszczańskiej rodziny deklaruje, że od dzisiaj będzie kierował rodziną, która jest w moralnym rozkładzie. Na pytanie czy Pan Edzio ma jakieś zasady (moralne) do takiego wszechwładztwa, powiada: Tak, ja je mam zapisane w małym notesie, który noszę ze sobą. Pada pytanie: czy to są twoje zasady? Nie, odpowiada Pan Edzio. Przepisałem je od kolegi, który pracuje w kinie. No niech Pan się nie wstydzi i powie, jakie to są zasady? Zasadą Nr. 1 jest : Ja cię kocham, a ty śpisz.

        Gdyby Mrożek pisał dziś sztukę na temat sytuacji ekonomii w Ameryce, być może symbolem ekonomii byłaby dziś  „rodzina”, a Panem Edkiem byłby zagubiony Entreprener, który szuka pomysłów jak ratować gospodarkę, a jedyny pomysł,  jaki ma, znalazł przez Google, na Internecie pod hasłem „Entrepreneur”. Miałby tę zasadę zapisaną nie w notesie, ale zapisana  w notatkach w  iPhonie. 


Uniwersytety doszlusowały do Entreprenorial mania

        Politycy, a  nawet amerykański, były, prezydent  G.W. Bush  uznali za stosowne wymieniać Entreprenerów, jako zbawienie dla USA, a nawet  krytykował Francję, że Francuzi nawet nie mają nazwy  dla  „Entreprenour’a”, nie zdając sobie sprawy, że właśnie Amerykanie przejęli to słowo od Francuzów.  

        Za prezydentem podążyły amerykańskie uniwersytety, zakładając programy i wykładowców, którzy będą uczyli studentów, jak być Entreprenerami.  Z wiadomości od znajomych, którzy na uniwersytetach pracują, dowiaduję się, że nowe budynki zostały postawione właśnie dla celu szkolenia nowej kadry Entreprenerów. W takich  budynkach młodzi studenci  tej dziedziny będą mieli sekretarki, komputery  i miejsce do wynajdywania nowych wynalazków oraz oczywiście doradców, którzy im pomogą jak szukać pieniędzy dla rozwoju ich pomysłów.  

        Problem, jaki ja widzę z całą uniwersytecką edukacją, jest brak kadry, która zetknęła się z zakładaniem i prowadzeniem własnej firmy. Ten problem jest wspólny dla wszystkich nauk technicznych gdzie często wykładowcami są ludzie, którzy nigdy z przemysłową techniką się nie zetknęli, a szczególnie problemami związanymi z prowadzeniem małej firmy, w której powinny wykluwać się pomysły nowatorskie. 

        Tutaj jest miejsce na przypomnienie młodym adeptom na miliarderów, że najbogatszy człowiek świata, Bill Gates „zdezerterował” z Harward University po dwu latach studiów, podobnie jak jego wspólnik Paul Allen. Dwóch innych modelowych Entreprenerów, Steve Jobs  i Steve Wozniak, także nie  ukończyli studiów a mimo to założyli firmę Apple znaną dzisiaj z iPhonów, iPadów i Mac Komputerów. Początki ich firmy były w garażu, a nie w Uniwersyteckiej „Wylęgarni Entreprenerów”. 

        Podobnie było uprzednio,  w roku 1939,  z założycielami dzisiaj wielkiej firmy Billem Hewlett i Davidem  Packardem.  Założyli ja w garażu Davida Packarda z kapitałem zakładowym $538.-, odpowiadającym dzisiaj wartości około $10,000.- Dzisiaj firma HP jest jedna z potentatów rynku elektronicznego i komputerów na świecie.


Jak widzę przyszłość dla wynalazczości?

Dzisiejszym modelem  młodych Entreprenerów  są ludzie w rodzaju  Marka Zuckerberga, multi-miliardera w wieku lat 26. Pieniądz jest dla nich myślą przewodnią, a nie problem którego rozwiązanie ich pasjonuje. Gdyby młodzi Entreprenerzy znali lepiej biografię Marka Zuckerberga, to by się dowiedzieli, że on rozwijając koncepcję Facebook’a nie miał na myśli, aby zostać multi-miliarderem.  Niestety pieniądze w Ameryce są głęboko przewartościowane, nawet ich wymiary przedstawiają tylko liczbę zer po przecinku na ekranie komputera. Wartość majątku Zuckerberga jest iluzoryczna. Pewnego dnia, już wkrótce, ktoś inny wymyśli nowy model komunikacji socjalnej i majątek Facebooka spadnie do zera.  Już w ciągu ostatniego miesiąca liczba użytkowników Facebook’a  w Europie spadła o milion. Wątpię, aby za 50 lat, ktoś będzie uważał, że ten człowiek zmienił światową ekonomię, tak jak uczynił to Thomas Alva Edison, wynalazca żarówki i gramofonu. Zuckerberg  pójdzie w zapomnienie.

        Moja rada dla kandydatów na Entreprenerów jest następująca: staraj się robić to co lubisz, a pieniądz przyjdzie jako wartość pochodna (dodatkowa). 

        Każdy z nas ma genetycznie zakodowane zdolności, które powinien wykorzystać. Dla jednych jest to dokładność dla innych jest wyobraźnia, a dla jeszcze innych pamięć.

        Ja zostałem obdarzony wyobraźnią, która w połączeniu z inżynierskim wykształceniem pozwoliła mi być wynalazcą. Głód jakiego doświadczyłem, jako dziecko w czasie okupacji hitlerowskiej spowodował u mnie ciągłą obawę o głodu zaspokojenie, dach nad głową i buty z całą, nie dziurawą podeszwą. Działalność entreprenerska, a po polsku przedsiębiorcza, była dla mnie nie tylko w celu rozwiązania interesujących mnie problemów ale także w zagwarantowaniu dla siebie i moim podopiecznym pełnego żołądka i dachu nad głową. 


Znani mi Entreprenerzy

        Rozglądając się wokoło i wspominając ludzi z przeszłości muszę przyznać, że spotkałem wielu Entreprenerów, czyli przedsiębiorców, poza mną samym. Niestety żaden nie jest miliarderem, jedynie niektórzy są, albo byli marnymi milionerami.  Jedni zajmowali się hodowlą goździków i storczyków/ Za komuny nazywano ich pogardliwie „badylarzami”. 

        Jeden z nich, Olan Long, zmarły niedawno  w wieku 93 lat, kiedy został wypchnięty na przedwczesną emeryturę, zajął się produkcją elementów plastykowych na jednej maszynie (wtryskarce) zakupionej za pożyczone, pod zastaw własnego domu,  pieniądze. Ciekawe, że Olan, nigdy nie studiował  na żadnym uniwersytecie, ale miał na swym koncie wiele wynalazków popartych 24 patentami.  

        Jeszcze inny znany mi Entreprener, mimo wykształcenia inżynierskiego w Korei Południowej, założył po przybyciu do USA bardzo popularną pralnię ubrań na sucho, bez używania cuchnących chemikaliów. 

        W mojej rodzinie inżynier mechanik, rzucił pracę na Politechnice i zaczął robić kolorowe, plastykowe traktorki dla dzieci. Nie dorobił się wielkiego majątku w komunistycznym PRLu, ale wybudował dla swojej rodziny ładny dom i wykształcił dwoje dzieci. 

        Ja muszę się pochwalić, że od ponad 50 lat mojej emigracji nigdy nie byłem zmuszony do pracy poniżej mych kwalifikacji. Zawsze znajdowałem nabywców na produkty mojej wyobraźni. A więc, chcąc czy nie chcąc, nie mając pieniędzy na myśli i celu, milionerem zostałem, ale do tytułu miliardera mi jeszcze bardzo daleko. 

        Aczkolwiek nazwa Entreprenor, kojarzy się nam zwykle z dużymi pieniędzmi, to jednak muszę tu wspomnieć znanego mi blisko Entreprenera, który nazywał się Clifford C. Clanin który  rozwinął swój talent w wieku 65 lat, kiedy przeszedł na emeryturę. Uprzednio pracował przez wiele lat, jako prosty robotnik w miejscowej cegielni. Urodził się bardzo biednym i biednym umarł, gdyż wszystkie pieniądze, jakie zarabiał, zbierając puszki aluminiowe po Coca -Coli, przeznaczał na zakup kajetów i kredek biednym dzieciom, którym rodzice, często pijani albo narkomani, nie byli wstanie im kupić. 

        Cliff, bo tak go przezywano, resztę swego życia poświęcił tłumacząc takim dzieciom wagę wykształcenia (podstawowego), którego sam z powodu biedy nie otrzymał. Może nie wszyscy wiedzą, że są takie dzieci w naszym bogatym mieście, Columbus, Ohio? 

        Oczywiście  w bogatych dzielnicach mamy dobre szkoły z klimatyzacją, ale dzieci  z biednych domów często przychodzą do szkoły, nie dla nauki, tylko dlatego, że są głodne, a w szkole dostają darmowy obiad (lunch). W ich domach często nie ma jednej książki. Cliff Clanin umarł 10 lat temu w wieku 96 lat. Do dnia dzisiejszego na ścianie w mojej firmie, wiszą papierowe kwiaty i listy do zmarłego Cliff’a od dzieci z klasy 2B miejscowej szkoły podstawowej, którą co tydzień, Cliff odwiedzał i dzielił się z maluchami historią swego bogatego, choć ubogiego w pieniądze  życia.


Zapytanie kuzyna z Polski

  Kiedy kilka miesięcy temu, 14-letni kuzyn z Polski zapytał mnie znienacka, w czasie obiadu: „Wujku, co należy robić, aby zostać bogatym?”, chyba miał na myśli wskazówki jak stać się „Bogatym Entreprenerem”, za jakiego mnie uważał. Zaskoczony pytaniem odpowiedziałem: „Trzeba naprzód być głodnym”. Obawiam się, że ten młodzieniec nie zrozumiał, co miałem na myśli, jako że on nigdy nie był fizycznie głodny. Może miał na myśli, że „być głodnym”, to znaczy być „pazernym” na pieniądze?  Tak samo zresztą myślał o moim sformułowaniu, znajomy amerykański bankier, który ofiarował mi pożyczkę, o którą nie prosiłem. On także nigdy nie był głodny, a jedynie był „pazerny” na dolary.

        Mam wrażenie, że kuzyna  rodzice  zamierzają wysłać go na stadia do Ameryki na uniwersytetach Harvard, Stanford lub MIT. Czy będzie studiował naukę o  „Entreneurshipie”, czerpiąc z głębokiej wiedzy profesorów, którzy widzieli Entreprenerów na szerokim, płaskim ekranie koreańskiego telewizora?  Nie wiadomo?

Jan Czekajewski, 1 listopada, 2018

czwartek, 08 listopad 2018 18:03

TERAŹNIEJSZOŚĆ ZNIEWOLONA

Napisane przez

ligezaEgzystencja polskiej wspólnoty narodowej na przestrzeni ostatnich trzystu lat to przede wszystkim powstania. Jedno czy drugie. Czy tam trzecie. Czy czwarte. Pokażcie mi europejski naród, który w interesie innych nacji równie często krwawi, tak jak Polacy sprawnie wywołując, a następnie przegrywając powstania. 

        Ale egzystencja polskiej wspólnoty narodowej na przestrzeni dziejów to również wyścig. Marsz. Marszobieg. W końcu to także bezmyślna peregrynacja. Mówię przez to, że próbowaliśmy wszystkiego. Wciąż próbujemy. Pod światłych elit przewodem rzecz jasna. 

        Elity, psiakrew. Parafrazując Stanisława Ignacego: kiedy barany tłumaczą nam matematykę, możemy czuć rozbawienie. Gdy karaluchy rozprawiają przy nas o sztuce, pewnie będzie nam smutno. Groźnie i przerażająco zrobi się wówczas, nam i z nami, gdy wspólnota narodowa – od paru pokoleń demoralizowana aż po zwyrodnienie w anomii, tumaniona medialnie za pomocą techniki zwanej tresurą podtrzymującą, chwycona za gardło “pułapką średniego rozwoju”, czy tam dochodu, a to z powodu sztucznego utrzymywania prymatu ekonomi nad etyką – gdy taka wspólnota, powtarzam, do rządzenia państwem dopuści tak zwanych polityków. Ho-ho, tak-tak. Wtedy zrobi się naprawdę strasznie – nam i z nami. 

        Tak zwanych polityków, mówię, ponieważ z polityką mamy do czynienia wtedy, gdy te panie i ci panowie, czy tam tamte, czy tamci, rozumnie troszczą się o dobro wspólne. Ale nie. Żadne takie. No skąd. W Polsce nie uprawia się tak rozumianej polityki. W konsekwencji, w Polsce nie ma również polityków. Ojciec Tadeusz Rydzyk i biskup senior Antoni Dydycz (obaj panowie symbolicznie) to mniej więcej o sto osiemnaście tysięcy dziewięciuset pięćdziesięciu czterech za mało. Za mało – i to baaardzo zachowawczo szacując braki personalne, zwłaszcza w kontekście wspólnotowego deficytu rozumności. 

        No dobrze, ktoś zapyta, ale w takim razie z czym mamy do czynienia w Polsce, jeśli nie z polityką i politykami? Otóż na tak sformułowane pytanie proszę sobie odpowiedzieć, rozglądając się uważnie dookoła. Po mojemu, między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca, nie uprawia się polityki, powtarzam, a tylko zdobywa i utrzymuje władzę. Co z kolei wiąże się z nieustannym oszukiwaniem wspólnoty i jej okradaniem, pod osłoną słów i zwrotów pierzastych, w rodzaju “demokracja”, “wolny rynek”, “wola narodu” – i tak dalej, i tak dalej. 

        Inna sprawa, że panie i panowie usiłujący zdobyć, a następnie utrzymać władzę w kraju nad Wisłą, bardzo pragną, dopominają się, wręcz żądają, by politykami ich nazywać. Są to oczekiwania racjonalne i zrozumiałe, albowiem wyłącznie tego rodzaju nazwanie legitymizuje ich łgarstwa i złodziejstwa, generalnie zaś wszystko, cokolwiek dla zdobycia i utrzymania władzy uznają w danym momencie za przydatne. 

        I teraz: czemu nie poukładamy sobie spraw tak, jak chcielibyśmy, żeby były poukładane, rzeczy zaś na półkach, na których znalazłyby właściwe miejsca? Dlaczego jesteśmy bierni politycznie jako wspólnota? Otóż to z kolei są skutki tresury medialnej. Albowiem by można było kształtować przestrzeń publiczną, nie oglądając się na przyzwoitość, najpierw należy ludziom przyzwoitym zohydzić działanie w tej przestrzeni. Zohydzono je na tyle skutecznie, że zwolnione miejsca zajęli tak zwani politycy – a kółko kręci się dalej. I nie miejmy złudzeń: kręci się na naszą zgubę. 

Stąd dezintegracja naszej wspólnoty, rozumianej jako zbiór jednostek wspartych na pamięci o wspólnej przeszłości oraz kierującej się tymi samymi celami, osiągnęła stopień prawdopodobnie nigdy dotąd w dziejach Rzeczypospolitej nie notowany. Stąd też ze stuprocentową pewnością można orzec, iż bez uporządkowania percepcji Polaków na poziomie wartości, o naprawie Polski nie da się rozprawiać z sensem, nie wspominając o jakimkolwiek sensownym i skutecznym działaniu. Albowiem nie ma to, tamto: niczego trwałego nie da się skonstruować w oparciu o założycielskie łgarstwa, to jest na spróchniałych i zgniłych fundamentach. 

        Podsumowując: polska wspólnota narodowa na przestrzeni ostatnich trzystu lat to przede wszystkim powstania. Jedno, dwa, czy tam ile ich było. Powstania niekoniecznie w naszym interesie wzniecane. Ale egzystencja polskiej wspólnoty narodowej na przestrzeni dziejów to również wyścig. Marsz. Marszobieg. W końcu to także bezmyślna peregrynacja. W wymiarach indywidualnych wygląda to tak, że niektórzy bez opamiętania pędzą wzdłuż swoich urwisk. Z kolei ci i tamci ostrożnie poruszają się krawędziami, każde stąpnięcie analizując wnikliwie. Jeszcze inni wędrują przed siebie krok po kroku, tym wolniej podążając, im wyraźniej dostrzegają pod stopami ostrze noża. Próbowaliśmy wszystkiego, powiadam. Wciąż próbujemy. Nie zamierzamy przestać. A przecież, w zniewolonej medialnie rzeczywistości, idzie nam coraz gorzej. 

Krzysztof Ligęza 

Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.