farolwebad1

A+ A A-

Życie polonijne

piątek, 25 maj 2012 11:40

Polskie parafie w obwodzie kaliningradzkim

Napisane przez

 Św. Wojciecha Adalberta w Kaliningradzie

Katolicy obwodu kaliningradzkiego, na łączną sumę prawie miliona mieszkańców tej części Federacji Rosyjskiej, stanowią tam 5 proc. wszystkich mieszkańców. Kaliningrad był przez lata miastem zamkniętym. Żeby się do niego dostać, trzeba było mieć przepustkę. Dawna sowiecka władza robiła wszystko, żeby mieszkańcy byli wolni od "religijnych zabobonów" i budowali swój światopogląd na nauce i filozofii marksistowsko-leninowskiej.

                Wśród mieszkańców obwodu byli też i katolicy, którzy po II wojnie światowej przybyli do Jantarnego (bursztynowego) Kraju z sąsiednich republik związkowych, głównie z Litwy i Białorusi. U wielu z nich przywiązanie do katolickiej wiary i tradycji było do tego stopnia silne, że świętych wartości nie przekreśliły żadne zakazy, ograniczenia i propaganda. Podczas letnich urlopów rodziny wyjeżdżały na Litwę, Białoruś i Ukrainę, aby tam "załadować duchowe akumulatory" przez uczestnictwo w sakramentach świętych.                      

Nowe przyszło do Kaliningradu wraz z "pierestrojką" Gorbaczowa. Ludzie otrzymali wówczas więcej swobód – w tym również religijne. Z Litwy zaczęli przyjeżdżać katoliccy kapłani. Najpierw w ukryciu, a potem jawnie zaczęli odprawiać Msze Święte. Reakcja władz była różna: od tolerancji do gniewu.                         W Kaliningradzie i w jego obwodzie nie byłoby katolickiej wiosny bez wytrwałości i skuteczności dwóch kapłanów – pionierów. Pierwszym z nich jest litewski ks. Anupras Gauronskas, który pracuje tam od roku 1990. Drugim zaś ks. Jerzy Steckiewicz ze Szczecina, przybyły do miasta nad Pregołą rok później. Dziś kaliningradzcy katolicy to głównie Polacy, Litwini i Rosjanie. Są też, od niedawna, katolicy niemieckojęzyczni, wśród których pracują werbiści z Niemiec: ks. Joachim Meinke i ks. Edward Prawdzik.                         Wiosną roku 1991 wierni obwodu kaliningradzkiego znaleźli się pod jurysdykcją abp. T. Kondrusiewicza, pierwszego apostolskiego administratora dla katolików europejskiej części ówczesnej rosyjskiej republiki związkowej. Energiczny biskup utworzył stosownie do potrzeb wierzących Zachodni Region swojej Apostolskiej Administratury z dwoma dekanatami w Kaliningradzie i Sowiecku wraz z parafiami i ich filiami, mianując ks. prałata Jerzego Steckiewicza wikariuszem biskupim. Ta ostatnia decyzja ułatwiła pracę proboszczom, którzy odtąd nie musieli zwracać się ze wszystkimi sprawami do biskupa, lecz mogli je załatwić na miejscu u wikariusza.               W Kaliningradzie zostały utworzone dwie parafie: p.w. św. Wojciecha Adalberta i p.w. Świętej Rodziny. Parafianie żyli cały czas nadzieją, że władze państwowe zwrócą im zabrane wcześniej kościoły katolickie. Początkowo wierni gromadzili się na Mszy św. przed kościołem p.w. św. Rodziny, zamienionym na filharmonię. Na początku roku 1992 na ul. Maryny Raskowoj (dawnej ul. św. Wojciecha) dzięki organizacji "Kirche in Not" pojawiły się kontenery, w których urządzono kaplicę, biuro parafialne, bibliotekę, a nawet mieszkanie dla księdza. W takich warunkach zaczęło się życie parafii św. Wojciecha Adalberta, kontynuujące dzieło pierwszej parafii p.w. św. Wojciecha, założonej w Koenigsbergu – Królewcu, jeszcze w pierwszej połowie XIII wieku.                                         Dzięki niemieckiej katolickiej wspólnocie "Lumen Christi" sprowadzono do Kaliningradu, w roku 1994, elementy, z których złożono dużą kaplicę dla parafii p.w. Świętej Rodziny i budynki parafialne. Przez pewien czas gromadzili się tam wierni z parafii św. Wojciecha Adalberta.                    Parafia św. Wojciecha czyniła bezskuteczne starania, aby odzyskać przekazany, choć tylko formalnie, kościół p.w. św. Wojciecha. Gdy to się nie udało, postanowiono rozpocząć budowę nowego.                       W pierwszej kolejności oddano do użytku kaplicę p.w. Matki Boskiej Fatimskiej. W każdą niedzielę odprawiano w niej pięć Mszy św.: trzy po rosyjsku i dwie po polsku. Jeszcze nieukończony kościół p.w. św. Wojciecha Adalberta poświęcono w roku 2005.   Prace wykończeniowe w kościele prowadzone są nadal, chociaż ich stan jest już bardzo zaawansowany. Pomieszczenia w podziemiach kościoła i salki katechetyczne w domu parafialnym są już całkowicie wyposażone.

      Problemem jest natomiast sprawa budynku College'u Adalbertinum, w którym będą zdobywać wiedzę miłośnicy filozofii i teologii. Jego budowa zatrzymała się na poziomie parteru z powodu braku środków finansowych.

Leszek Wątróbski

Szczecin

piątek, 25 maj 2012 11:20

68. rocznica Bitwy o Monte Cassino

Napisane przez

 

         Co roku w maju, członkowie Organizacji Weteranów II Korpusu 8. Armii przypominają o wielkim zwycięstwie polskiego oręża - 18 maja 1944 roku polscy żołnierze II Korpusu pod dowództwem gen. Władysława Andersa, podporządkowani 8. Armii Brytyjskiej, zatknęli polską flagę na ruinach klasztoru benedyktyńskiego na wzgórzu Monte Cassino we Włoszech.

      W tym roku uroczystości upamiętniające tę zwycięską bitwę, zorganizowane zostały wspólnie z Placówką 114 Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej, w niedzielę, 13 maja 2012.

      Uroczystości odbyły się po raz pierwszy w parku im. Ignacego Paderewskiego, gdzie niedawno postawiony został pomnik poświęcony bohaterom spod Monte Cassino.

      W słonecznej, zielonej scenerii parku, przy dźwiękach orkiestry "Orzeł Biały" przeszedł pochód ze sztandarami w kierunku, gdzie pod dużym dachem, zainstalowanym na wypadek deszczu, w rzędach krzeseł zgromadzili się uczestnicy. Tu miała miejsce część oficjalna, z przedstawieniem gości, apelem poległych i przemówieniami.

      Uroczystość prowadził komendant Placówki 114 SWAP Krzysztof Tomczak. Apel poległych czytał druh Andrzej Kawka. Zostały wygłoszone przemówienia w imieniu Kongresu Polonii Kanadyjskiej Zarządu Głównego i Okręgu Toronto oraz wielu organizacji polonijnych z Toronto i innych miast. Przybyła liczna grupa organizacji weteranów z Oshawy z prezesem Bolesławem Drańskim, oraz płk Jerzy Jankowski z Polski, odbywający studia w Canadian Forces College w Toronto. Złożone zostały wieńce.

      Tradycyjnym zwyczajem przedstawieni zostali uczestnicy Bitwy o Monte Cassino, obecni na uroczystości: Ludomir Blicharski, Bolesław Chamot, Stefan Podsiadło i Zbigniew Gondek - Kawaler Orderu Krzyża Virtuti Militari, oraz nieobecny pan Skierniewski.

      Głos prezesa Organizacji Weteranów II Korpusu 8. Armii Stefana Podsiadły załamał się, kiedy w swoim wystąpieniu mówił o radosnych i nieszczęśliwych wydarzeniach majowych w dziejach narodu polskiego. Tłumiąc łzy, przerywanym głosem z trudem powiedział, że jego syn od trzech miesięcy umiera w szpitalu. Dopełniająca wiadomość przyszła następnego dnia. Syn pana Stefana zakończył życie w poniedziałek, 14 maja. Nie ma takich słów, którymi można wyrazić żal Ojcu i Matce po utracie Syna.

      Mszę św. odprawił o. Jan Szkodziński, który połączył w swoim kazaniu wiele wątków, związanych z odbywającą się uroczystością. Dokończenie Mszy św., z błogosławieństwem, miało miejsce przy pomniku Monte Cassino. Po serii pamiątkowych zdjęć, zaproszeni goście udali się do pięknej sali portretowej na obiad, a w parku rozpoczął się piknik i zabawa.

      W sali portretowej parku im. Ignacego Paderewskiego, oprócz portretów wielkich polskich królów i wodzów, zgromadzone zostały cenne pamiątki wojskowe i coraz więcej ich przybywa. Park staje się coraz większym symbolem polskości. Tu postawiony został krzyż, największe źródło nadziei polskiego narodu od wieków. Stawiane są nowe pomniki. Rośnie aleja Dębów Pamięci, sadzonych dla ofiar mordu w Katyniu.

Krystyna Sroczyńska

Toronto

poniedziałek, 21 maj 2012 07:03

Spotkanie z Grzegorzem Braunem w Scarborough

Napisane przez

braunscarborough1

W sobotę, 19 maja br w kościele Matki Bożej Królowej Polski w Scarborough (Toronto) odbyła się projekcja najnowszego filmu Grzegorza Brauna pt. ‘Poeta Pozwany’, a po filmie odbyła się dyskusja Polonii Kanadyjskiej z reżyserem filmu. Spotkanie zorganizowała grupa ‘Tajne Komplety’ z inicjatywy pana Romana Dorny, a prowadził je Andrzej Kumor, redaktor naczelny tygodnika polonijnego ‘Goniec’.
W spotkaniu z Grzegorzem Braunem uczestniczyło prawie 100 osób. Licznie zgromadzeni Polacy zadawali wiele pytań na temat obecnej sytuacji w Polsce oraz wizji Polski na najbliższe lata. Dyskusja zakończyła się po wielu godzinach ok. 23:00.
BARBARA RODE


W najbliższym 21 numerze Gońca zamieścimy obszerną relację z tego spotkania - redakcja

braunscarborough3

braunscarborough2

Polska szkoła w Grodnie nr 36 powstała w roku 1996 za pieniądze Stowarzyszenia "Wspólnoty Polskiej". Wcześniej, w czterech szkołach Grodna były jedynie polskie klasy, które zostały utworzone w odpowiedzi na zapotrzebowanie tamtejszych Polaków.

    
  Nauka w średniej ogólnokształcącej szkole nr 36, z polskim językiem nauczania, rozpoczęła się 21 września 1996 roku. Od tego czasu minęło już prawie 16 lat. Było w niej, w minionym okresie, 9 matur i około 500 maturzystów, z których zdecydowana większość studiuje na uczelniach wyższych – tak Białorusi, jak i w Polsce. Szkoła jest ośrodkiem polskiej kultury i ma dużo powodów do dumy. Dyrektorem polskiej szkoły w Grodnie jest Regina Gulecka. Szkoła utrzymuje bliskie kontakty z liceum ogólnokształcącym nr 5 w Białymstoku i szkołą w Stoku Lackim. Współpraca ta polega na wymianie uczniów i pedagogicznego doświadczenia. Wspólnie z liceum w Białymstoku przeprowadzi również olimpiady. Co roku jej uczniowie i wychowawcy wyjeżdżają na kolonie do Polski, a polscy uczniowie przyjeżdżają do Grodna, aby poznać tamtejszą kulturę. W czasie pobytu w Polsce dzieci z Grodna mieszkają u rodzin.

     3. Dyrektor Regina Gulecka Szkoła ma problemy z podręcznikami, które były dawniej przywożone z Litwy. Dziś korzysta z podręczników białoruskich, tłumaczonych na język polski. W tłumaczeniu z języka rosyjskiego szkole pomaga Związek Polaków na Białorusi oraz Instytut Podnoszenia Kwalifikacji. Podręczniki tłumaczą również sami nauczyciele. Dzieci mają dzięki temu, na ławkach, podręczniki w dwóch językach: polskim i rosyjskim. Starsze klasy korzystają z podręczników przywiezionych z Polski. Uczniowie polskiej szkoły w Grodnie dobrze znają terminologię obowiązującą w języku polskim, jak i rosyjskim, co daje im większe szanse na dostanie się na studia wyższe zarówno w Polsce, jak i na Białorusi.

      Polska szkoła ma na swoim koncie wiele sukcesów. Dobrą znajomość języka polskiego uczniowie potwierdzają zwycięstwami w republikańskiej i międzynarodowej Olimpiadzie z Literatury i Języka Polskiego. I tak np. Agata Barcewicz zajęła pierwsze miejsce w eliminacjach przeprowadzonych na Białorusi, a na międzynarodowej olimpiadzie w Warszawie była druga. Uczennica dziewiątej klasy Jolanta Grul, młoda poetka, zwyciężyła w republikańskim konkursie "Bajki Andersena", recytując dwa wiersze w języku polskim i białoruskim.

      Szkoła ma także osiągnięcia sportowe. Jej drużyna uczestniczyła w międzynarodowych zawodach lekkoatletycznych w Częstochowie, zajmując tam drugie miejsce. Powstał też szkolny klub olimpijski, który bardzo aktywnie współpracuje z Polskim Komitetem Olimpijskim. W szkole istnieją ponadto klasy o profilu muzycznym. Polskie dzieci uczą się w nich grać na skrzypcach i śpiewają w chórze. Co dwa lata biorą udział w Republikańskim Festiwalu Kultur Narodowych. Szkolny zespół "Kolorowe Nutki" wygrał w konkursie festiwalowym polskiej piosenki religijnej w Łodzi. W szkole działa też od lat drużyna harcerska. Osiągnięcia szkoły są zasługą tamtejszego grona pedagogicznego. Tuż po jej otwarciu nauczali w niej głównie pedagodzy z Polski. Z biegiem czasu do grona nauczycielskiego dołączyli tamtejsi absolwenci wyższych uczelni w Polsce. Oni to stanowią teraz większość grodzieńskiego ciała pedagogicznego. Wstrzymane natomiast zostały, od około 5 lat, przyjazdy nauczycieli z Polski. Uczniowie poznają też przeszłość i dorobek kulturalny Polski – ojczyzny ich rodziców i Białorusi – kraju, w którym się urodzili i wychowali. W czasie wakacji letnich wędrują do miejsc związanych z historią obu tych krajów. Zajmują się również pielęgnowaniem obrzędów ludowych, o których nawet w Polsce już się zapomniało. Życie w dwóch kulturach rozwija szerzej oraz uczy wzajemnej tolerancji.

Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski

Szczecin

uczniowieGrodno

piątek, 18 maj 2012 10:23

Nóż się w kieszeni otwiera...

Napisane przez

Poprzyjmy akcję Parents as First Educators

Internet to wspaniały wynalazek i nie muszę nikogo o tym przekonywać; nad sprawami oczywistymi przechodzi się do porządku dziennego. Niemniej jednak podkreślę jedno: dzięki Internetowi jesteśmy w stanie błyskawicznie dotrzeć do tysięcy ludzi. Inna sprawa, że np. amerykańskie tajne służby przechwytują miliony informacji, które krążą w sieci i które są filtrowane zgodnie z programami, czy też wymogami np. walki z terroryzmem. Innymi słowy, Wielki Brat czuwa i nie ma już dla niego żadnej tajemnicy...

      Na to nic nie poradzimy, na to musimy się zgodzić – bo jak można wierzgać, mając oścień wbity w grzbiet? Trzeba z tym żyć, a robić swoje i nie zastanawiać się nad każdym słowem, które wpiszemy w e-mailu czy wypowiemy w rozmowie telefonicznej. Nie dajmy się zwariować i nie pozwólmy, aby poprawność polityczna spętała nam umysł!

      Bądźmy sobą, walczmy o sprawy ważne i mniejszej wagi, jeżeli zgodne są z naszymi przekonaniami, naszą wiarą, doświadczeniem; jeżeli nawet będziemy w mniejszości, jeżeli nawet nasi demokratycznie wybrani przedstawiciele wmawiają nam, że jesteśmy ciemni jak tabaka w rogu...

      Zwróćmy uwagę jak często ludzie rozsądni, stojący po tej samej stronie barykady, nagle dokonują wolty w momencie awansu zawodowego, w chwili, kiedy ich wyniesiemy na jakiś urząd: co się z nimi dzieje i czy rzeczywiście warto tak się zmieniać? Chyba warto, skoro tak się dzieje...

      Dlaczego o tym mówię? Dotarła do mnie petycja organizacji Parents as First Educators, która to petycja wyraża sprzeciw przeciwko planom rządu ontaryjskiego, który ponownie zaczyna manipulować przy ustawach o szkolnictwie. Tym razem chodzi o Bill 13, ustawę, która pod płaszczykiem ochrony dzieci przed dokuczaniem, prześladowaniem itp. wprowadza rozszerzony program edukacji seksualnej, a właściwie pseudoseksualnej, bo czy nauka o różnych zboczeniach jest akurat najważniejsza w rozwoju dzieci? I czy nasze pociechy w szkole podstawowej akurat potrzebują tego rodzaju wiedzy?

      W komunie mówiło się, że lud pracujący miast i wsi pije szampana i zakąsza kawiorem... ustami swoich przedstawicieli! Oni wiedzieli, co jest dla nas najlepsze i kiedy drożał chleb, pocieszali nas, że przecież lokomotywy potaniały...

      Niestety, nie tylko w Ontario dzieją się rzeczy, które nie śniły się filozofom, a przerażenie ogarnia, kiedy czyta się, że niektórzy politycy rzucają hasła, aby dzieci od drugiego roku życia objąć obowiązkiem szkolnym! Jakim obowiązkiem objąć takie maluchy, to chyba chodzi tylko o jedno: odebrać dziecko matce i już od maleńkości urabiać je w jakimś zgubnym duchu. To jest złe, bardzo złe, ale skoro posyła się dzieci do szkoły od czwartego roku życia (a tak przecież jest), to dlaczego nie obniżyć tej granicy jeszcze bardziej, aż dojdziemy do momentu, w którym państwo będzie odbierać dziecko matce tuż po urodzeniu. Utopia? Być może, ale czy wobec szaleństw, które obserwujemy dzisiaj, które miały miejsce wczoraj – można obojętnie wzruszyć ramionami?

      Może to przykład z nieco innego poletka, ale przecież w latach 60. XX wieku, kiedy Chinami rządził zbrodniarz Mao, ludzie marli z głodu milionami! Przecież lata 60. pamiętamy, w PRL nie przelewało się nam, ale to, co miało miejsce w Chinach, jest trudne do wyobrażenia. Wspomina sowiecki dyplomata, że o głodzie wiedział, przecież jadąc z lotniska do ambasady widział, że na drzewach nie ma liści... Mao eksperymentował, nie licząc się z ludźmi i czy antyrodzinna polityka współczesnych władz chińskich nie jest zbrodnią? Wszak aborcji dokonuje się pod przymusem, bo tylko jedno dziecko...

      Ale wróćmy na nasze podwórko, wspomniana ustawa (Bill 13) ubrana jest w piękne słowa – zresztą i największe kłamstwa ukrywa się za szczytnymi hasłami – ale zawiera treści, przeciwko którym rodzice powinni zaprotestować. Okazuje się bowiem, że w klasie 3 dzieci już będą nauczane o homoseksualizmie, w klasie 7 już będzie o seksie analnym i oralnym, w klasie 8 orientacje seksualne, a więc pederaści, transseksualiści itd.

      Co szczególnie odrzucające, to zalecać (a może wręcz narzucać) się będzie tworzenie klubów gejowskich w szkołach katolickich! Nie muszę dodawać, że biskupi są przeciwko temu, ale skoro "wadza" zadekretuje to jako obowiązek szkolny? Wprowadzi się nowe pomysły i rozważania, aby dziecko umiało się zapytać, czy jego religia nie stoi na przeszkodzie w rozwoju jego seksualności?

      Dodajmy do tego powszechność pornografii, filmów, które lansują zboczenia, media, które 99 proc. uwagi poświęcają jednemu: kto z kim i ile razy, i w jaki sposób. Obrzydlistwo i w takim świecie nasze dzieci dorastają. Czy jesteśmy w stanie coś zrobić? Na pewno, ale wymaga to ogromnego wysiłku i lat ciężkiej pracy. Tylko że w tym czasie dorastają kolejne pokolenia o coraz słabszym kręgosłupie moralnym, a więc i praca jest coraz trudniejsza. Może dlatego coraz więcej osób wzrusza ramionami i godzi się z tym, co się dokoła dzieje?

      America needs Fatima, to jedna z wielu organizacji, które podjęły wyzwanie i podejmują wysiłki, aby świat nie do końca uległ zepsuciu. Kiedy się zapozna człowiek z tym, co się dzieje np. na amerykańskich uczelniach, które oficjalnie są uczelniami katolickimi, opadają ręce. Z oporem przychodzi człowiekowi powiedzieć, że jest to uniwersytet katolicki. Tak się zmieniło rozumienie tego, co katolickie.

      Byłem przed laty uczestnikiem rozmowy z ks. kardynałem Glempem, w pewnym momencie padło stwierdzenie, że współcześni kapłani są nie tacy, jak być powinni. Na to kardynał odpowiedział krótko: są tacy, jakie jest polskie społeczeństwo, bo przecież nie przybyli z księżyca. I koło się zamyka. Bardzo dawno temu jeden z naszych mądrych przodków powiedział, że takie będą rzeczpospolite, jakie jej młodzieży chowanie.

      Takie będą Kanady, Ameryki, jakie młodzieży uczenie.

      To nie jest tak, że nagle minister oświaty dostaje olśnienia i wprowadza od ręki nowości w programie szkolnym, odbywa się to inną drogą – tyle tylko, że efekt jest ten sam. Jakie to są siły? Na pewno siły zła, nikt przy zdrowym umyśle nie powie, że dzieciaki czekają na uświadamianie seksualne, i to w tym momencie, kiedy mają niewinne serca i umysły. I to brukać?! I nie brać pod uwagę woli rodziców?

      Tych samych rodziców, którzy poprzez odbierane w postaci podatków pieniądze finansują ciepłe posadki np. ministra szkolnictwa. Czyż to nie absurd? A może by tak w Kanadzie wprowadzić instytucję referendum... Idiotyczny pomysł rozbuchanej edukacji seksualnej zyskał poparcie baranów (przepraszam prawdziwe barany, które nie mają z tym nic wspólnego) w parlamencie, doskonale, ale teraz proszę nas zapytać, bo was w parlamencie jest garstka, a wasza decyzja dotyczy milionów dzieci i rodziców. Proste jak budowa cepa.

      Ale jest inaczej, oni wiedzą lepiej, a jeżeli jeszcze dopuści się do głosu prawników, którzy zaczną analizować to, co sami wcześniej uchwalili, rzeczywiście dojdą do wniosku, że to jest wbrew prawu, bo jak można zakazać Johnowi pos...ć kolegę... To drastyczny przykład, ale tak to wygląda. Krzyż na ścianie? Ale w klasie jest ateista, jest muzułmanin i nie jest ważne, że oprócz nich jest jeszcze 25 katolików.

      Otrzymałem za pośrednictwem America needs Fatima krótki film, który mnie poruszył, oto grupa studentów stoi na chodniku transparentem, że małżeństwo to mężczyzna i kobieta, przy okazji rozdają Biblię. Co mną wstrząsnęło? Skala agresji przeciwko temu, co normalne, przeciwko temu, co powinno być pod ochroną prawa. Okazuje się, że ci młodzi ludzie włożyli kij w mrowisko: plucie, polewanie z butelek, rzucanie butelkami, porwanie transparentu... młody człowiek wydzierający się "God is dead", inny drący Biblię strona po stronie... Taka jest współczesna Ameryka? Byłem przerażony z jednej strony, ale i pełen podziwu dla tych młodych ludzi, którzy trwali na posterunku. W Stanach Zjednoczonych aż w 107 szkołach wyższych istnieją kluby o orientacji homoseksualnej! To nie jest zgodne z nauką Kościoła...

      Dominic Tse z North York Community Chinese Church (metropolia Toronto) porównał działanie ontaryjskiego rządu liberalnego do taktyki komunistycznych władz w Chinach; to daje wyobrażenie o skali oburzenia na nowe pomysły liberałów i zagrożeniu, jakie niesie Bill 13.

      Tak, otwiera się nóż w kieszeni,nie chodzi bowiem już tylko o propagowanie zboczeń, ale o znacznie szersze zjawisko, jakim jest walka z Kościołem. Widzimy to np. obecnie w Polsce, widzimy w Kanadzie – przecież narzucenie nowych pomysłów w szkołach, to policzek wymierzony nauczaniu katolickiemu, to podważenie autorytetu Kościoła, pokazanie, że należy żyć inaczej, że nie ma takiego zboczenia, które nie byłoby uznane za naturalne.

      W kontekście tej ustawy, wprowadzania jej w życie, doskonale widzimy, co sobie o nas myślą politycy: jak przychodzą wybory, mamy ich wybierać, a później... morda w kubeł! Przepraszam, ale taka jest brutalna prawda.

      Na szczęście, są jeszcze ludzie, którzy nie dali się zastraszyć, rzucić na kolana. Akcja Parents as First Educators pokazuje, że można podnieść głowę i przynajmniej spróbować pokonać zło. Niech mi bowiem ktoś udowodni, że dziecko w klasie trzeciej jest zainteresowane... homoseksualizmem. A jeżeli nawet (Internet, media) okaże takie ciągotki, wystarczy zwykły pas, aby wybić mu z głowy takie zainteresowania. Wiem, że ktoś mi postawi zarzut pastwienia się nad dzieckiem, może nasłać wyspecjalizowane agencje itd., ale nawet pod szubienicą nie zmienię zdania, że porządne lanie z ręki ojca nie jest doskonałym lekarstwem. Wiem, co mówię, bowiem pamiętam swoje lata młode i durne... A jak mówił mi ostatnio znajomy, w prawie kanadyjskim zachowała się jakaś brytyjska ustawa sprzed lat, która mówi, że żony nie można bić kijem cieńszym (a może grubszym?) niż kciuk. Ale to uwaga tak zupełnie na marginesie i jeżeli się mylę, ktoś może mnie poprawić.

      Powracając do ustawy, którą chce się nam narzucić, należy postawić sobie pytanie, zasadnicze pytanie: dlaczego tak się dzieje? Kto za tym stoi, że odrzuca się ustalone normy, że odrzuca się to, co zawsze było święte, i dlaczego ludzie godzą się na to wszystko? Jaką rodzinę tworzą dwie panie? Dwóch panów? Jak można pozwolić na adopcję dzieci? Ale skoro prawo stanowi, że dwóch panów może być małżeństwem, to logicznym następstwem tego idiotyzmu jest przyznanie im prawa do adopcji. Dlaczego? "Małżeństwo" pragnie mieć dziecko, skoro nie może mieć potomstwa drogą naturalną – pozostaje adopcja.

      Sięgam po najnowszy Katechizm Kościoła katolickiego, hasło homoseksualizm pod numerem 2357, mówi wyraźnie, że akty homoseksualne "Są sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane". I, przypomnę, w 107 amerykańskich katolickich szkołach wyższych istnieją kluby homoseksualne...

      Jestem przekonany, że to tylko kwestia czasu i przyjdzie otrzeźwienie, że zaczniemy uczyć się od innych, może od... muzułmanów? Absurd? Może nie do końca, nie mam na myśli kwestii religijnych, ale postawę wyznawcy. Ktoś napisał książkę, która źle się wyrażała o islamie – 5 mln nagrody za jego głowę... Ukazały się karykatury Mahometa? Protesty, oburzenie, jakaś bójka, ukrywanie się rysownika... Nie, nie popieram przemocy jako takiej, ale jeżeli my sami nie staniemy w obronie tego, co dla nas święte – nikt tego nie uczyni. Jakiś "komik" sika na portret Jezusa, polska artystka w ramach tzw. instalacji umieszcza krzyż w pochwie, inna umieszcza na krzyżu penis... Torontoński artysta maluje papieża Benedykta XVI podziurawionego kulami, a prezydenta USA ukrzyżowanego. I nic, idziemy dalej jak gdyby nic się nie stało.

      To dlatego w Zachodniej Europie wznosi się dzisiaj więcej meczetów niż kościołów, to dlatego we Francji rok w rok tysiące ludzi przechodzi na islam; chociaż Janusz Korwin-Mikke powiedział kiedyś, że to z innej przyczyny: jeżeli muzułmanie mają nam poderżnąć gardła, lepiej być muzułmaninem...

      Petycję w sprawie Bill 13 podpisałem, również moja żona i córka, przesyłając ją dalej w nadziei, że podpisów będą tysiące i że ten głos dotrze do ludzi odpowiedzialnych za to, czego nasze dzieci będzie się uczyć, i że nasz głos zostanie wzięty pod uwagę. Taką mam nadzieję...

Leszek Wyrzykowski

Windsor

czwartek, 17 maj 2012 23:32

Za mało modlitwy

Napisane przez

Korespondencja  z Ottawy

Pochwalony Jezus Chrystus

      To był mój pierwszy osobisty kontakt z demonstracją na rzecz obrony życia dzieci nienarodzonych - nie biorę tu pod uwagę kilku cichych i mizernych akcji stania z transparentami w rękach wzdłuż ulicy Dundas. Demonstracja w Ottawie,10 maja, przed budynkiem parlamentu kanadyjskiego, robiła naprawdę duże wrażenie.

      Wróćmy do początku. Brzmi to absurdalnie – demonstracja na rzecz obrony życia dzieci. Kropka.

      Dodawanie słowa "nienarodzonych" określa jedynie wiek dzieci – 1 tydzień, 5 tygodni, 15 tygodni... życia,

aż dochodzimy do momentu, że to życie, nadal to samo, nadal trwając, zaczyna się już poza bezpiecznym dla dziecka łonem matki; nadal i to długo jeszcze potrzebującym ciągłej opieki, ale już "na własną rękę".

      Jeżeli dzisiejszy człowiek ma coraz większe trudności z dostrzeżeniem Boga wokoło siebie, a jest On widoczny w każdej rzeczy, jaką widzimy; chociażby właśnie w niezwykłej cudowności misternej budowy oka,

pięknie oczu dziecka, to jest to znak tragicznej sytuacji moralnej i duchowej.

      Zakwestionowanie prawa do życia podarowanego przez Boga, zakwestionowanie świętości i jedynego w swoim rodzaju życia – Bóg nie stworzył nigdy dwóch takich samych ludzi – jest największą współczesną tragedią ludzkości.

      Nie ma sensu przekonywać o tym ludzi świadomych, jak również nie jest moim zamiarem przekonywać do życia tych, którzy dzisiaj całkowicie pogubieni, z wyżartym przez polityczną poprawność sumieniem, krzyczą w swej rozpaczy – Pro choice!

      Pozostaje tylko modlitwa i świadectwa tych,  którzy ten dramat życia zagrali w głównej roli i teraz wołają – nie zabijaj, bo ja to zrobiłam, bo ja do tego namawiałem, ja tego żądałem!

      Proszę o potraktowanie tych refleksji z tej demonstracji jako całkowicie własne, wolne od malkontenctwa obserwacje; jako chęć podzielenia się uwagami tylko po to, aby za rok nie tylko martwić się o ilość, a odniosłem takie właśnie wrażenie, ale głównie o "jakość", efektywność naszego przekazu o świętości życia.

      Film pt. "1800", jaki oglądaliśmy w autobusie w drodze do Ottawy, był dla mnie nietrafiony. Traktujący o "aborcji", wiele razy pokazuje osobę i używa  nazwiska Adolfa Hitlera, pokazuje tłumy zachwyconych nim Niemców,  stosy ludzkich ciał, baraki obozów koncentracyjnych, używa wiele razy słowa "holokaust" i sprowadza sprawę do mitycznej liczby 6 milionów ofiar żydowskich.

      Pokazuje drogę pewnego rozwoju duchowego typowych, wziętych z życia ludzi, gdy drogą zadawania im różnych pytań i słuchania ich odpowiedzi na temat życia, są doprowadzani do jedynie słusznego wniosku,

że życie jest największą wartością i zmieniają swoje pierwotne podejście do aborcji o 180 stopni.

      Należę do ludzi, którzy uznają tragedię narodu żydowskiego, ale wiedzą, że nie była ona jedyna. Jeżeli już musimy mówić o "aborcji", posługując się przykładami historycznego "holokaustu", to było ich wiele, że wspomnę tylko Polaków i Ormian. Za rok oczekiwałbym czegoś bardziej współczesnego, naukowego, pokazującego tragedię tych dzisiejszych, współczesnych młodych kobiet i mężczyzn, tragedię naszego świata.

      Film oglądany w drodze powrotnej, "Szukałem Was" pokazywał bardzo wiele scen z życia Jana Pawła II, ale z celem pielgrzymki niewiele miał wspólnego. Wszyscy wiemy, że JPII zawsze życia bronił i mówił o tym często i jasno.

      Bardzo budująca była liczba ludzi, jacy przyszli, przyjechali z różnych stron, właśnie tylko po to, aby głośno zademonstrować swój sprzeciw wobec obowiązującego w Kanadzie "prawa aborcyjnego", które sprowadza się do tego, że dziecko można zabić praktycznie w każdym momencie życia.

      Najbardziej budujący był widok bardzo wielu nastolatków i ludzi młodych.

      Słowną, a raczej wrzaskliwą konfrontację między naszym pochodem a może setką osób "pro choice" – chętnie bym zmienił albo na całkowicie cichy marsz, w modlitewnym skupieniu; niech sobie wrzeszczą... Albo na wspólną, w ich intencji, głośną, modlitwę nas wszystkich – "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Maryjo".

      Może była wcześniej, może przed naszym dotarciem na miejsce, ale bardzo mi zabrakło wspólnej, głośnej modlitwy tych prawie 20.000 ludzi, właśnie w intencji naprawy serc i dusz tych, którzy prawo ustalają, wszak staliśmy przed parlamentem Kanady, tych którzy się na tak straszny krok decydują, jak i tych którzy dzieci zabijają. Słuchanie przemówień i oklaski niczego nie zmienią.

      Hierarchowie i wierni obrządku greckokatolickiego nie zapomnieli o tym, a nam jedynie zostało słuchać i obserwować Ich modlitwy przebłagalne, śpiewy i kadzenia, a na pójście do katolickiej katedry została tylko godzina, co odliczając czas dojścia do katedry i powrotu na ustaloną godzinę do autobusu, dawało może 8 minut refleksji, modlitwy i około 8 uczestników "pielgrzymki". Gdzie poszła cała reszta naszego autobusu, jeszcze przed modlitwami grekokatolików, nie wiem.

      Ale największą rozterkę, bez egzaltacji – ból, przeżyłem wtedy, gdy konkretne osoby, wymieniane z imienia i nazwiska, kobiety i mężczyźni, z dużymi planszami wiszącymi na ich szyjach – "I regret my abortion", "I regret my lost fatherhood", składali głośno, słyszalne przez głośniki, swoje jakże bolesne, tragiczne świadectwa.

      Łzy się w oczach kręciły, a tłum "pielgrzymów", uznając, że swoją powinność już zakończył, wrócił do swoich głośnych rozmów, śmiechów, gier telefonicznych, kopania piłki, do wysyłania SMS-ów... Nie słuchali. Wszyscy my, dorośli, wszyscy liderzy i opiekunowie, nie zdaliśmy egzaminu. Te świadectwa powinny być słuchane na kolanach, tak przez młodych, jak i starszych ludzi. Może na początku demonstracji.

      Dzielili się swoim strasznym bólem, a wyć się chciało, widząc, jak znakomita większość tego nie słucha, żyje już swoim życiem, rozchodzi się, pozostało może 150 osób. Podszedłem do tych ludzi, wielu z nich płakało. I może to tylko oni byli na pielgrzymce.

      Przyszedłem, zobaczyłem... trochę się zawiodłem. Mimo że liczba uczestników podobno wzrosła. Chętnie pójdę za rok, ale proszę o wysłuchanie mnie i ustosunkowanie się do moich refleksji w trakcie przygotowań do następnego wyjazdu za rok.

Roman Dorna

Fot. Autor

Mississauga

      Słowo od redakcji:

      Na usprawiedliwienie pielgrzymów trzeba powiedzieć, że w tym roku było wyjątkowo wietrznie, zimno i deszczowo, dlatego sporo zziębniętych osób schroniło się do pobliskich kafejek po kilku godzinach przebywania na zewnątrz. Mimo smsów i rozmów pielgrzymów podczas świadectw osób, które przeszły przez aborcje, tysiące ludzi zwolniło się z pracy lub szkoły, żeby zademonstrować swoje "politycznie niepoprawne" poglądy, że życie ludzkie w łonie matki trzeba chronić.

     Jak się dowiedzieliśmy, film "180 degrees" został wybrany przez... kierowcę autokaru, który z ruchem pro-life nie miał nic wspólnego. Różne są sposoby i różnymi argumentami można trafić do człowieka, który mimo swych wad i ułomności może być podatny na przesłanie pro-life.

      Z polonijnych parafii najliczniej reprezentowani byli oblaci (o. Paweł Nyrek, o. Mieczysław Burdzy, o. Michał Pająk i o. Paweł Ratajczak z KSM).

czwartek, 17 maj 2012 23:25

Dlaczego tak mało?

Napisane przez

Korespondencja z Wilna

Doszła do skutku odłożona po katastrofie smoleńskiej wizyta premiera Donalda Tuska w Kanadzie. O różnych jej aspektach przeczytają Państwo w numerze, ja chciałabym się skupić na odwiedzinach premiera na Ontaryjskich Kaszubach, w miejscowości Wilno. Na tych terenach w połowie XIX w. osiedlali się pierwsi polscy zorganizowani emigranci z Kaszub, stąd właśnie nazwa. Drogi w Wilnie nadal noszą nazwiska pierwszych osadników, a mieszkańcy zachowali kaszubski język i pielęgnują stare tradycje. Znajduje się tu także kaszubski skansen-muzeum, w którym Donald Tusk w niedzielę, 13 maja 2012, posadził symboliczne drzewko.  Po II wojnie światowej tereny te, bogate w jeziora i malownicze wzgórza, stały się miejscem letniego wypoczynku dla rzeszy Polaków z nowszej emigracji i obozów polskich harcerzy.


W programie pobytu premiera w tym dniu była również wizyta na starym cmentarzu i spotkanie z miejscowymi Kaszubami w sali pod kościołem Matki Boskiej Częstochowskiej, w którym uczestniczyli też przedstawiciele ambasady RP, władz Wilna i wybrani goście z Kongresu Polonii Kanadyjskiej.

      Byłam tego dnia w Wilnie, po godz. 10.00. U stóp pięknie położonego na wzgórzu kościoła szykowała  się do demonstracji – za zgodą proboszcza – zorganizowana grupa ok. 20 – 30 osób, większość z Ottawy. Byli to przedstawiciele ottawskich Solidarnych 2010, Związku Narodowego Polskiego Gminy im. Lecha Kaczyńskiego i Klubu Gazety Polskiej, a także kilkoro Polaków mieszkających w Wilnie na stałe. Przyjechali tu wyrazić swój sprzeciw przeciwko temu, co dzieje się w Polsce za rządów premiera Tuska, przeciwko sposobowi prowadzenia śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej, z żądaniem zwołania międzynarodowej komisji  dot. tego śledztwa, a także przeciwko ograniczaniu wolności słowa, w tym z żądaniem miejsca na cyfrowym multipleksie dla TV "Trwam", jak głosiły licznie przygotowane transparenty, których było notabene o wiele więcej niż uczestników protestu. Wszyscy czekali wytrwale na przybycie premiera – choć niemiłosiernie cięły czarne muszki, kanadyjska wiosenna specjalność. Na spotkanie w sali parafialnej zaczęli zjeżdżać się miejscowi Kaszubi, niektórzy w regionalnych strojach. Część z nich, widząc transparenty, zatrzymywała się i czytała, część podchodziła i pytała, o co chodzi w proteście. Organizatorzy byli świetnie przygotowani, pan Grabkowski prowadził manifestację po angielsku i polsku, rozdawano zainteresowanym ulotki. Pod kościół zajechał też autobus z przedstawicielami Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Premiera Tuska demonstranci powitali okrzykami m.in. "Wolne media", "Żądamy prawdy", "Żądamy powołania niezależnej międzynarodowej komisji ws. katastrofy smoleńskiej", i takimi samymi go pożegnano.

      Do protestujących podszedł kamerzysta TVP i dziennikarka kanadyjskiej telewizji OMNI. Pan Grabkowski udzielił wywiadu, jednocześnie wygłaszając apel o rzetelne podawanie informacji do filmujących ze wzgórza dziennikarzy z innych polskich mediów, którzy nie odważyli się podejść. Nie pofatygowali się zresztą, żeby zamienić choć kilka słów z protestującymi, przedstawiciele Kongresu, bez słowa też minął ich poseł federalny Partii Konserwatywnej Władysław Lizoń z żoną...

      Tego dnia była świetna okazja do powiedzenia, w obecności kanadyjskich mediów i oficjeli, premierowi Tuskowi, co leży na sercu Polakom, również tym żyjącym na stałe w Kanadzie, i nagłośnienia tego. Nie było kordonów policji ani straży miejskiej jak w Polsce, premier był na wyciągnięcie ręki. Porządku pod kościołem strzegło zaledwie kilku miejscowych policjantów, nie licząc służb specjalnych przy samej sali.

      W związku z tym na koniec kilka pytań.

      Dlaczego tak niewiele osób zdecydowało się zaprotestować?

      Dlaczego nie było tu ani jednego przedstawiciela bardzo licznej Rodziny Radia Maryja z Toronto, tym bardziej że SOS – Komitet Obrony Telewizji Trwam prosi o współpracę Polonię i nagłaśnianie sprawy za granicą w obliczu starań o referendum europejskie ws. dyskryminacji Telewizji "Trwam"?

      Czy rzeczą właściwą było, że w  spotkaniu z premierem wzięli udział przedstawiciele Kongresu Polonii Kanadyjskiej, choć niektórych czołowych działaczy KPK (z innych krajów także) polski MSZ wpisał na tzw. czarną listę, nakazując placówkom dyplomatycznym ich bojkot? Czy nie była to dobra okazja do oprotestowania przez Kongres tego faktu poprzez zignorowanie tej wizyty?

      Te pytania pozostawiam zainteresowanym do rozważenia.

Joanna Wasilewska

Fot. Andrzej Jasiński

Mississauga

czwartek, 17 maj 2012 23:22

Miss Polonia Oshawa 2012

Napisane przez

           Pic.3 498x640 28 kwietnia Oshawa znów świętowała doroczne wybory Miss Polonia Oshawa 2012. Impreza zapowiadała się znakomicie, a to choćby ze względu na wyprzedaż prawie wszystkich biletów na kilka dni przed wyborami.

Był wyjątkowo słoneczny, ale trochę chłodny dzień, natomiast gorącą atmosferę zapowiadała olbrzymia frekwencja. Organizatorzy w ostatniej chwili dostawili kilka dodatkowych stolików, by zapewnić miejsca siedzące wszystkim chętnym. Halę "weterańską" w większości wypełniła młodzież, bo to przecież jej rówieśniczki stawały do konkursu o tytuł najpiękniejszej Polki w Oshawie. Cztery kandydatki od kilku tygodni pod okiem Małgosi Zubrzyckiej i Weroniki Lechowicz ćwiczyły specjalne układy choreograficzne, by jak najlepiej wypaść podczas prezentacji przed publicznością. W Oshawie na balu Miss Polonia jury to publiczność i prezentacja ma wielkie znaczenie. Prezenterzy wieczoru, Edyta Czarny i Arek Zubrzycki, rozpoczęli bal zgodnie z programem.

      Po oficjalnym powitaniu i podziękowaniu wszystkim sponsorom rozpoczęła się najważniejsza część wieczoru. Na salę wkroczyły w towarzystwie partnerów Mini Miss 2011 Iza Doroszuk i Mini Miss 20012 Veronika Mokros. Następnie publiczność powitała Miss Kraków 2012 Natalię Pawlikowską , dalej Wicemiss Polonii Oshawa 2011 Anię Kozak i Victorię Gratkowską, wreszcie Miss Polonii Oshawa 2011 Dianę Jaskulską. Wszystkim dziewczynom towarzyszyli partnerzy. Miss 2011 podziękowała za ubiegłoroczny wybór i dzieląc się ze wszystkimi swoimi przeżyciami z okresu "królowania", życzyła nowym kandydatkom tytułu Miss 2012. Wreszcie nastąpiła prezentacja kandydatek do tytułu Miss 2012. Z numerem 1 zobaczyliśmy Magdalenę Słomińską, z numerem 2 Olivię Wrzal-Kosowską, z numerem 3 Sylvię Pieczonkę i z numerem 4 Dominikę Wilczewską. Wejściu kandydatek z partnerami towarzyszył ogromny aplauz publiczności.

      Następnie kandydatki w krótkich wystąpieniach przybliżyły swoje sylwetki najpierw po polsku, a później po angielsku. Warto nadmienić, że wszystkie znane są z przynależności do młodzieżowych organizacji polonijnych i w swoich wystąpieniach o tym wspominały.

      Prezentację zakończono wspólnym odtańczeniem walca. Rozpoczęła się zabawa dla wszystkich. Do tańca grał zespół MR SYSTEM, który zaprezentował wyjątkowo dobrą muzykę. W tym czasie każdy uczestnik balu wpisywał numer kandydatki i wrzucał balot do specjalnie przygotowanej urny. Kiedy uznano, że głosowanie jest zakończone, poproszono rodziców kandydatek, prezesów bratnich organizacji w Oshawie, prezesa Gr. 21 Jana Zubrzyckiego, gospodarza balu Stefana Michalskiego oraz prezenterów wieczoru do przeliczenia głosów. Wreszcie przerwano zabawę i prezenterzy ogłosili, że mamy nową Miss Polonii Oshawa 2012. Pierwszą Wicemiss została Magdalena Słomińska, a Miss Polonii 2012 Dominika Wilczewska. Nastąpił wzruszający moment koronacji przy wielkiej owacji publiczności, po którym wręczono nagrody ufundowane przez sponsorów. Usłyszeliśmy podziękowanie z ust nowej Miss Polonii Oshawa 2012 oraz zaproszenie do dalszej zabawy, z czego wszyscy z ochotą skorzystali.

      Bal Miss Polonia Oshawa należy już do ponad 50-letniej tradycji Gr. 21 ZPwK. Tak liczna obecność Państwa świadczy o jego popularności i potrzebie organizowania. Należy tę tradycję podtrzymywać i kontynuować coroczne konkursy, co jest możliwe dzięki hojności sponsorów. Sponsorom ostatniego balu składamy serdeczne podziękowania.

      Zainteresowanych odsyłamy na stronę internetową organizatorów: www.zpwk-gr21.ca, gdzie można znaleźć więcej informacji i zdjęć.

      Zdjęcia i tekst:

Krzysztof Czajowski

W poniedziałek, 14 maja,pod parlamentem Kanady spotkali się Polscy Patrioci, Polacy, którzy musieli kiedyś opuścić swój ojczysty dom i rozpocząć nowe życie na obczyźnie. Polacy, którzy całe życie ogromnie kochają swoją Matkę Ziemię i cierpią, kiedy Ona cierpi. Polacy, którzy walczą o Jej dobro i których obchodzą Jej przyszłe losy. Polscy patrioci spotkali się pod parlamentem w dniu bankietu wydanego na cześć premiera Donalda Tuska przez rząd Kanady.

      Na protest przyjechali z wielu miast. Mimo że był to dzień powszedni, poświęcili swój czas w poczuciu obowiązku. Mimo iż żyją tu, w Kanadzie, że ich dzieci są tu urodzone, że mają swoje rodzinne i osobiste sprawy dnia codziennego, to ich miłość do Polski jest tak wielka, że są gotowi zrobić wszystko, aby jej bronić i aby o nią walczyć. Nie zapomnieli, skąd pochodzą, gdzie ich dziadowie walczyli o wolność i niepodległość.

      Połączyły się wszystkie myślące podobnie organizacje polonijne. Inicjatorami i organizatorami wydarzenia było Stowarzyszenie Solidarni 2010 z Ottawy. Do nich dołączył Klub Gazety Polskiej w Ottawie oraz Związek Narodowy Polski. Z Toronto autokarem przyjechali przedstawiciele Koła Sympatyków Prawa i Sprawiedliwości oraz Związku Narodowego Polskiego i afiliowanego przy nim Stowarzyszenia Józefa Piłsudskiego "Orzeł Strzelecki". Wyprawę do Ottawy z Toronto zorganizowało Koło Sympatyków PiS. Na wyjazd zdecydowali się mieszkańcy nie tylko z Toronto, ale również z Mississaugi, Guelph, Kitchener i Hamilton. W podróży towarzyszył im Gość Specjalny z Polski, pan Andrzej Melak, brat śp. Stefana Melaka, który 10 kwietnia zginął w Smoleńsku.

      W demonstracji uczestniczyło w sumie kilkaset osób. Manifestanci mieli flagi polskie, banery, chorągiewki PiS oraz ogromną liczbę transparentów napisanych w dwóch językach: polskim i angielskim. Uczestnicy protestu wznosili okrzyki, takie jak: Bóg, Honor i Ojczyzna, Chcemy prawdy, Wolność słowa czy Precz z komuną. Odśpiewano hymny narodowe Polski i Kanady, "Boże coś Polskę" oraz "Ojczyzno ma". Dopisała piękna, słoneczna pogoda, a atmosfera była wypełniona solidarnością i miłością do Polski. Całe wydarzenie prowadzili przedstawiciele Solidarnych 2010.

      Organizatorzy i współpracujące z nimi organizacje polonijne mają wielką nadzieję, że premier Tusk usłyszał co mieli mu do przekazania oraz, że prawda o tym co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku oraz o tym co dzieje się obecnie w Polsce za rządów pana Tuska dotarła do mieszkańców Kanady co przyczyni się w końcu do zerwania żelaznej kurtyny i umiędzynarodowienia śledztwa smoleńskiego oraz wywrze nacisk i pomoże obronić wolności słowa i przyznania telewizji Trwam należnego jej miejsca na multipleksie cyfrowym.

      Organizatorzy z całego serca dziękują wszystkim POLSKIM PATRIOTOM za poświęcenie dla dobra Polski i udział w demonstracji.

Barbara Rode

Georgetown

czwartek, 17 maj 2012 23:13

Spotkanie Donalda Tuska z KPK i Polonią

Napisane przez

W dniach 12-15 maja 2012, na zaproszenie premiera Stephena Harpera, przebywał z oficjalną wizytą w Kanadzie premier rządu polskiego Donald Tusk.

      W niedzielę, 13 maja, premier Tusk udał się na kanadyjskie Kaszuby, miejsce pierwszych polskich osadników, do dziś zamieszkane przez ich potomków. Premier był tam witany i podejmowany przez przedstawicieli lokalnych władz, miejscową ludność i przybyłych gości. Nie bez przyczyny wizyta premiera tam się zaczęła. Podczas pobytu na kanadyjskich Kaszubach i potem na spotkaniu w parlamencie, premier powiedział: "jako Polak i Kaszub, czuję się tu jak u siebie w domu".

      W sali kościoła St. Mary w Wilnie miał miejsce obiad zorganizowany przez Kaszubów dla zaproszonych gości. Uczestniczyło w nim kilku przedstawicieli KPK, którzy poprzez swoją działalność w ZHP poza granicami kraju, przez wiele lat byli związani z regionem kaszubskim. Byli to: Teresa Berezowska, Krystyna Reitmeier, Stanisław Reitmeier i Elżbieta Morgan.

      Na spotkanie z premierem Harperem i premierem Tuskiem w parlamencie federalnym w Ottawie, w poniedziałek, 14 maja, o godz. 18.00, zostali zaproszeni przedstawiciele Polonii oraz Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Delegatami Kongresu byli członkowie Zarządu Głównego, prezesi okręgów KPK i prezesi organizacji centralnych, należących do Kongresu, wraz z małżonkami. Dla kilkunastu osób zorganizowany był wyjazd małym autobusem, z parkingu przy kościele św. Maksymiliana Kolbe w Mississaudze.

      Po przejściu przez kontrolę, goście zostali wprowadzeni do dużej sali, gdzie miało miejsce spotkanie na stojąco. Wg pobieżnej oceny, na sali znajdowało się ponad 200 osób. Słychać było głównie język polski. O godz. 18.00 poseł federalny Władysław Lizoń zaanonsował wejście premiera Kanady Stephena Harpera, premiera RP Donalda Tuska, prezes KPK Teresy Berezowskiej i ambasadora RP Zenona Kosiniaka-Kamysza.

      Premier Stephen Harper pozdrowił wszystkich, przedstawił pana Lizonia i gościa z Polski. Mówił o czerwieni i bieli polskiej i kanadyjskiej flagi i o tym, co oznacza pomnik Katyński przy ulicy Roncesvalles. Mówił o Avro Arrow, o wielkich Polakach, jak Kazimierz Gzowski i jego syn. Mówił o Warszawie i Krakowie, które odwiedził. O wielkim papieżu Janie Pawle II, na którego pogrzebie był. O ciemnym dniu tragedii smoleńskiej i żałobie narodowej, którą wtedy ogłoszono w Kanadzie. Gratulował premierowi Tuskowi za prace nad walką z kryzysem ekonomicznym. Mówił, że pracują razem nad zwiększeniem eksportu i wymiany handlowej między Kanadą i Polską. Oznajmił, że Kanada przekaże donację na prace konserwatorskie w Muzeum Zagłady w Oświęcimiu.

      Premier RP Donald Tusk podzielił się uczuciami, jakie przeżył na Kaszubach, gdzie rozpoczął swoją wizytę. Mówił o fenomenie zachowania polskiej mowy w tym regionie przez ponad 150 lat, o setkach wpływowych ludzi, żyjących dziś w Kanadzie, którzy obok ambasadora RP są tu ambasadorami polskości. Mówił o partnerstwie między Polską i Polonią kanadyjską, o znakomitej reputacji obu stron, wzajemnych korzyściach z inwestowania po obu stronach, o zniesionych wizach i otwartych granicach dla Polaków.

      Prezes KPK Teresa Berezowska, urodzona poza krajem, pamięta wrażenie, jakie zrobił na niej kraj ojczysty, gdy po raz pierwszy go zobaczyła. Widziała piękno polskiego krajobrazu, ale wiedziała też, jak bardzo różniła się polska historia od kanadyjskiej. Tu był pokój, tam nie. Nawiązała do tragedii rodzinnych. Dalej mówiła o wielkich Polakach w Kanadzie, którzy wsławili się w służbie wojskowej, w życiu politycznym i społecznym i w dziedzinie kultury. Kongres stara się, aby rząd kanadyjski, na wszystkich szczeblach, liczył się z Polonią i doceniał nas.

      Ambasador RP Zenon Kosiniak-Kamysz zakończył część oficjalną i zaprosił do wspólnych zdjęć z premierami. Wokół podium zgromadził się stłoczony tłum, celem zrobienia zdjęć i wymiany kilku słów z premierami. Po serii zdjęć premierzy wyszli, a spotkanie towarzyskie nadal trwało z poczęstunkiem roznoszonym na tacach. Autobus powrotny odjeżdżał o godz. ósmej.

      Podczas poniedziałkowego wieczornego spotkania w parlamencie, nie było oficjalnych rozmów.

Krystyna Sroczyńska

Rzecznik Prasowy KPK

Nasze teksty

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.