farolwebad1

A+ A A-

Turystyka

Dzień 7

Przez pół dnia znów jesteśmy w drodze. Tym razem dojeżdżamy do Parku Narodowego Gros Morne – miejsca opisywanego we wszystkich przewodnikach jako obowiązkowy punkt wycieczki na Nową Fundlandię.

To drugi pod względem wielkości park narodowy w Kanadzie – ma 1805 kilometrów kwadratowych. Większy jest tylko Park Narodowy Gór Torngat. Swoją nazwę zawdzięcza szczytowi Gros Morne (806 m n.p.m.), którego nazwa oznacza wielką samotną górę. Jest ona częścią pasma Long Range, należącego do zewnętrznych Appalachów i uformowanego 1,2 miliarda lat temu, które ciągnie się wzdłuż zachodniego wybrzeża Nowej Fundlandii i przez cały ten czas ulegało erozji.

        Dzień 4

        Twillingate leży na wyspie o tej samej nazwie położonej przy północno-wschodnim brzegu Nowej Fundlandii. Ta część wybrzeża jest usiana setkami mniejszych i większych wysp. Miejscowość uznawana jest za „Światową Stolicę Gór Lodowych”, które co roku dryfują z rejonów arktycznych. Leży przy tzw. Icebreg Alley – obszarze rozciągającym się wzdłuż północnego i wschodniego wybrzeża Nowej Fundlandii, na którym w kwietniu zaczynają pojawiać się góry lodowe. Najlepszy czas na obserwacje przypada pod koniec maja i na początku czerwca. Wtedy wszystkie noclegi w Twillingate są zarezerwowane. Miasteczko nie jest duże, liczy nieco ponad 2 tys. mieszkańców, więc możliwości przyjmowania turystów są ograniczone.

        Mniej więcej aktualne położenie gór lodowych wzdłuż wybrzeży Nowej Fundlandii można znaleźć na mapie na stronie IcebergFinder.com oraz na Twitterze serwisu. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że góry lodowe mogą przemieszczać się średnio 17 kilometrów dziennie. Wiatry i prądy morskie spychają je bliżej brzegu.

        Nowa Fundlandia to dla mnie strome klify, poszukiwanie gór lodowych, nadbrzeżne wioski z małymi kolorowymi domkami i szopami na palach, które chylą się ku wodzie, najlepszy dorsz z frytkami (właśnie dorsz, a nie łupacz, który go udaje; cod, a nie haddock), łosie na autostradzie, kempingi, na których nie trzeba rezerwować miejsc z półrocznym wyprzedzeniem, i odległości, które nie dają poczucia zniewolenia – czyli liczone w dziesiątkach i setkach kilometrów, a nie w setkach i tysiącach.

        Nowa Fundlandia jest czwartą co do wielkości wyspą w Kanadzie (108 860 kilometrów kwadratowych). Zamieszkuje ją 480 tys. osób, głównie o korzeniach brytyjskich i irlandzkich, które posługują się „angielskim nowofundlandzkim” – czasem naprawdę trzeba się zastanowić, co rodowici mieszkańcy do nas mówią. Leży przy wschodnim wybrzeżu Kanady w ujściu Rzeki św. Wawrzyńca do Oceanu Atlantyckiego. Cape Spear – przylądek położony na południe od St. John’s – jest najdalej wysuniętym na wschód punktem Ameryki Północnej. St. John’s z kolei jest uznawane za najstarsze miasto w Kanadzie i najstarsze stale zamieszkiwane miejsce na anglojęzycznych terenach kontynentu amerykańskiego. Najbliższym sąsiadem Nowej Fundlandii jest… francuskie terytorium zamorskie Saint-Pierre i Miquelon.

        W okolicy Toronto nie ma gór, niestety. Są górki, ale na bezrybiu i rak ryba, więc gdy trafiły nam się cztery dni wolne od pracy, postanowiliśmy wybrać się 600 km na północ, gdzie znajduje się taka znana nie z wysokości, ale dziwnego kształtu górka o nazwie Mount Cheminis, licząc przy tym, że może jakimś cudem tym razem Environment Canada uda się prognoza i dwa dni będą bez deszczu. Za bazę wypadową wybraliśmy położony najbliżej góry Park Prowincyjny Esker Lakes.

        Jazda szosą nr 11 to gwarantowane piękne widoki. Postój na kawę robimy w North Bay nad jeziorem Nipissing. Za North Bay wjeżdżamy w delikatne skaliste wzgórza, dookoła jeziora, region Temagami, jedno z najpiękniejszych miejsc Ontario. Mijamy znajome parki prowincyjne, Marten River, Finlayson. Potem droga przecina żyzną dolinę Montreal River, wszędzie pola. I znów zaczynają się wzgórza i skały. Przed Kirkland Lake postanowiliśmy dojechać do celu boczną drogą 624 wzdłuż Parku Prowincyjnego Larder River. Dziko, ale droga w tak strasznych dziurach, że cudem przejechaliśmy. Łączy się z Trans Canada Highway w miejscowości Larder Lake, która nie wyróżnia się niczym specjalnym oprócz pomnika wielkiego pstrąga, zresztą niezbyt urodziwego, niewielkiego muzeum kopalni złota, bo cały region usiany jest kopalniami, i pomnikiem złotej monety i wydobywającego złoto górnika. Nie wiadomo czemu, górnik ma twarz kosmity, może miało to obrazować trud jego pracy.

piątek, 29 kwiecień 2016 14:27

Kanał Welland: Ahoj, kapitanie!

Napisane przez

        W zeszłym tygodniu w ramach budzenia w naszych dzieciach – ze względu na wiek raczej w Jacku niż w Ani – zainteresowania techniką wybraliśmy się nad kanał Welland. Wiosna w pełni, więc olbrzymie statki transportowe pływają jeden za drugim. Nie ma co czekać!

        Kanał Welland łączy jezioro Ontario z jeziorem Erie, biegnie od Port Weller do Port Colborne, równolegle do rzeki Niagara, omijając wodospad. Każdego roku z przeprawy korzysta około 3000 statków przewożących łącznie prawie 40 000 000 ton ładunków. Oryginalnie umożliwiał transport towarów z takich portów, jak Cleveland, Detroit czy Chicago do Montrealu lub Quebec City. Tam towary były ładowane na statki pełnomorskie i wysyłane dalej.

        Dzieci nudzą się nie tylko w czasie deszczu, również w czasie słonecznych dni i warto je zabrać na świeże powietrze.

        Wokół Toronto mamy wiele pięknych miejsc, ale jedno łączy w sobie tak liczne atrakcje - Bronte Creek Provincial Park położony tuż przy autostradzie QEW - to cel letnich eskapad na basen (ciekawy w kształcie niecki, a wypełniany czystą, choć zimną wodą ze strumienia - piękne spacery nad 50-metrowym wąwozem potoku Bronte, spokojne medytacje w śpiewnej ciszy starych drzew.

Na Island Lake, przepięknym sztucznym jeziorze w Orangeville niedaleko Toronto, lód już puścił, cienka jego warstwa trzyma się jeszcze w zatoczkach. Widzieliśmy gęsi i kilka gatunków kaczek. Vicki Barron Lakeside Trail, szlak wokół jeziora, został ukończony. Ma teraz ponad osiem kilometrów i tworzy pętlę. Nową część szlaku poprowadzono głównie kładkami przez małe zatoczki, co daje niepowtarzalną możliwość obserwowania ptaków. Więcej informacji o tym przepięknym jeziorze w archiwum Gońca.

http://www.goniec.net/goniec/inne-dzialy/turystyka/szlakami-bobra-nie-trzeba-szuka%C4%87-daleko-od-domu-island-lake.html

 

środa, 23 marzec 2016 21:40

Big White - najlepsze narty w Kanadzie?

Napisane przez

    Udało się. Wbrew prognozom Canadian Weather Network i wbrew radom innych narciarzy.

    W październiku 2015 roku wykupiłem wczasy na nartach w Big White w Kolumbii Brytyjskiej. Wszyscy odradzali mi zachodnią część kontynentu. Z powodu El Nino zima na zachodzie Kanady miała być łagodna, mokra, z małą ilością śniegu, natomiast cały śnieg tej zimy miał spaść we wschodniej części kontynentu, tak jak poprzednio.

    "Jedziemy do Montrealu?", zapytał mój mąż w zeszły piątek około 15.00. Parę minut później mieliśmy już zarezerwowany samochód na 19.00, a ja wyciągałam z szafy małą walizkę i pakowałam po kilka sztuk niezbędnej odzieży dla każdego z naszej czwórki. Jeszcze tylko po odbiorze samochodu zrobiliśmy zakupy spożywcze i mogliśmy ruszać. Jacek uparcie twierdził, że nie będzie spał, dopiero w fotelu (tzn. w hotelu), ale nie wytrzymał długo.

    Około 1.30 nad ranem zameldowaliśmy się w motelu Lion w Long Sault pod Cornwall. Do Montrealu dojechaliśmy w sobotę przed południem. Po drodze czytaliśmy z przewodnika informacje o tutejszych atrakcjach. Nie zwykliśmy zwiedzać miast, więc mieliśmy na tym polu pewne zaległości. Zaczęliśmy od znalezienia punktu informacji turystycznej, w którym dostaliśmy informator i mapę. Następnie dały znać o sobie puste żołądki naszych dzieci, więc udaliśmy się na poszukiwanie miejsca, w którym moglibyśmy przygotować coś do jedzenia.

 

Klon cukrowy to narodowy skarb Kanady. Jego liść zdobi kanadyjską flagę. Syrop, wyrabiany z jego soku, to rozpoznawalny na całym świecie sztandarowy produkt eksportowy Kanady i ważna gałąź gospodarki kraju.
Kiedy w marcu i na początku kwietnia słońce zaczyna mocniej przygrzewać, w klonach cukrowych zaczynają krążyć soki, choć na zewnątrz wydaje się, że jeszcze smacznie śpią zimowym snem. Do zbioru soku najlepszy jest czas, gdy temperatura w dzień wynosi około plus pięciu stopni Celsjusza, a w nocy minus pięć. Jeśli wczesną wiosną zalega głęboka warstwa śniegu, proces krążenia soków w drzewie spowalnia, a jeśli wiosna jest bardzo ciepła, sok nabiera złego smaku i nie nadaje się do produkcji syropu. Żeby go wydobyć z drzewa, w pień na głębokość do 7,5 cm wbija się kranik. Drzewo musi mieć przekrój minimum 25 cm, każde 12,5 cm powyżej tej wielkości umożliwia dodanie kolejnego kranu. Współcześnie kraniki są połączone plastikowymi rurkami, tak że las wygląda jak polowe laboratorium. Każde drzewo daje wiosną 50 litrów soku. Klony rosną powoli, osiągają wielkość wymaganą do produkcji dopiero w wieku 50 lat. Najstarszy klon w Ontario, mający 300 lat, znajduje się w miejscowości Pelham, a jego obwód wynosi 6 metrów.


Kiedy 400 lat temu pierwsi europejscy osadnicy pojawili się we wschodniej Kanadzie, Indianie nauczyli ich wyrobu syropu klonowego. Dla Indian syrop klonowy był często jedynym źródłem energii zapewniającym przeżycie. W tamtych czasach tradycyjny cukier importowany z Europy był bardzo drogi, więc syrop klonowy stał się słodzikiem numer jeden dla osadników. Żeby go przechowywać przez cały rok, z syropu odparowywano prawie całą wodę i formowano go w bloki łatwe do przechowywania.


Indianie uzyskiwali syrop w dwojaki sposób. Wlewali sok do wydrążonych pni, a potem wrzucali do nich gorące kamienie z ogniska, systematycznie odparowując wodę. Drugą metodą było zamrożenie soku i zdjęcie zamarzniętej wody. Europejczycy od razu zaczęli udoskonalać stare metody. Sok gotowali w żelaznych kociołkach, potem wynaleźli specjalne wielkie płaskie patelnie. Pierwszy odparowywacz soku opatentowano w Quebecu w 1889 roku. W XIX wieku masowa produkcja puszek umożliwiła składowanie syropu i sprzedaż na całym świecie. Około roku 1900 tradycyjną patelnię unowocześniono, dodając w środku kanały, i powstała tzw. Flue Pan. W 1959 roku zaczęto stosować plastikowe rurki, choć ta technologia rozpowszechniła się dopiero w latach 70. XX wieku. Po zastosowaniu pomp ssących zbiór soku klonowego nie wymagał już zatrudniania wielu pracowników. Także w latach 70. wynaleziono technologię odwróconej osmozy, która pozwala na oddzielenie większości wody przed gotowaniem, co skróciło czas procesu produkcji o połowę.


Syrop osładzał życie osadnikom, cukierki z niego były jedynymi łakociami ich dzieci, a okres jego produkcji wielkim świętem. I dzisiaj, choć cukier mamy z buraków cukrowych lub cukrowej trzciny, klonowy syrop to przysmak, a czas jego produkcji to wielkie święto. Wszyscy, całymi rodzinami wybierają się do klonowych farm i na syropowe festiwale, gdzie można obejrzeć tradycyjne i nowoczesne metody produkcji, zjeść naleśniki polane klonowym syropem i skosztować klonowych cukierków.


My wybraliśmy się na syropowe szaleństwa do Mountsberg Conservation Area niedaleko Mississaugi, gdzie w marcu i kwietniu otwiera się Maple Town. Mountsberg utworzono na terenie dawnej farmy rodziny Cameronów. Archibald Cameron, głowa rodu, przybył do Kanady z miejscowości Perthshire w Szkocji w 1833 roku i kupił sto akrów ziemi. Jedno z jego bodajże ośmiorga dzieci, syn Duncan, kupił kolejne sto akrów przylegające do ziemi ojca. W 1857 roku zbudował dom z kamienia i stodołę, istniejące do dzisiaj. Jego syn James mieszkał tu do śmierci w 1962 roku. Region Halton zakupił w latach 60. ten teren w celu utworzenia na 200 hektarach zbiornika retencyjnego przez budowę tamy na rzece Bronte Creek. Dzisiaj Mountsberg obejmuje prawie 500 hektarów bagien, łąk i jezioro, przez które niestety prowadzi nasyp i linia kolejowa. Zbudowano tu wieże obserwacyjne, bo błota ściągają mnóstwo ptactwa. Jest kilkanaście kilometrów tras wycieczkowych, w zimie na cross country, przez las i kładek przez bagna.


W Mountsberg Conservation Area znajduje się sanktuarium dla niezdolnych do samodzielnego życia ptasich drapieżników. Można zobaczyć orły, sokoły, jastrzębie i sowy. Te, które uda się wyleczyć, są wypuszczane na wolność. Niezdolne do samodzielnego życia zostają stałymi rezydentami ośrodka. Przy każdej klatce historie tych bidaków, których nieszczęście na ogół zapoczątkował kontakt z cywilizacją lub głupotą albo okrucieństwem człowieka. Na przykład orzeł o imieniu Cornelius wpadł na linię energetyczną, trwale uszkadzając skrzydło. Może latać tylko na krótki dystans. Mieszka w Mountsberg już 22 lata. Sowa o imieniu Jazz urodziła się w niewoli. Człowiek jest wdrukowany w jej świadomość jako własny gatunek. Jazz często występuje na pokazach ptaków w Mountsberg. Octaviusa idioci chcący mieć sowę zabawkę wyjęli z gniazda jako pisklę. Octavius mieszka w Mountsberg od 2008 roku. Sowa Shadow urodziła się w niewoli i trafiła do ośrodka, gdy miała tylko miesiąc. Jest bardzo zżyta z pracownikami i często bierze udział w programach edukacyjnych i pokazach. Sokół Naghanni został skonfiskowany przez policję. Jest tu i Buzz, sęp wychowany przez człowieka. Nie umie nawiązać kontaktów z przedstawicielami swojego gatunku, ale bardzo lubi ludzi. Jest sowa o mieniu Sawyer. Ma uszkodzone oko, co uniemożliwia jej polowanie. Prawdopodobnie wpadła nocą w oświetlone okno lub uderzył ją samochód. Uderzenie przez samochód oślepiło też na jedno oko sokoła Rufusa, a inny sokół został postrzelony przez człowieka. Dla tych ptaków, które nie mogą latać, zbudowano schodki i poprzeczki, tak by mogły wspiąć się w górę i komfortowo zasiąść na drążkach na wysokości. Kilka razy dziennie zaprzyjaźnione ptaki można obejrzeć na specjalnych pokazach.


Oprócz ptaków drapieżnych, w Mountsberg można obejrzeć wystawę w centrum, kozy i owce w zagrodzie, na dzieci czekają słomiane bale do wspinaczki, stary traktor i stodoła do szaleństw, no a w marcu i kwietniu Klonowe Miasteczko. W tę sobotę był tu taki tłum, że na wjazd czekaliśmy w długiej kolejce, kolejka po placki polane syropem w miejscowej jadłodajni też była niemała. Kiedyś porcja to było kilka placków jeden na drugim, polanych syropem, teraz serwuje się jeden, dodatkowe trzeba kupić ekstra. Ale nadal za darmo można spróbować cukierków w kształcie klonowego liścia, zobaczyć na żywo starą technikę ich wytwarzania, posłuchać opowieści, jak kiedyś się produkowało syrop, a jak to wygląda współcześnie, zobrazowanych ekspozycją z płonącym ogniem, kotłami, i nowoczesnymi maszynami. Pogoda z temperaturą prawie 20 stopni plus uniemożliwiła niestety próbowanie zazwyczaj robionych o tej porze roku cukierków lodowych, tzn. syropu wylewanego prosto na śnieg i zamarzniętego. Można za to było kupić klonowy syrop i inne produkty w miejscowym sklepiku i przejechać się wozem zaprzężonym w dwa perszerony. No a przede wszystkim przejść się ścieżką przez las 600 zakubełkowanych teraz cukrowych klonów, oznaczoną znakiem ze stosem omletów polanych syropem. Szlak opatrzono ciekawymi tablicami informacyjnymi.


Mountsberg Conservation Area to dla rodzin z dziećmi fantastyczne miejsce. I zabawa, i lekcja biologii, i lekcja historii, a pasjonaci fotografii mogą wziąć udział w konkursie Selfi Spot, robiąc zdjęcia w oznaczonych miejscach. Mountsberg w marcu to po prostu Kanada w pigułce. Maple Town będzie czynne do 3 kwietnia w godzinach 10.00-16.00, w czasie March Brake, od 14 do 18 marca, codziennie w tych samych godzinach.
Zbiór soku klonowego można oglądać i smakować w wielu miejscach w Ontario. Najbardziej popularne imprezy niedaleko Toronto odbywają się w Crawford Lake Conservation Area i Bronte Creek Provincial Park, ale jest ich w Ontario wiele więcej, najlepiej wygooglowac Maple Syrup w Internecie.
Mountsberg Conservation Area położone jest między Hamilton i Guelph, ok. 50 minut jazdy od Toronto. Dojazd Highway 401 do Guelph Line (exit 312), potem do Campbellville.  Skręcić w prawo w Campbellville Road, potem 5 km i skręcić w Milborough Line (są znaki do parku).  Więcej informacji pod nr 905 854-2276.


Joanna Wasilewska
Andrzej Jasiński


Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.