farolwebad1

A+ A A-
Teksty

Teksty

Publicystyka. Felietony i artykuły.

piątek, 22 czerwiec 2012 11:13

Przygodowy trener

Napisane przez

      EURO 2012 w polskim wykonaniu to już historia, więc pan trener Smuda, jak oznajmiło TVN24, po odpadnięciu polskiej drużyny z rozgrywek przedstawił takie wyjaśnienie swojego blamażu: "Moja piłkarska PRZYGODA się skończyła, ale do dymisji się nie podaję. Miałem z PZPN kontrakt tylko do EURO". Dzieci z RUDY ŚLĄSKIEJ w przerobionej piosence "KO KO EURO SPOKO" oceniły jego przygodę jednoznacznie: KO KO KUKURYKU, SIEDZI SMUDA W FOTELIKU, W FOTELIKU SIEDZI SMUDA… NIC SIĘ NAM NIE UDA.

      A niby, co się tu miało udać, jeśli zamiast piłkarzy wyjście z grupy miał zapewnić niepodważalny "plan Smudy", a zawodnicy być w nim robotami. Plan, pokazywany wielokrotnie przeciwnikom na wszystkich meczach, aby przypadkiem nie przegapili Roberta Lewandowskiego osamotnionego na boisku i systemu 1-2+3-4, w którym jedynka to właśnie nasz znakomity napastnik (o ile przeciwnik pozwolił mu w tej samotności pograć), trójka to trzech defensywnych pomocników (no bo trzeba się bronić przed wygraną), a czwórka to czterej obrońcy, bo bronienie przecież mamy we krwi. A kibice wołali "POLSKA, BIAŁO-CZERWONI…!!!", czyli inaczej "ORŁY DO BOJU!!!". A Orły, wpisane w plan Smudy w charakterze ptaków nielotów, niestety dopasowały się z konieczności psychicznie do wyznaczonych im ról, choć nogi aż się same rwały, aby wrogom dokopać (niestety, plan Smudy nie przewidział, że tych nóg zamordowanych na austriackim zgrupowaniu może starczyć tylko na pół godziny każdego meczu). Niestety, pan Prezes Lato pieniędzy na eksperta od badań wydolności zawodnika nie dał, bo dla niego było to pewno za mądre i musiałby przecież zmniejszyć premie swoim kumplom z Zarządu. Efekt wiadomy. Dobrze, że dał choć na psychologa, bo gracze, po przegranym ostatnim meczu we Wrocławiu, pewno by skakali wzorem kibiców do Odry, aby, jak oni, utopić w niej swój smutek z powodu nieudanej PRZYGODY swojego trenera. I tak na szczęście popłynęły z Odrą do Bałtyku tylko nadzieje na udział w mistrzostwach świata. A więc "nic się nie stało", jak nas pocieszał w porannym "Expressie" komentator z TV POLONIA.

      Przygoda piłkarzy na pewno się jeszcze nie skończyła i może jednak przyniesie trochę radości w niedalekiej przyszłości z okazji eliminacji do mistrzostw świata, bo wreszcie mamy jakiś piłkarski zespół, choć może jeszcze nie drużynę. No bo przecież pan Smuda przez dwa lata nie miał czasu tego pozbieranego z całej Europy zespołu zgrać, by tę drużynę wzorem Hiszpanów stworzyć. Przygoda pana Smudy też się chyba jeszcze nie zakończyła, z czego ten pan nawet nie zdaje sobie jeszcze sprawy. Bowiem nie zdarzyło się w historii piłki nożnej i chyba każdej innej dyscypliny sportowej w Polsce i na świecie, żeby jakikolwiek trener określił publicznie swoje, opłacone ciężką forsą obowiązki, jako PRZYGODĘ. Pan Smuda był szczery. W końcu nie każdy trener może wyjechać do ciepłych i egzotycznych krajów na cudzy koszt. A wyniki jego wysiłków w realizacji swoich obowiązków niestety pasują do jego końcowego podsumowania. Nie wiem, czy za przygody w ogóle się płaci. Od tego jest przecież ubezpieczenie. A może sąd powinien ten dylemat rozwikłać?

      CO POWIEDZIELI ZAWODNICY: Piszczek – "nie byliśmy przemęczeni" (no faktycznie, bieganie w kółko w obrębie pola karnego to nie to, co pogoń za piłką w ataku), Tytoń – "daliśmy z siebie wszystko" (ale się biedak napracował) i w końcu kapitan zespołu Błaszczykowski, który wreszcie nie minął się z prawdą – "umiejętności nie pozwoliły, a i zmęczenie dodało, no i nie potrafiliśmy zmienić taktyki", no bo trudno tu zaakceptować wypowiedź Murawskiego (który przyznał, że zawinił utratę bramki z Czechami), że "mogliśmy dać z siebie więcej, gdybyśmy widzieli ten entuzjazm w strefach kibica" (tak jakby mu tych tysięcy kibiców na trybunach było za mało, żeby się spocił). Nie rozumiem tu tylko jednego: jakim cudem za te umiejętności zagraniczne kluby płacą polskim najemnikom setki tysięcy euro? Czyżby trening u Smudy miał tym zagranicznym orłom zaszkodzić? Co one zrobią, jak te ich zagraniczne kluby powiedzą im "a teraz wynocha"?

      CO MOŻNA POWIEDZIEĆ PO FAKCIE I JAKIE Z TEGO SĄ WNIOSKI.

      - zawodnicy byli przemęczeni (na pewno część tak, jak ci z Dortmundu, i obecność specjalisty od wydolności organizmu była tu niezbędna,

      - plan pana Smudy był znany wszystkim przeciwnikom, już po obejrzeniu pierwszego meczu Polaków, a najlepiej wykorzystali to Czesi (bo cały ten plan walił się natychmiast przy zastosowaniu pressingu przez rywali, co najlepiej pokazała druga połowa meczu z Grekami i mecz z Czechami. No i jak się nie zmienia składu ani ustawienia zawodników przez wszystkie mecze, to tak jak by się chciało przegrać, zanim zaczęło się grać).

      - ustawienie w planie pana Smudy jednego miękkiego napastnika i defensywnej pomocy było samobójstwem (biedny Lewandowski znakomity, gdy nikt mu nie przeszkadza, odbijał się od przeciwników jak piłka, był najbardziej faulowany i nie miał żadnego konkretnego wsparcia w ataku przez słabszych technicznie i zamęczonych kolegów. Trudno zrozumieć, dlaczego nie zagrali z nim razem inni napastnicy, bo z tłumaczenia trenera, że plan by mu się popsuł, gdyby przestawił skład, można się tylko pośmiać. Samym planem i jednym napastnikiem, jak już wspomniałem wcześniej, wygrać się nie da. Ktoś do cholery te bramki musi strzelać, więc może wróćmy do ustawienia zespołu sprzed II wojny w formie 5-2-3, gdy Polska wygrywała z Brazylią).

      Z moich obserwacji wynikło, że zabrakło również trenera zwracającego uwagę na prawidłowy układ ciała, jaki jest niezbędny w określonych warunkach do wykonania celnego strzału na bramkę i myślenia, gdy się piłkę kopie, aby strzelić gola (przydałby tu się znakomity psycholog Anthony Robins, który z niejednego przeciętnego sportowca zrobił gwiazdę, stosując metodę kumulowania w mózgu funkcji ciała niezbędnych do wykonywania i powielania pewnych czynności w sposób prawidłowy i skuteczny. W przypadku strzału na bramkę nagminny błąd u piłkarzy to niewłaściwe wychylenie ciała oraz ułożenie nogi w zależności od wysokości piłki nad ziemią. Prawidłowo wykonane elementy SKUTECZNEGO strzału powinny być kodowane po każdym udanym strzale przez zawodnika i wielokrotnie powtarzane w ten sam sposób przez niego aż do utrwalenia prawidłowych odruchów. Osobiście sprawdziłem metodę, bo dzięki panu A.R. kiedyś trafiałem dwa razy na trzy rzuty do tarczy w ten sam cel przy grze w "darts").

      WNIOSKI:

      * Niestety, pan trener Smuda, jak i inni polscy trenerzy musi się jeszcze wiele nauczyć. Powinien też przeanalizować swoje błędy i mniej się bać w przyszłości o swój stołek, a więcej o wydolność swoich podopiecznych. Trochę fantazji, logiki, wyobraźni i elastyczności na pewno by mu nie zaszkodziło w karierze trenerskiej. Na razie na pewno nie z reprezentacją. A więc do widzenia trenerze. Może i dobrze chciałeś, ale i wiedzy, i odwagi zabrakło.

      * Potrzebny jest trener zawodowiec, który wspomniane wyżej cechy będzie posiadał, najlepiej cudzoziemiec, który obejmie ukształtowany, wielojęzyczny, a więc łatwy do kierowania zespół, wyszkoli paru snajperów i wbije wszystkim zawodnikom w podświadomość zdrowego i pozytywnego ducha.

      * Pan Prezes Lato, dla uniknięcia dalszego blamażu w polskiej piłce i jej uzdrowienia, musi odejść wraz z co najmniej połową działaczy z zarządu PZPN, których czas już dawno minął. Nowe młode twarze, z dzisiejszym, a nie wczorajszym podejściem do sportu, są w tej piłce niezbędne, aby wróciła era Górskiego.

      NIC SIĘ NIE STAŁO… NIC SIĘ NIE STAŁO… NIC SIĘ NIE STAŁO. Poza jednym korzystnym faktem: nie ma już na polskich ulicach rosyjskich kiboli i skończą się wreszcie rozróby, jeśli do końca wyłapie się polskich i w więzieniu napuści się ich na siebie. Niech wreszcie poczują, co to jest ból, gdy oberwą od współwięźnia, co to samotność separatki, jaki miły jest karcer za niesubordynację i jak obezwładnia… strach przed "kumplami".

Wiktor Księżopolski

Calgary

piątek, 22 czerwiec 2012 10:49

Rozbój w biały dzień

Napisane przez

Tak się jakoś dziwnie składa, że nasze życie zamiast z dnia na dzień, czy z roku na rok, polepszać się, raczej się pogarsza.

      Cena benzyny, zamiast spadać, systematycznie wzrasta, i to w rytm jakiegoś dziwnego tańca, jakiejś dziwnej gry, dla której nie potrafię znaleźć innej nazwy, jak tylko gra w durnia.

      A to przecież powoduje, że wzrastają automatycznie ceny wszystkich produktów i usług.

      I co gorsza, wcale to nas nie dziwi, szczególnie nas, Kanadyjczyków. Kiedy wzrosły ceny biletów TTC, na własne uszy słyszałem dyskusję, raczej opinię, w autobusie – no nic dziwnego, widocznie tak musi być.

      Jako regularny gracz w "6of49" nie przestałem się denerwować tym, że chociaż wszystkie te gry bazują na naszych pieniądzach, to my, uczestnicy tych gier, nie mamy żadnego wpływu na to, jak dzielone są te pieniądze na poszczególne poziomy wygranych.

      Ale powodem mojego dzisiejszego oburzenia jest jeszcze coś innego.

Znalazłem wreszcie po długich poszukiwaniach doktora rodzinnego (family physician), więc poddałem się podstawowym badaniom. Za jedno z nich musiałem zapłacić 30 dol., bo nie jest pokrywane przez OHiP, chociaż wszyscy zaliczają je do badań podstawowych, niemalże obowiązkowych. Wyniki tych badań zostały następnie przesłane do naszego lekarza rodzinnego. Więc, kiedy udałem się na wizytę kontrolną, poprosiłem o kopię tych badań, mając nadzieję, że wyniki moich badań są moją własnością. A tu okazuje się, że jestem w błędzie. Jeśli chcę posiadać kopię moich badań, to muszę za nie zapłacić, w tym przypadku 10 lub 5 dol., zależnie od liczby stron.

      A ja myślałem, że te wszystkie badania są moją własnością i ewentualnie lekarz może zrobić dla siebie kopie tych badań, za które ja nie zamierzałem brać żadnych opłat. Tymczasem nie, to ja mam zapłacić za zrobienie dla mnie ich kopii.

      Zdziwiło mnie to bardzo. A ciebie, drogi czytelniku-podatniku?

Emanuel Czyżo

Toronto

Żenujące są relacje mediów polskich i zagranicznych na temat tego co wydarzyło się 12 czerwca w Warszawie. Czyżby taki był właśnie cel tej manipulacji? By ośmieszyć i poniżyć Naród Polski na oczach całego świata?

      Analizując sprawy od początku można zauważyć logiczny ciąg następujących po sobie wydarzeń. Najpierw Minister Mucha zaproponowała Rosjanom hotel Bristol na Krakowskim Przedmieściu, po czym na kilka dni przed rozpoczęciem Euro zaoferowała im zmianę miejsca zakwaterowania. Czego oczekiwała? Jaki miała cel w takim postępowaniu? Jeżeli działała według staropolskiej zasady "Gość w dom, Bóg w dom" to przecież wiedziała, że co raz zostało uzgodnione nie może być odebrane, zwłaszcza Rosjanom, dla których zgoda na taką zmianę oznaczałaby tchórzostwo i ujmę na honorze. Wiadomo było, że na to Rosjanie się nie zgodzą. Czy pani Minister ma takie problemy z myśleniem czy może działała z pełną świadomością wiedząc, że tym sposobem Rosjanie pozostaną tam gdzie są, ale jeżeli cokolwiek się wydarzy to ona nie poniesie odpowiedzialności, bo przecież usiłowała temu zapobiec. Co chciała osiągnąć nagłaśniając sprawę w mediach? Czy takie działanie nie było prowokacją i zachętą do spowodowania zamieszek tego dnia w Warszawie?

      Można śmiało przypuszczać, że był to pierwszy krok ku wykreowaniu odpowiedniej atmosfery mającej na celu spowodowanie konfliktu. Nawet ci, którzy jeszcze wówczas nie mieli planów, aby atakować Polaków podczas Euro albo nawet nie wiedzieli, że dziesiątego czerwca przejdzie jak zawsze Marsz Pamięci ulicami Krakowskiego Przedmieścia, teraz dzięki pani Minister i mediom już mieli taką świadomość i mogli ewentualnie rozpocząć działania.

      Na szczęście 10 czerwca nie był jeszcze tym momentem. Widocznie słusznie uznano, że atakowanie modlących się rodzin z dziećmi i starszych kobiet czy też jakiekolwiek próby zamachu na lidera opozycji mogą być nieskuteczne i nie osiągną celu, a mogą przynieść odwrotny skutek. W końcu to jeszcze nie moment, aby wywołać otwartą walkę zbrojną z Polską. Prowokacja pani Minister nie osiągnęła zamierzonego celu, ale niewątpliwie była początkiem dalszych wydarzeń. Na pewno podsyciła atmosferę i tym, którzy jeszcze nie zdążyli o tym pomyśleć dała do myślenia.

      Potem było już prosto. Demonstracja rosyjskich kibiców na ulicach polskiej stolicy 12 czerwca przed meczem Polska – Rosja musiała przynieść oczekiwany rezultat. Po pierwsze data szczególna. Sam fakt ustalenia daty tego meczu w dniu święta Rosji, koniecznie w Warszawie nie mógł być przypadkiem. Wiadomo, że każdy organizator ma pełną świadomość kalendarza wydarzeń. W końcu rzadko można spotkać się z sytuacją kiedy jakieś ważne, narodowe wydarzenie odbywa się w Wigilię świąt Bożego Narodzenia, na przykład. Tak więc, możemy śmiało podejrzewać, że wybór daty i miejsca na mecz Polska – Rosja nie był przypadkowy.

      Nasuwa się pytanie skąd u Rosjan zrodził się pomysł urządzania demonstracji na terenie naszego kraju. Czy rzeczywiście możemy podejrzewać, że to kolejny przypadek i że tak akurat wyszło? Czy kiedy ustawiamy sobie termin naszych wakacji np. w Egipcie i w tym terminie przypada święto Niepodległości to zbieramy wypoczywającyh tam Polaków i idziemy maszerując po ulicach obcego nam państwa? To rzeczywiście byłoby wydarzenie bez precedensu i na pewno obiegło by medialny świat. Tym samym nie może nas dziwić, że goście z żadnego innego kraju nie wpadli na taki pomysł, pewnie im by to przez myśl nawet nie przeszło.

      Znamienne jest też miejsce w którym marsz ten rozpoczął się oraz trasa marszu wiodąca przez most nad Wisłą. Nie może więc dziwić fakt, że wiele z polskich gazet zamieszczało wizerunki z historycznymi podtekstami i podsycało atmosferę walki oraz wpływało na poczucie honoru polskich obywateli. Tak więc, śmiało możemy wierzyć w to, że ani data, ani miejsce, ani organizacja demonstracji przypadkiem nie były.

      Gdybyśmy nawet przyjęli hipotezę, że Rosjanie rzeczywiście chcieli tylko grupowo przejść na stadion musielibyśmy sobie zadać kilka następnych pytań. Na przykład, dlaczego uczestnicy marszu nieśli ze sobą zakazane symbole totalitarnego reżimu i dlaczego wznosili hasła o zwycięstwie. Ciekawe jest też samo zabezpieczenie marszu oraz nierówne prawa obowiązujące obywateli Rosji w porównaniu z tymi, które obowiązywały obywateli innych krajów w tym obywateli Polski. Przyglądając się wielu materiałom udostępnionym w mediach można zauważyć, że polska policja chroniła głównie Rosjan, zezwalała na propagowanie systemu totalitarnego oraz na picie alkoholu w miejscach publicznych na terenie RP. Wszystkie te zachowania są w Polsce zakazane. Nasuwa się więc pytanie: czy Rosjanie mają szczególne prawa w NASZYM KRAJU?

      Analizując powyższe możemy zgodzić się z tezą, że demonstracja Rosjan na ulicach naszej stolicy miała charakter polityczny, a więc była prowokacją. Jeżeli dodamy do tego, że kibice Federacji Rosyjskiej, za zgodą UEFA, wnieśli na trybuny ogromnny baner podczas meczu Polska – Rosja przedstawiający postać kniazia Dimitra Pożarskiego, dowódcy antypolskiego powstania w XVII wieku to jasno zauważymy, że Rosjanom zdecydowanie wolno więcej niż komukolwiek innemu. Należy dodać, że ugrupowania polskie otrzymały odmowę na jakiekolwiek manifestacje tego dnia w Warszawie.

      Nasuwa się więc pytanie najważniejsze: jaki był cel zorganizowania tej politycznej demonstracji przez polskie władze? Skutki już znamy. Cały świat opisuje wydarzenia w Warszawie. Nikt już nie mówi o tym jak w Polsce pięknie, jacy życzliwi ludzie, jakie sportowe emocje tylko o tym jakie burdy odbyły się na ulicach stolicy. Chodzi tu o to czy cel został osiągnięty czy też nie. Można założyć, że zorganizowana prowakacja miała doprowadzić do poważniejszych skutków takich jak ofiary w ludziach, a tym samym aresztowania niewygodnych Polaków . Były nawet tezy, przed rozpoczęciem Euro, że grozi nam stan wojenny. Jednak do tego nie doszło, a jak nie doszło, a wszystkie działania były wysoce kontrolowane to jaki był prawdziwy cel do osiągnięcia?

      Nasuwa mi się tu odpowiedź, że może pan Tusk chciał się popisać przed światem sprawnością służb mundurowych - tu takie zamieszki, a policja taka sprawna. Ale tak chyba świat tego nie odebrał. A może chodzi o zdegradowanie polskiego Narodu, zgnojenie polskich patriotów, pokazanie im: zobaczcie, jesteście nikim, nic nie możecie, nawet we własnym kraju nie jesteście u siebie? Ale czyż nie było w tych działaniach jakiegoś jeszcze głębszego celu? A może układ z Rosją jest tak poważny, że rzeczywiście nie możemy już mówić o Polsce niepodległej, że to nie były decyzje polskiego rządu tylko wykonywanie poleceń. Wynikałoby wówczas z tego, że niepodporządkowanie się żądaniom FR grozi wielkimi konsekwencjami dla rządu RP. Rząd w takim wypadku musiałby mieć bardzo poważne sprawy do ukrycia, których ujawnienie groziłoby końcem jego panowania, a może nawet niosłoby dla nas w tej chwili niewyobrażalne konsekwencje. Cóż musiałoby to być co mogłoby powodować tak bezkrytyczną, służalczą postawę wobec Rosji? I o co chodziło Rosjanom? Czy tylko o poniżenie nas czy tam też był jakiś inny cel? Pewnie za jakiś czas się dowiemy. Jedno jest pewne- Rosjanie znowu napluli nam w twarz. I tak widzi to cały świat.

BARBARA RODE

Georgetown - Ontario

piątek, 15 czerwiec 2012 11:51

Moja praca w Niemczech

Napisane przez

Dzisiaj mamy 10 czerwca. Jestem już tutaj 10 dni. Pracuję w Niemczech jako opiekunka ludzi starszych i jestem aktualnie przy małżeństwie, które mieszka w dużym domu na południu Niemiec.

      On jest chory, a ona zdrowa. On ma 92 lata, ona 84. Oboje są ludźmi chodzącymi. Ona lubi dużo gadać. Pracowała, jako fizyko-chemik i wszystko jeszcze pamięta.

      On maluje obrazy, elektronik z wykształcenia. W sierpniu ma być wystawa jego obrazów i pan ten codziennie albo coś domalowuje- wtedy czujemy, że jest bezpieczny, albo tnie listwy drewniane na ramy obrazów, wtedy czujemy, że nie jest bezpieczny. Ale jest uparty. I robi to, pomimo że syn zakazał mu tym się zajmować.

      Zaczął się mój drugi tydzień tutaj. Wczoraj się dużo wyjaśniło. W ciągu tego byłego tygodnia opiekowałam się starszym panem, pilnowałam żeby sobie czegoś złego nie zrobił w czasie jego robót nad obrazami, prowadziłam długie rozmowy z panią domu, a właściwie to już potem tylko słuchałam, a mój mozg już niemieckiego nie chciał chwytać i na polski przerabiać. Więc czasem już tylko słuchałam jej, mało co rozumiejąc.

      Ona gaduła niesłychana, większa ode mnie.

      I jeszcze wykonywałam prace, które ona mi zlecała. Tych prac było coraz więcej. Dzień tutaj długi, bo dziadek wcześnie rano wstaje, a późno chodzi spać. Wczoraj przed północą dopiero byłam wolna. Oglądał mecz Niemcy-Portugalia. Ja nie oglądałam, bo wczoraj miałyśmy ważną rozmowę.

      Usłyszałam, jak coś klarowała swojemu mężowi, przed domem. Wydawało mi się, że to o mnie mowa. Więc powoli zaczęłam z nią rozmowę na temat, czy jest ze mnie zadowolona, z mojej pracy tutaj. Dziadek jest zadowolony, to wiem. Ale ważna jest ona, bo ona tutaj rządzi. Na przykład może powiedzieć firmie, żeby przysłali kogoś innego. Na moje miejsce. To by była tragedia dla mojej rodziny, dla mnie. Może by mi firma znalazła inne miejsce, ale ja już tu się przyzwyczaiłam i polubiłam tych dwoje starszych ludzi.

      Więc wczoraj pani starsza mi powiedziała, że odkąd ja tutaj przyjechałam to jej mąż z nią już tak nie rozmawia, jak przedtem. Że on tak naprawdę nie potrzebuje opiekunki, bo ona - żona, może się nim przecież opiekować. Ona potrzebuje pomocy domowej, żebym ją odciążyła w robocie wokół domu, a ona wtedy będzie miała czas zajmować się swoim mężem.

      Maż jej nie potrzebuje opieki, ani damy do towarzystwa. Ja z kolei mam w umowie napisane, że mam się nim opiekować, że ona ma pogorszenie nastroju, depresje. I dlatego firma mnie wybrała, bo ludziom poprawiam humor. Ale starsza pani nie chce, aby mąż jej miał lepszy humor. Jak dla niej, on ma dobry humor. To syn podał takie dane o dziadku, swoim ojcu. Pani jest o mnie zazdrosna i dlatego tyle roboty mi zlecała, do tylu robót zaganiała przez miniony tydzień, żeby mnie odizolować od dziadka. Żebym nie miała czasu na jego doglądanie.

      Pani starsza jest zazdrosna o swojego męża. On ma 92 lata. Nie zauważyłam, żeby jakoś zmienił w stosunku do mnie zachowanie. Uważam, że pani ta jest niepotrzebnie zazdrosna. Nie ma powodów.

      Dziadek nic chyba nie wie o naszej rozmowie. Ja z panią starszą postanowiłyśmy, że stopniowo będę przejmować jej prace domowe, a ona będzie zbliżać się do swojego męża. Ona zacznie z nim chodzić na spacery i ja nie będę jadać z nimi posiłków. Ostatnio jadłam już tylko obiad z nimi, ale dzisiaj już jadłam u siebie, w piwnicy. Pierwszy tydzień było bardzo miło podczas posiłków, ale czasem "miło" może być" za miło"

Więc w tym tygodniu będę izolowana od dziadka.

      Rozumiem tę panią, jej uczucia. Obca kobieta wkracza do domu, zajmuje się jej mężem. Jednak wg umowy nadal jestem opiekunką dziadka i czuję się za niego odpowiedzialna, pomimo tego, że mam tutaj spełniać rolę pomocy domowej i ogrodowej.

Tak naprawdę to jestem tutaj opiekunką dwóch osób: pana, bo chory, pani - bo ma humory i domu - bo dużo jest w nim i koło niego roboty. A pani jest pedantką.

      Zapłata jest tylko jedna, za pana.

      Zmieniam temat.

      Dzisiaj zostały już tylko dwa małe bocianiątka w gnieździe na kościele ewangelickim. Stałam przy kamerze, która filmuje gniazdo, gdy podszedł jakiś starszy pan. Zagadał, a potem spytał, czy nie jestem z Rosji. Bo on był tam w niewoli – od jesieni 1944 do 1949 roku. Dużo słów umiał po rosyjsku, więcej niż ja pamiętam ze szkoły, po wielu latach nieużywania tego języka. Rzucał tymi słowami, chwalił się nimi, a ja je rozpoznawałam z dawnych szkolnych lat. Z rosyjskiego zawsze miałam 5. Byłam uczennicą, która łapę do góry trzymała. W ogólniaku zawsze wiedziałam, co autor miał na myśli i jakoś celnie trafiałam A czasem autor ten miał potężnego bzika. No, nie śmiejcie się. Napisałabym – cha, cha, cha, ale nigdy nie wiem, czy nie powinno się pisać ha, ha ha,. Nie, raczej to pierwsze. Jakoś w szkole tego nie mieliśmy.

      Pan starszy Niemiec opowiadał dalej, że tylko 10 procent ludzi przeżyło tę niewolę. I że pracowali, jako jeńcy niemieccy w kamieniołomach, w kołchozach, w sowchozach, w lesie. Że ludzie rosyjscy są dobrzy, tylko" reżim" jest zły. I że każdy z Rosjanin boi się, że Rosjanin obok jest agentem.

      Jedli tylko buraki i pili wodę.

      Odprowadziłam tego pana trochę, do cmentarza. Jest tam dużo fajnych ławeczek.

      Nie zapytałam się tylko, dlaczego tak daleko na wschód się zapuścił. On się bardzo nad sobą litował i nie wypadało mi.

      Pamiętam filmy wojenne, jeńców niemieckich branych do niewoli, a my widzowie w kinie myśleliśmy – a dobrze im tak, wreszcie sprawiedliwość zwycięża. … I teraz, po 62 latach od czasu końca wojny spotykam takiego jeńca niemieckiego, za którym jest kawał dobrego życia w Niemczech, po powrocie z niewoli z Rosji. Dziwne to wszystko.

      I ten człowiek podchodzi z sympatią do mnie, prawie Rosjanki i ma ochotę porozmawiać sobie po rosyjsku. Ten język kojarzy mu się z jego młodością, może dlatego.. Może dlatego ma sentyment do j. rosyjskiego. Ja, Polka, jestem dla niego prawie Rosjanką, bo mam podobny akcent, mówiąc po niemiecku.

      W życiu trzeba dużo wybaczać i dużo zapominać. Życie niesie nowe. Nowe układy, na które trzeba mieć nowe spojrzenie. Coś jest w nas zakotwiczone, są to stare krzywdy. Ja straciłam na wojnie wujka, pani starsza niemiecka straciła trzech braci swoich. Tylko, że bracia jej zginęli na życzenie swego własnego narodu. A mój wujek zginął w obronie własnego narodu. Śmierć, śmierci nie równa.

      Ale koniec filozofii, teraz ekonomia jest najważniejsza. My się obudziliśmy po socjalizmie biedni, Niemcy – bogaci. I biedny zawsze będzie sługą bogatego. Tak jest, czy przesadzam?

      Może nie obudziliśmy się aż tak biedni, może jeszcze to i tamto mieliśmy, ale jakoś zbiednieliśmy. My, Polacy. Nie dopilnowaliśmy naszego majątku.

      Pani starsza pokazywała mi stare atlasy i mapy. Historia, która w szkole nigdy mnie nie interesowała, naraz stanęła przed moimi oczyma. Nasz kraj, który raz był, nawet całkiem pokaźny, to znów znikał. Potem znów pojawiał się, co prawda okrojony.               Potem już miał morza trochę.

      Pani starsza niemiecka wiedziała o rozbiorach Polski. Dziadek starszy niemiecki pochodzi z Bydgoszczy.

      Jadę pojeździć na rowerze. Dzisiaj mam trochę godzin wolnych, po ciężkiej pracy od rana do wieczora. Jestem w dolinie, troszkę na północ od Freiburga. Jakie tu pola z łanami zbóż, jakie hektary drzew owocowych, pola truskawek, na których pracują ludzie blisko ziemi, z chustkami na głowach. Żeby nie dostać udaru. Słonce tu ostre, jak już świeci. Nie wzięłam okularów, a szkoda.

      Wpatruję się w twarze ludzi przy truskawkach i usiłuję odgadnąć, czy to Polacy. I każdą, kupioną, przez panią Niemkę truskawkę widzę jako owoc potu moich rodaków.

      A może im płacą i są zadowoleni? Słyszałam, że na truskawkach można dużo zarobić, ale ludzie dobrych adresów byle komu nie przekazują. Dobry adres, to tam, gdzie płacą za robotę.

      Polacy jeżdżą tam co roku w to samo miejsce, w czasie ich polskiego urlopu. Polska pensja nie starcza na wszystkie opłaty w ciągu roku, wiec dodatkowy niemiecki zarobek, to jak miód na chleb. Cieszy bardzo i bardzo wspomaga.

      A w Polsce coraz mniej pól uprawnych, a coraz więcej łąk.

      Oj, niedobrze w tej Polsce.

      I to powinien być koniec mojego pisania na dzisiaj, ale czuję się w obowiązku dodać, ze jeżdżę do pracy w Niemczech od 3 lat. Nie pracuję na czarno, tylko za pośrednictwem polskich firm. I zawsze było wszystko, jak w umowie.Raz tylko zdarzyło mi się, że jakąś firma potraciła mi zaliczkę, której nie pobrałam Upomniałam się pisemnie, ostrożnie i przysłano mi zaległe pieniądze. Firma ta już więcej się do mnie nie odezwała, z propozycją wyjazdu do Niemiec.

      Na czarno ludzie zarabiają więcej niż ja, poprzez firmę. Cały Berlin podobno pracuje na czarno.

      Myślę, że poprzez firmę pracują ludzie sobie podobni, zarówno po stronie polskiej, jak i niemieckiej.

      Mogłabym to lepiej wyjaśnić, ale już starczy na dzisiaj. Idę zobaczyć, co robią staruszkowie. Może mnie potrzebują.

Wanda Ratajewska

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 15 czerwiec 2012 11:44

Z Ost Frontu: GONIEC nr 24

Napisane przez

Numer Obamy

      Kto zastanawiał się, czemu akurat teraz prezydent USA przyznał pośmiertnie order śp. Karskiemu? Mogło to mieć przecież miejsce 2 lata temu, albo za 3, a miało teraz.

      Kto zastanawiał się, dlaczego akurat z woli prezydenta USA odbierał order nie kto inny, a Żyd były ambasador Rotweld? Początkowo miał go odbierać Lech Wałęsa, ale wiadomo jest krewski i mógłby ostro zareagować na chamski PLANOWANY numer prezydenta Obamy. Więc z polecenia z Waszyngtonu odbierał go polityczny trup pan Rotweld, ten wiadomo - ostro by nie zareagował i nie miałby z tego żadnych konsekwencji. Wszystko było zaplanowane i chodziło, by Polaków kopnąć, a Obama wie, że na głosy Polonii z USA nie ma co liczyć.

      Kolejny numer

      Pięć hektarow ziemi zostalo przejęte przez miasto Warszawa, by pobudować na nim nowe skrzyżowanie. Właściciel nie oponował, a czekał na godziwą rekompensatę. To, co miasto zaproponowało uznał za kpiny i dał sprawę do sądu administracyjnego. Skrzyżowanie pobudowano, jeszcze sprawa w sądzie się nie odbyła, a nagle zjawił się komornik, bo obywatel nie zapłacił podatku od ziemi, którą już od roku włada miasto. Może do więzienia nie pójdzie, ale wizyta komornika przyjemna nie jest.

      Zapomniany wróg

      Jak często rodacy słyszycie w kościele o tym, że jest diabeł. Zapewne niezbyt często, ale on jest i prowadzi nas na manowce, ba słyszałem, że to jego robota, iż coraz więcej kobiet musi pracować, bo to rozbija rodziny.

      Szał Euro

      Już jesteśmy po pierwszym meczu, który nie wypadł korzystnie. Tego dnia nie tylko stadion ale cała Warszawa była biało-czerwona, moc samochodów z polskimi chorągiewkami i zatrzęsienie ludzi z szalikami, czapkami biało-czerwonymi różnych kształtów, malunki polskiej flagi na twarzach oraz sporo ludzi z trąbkami. Olbrzymia scena dla występów różnych zespołów i ekran pokazujący mecz na Placu Defilad. W drodze do niego spotkałem Belgów z polską flagą, potem rodzinę wietnamską z dwojgiem dzieci, które miały polskie proporczyki namalowane na twarzach. Znów spotkałem, tym razem cztery ładne Arabki z Arabii Saudyjskiej, trzy w chustkach koło głowy, a jedna w czapce baseballowej z napisem "Polska". Okazało się, że to studentki medycyny ponoć jest ich w Warszawie z 100, bo do USA ich nie wpuszczają na studia medyczne.

      Co wam się podoba w Polsce- zapytałem. - Zieleń odpowiedziała jedna a druga - wolność. Dalej zapytałem czy będziecie bez zasłoniętych twarzy chodziły po ulicach w domu. Twierdziły, że teraz jest to kwestia wyboru, ale ich matki chodzą z zasłoniętymi twarzami. Jedna z nich nawet dość dużo mówiła po polsku i znała nawet bardzo nieciekawe słowa, jak k... i wydawało się, że chętnie by tu się osiedliła, a zima nie jest dla niej groźna. Co ciekawe, na wielu domach na balkonach są polskie flagi i teraz pytanie czy ten narodowy entuzjazm przerodzi się w coś poważniejszego.

***

      Dwunastego czerwca pojechałem do Krakowa gdzie w Klub Imbir miałem odczyt o Białorusi. Jest to prywatny klub, piwiarnia, gdzie często mają odczyty prawicowcy, byłem tu na spotkaniu z panem Rozpłochowskim, działaczem "Solidarności" ze Sląska, który po stanie wojennym był wiele lat w USA. Na odczycie nie było moc osób, ale potem sala zapełniła się całkowicie, a na wielkim ekranie oglądaliśmy mecz Polska-Rosja. Jak mało, ten mecz był problematyczny, bo wielu obawiało się, że jak Rosjanie dostaną manto to zrobią chryję. Zasadniczo Polacy byli lepsi, ale pierwszego gola zdobyli Rosjanie i mogło źle się skończyć więc, nie śmiejcie się, pomodliłem się do św. Rity, patronki spraw bardzo ciężkich i o dziwo w pięć minut był gol i zarówno Polacy jak i Rosjanie są zadowoleni, bo był remis.

      Ten wieczór to był raj dla wszystkich większych piwiarni czy kawiarni. Postawiono tam ekrany i piwo lało się, jak ulewa, więc wiadomo teraz kto wygrał na Euro, bo podobnie było podczas wszystkich prawie meczy, gdzie grali Polacy. Oczywiście, był wielki entuzjazm, nawet prezydent Komorowski podskakiwał.               Gdy opuściłem gościnny lokal przeszedłem przez Rynek Główny, po którym pętała się moc młodzieży powiewającej polskimi flagami, szalikami i krzyczący "Polska, Polska" i "biało-czerwoni". Teraz chyba Polacy przejdą do kolejnej rundy i zobaczymy, czy jeszcze raz zagrają z Rosjanami.

      Zjazd Gazety Polskiej

      W Swietokrzyskiem obradował bodaj pierwszy zjazd przedstawicieli ze 160 klubów tego pisma, Teraz okazuje się, że jest to chyba największa organizacja polityczna, bo nie słyszałem, by jakaś inna miała tyle kół, a "Najwyższy Czas" zaczyna organizować podobne kluby.

      Kolejna miesięcznica

      Tym razem Pan Bóg nie był demonstrantom zbyt przychylny, bo wieczorem zaczęło kropić, ale jak zwykle była Msza św. w katedrze i ze współpracownikiem czekaliśmy, by się rozpogodziło, by rozdawać me ulotki - "Uzdrowić Polskę"- już ma 14 punktów. By przeczekać deszcz, piliśmy, jak rzadko, piwo z małego browaru pod Łodzią sprzedawane pod arkadami Biblioteki Rolniczej przy kościele św Anny. Siedliśmy pod namiotem dla piwoszy i była "rodaków rozmowa".

      Usłyszeliśmy dość kontrowersyjną wypowiedź. - Pan Kaczyński - powiedział nasz rozmówca - miał szczęście, że zginął, bo inaczej mógłby mieć poważne kłopoty za różne swe działania, jak np. podpisanie Traktatu Lizbońskiego i wejście Polski do Unii na wcale nie najlepszych warunkach.

      Gdy kończyła się msza padał spory deszcz i przypomniałem sobie, że od pogody w niebie jest św. Rita, do której zresztą moja Matka miała szczególne nabożeństwo i powiedziano mi, by była pogoda trzeba na niebie napisać "Rita", a może nawet "św. Rita". Chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie, ale po 7 minutach przestało padać, właśnie wtedy, gdy pochód, śpiewający pieśni i odmawiający różaniec pod przewodnictwem ks. Stanisława Małkowskiego ruszył z katedry do pałacu prezydenckiego.

      Tam tłum, zajmujacy Krakowskie Przedmieście od Trębackiej do Hotelu Europejskiego, wiwatował na cześć Jarosława Kaczyńskiego, który podziękował za pracę posłowi Antoniemu Macierewiczowi i pani Fotydze, dziękował zebranym i mówił, "prawda zwycięży" i to szybciej niż by się kto spodziewał. - Jesteśmy dziś bliżej prawdy niż byliśmy miesiąc temu i stale zwiększamy naszą wiedzę, o tym, co się stało. Nie jesteśmy przeciw narodowi rosyjskiemu, ale przeciw tym, co fałszują prawdę o Smoleńsku.

      To przed pałacem prezydenckim stanie krzyż, mimo tego, co kto mówi i dziś robi...

      Żadnych, ekscesów nie było, a policja stojąca w dziesięciu wozach za pomnikiem Mickiewicza nawet nie musiała wychodzić na ulicę. Na zakończenie garstka spotykająca się przed pałacem i przynosząca krzyż zebrała wszystkie znicze, z których ułożony był na chodniku krzyż i teraz "bufetowa" nie musi narzekać, że ci po sobie nie sprzątają.

      Miła informacja

      Obejrzałem na mym komputerze, którego używam też na Białorusi okienko "Gońca" i nagle widzę moje teksty po rosyjsku. Będę więc musiał powiadomić znajomych, by je czytali i czytali w ogóle "Gońca".

Aleksander graf Pruszyński

Mińsk, Warszawa

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.