farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

Lwów jest miastem starym. Nie tak dalece starym, jak Poznań i Kraków, ale w pewnym sensie starszym od Warszawy. Ta bowiem była małą osadą, gdy król Kazimierz Wielki wzniósł we Lwowie w roku 1340 Kamienny Zamek i murowane miasto, które dzięki swemu położeniu na wielkim szlaku handlowym – zakwitło od razu bujnym życiem. Data ta otwiera historię przeszło sześciuset lat Lwowa, a historia ta jest barwna różnorodnością wydarzeń, na które składają się i wielkie sukcesy handlu i rzemiosł, które miasto to uczyniły bogatym – i dorobek twórczy ludzi nauki i pióra, nade wszystko jednak triumfy oręża.

 

      Dzieli Lwów zaszczytnie z Warszawą sławę najbardziej heroicznego miasta, które w potrzebie, całą masą swych mieszkańców wszelkich kondycji socjalnych, chwytało za broń. Tradycje bohaterskie mieszczaństwa warszawskiego są późniejsze, początkiem ich jest powstanie Kościuszki. Lwów już od XVI wieku, gdy zapuszczały się tu zagony tatarskie, osłaniał całą Polskę. O ile Polska była przedmurzem europejskiej cywilizacji i chrześcijaństwa, o tyle Lwów był w tym przedmurzu najdalej wysuniętym i najbardziej eksponowanym bastionem.

      W wieku XVII trzy razy ocalił Polskę przed Kozakami, a najwięcej uwagi poświęcić należy jego obronie w r. 1648. Szlacheckie pospolite ruszenie poniosło wówczas klęskę pod Piłowcami – i to klęskę sromotną, jedyną w tym rodzaju w naszych dziejach. Chmielnicki i jego sprzymierzeniec, chan tatarski, mieli przed sobą drogę otwartą w sam środek Polski. Strach myśleć, co by się stało, gdyby ich pochodu nie zatrzymał Lwów. Liczby po obu stronach? Dowódca obrony, generał artylerii Krzysztof Arciszewski, dysponował garstką dwustu kilkudziesięciu żołnierzy – przeciw dwustu tysiącom Kozaków i Tatarów. Na szczęście, obok żołnierzy stanęło na murach parę tysięcy mieszczan (tylu, dla ilu starczyło broni), w większej części rzemieślnicy i wszelka miejska biedota. I Chmielnicki miasta nie zdobył! Jego niezmierzona potęga załamała się o mury Lwowa i o piersi lwowskiego mieszczaństwa.

      W okresie kilkudziesięciu lat zaboru austriackiego Lwów również walczył. Powstał zbrojnie przeciw Austriakom podczas Wiosny Ludów w r. 1848, padając ofiarą kul armatnich z dział gen. Hammersteina. Przede wszystkim jednak czynnie wspierał powstanie w zaborze rosyjskim. Organizowano tu bataliony, nawet całe pułki młodzieży lwowskiej, które z bronią w ręku przekraczały kordon graniczny, by walczyć nad Wisłą i Wartą.

      W roku 1918 ziemie polskie otrząsnęły się spod obcego panowania. Zbliżała się klęska Niemiec, a Austria już się rozpadła. Wyzwolił się Kraków, Warszawa bliska była chwili, gdy odzyskać miała wolność – tym razem wyjątkowo bez większych ofiar w ludziach.

      Lwowowi przypadł w udziale los najcięższy. Wypadło mu krwią obficie przelaną okupywać swe prawo przynależności do Polski. Intryga rozpadającej się Austrii spowodowała, że miasto znalazło się w ręku Rusinów (Ukraińców). Walka z narodem pobratymczym była dla Lwowa, jak pisze autor lwowianin, koniecznością bolesną. Trzeba było jednak walkę tę podjąć.

      Pod dowództwem kapitana Mączyńskiego – przeciw regularnym i dobrze uzbrojonym oddziałom Rusinów z dawnej armii austriackiej – przez trzy tygodnie walczyła cała ludność cywilna: ludzie w sile wieku, starcy i dzieci, mężczyźni i kobiety. Długo trzeba było czekać na pomoc od strony Krakowa i Warszawy, gdyż powstająca dopiero armia polska walczyć musiała na kilku innych frontach, a słabym liczebnie oddziałom odsieczy, idącym na Lwów, trudno było się przebić przez wielkie siły ukraińskie, zajmujące Ziemię Czerwieńską. Dopiero 22 listopada wspólne siły obrońców miasta i przybyłej nareszcie odsieczy pod dowództwem gen. Michała Tokarzewskiego-Karasiewicza – wyparły Rusinów ze Lwowa. Wyzwolone miasto pozostawało jednak jeszcze przez parę miesięcy w stanie oblężenia przez siły ukraińskie, które mogły w każdej chwili ponownie zaatakować. Dopiero w kwietniu 1919 r. zagrożenie ustało.

      Schylił głowę przed zadziwiającym męstwem tego miasta wielki marszałek francuski F. Foch, który odwiedził Lwów po jego wyzwoleniu.

      W r. 1920, w czasie najazdu bolszewickiego, lwowianie ciałami swymi przegrodzili wrogowi drogę do rodzinnego miasta pod pobliskim Zadwórzem, nazwanym trafnie "polskimi Termopilami".

      Poza walkami o wolność Polski i miasta – są w historii Lwowa i inne chlubne karty. Był Lwów ośrodkiem braterskiego współżycia ludzi najróżniejszych nacji i wyznań. Polaków (zawsze w tym mieście najliczniejszych), Rusinów, Żydów, Niemców, Włochów, Ormian, Greków i Tatarów.

      Rzeczpospolita nasza w dawnych czasach była jedynym na świecie państwem, opierającym się na zasadzie wspólnoty "równych z równymi", "wolnych z wolnymi" – jedynym również krajem, w którym rozwinęła się zasada pełnej tolerancji wyznaniowej, poszanowanie sumienia i wszelkiego języka i obyczaju. Stosując w swych stosunkach wewnętrznych tę wielkoduszną politykę, miała zarazem ojczyzna nasza dziwną siłę promieniowania, która sprawiła, że z własnej i nieprzymuszonej woli włączyły się w orbitę polskości przeróżne żywioły etniczne, zamieszkujące to rozległe państwo.

      Ten duch tolerancji i zarazem ta siła przyciągająca idei polskiej, nie uzewnętrzniały się w żadnym mieście tak silnie, jak we Lwowie. Bez jakiegokolwiek przymusu z czyjejś strony stawali się Polakami już po krótkim okresie zamieszkania w tym mieście: Niemcy i Włosi. Asymilacji ulegał również żywioł ruski, a proces ten trwał nieprzerwanie do drugiej połowy XIX wieku, tj. do chwili gdy pojawił się nacjonalizm ukraiński. Ormianie zachowali własny obrządek religijny i poniekąd własne obyczaje, stając się jednak zarazem patriotami polskimi. Najbardziej opornie posuwała się asymilacja Żydów, i oni jednak – choć w większości posługiwali się językiem jidysz – do urzędowych wykazów austriackich jako język ojczysty podawali: "polski".

      Zjawisko to dawało miastu wielobarwność i oryginalność stylu życia codziennego, nie umniejszając w niczym jego polskiego charakteru.

      Znaczny był również wkład Lwowa do ogólnonarodowej kultury.

      Osiągnięciem najważniejszym w tej dziedzinie jest, jak mi się wydaje, architektura tego miasta. Ton jej, bardziej niż w jakimkolwiek innym mieście, nadaje renesans. Oglądając Lwów, odnosi się wrażenie, że style późniejsze kolejno narastające – barok, secesja – cudownie do swego poprzednika dostroiły się. Wiek XIX – Ossolineum, gmach wyższych uczelni, teatr – spotyka się tu w największej przyjaźni z wiekiem XVI, jego kościołami i kamienicami.

      W literaturze i sztuce – nazwisk znanych ciąg długi. Arcybiskup lwowski, Grzegorz z Sanoka, pierwszy polski humanista. W wieku XVII, w czasach gdy piórem parała się tylko szlachta, poetów mieszczan dostarczał Polsce głównie Lwów, a byli to np. Szymonowic, autor najpiękniejszych polskich sielanek, a także bracia Zimorowicze.

      W wieku XIX polski Moliere – A. Fredro, którego postacie sceniczne budzą zachwyt. Polski prorok Jeremiasz – Grottger, którego obrazy mają, dla mnie przynajmniej, wymowę najbardziej wstrząsającą w całym malarstwie polskim. A w czasach niezbyt już od nas odległych – Leopold Staff, z którego wyrosła nasza poezja nowoczesna.

      Miał Lwów i teatr w wielkim stylu: i dramatyczny, koturnowy, i lekki, beztroski, rewiowy, znany w całej Polsce z fal eteru.

      To prastare, bohaterskie miasto znalazło się potem pod brutalną, barbarzyńską władzą sowiecką, a dziś znajduje się pod władzą ukraińską.

Władysław Dziemiańczuk

Toronto

piątek, 04 maj 2012 15:27

Z Ost Frontu Goniec nr 18/2012

Napisane przez

minskska W Mińsku zieleniało i było ciepło, zaś w Warszawie jest zielono i bardzo ciepło, już nawet gorąco, jak wielu chodzę w koszuli i w... szortach. Ba, zaczynają kwitnąć bzy. Moc ludzi się cieszy na długi weekend. Tak jak w Mińsku, na Nowym Świecie moc "ogródków". Widziałem panie o odsłoniętych ramionach i w długich kiecach.

      Przyjechała córa z Montrealu i wyszliśmy na spacer po Starówce. Pod kolumną Zygmunta spotkaliśmy trzy Arabki o owiniętych w chustki głowach. Podeszliśmy do nich i zapytałem, skąd są. Okazało się, że z Arabii Saudyjskiej i są siostrami. Dwie studiują anglistykę i polski, a jedna medycynę po angielsku, na którą chcę posłać córę. Więc siedliśmy koło nich i rozmawialiśmy trochę czasu. Okazuje się, że takich dziewcząt z Arabii Saudyjskiej jest kilkadziesiąt i czują się dobrze. Ponoć wolno im wyjść za mąż za kogoś z Arabskich Emiratów, ale nie z Syrii czy Iraku. Na zakończenie podałem jednej z nich rękę, a ta ściągnęła rękaw na dłoń, bym nie dotknął jej, zaś jej siostry schowały się za nią, by mi ręki nie podawać. Śmieszne było rozmawiać z nimi, może przyślę ich zdjęcie z córą, której dały chustkę, by wedle ich zwyczajów owinęła głowę.

      Po marszu

      Wiele jest głosów po demonstracji za TV "Trwam" i, co gorsza, nawet mi bliski Janusz Korwin-Mikke plecie bzdury, że na Marszu Niepodległości w listopadzie było kilkakrotnie więcej ludzi i wiele niższa średnia wieku. W najgorszym razie była porównywalna liczba.

piątek, 04 maj 2012 13:49

UFO nad Smoleńskiem

Napisane przez

Jedno z piękniejszych przesłań cywilizacyjnych Zachodu streszcza się w powiedzeniu "ora et labora". Potrzebujemy tak modlitwy, jak i pracy. Jedno bez drugiego kuleje, jedno bez drugiego wynaturza się.

      Dlatego tak bardzo podoba mi się iście "benedyktyńskie" wezwanie do działania zawarte w powiedzeniu o. Tadeusza Rydzyka; módlmy się tak, jakby wszystko zależało od Pana Boga, a pracujmy tak, jakby wszystko zależało od nas. Przy okazji przypomniał mi się stary dowcip żydowski, kiedy to Icek modli się żarliwie o wygraną na loterii; w końcu Pan Bóg nie wytrzymuje i woła z nieba: "Icek, daj mi szansę, kup los".

      Modlitwa to wspaniała sprawa – powinniśmy codziennie nią zaczynać i nią kończyć, modlitwa to refleksja i medytacja, to porządkowanie świata słowem, ale Bóg wezwał nas do działania, dał świat, w którym mamy pracować na Jego chwałę – mamy walczyć ze złem. Realizacja wartości chrześcijańskich to przeciwieństwo bierności. Zostaliśmy posłani i mamy świadczyć czynem.

      Piszę o tym, bo cierpnę, gdy słyszę wezwania kółek patriotycznych, by skupić się wyłącznie na modlitewnej krucjacie, mózg mi się marszczy, gdy widzę, jak wiele osób zdaje się na tym poprzestawać i rozgrzeszać z bierności i bezczynności w obliczu wrogów kraju.

      Modlitwa powinna być w naszych czynach. Osoby, które troskę polityczną, starania o lepsze jutro chciałyby sprowadzić do wygodnego odmawiania pacierzy, są jak ten Icek, który "nie daje Bogu szansy", bo nawet losu nie kupił.

      Ani Pan Bóg, ani hetmanka Polski Matka Boża nie podaruje nam kraju na talerzu. Do tego trzeba jeszcze rycerstwa.

Musimy się modlić, by w tym doczesnym działaniu się nie pogubić i duszy nie zatracić, ale modlitwa nie zwalnia z obowiązku skutecznego działania, z kroczenia drogą sprawiedliwości – a zatem również walki o Polskę, dobro naszych rodzin, kraju, o interesy Ojczyzny.

      Ponieważ przez wieki naród nasz trwał podbity, pogrążony w traumie powstańczych klęsk, mamy tendencję do mesjanistycznego matrixu, kiedy to rekompensujemy sobie poczucie klęski grzechem pychy – przekonaniem o wybraństwie w oczach Pana Boga.

      Tymczasem powinniśmy zrobić rachunek sumienia i uczyć na błędach. Próbował tego Roman Dmowski, próbowało międzywojenne pokolenie polskiej inteligencji, a mimo to pierwiastek religijno-mesjanistyczny po dziś dzień napełnia nas niemocą.

      Widać to bez lornetki na przykładzie tragedii smoleńskiej. Powtórzę, co kilka razy już mówiłem; najważniejsze w tym zdarzeniu to dla nas odsłonięcie upiornej słabości państwa polskiego.

      Pierwsze, dlatego, że do tego zdarzenia (zamachu czy wypadku – nieważne) w ogóle doszło – to oznacza, że polskie państwo nie było w stanie chronić swej najważniejszej instytucji – urzędu prezydenta.

      Drugie, jak państwo to podeszło do wyjaśniania okoliczności zniknięcia Tu-154 z radarów.

      Ręce i nogi się uginają – Finis Poloniae!

      Dlatego gdy dzisiaj słyszę jakieś karkołomne teorie, rzekomo wyjaśniające okoliczności tych wypadków – jak profesorowie Trznadel czy Dakowski rozwodzą się nad możliwością kagebowskiej podmianki czy kombinacji operacyjnej, idę się napić wody.

      Aby wyjaśnić tragedię smoleńską (o ile to jeszcze możliwe), trzeba najpierw mieć państwo, otrzepać Polskę z pookrągłostołowego układu, wziąć władzę, zorganizować normalne instytucje bezpieczeństwa państwowego, zrekonstruować polski wywiad, siły zbrojne, tchnąć w ludzi wiarę w sens tego kraju, natchnąć młodzież – ideą wielkiego dziedzictwa. To są zadania na dzisiaj. Ględzenie o tym, jak to kagebowskie UFO uprowadziło nam i pomordowało elity, jest typową oznaką racjonalizacji niemocy, niemocy politycznej, militarnej, narodowej.

      Tymczasem dorosły człowiek, nawet jeśli opluwany leży w rynsztoku, powinien potrafić twarzą w twarz stanąć wobec tego faktu, a nie przekonywać, że się ułożył, bo mu tak lepiej.

      Oczywiście, że odmawianie różańca pomaga, dodaje sił, ale prócz tego potrzebne jest przezwyciężenie lenistwa ducha i ciała, konieczne jest, byśmy się łatwo nie rozgrzeszali z nicnierobienia stwierdzeniem – no przecież się modlę.

      Kiedyś w peerelu do mdłości doprowadzały mnie różne puste gesty protestu; palenie świeczek w oknach, noszenie oporników czy inne porozumiewawcze mrugnięcia, którymi wyładowywano frustracje; a jednocześnie zero programowego myślenia politycznego i zero koncepcji czy wspólnego działania politycznego.

      Wszystko sprowadzało się do nadziei, że ktoś za nas coś dla nas zrobi. No i wreszcie komuniści to zrobili – wzięli sobie banki, przemysł i środki przekazu – a nam pozostała ręka w nocniku.

      Podobnie jest dzisiaj. Katastrofa w Smoleńsku pokazała, że polskie państwo jest do bani, bo nie broni interesów Polaków. Tu jest pies pogrzebany i tu trzeba ogromu pracy politycznej, a nie bajek o smoleńskich kosmitach.

      Aby działać, trzeba wiedzieć, gdzie się jest. Połowa Polaków tego nie wie. I dlatego warto się o to dla nich pomodlić.

      Andrzej Kumor

Mississauga

Ostatnio zmieniany piątek, 11 maj 2012 16:22
piątek, 04 maj 2012 13:47

Krzysztof Ligęza: Gotowa koncepcja

Napisane przez

    220px-Kretschmer Ernst Kretschmer, niemiecki teolog, filozof i lekarz psychiatra, prezes Powszechnego Towarzystwa Psychoterapii, tuż przed złożeniem dymisji powiedział: "Zabawne rzeczy dzieją się z psychopatami. W normalnych czasach wydajemy o nich opinie. W czasach politycznie niespokojnych to oni nami rządzą".

      Był rok 1933. Wkrótce Stary Kontynent eksplodował, podpalony przez spółkę szaleńca z Berlina i kata z Moskwy, a wraz z nim eksplodowała cała ówczesna rzeczywistość białego człowieka. Od tamtej pory entropia Wszechświata znacznie wezbrała, zaś wariatów przybyło nam proporcjonalnie do rosnącego zamętu. Nie dziwota zatem, że samego szaleństwa daje się zauważyć dookoła nas coraz więcej

      Szaleństwa więcej, za to przyzwoitości i uczciwości coraz mniej. Tymczasem odwracając się plecami do przyzwoitości, w try miga traci się człowieczeństwo. Odnosząc tę regułę do władzy państwowej, można powiedzieć, że bez uczciwej władzy państwo niezwykle łatwo traci suwerenność.

      TO, CO MYŚLIMY

      W powyższym kontekście ludzie rozumni za największy problem naszych czasów słusznie uznają rządzących. A precyzyjniej – fakt, że rządzący dużo bardziej przejmują się dziś emocjami i uczuciami, niewspółmiernie do ich faktycznej roli marginalizując myśli i idee. "Myśli i idee, to mnie interesuje!" – powiada w kontrapunkcie podobnych postaw Meryl Streep, odtwarzająca postać Margaret Thatcher w filmie Phyllida Lloyda "Żelazna Dama". Po czym wyjaśnia: "Uważaj na myśli, bo stają się słowami. Uważaj na słowa, bo stają się działaniem. Uważaj na działania, bo stają się zwyczajami. Uważaj na zwyczaje, bo stanowią o charakterze. I uważaj na charakter, bo staje się twoim przeznaczeniem. Stajemy się tym, co myślimy".

      O, to, to. A o czym myślał – myśli – będzie myślał, Donald Tusk? Jako szef rządu i człowiek szczerze zatroskany o kondycję Rzeczypospolitej, ostatnio niechybnie intensywnie myślał o likwidacji kilkuset posterunków policji i o tym, ile czasu mieszkańcy terenów wiejskich będą musieli czekać na ewentualną interwencję. Wcześniej pomyślał o likwidacji sądów i szkół, a jeszcze wcześniej o likwidacji paru gałęzi przemysłu, istotnych dla bytu i rozwoju państwa. Bez wątpienia premier myśli też o pnących się w górę cenach i równie szybko rosnącym bezrobociu. O rozłożonym na obie łopatki systemie ochrony zdrowia i bałaganie ze specyfikami stosowanymi w terapii nowotworów. O tym, że na sto tysięcy mieszkańców mamy w kraju dwustu lekarzy (w Czechach i Austrii ponad trzystu, w Belgii niemal czterystu, we Włoszech prawie sześciuset). I o tym, że Polacy zaciągają kredyty na wykupienie niezbędnych lekarstw. I o tym jeszcze, że między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca na zakażenia szpitalne umiera dwa razy więcej osób niż ginie w wypadkach samochodowych. O najdroższych na świecie stadionach piłkarskich. O rozpadającej się infrastrukturze kolejowej, w tym zwłaszcza o semaforach nakazujących maszynistom jednocześnie "jedź" i "stój". O koniecznych remontach jeszcze nie oddanych do użytku autostrad. Wreszcie nasz ukochany Donald Tusk myśli o oszczędnościach budżetowych możliwych do uzyskania dzięki ograniczeniu czasu pobierania przez Polaków emerytur, a nikt przytomny nie żywi chyba wątpliwości, że w stosownym czasie premier starannie przemyślał efekty oraz rzetelność prowadzonego przez Rosjan śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej.

      DEFICYT ROZUMNOŚCI

      Obiektywnie ważąc problem, premier należycie dbający o stan państwa i bezpieczeństwo obywateli, o tylu rzeczach powinien nieustannie myśleć, że na jakiekolwiek sensowne działanie najwyraźniej czasu już mu nie wystarcza. Zwłaszcza gdy od czasu do czasu trzeba jeszcze dla utrzymania kondycji psychicznej koniecznie "haratnąć w gałę" z partyjnymi kumplami.

      Mówiąc bez ogródek: nie ma jak dobrze wymyślona koncepcja, kręcąca się wokół myślenia. Taka koncepcja przykryje każdy objaw niekompetencji, niechby najbardziej rażącej.

      Ale jeśli ktoś całego tego nadwiślańskiego bajzelowiska nie łączy z rządami Platformy Obywatelskiej i nie kojarzy z Donaldem Tuskiem, oznacza to, że albo ma poważny problem z percepcją, albo cierpi na deficyt rozumności. Albo nawet jedno i drugie równocześnie.

      I jeszcze uwaga a propos koncepcja. "Milczę, myślę i mam gotową koncepcję" – wyrzucił z siebie Lech Wałęsa w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską. Dużo zdrowia, Panie Prezydencie. I jeszcze więcej milczenia. Czasami naprawdę warto pomilczeć. Historia uczy, że kiedy milczy człowiek zwykle nie mający nic mądrego do powiedzenia, wówczas może on docenić wartość ciszy. A nawet może w tej ciszy usłyszeć coś wartościowego. I wtedy coś wartościowego może w tym człowieku pozostać na zawsze, na zawsze zmieniając jego ogląd świata i stosunek do bliźnich. Czego Lechowi Wałęsie życzyć i wypada, i koniecznie należy.

      Weźmy dla przykładu to zdanie Jarosława Kaczyńskiego. Wypisz, wymaluj – koncepcja jak znalazł: "Parę lat w Polsce dobrze funkcjonującego rynku bez przywilejów dla wybranych i korupcji lub ze zredukowaną korupcją i dobrze działającymi sądami, policją i wolnymi mediami, które będą podawały do informacji publicznej wiadomości na temat różnych ludzi, zjawisk i spraw z historii, a te dziś tak czczone, kultowe elity same się posypią".

      Zaiste, najwyższa po temu pora.

      Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Ostatnio zmieniany piątek, 11 maj 2012 11:16

pomnikW Ottawie powstanie wielki, reprezentacyjny pomnik: "Ofiarom komunizmu". Ogłoszony został konkurs na jego projekt, zawiązał się odpowiedni komitet. Zbieraniem funduszy nie tylko na powstanie, ale i utrzymanie tego monumentu żywo zainteresowane są wszystkie grupy etniczne w Kanadzie, które były dotknięte zarazą komunizmu. Rząd federalny Kanady popiera akcję i obiecał dać kwotę wyrównawczą.

      Nie wszyscy wiedzą, że w Scarborough, w malowniczym czeskim ośrodku nazwanym Masaryk Town, wśród rozległej zieleni parkowej, czescy emigranci wznieśli już ponad 20 lat temu nieduży, ale znamienny i wyrazisty pomnik nagiego człowieka, przykutego do sierpa i młota jak do krzyża. A pod nim napis: "Ofiarom komunizmu". Bo też mały czeski kraj miał ich szczególnie dużo. Dziś przedstawiamy jedną z nich – Miladę Horakovą. Należy ona do 140 tysięcy uwięzionych i 8 tys. straconych na początku lat 50. w byłej Czechosłowacji.

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.