farolwebad1

A+ A A-
piątek, 25 styczeń 2013 16:07

Nad kołchozem ciemne chmury wiszą...

wyrzykowskiTak naprawdę, to nie nad kołchozem, ale nad Ontario, i są to nie tyle chmury, co groźba dalszego, pogłębiającego się kryzysu. Chociaż i w chwili obecnej nie możemy powiedzieć, że Ontario ma recesję za sobą. Co prawda szpece od propagandy robią wszystko, aby nam w głowach mieszać i wmawiać, że czarne jest już białe, a ludziom się żyje dostatnio, co jest zasługą wiekopomną (niektórzy wymawiają to... wielkopomną) łaskawie nam panującego... tu wpisujemy imię i nazwisko aktualnego premiera, prezydenta, dyktatora itd. Propaganda ma to do siebie, że bez względu na ustrój, szerokość geograficzną, kolor skóry zawsze jest taka sama: masom wmawia się, jak im się dobrze powodzi, i masy po jakimś czasie powtarzają zgodnym chórem, że np. "a u was to biją Murzynów". Można też masom powiedzieć, że chleb, co prawda, zdrożał, podobnie jak kości na zupę, ale, kochani, LOKOMOTYWY są już znacznie tańsze!

I nie wypada nawet zapytać, ile potrzebuję chleba, aby przeżyć do następnego dnia, a ile lokomotyw...
Ponieważ, jak co roku, mamy w Detroit wielką wystawę samochodową, można w prasie znaleźć wypowiedzi ludzi związanych z tą branżą, wypowiedzi, które wręcz zmuszają do zastanowienia się nad pytaniem: co dalej?
Myślę o montowniach samochodów w Ontario, ale też o tysiącach miejsc pracy w zakładach, które istnieją tylko dlatego, że – mimo wszystko – jeszcze się auta składa. Wypada w tym miejscu przypomnieć, że przed laty w Windsor nie tylko Chrysler składał auta, ale np. Ford produkował tysiące samochodów. Ten sam Ford w roku 2000 miał w Windsor 6 fabryk i zatrudniał 6 tys. osób, co dzisiaj, zaledwie 13 lat później, wydawać się może opowieścią z zupełnie innej bajki.
Tak zwany szczyt (proszę nie mylić ze szczytowaniem, cokolwiek miałoby to znaczyć) wielkie firmy samochodowe mają za sobą, dzisiaj te tysiące aut, które budowano w Ontario, składa się chociażby w Meksyku. Co wynika nie tylko z faktu, że robotnik zarabia tam naprawdę grosze, ale także z faktu, że w ramach NAFTA, czyli porozumienia między Meksykiem, Kanadą i USA, firmy mogą swobodnie prowadzić działalność w każdym kraju. Mało tego, paragraf, czy też artykuł 11 owego porozumienia nadaje władzom tejże NAFTA-y tak ogromną władzę, że korporacja może pozwać np. rząd Kanady przed trybunał organizacji i Kanada przegra! Nie można bowiem korporacjom rzucać kłód pod nogi, jeżeli nawet korporacja niszczy środowisko albo ludzie sprzeciwiają się działalności jakiegoś truciciela. Ale nie tylko, bardzo świeża sprawa, oto goście od turbin wiatrowych chcą pozwać (a może już pozwali?) rząd, ponieważ ogłoszono moratorium na turbiny w wodach jeziora Ontario. Ludzie mówią, że jest to szkodliwe dla zdrowia? A cóż ludzie mają do powiedzenia, jeżeli my chcemy postawić wiatraki i kasować miliony? Moratorium? No problem, nasze straty wyliczamy na 475 mln dolarów, proszę nam wypłacić gotówkę i sprawa załatwiona... Tak to się mniej więcej odbywa. Premier Ontario skasował dwie elektrownie, które miały powstać na terenie metropolii Toronto, ale za tą decyzją idą ogromne pieniądze, które teraz trzeba wypłacić za zerwane kontrakty.
Chcę zwrócić uwagę, że jakaś ponadnarodowa agencja ma prawo podejmować decyzje wbrew rządom, czy to nie jest absurd? I może, tak na marginesie, przykład jak porozumienia o wolnym handlu pomagają naszej gospodarce. Mel Hurtig, autor książki pt. "The Vanishing Country. Is It Too Late To Save Canada?" (Toronto, 2002), podaje przykład następujący: w okresie grudzień 1988 – kwiecień 2001 utworzono w Kanadzie 1.381.000 stałych (full-time) miejsc pracy. W tym samym okresie czasowym, ale przed podpisaniem FTA, czyli porozumienia z USA, które poprzedziło NAFTA, stworzono ponad 3 miliony!
Nie lepiej jest w USA, tam również ludzie tracą dobrze płatne prace i chociaż niby tworzy się nowe, to są to już za znacznie mniejsze pieniądze, tymczasowe. Co oznacza spadek stopy życiowej, względnie przejście na pomoc socjalną.
Czy zatem w Meksyku stopa życiowa idzie w górę, czy robotnikom żyje się lepiej? Nie, np. w strefie przygranicznej jest około 4 tys. zakładów, gdzie płaci się grosze, a ludzie nie mają żadnych osłon socjalnych. Można zaryzykować stwierdzenie, że panują tam na pół niewolnicze warunki.
Kto zatem najbardziej korzysta na NAFTA? Nie my, szare baranki, skubani przez urząd podatkowy jak gęsi, a korporacje, inwestorzy, banki. Piszą ludzie, że nie jest to wolna wymiana, a eksploatacja najbiedniejszych, bezsilnych ludzi.
A zapewniano nas, i w dalszym ciągu się to robi (wystarczy wejść na stronę NAFTA-y), że trójstronne porozumienie o wolnym handlu na obszarze Północnej Ameryki dopiero nam poprawi poziom życia. Obiecywano jedno, zrobiono drugie. Wygląda na to, że chodzi o postępujące zubożenie społeczeństwa. Przy okazji rządzący kopią się we własną kostkę, a przecież budowa cepa jest zupełnie prosta: nie ma pracy? Nie ma wpływu z podatków. W kasie pustki? Zaczynamy szukać oszczędności albo zaciągamy pożyczki, dobrze wiedząc, że ich spłatę muszą przejąć na siebie nasze dzieci, a może i wnuki. Brakuje na emerytury? Pracujemy do 67. roku życia, albo i dłużej, najlepsze rozwiązanie jest takie: pracujemy dopóty, dopóki nie padniemy na stanowisku pracy! Jak w niemieckich obozach. Proszę pomyśleć, czy nie powinien to być patriotyczny obowiązek każdego obywatela?! Dzięki temu rządzący mogliby otoczyć opieką (czytaj fundować przedwyborczą marchewkę) jeszcze liczniejszą klientelę, tak potrzebną w czasie wyborów...
Ale dość tego swobodnego fantazjowania, okazuje się bowiem, że przysłowiowe chmury przybierają zupełnie realny kształt. Musimy się liczyć z tym, że koncerny samochodowe przygotowują się do przeprowadzki, na razie do USA, a z czasem nieco dalej: część postawi na Meksyk, inni na Chiny, jak np. Chrysler, który jeszcze kilka miesięcy temu wyśmiał kandydata na prezydenta USA, kiedy ten powiedział, że Chrysler przenosi część produkcji do Azji. Teraz oficjalnie powiedziano, że w Chinach zacznie się składać jeepy. Pierwszy krok został zrobiony, powstanie pierwsza montownia, później druga; a przecież mówi się też o Rosji. Niby to problem amerykańskiego robotnika, ale ustami wiceprezesa Jerry'ego Chenkina Honda dała do zrozumienia, że w Ontario jest za drogo składać auta. Dodał, że produkcja w Ontario jest obecnie wyzwaniem... Uzupełnił, że gros produkcji trafia na rynek amerykański, a więc tam należy składać samochody. Tym bardziej, że hondę civic buduje się także w USA i robi się to taniej. Jak więc gałąź kanadyjska może konkurować z amerykańską? Inna sprawa, że w Stanach nie tylko siła robocza jest obecnie znacznie tańsza, ale i rząd wykłada duże pieniądze, aby przyciągać m.in. firmy samochodowe. To są nie tylko ulgi podatkowe, ale np. budowa dróg dojazdowych. Chodzi o to, aby nowe miejsca pracy powstały, a nakłady szybko się zwrócą chociażby w postaci podatków, które zatrudnieni będą płacić.
Czy w Kanadzie możemy mówić, że mamy jakieś atuty? Tony Faria z windsorskiego uniwersytetu, zajmujący się biznesem, twierdzi, że tak naprawdę, to kanadyjski robotnik nie ma żadnej przewagi, żadnego atutu. Mówimy o kanadyjskiej sile roboczej, że jest wykwalifikowana, wykształcona, wydajna, ale robotnik w USA – pyta Faria – nie jest równie pracowity, wykształcony i wydajny? Podobnie jak robotnik meksykański. Zdaniem profesora, nie mamy obecnie żadnego atutu, żadnej przewagi. Dodam od siebie, że silny dolar kanadyjski też jest skuteczną blokadą. Honda w ostatnim czasie przeniosła produkcję nowego modelu acury MDX z Alliston do Alabamy, gdzie składane są półciężarówki.
GM też ogłosił, że w Oshawie trzeba się liczyć z mniejszym zatrudnieniem.
Prezes GM Canada, Kevin Williams, powiedział wyraźnie, że jego zdaniem, koszty produkcji w Kanadzie są zbyt wysokie. Co przekłada się na zmniejszanie zatrudnienia tutaj, a wzrost w USA. Trzeba w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że w Stanach zatrudnia się robotników za połowę stawki, powiedzmy za 14 dol., co przy naszych 34 dol. w Big 3 jest kolosalną różnicą. Ale kiedy Ford potrzebował ludzi w St. Thomas, zanim zakład zamknięto, przyjął zwolnionych w Windsor, za 20 dol.! I obciął im świadczenia, a kiedy zakład zamykano, ci ostatni nie otrzymali propozycji przejścia do Oakville! Widzimy zatem, że z jednej strony związki zawodowe krzyczą, że wszyscy są równi, ale w praktyce zgadzają się, że mimo wszystko przymykają oczy na dyskryminacyjne traktowanie swoich członków.
Nie jest tajemnicą, że jeżeli CAW "odpuści" i zgodzi się na niższe stawki, co może stworzyć nowe miejsca pracy, w kolejce ustawią się tysiące ludzi gotowych pracować nawet nie za 20 dol., ale za połowę stawki, czyli za 17, czy nawet 15 dol.
Taka jest brutalna rzeczywistość. CAW nie mówi głośno, ile nowych miejsc pracy powstało w Stanach, kładzie nacisk na to, że nowo zatrudnieni otrzymują niską stawkę i tego w Kanadzie nie będzie. I nowych miejsc pracy nie będzie... a na złość mamie odmrożę sobie uszy, prawda?
Wspomniany VIP z General Motors powiedział, że produkcja camaro zostaje przeniesiona do USA ze względu na koszty, co trzeba rozumieć w ten sposób, że koncern liczy pieniądze i może się okazać, że trzeba w Kanadzie zwijać żagle.
Ford potrzebuje w tej chwili miliard dolarów na unowocześnienie montowni w Oakville i wyciąga rękę w stronę rządu federalnego i prowincji, zdaniem prof. Fari, 400 mln może spowodować, że Ford wprowadzi do produkcji nowe typy, przez co przyszłość zakładu zostanie zabezpieczona; ale na jak długo?
Obecnie Ford inwestuje miliard dolarów w Kansas City, modernizuje linię produkcyjną i otwiera stalownię, co oznacza 1600 nowych miejsc pracy. Mało tego, firma zatrudni kilka tysięcy umysłowych pracowników, ogółem zainwestuje przeszło 6 miliardów i zatrudni 12 tys. pracowników. W Kanadzie mamy się cieszyć, że w ciągu najbliższych czterech lat powrócą (albo i nie, podobne obietnice składano już wielokrotnie) do pracy wszyscy zwolnieni. O inwestycjach w Kanadzie nikt nie mówi.
Nad kołchozem ciemne chmury wiszą, idzie Wania z pijaniutkim Griszą (stąd zapożyczenie w tytule felietonu)... więc co nam pozostaje, opić się i pogodzić z tym, co się dzieje? Przecież głową muru nikt nie przebije i najgorsze jest to, że właściwie nie ma się gdzie przenieść, wszędzie to samo g...
Świecą gwiazdy, świecą, na wysokim niebie, jeno nie myśl chłopie, że to i dla ciebie... pisała przed laty Maria Konopnicka i dobrze wywróżyła nie tyle chłopom, co nam wszystkim. W moich notatkach na temat położenia robotników w USA w XIX i XX wieku (w przyszłości chcę ten temat przybliżyć naszym czytelnikom) znajduje się komentarz jednego z właścicieli fabryki, a może kopalni, że przyjdzie taki czas, że robotnicy na kolanach będą prosić o zatrudnienie...
Proszę sobie tylko wyobrazić sytuację, że nie żyjemy w welfare state, gdzie są rozwinięte programy pomocowe, i mamy obecne bezrobocie – w Windsor np. 10,5 proc. Oficjalnie, bo nieoficjalnie może to być nawet i 20: kończy się zasiłek i wypadamy z kartoteki, jak gdyby udało nam się znaleźć zatrudnienie.
Najstarsi Polacy, pamiętający Windsor przed wojną, opowiadali mi, jak trudno było znaleźć pracę i czy tacy ludzie nie byli gotowi całować czyjegoś łapska, byle mieć pracę? Dochodziło przecież do takich sytuacji, że forman – wiedząc, że robotnik ma atrakcyjną żonę – prosił o klucz do domu. Niewiasta wiedziała, że trzeba wyświadczyć majstrowi pewną usługę... Może to bajka, może nie, ale tak mi opowiadano.
Może jeszcze jedna ciekawostka, firmy płaciły miliony dolarów na ochronę, kupowały broń palną, opłacały szpiegów i prowokatorów, ale nie mogły się zdobyć na to, aby robotnikom dać minimalną podwyżkę! Pisałem kiedyś o masakrze w Ludlow, gdzie strzelano do ludzi z karabinów maszynowych. W Detroit też padli zabici, zwolnieni z pracy robotnicy Forda. Pokojową demonstrację ostrzelano, padli zabici, byli ranni i nikt nie poniósł konsekwencji. Domaganie się lepszych warunków pracy, wyższych zarobków traktowano jako... komunistyczne zachcianki! Komunistów nikt nie powinien żałować, tym bardziej że są to głównie obcy, którzy chcą zniszczyć wspaniałą Amerykę. Wśród protestujących robotników były tysiące naszych rodaków.
Czy dzisiaj jesteśmy w stanie wykazać się podobną determinacją? Nie, nie jesteśmy w stanie, bo... są ostatecznie zasiłki, jest welfare, inne formy pomocy i jakoś to będzie. Ile w ostatnich latach zlikwidowano w samym Ontario miejsc pracy, dobrze płatnych miejsc pracy? 300 tys., a może nawet i 400! Co otrzymujemy w zamian? Prace przy nalewaniu kawy, jakieś prace okresowe, bez żadnej pewności, że i jutro będziemy potrzebni. Pamiętam czas, kiedy w Windsor praca na prasach gwarantowała, powiedzmy, dwie dychy na godzinę, obecnie stawka 12 dol. wydaje się pracodawcom wygórowana! Tyle, w najlepszym przypadku, płacą agencje, czyli pośrednicy, bez których pracy, nawet najgorszej, nikt nie znajdzie.
I znów mamy przykład, jak się traktuje ludzi. Moja znajoma jest pielęgniarką, może pracować i 60 godz. tygodniowo, ale to wciąż jest part-time bez prawa do świadczeń socjalnych.
I takich ludzi mamy tysiące i nic nie wskazuje na to, że będzie ich mniej. Pracując za stawkę minimalną, nie zarabia się grosza ponad granicę prawdziwego ubóstwa, nie ma się też zazwyczaj żadnych "benefitów"; ile kosztują lekarstwa? A czyszczenie zębów (zapłaciłem 155 dol.)? Przy stawkach, które się obecnie ludziom proponuje, i braku świadczeń socjalnych, czy w ogóle opłaca się pracować? Mówi mi znajoma, czy nie lepiej siedzieć na welfare? Pieniążki minimalne, ale o ile łatwiej wyczyścić zęby... dopłacą do mieszkania, ubiorą na zimę... a mając 67 lat, otrzymamy to samo!
Mimo wszystko jestem optymistą, chociaż, prawdę mówiąc, dopiero teraz, mając trzy prace, "wyrabiam" 40 godzin tygodniowo. A dlaczego jestem optymistą? Wierzę, że musi nastąpić zmiana. Przebudzenie ludzi, którzy pewnego dnia postawią rządzących przed alternatywą zmiany polityki, albo rewolucji. Nie da się nas sprowadzić do poziomu zahukanych półniewolników w kufajkach...


Leszek Wyrzykowski
Windsor

Opublikowano w Teksty
poniedziałek, 21 styczeń 2013 11:00

Powrót zimy

W ubiegły weekend niewielu wędkarzy wybrało się na lód. Dla niektórych też wyprawy skończyły się  tragicznie. Dramatyczna akcja ratunkowa miała miejsce na Cook's Bay na wysokości Gilford w sobotę,

12 stycznia. Tuż po godzinie 17.00 w odległości 600 metrów pod wędkarzami pękł lód. Po półgodzinie na miejsce przybyły jednostki ratownicze z Innisfil i York Region. Do ratowania wędkarzy użyto dwóch airboats. Na szczęście, skończyło się tylko na kąpieli i wyziębieniu.
Jednego z wędkarzy przewieziono do szpitala. Film z akcji ratunkowej na Gilford można obejrzeć na stronie internetowej Fishing Lake Simcoe
- www.fishinglakesimcoe.ca. Na stronie są już również wywiady z uratowanymi wędkarzami.

Opublikowano w Wędkarstwo
piątek, 21 grudzień 2012 18:35

Ponoć świat miał się skończyć...

kumorAŁapię się na tym, że za dużo pamiętam, a bez pamiętania każdemu jest łatwiej...
A co pamiętam? Kiedy 10 lat temu ktoś pytał, dlaczego to rząd pozwala na eksport kanadyjskich (w zasadzie amerykańskich) miejsc pracy do Azji, odpowiedź polityków była zawsze taka sama; że w czasach globalizacji musimy się z tym pogodzić; że miejsca pracy niewymagające wysokiej wydajności, wykształcenia i zaawansowanych technologii, będą "emigrować". Nie ma jednak powodu do obaw – uspokajano – ponieważ naszym zadaniem jest nowoczesność w domu i zagrodzie – dlatego też nasz system imigracyjny musi przyciągać najtęższe umysły. Niektórzy nawet altruistycznie narzekali, że Kanada drenuje talenty z państw mniej rozwiniętych i to jest nie fair. Pamiętam rozmowę z pewną panią polityk z Oshawa-Whitby – gdzie nomen omen wciąż jeszcze produkuje się jakieś auta – która na pytanie, co rząd Ontario zamierza zrobić, by zatrzymać miejsca pracy w sektorze produkcyjnym, nie kryła, że ten sektor w "dzisiejszych czasach" jest passe i odpowiedzią na wyzwania współczesności są uniwersytety i imigracja osób utalentowanych – to ma nam zapewnić wysoki standard życia i w ogóle powszechną szczęśliwość, kiedy to przechadzać się będziemy w laboratoryjnych kitlach eleganckimi alejami słonecznych miast, wożąc pupy elektrycznymi samochodami.
Już wtedy wiadomo było, że jest to jak najbardziej bezczelne (bezmyślne?) żenienie kitu, bo każdy inżynier powie, iż wysoko zaawansowana technologia najlepiej powstaje na wyciągnięcie ręki, blisko produkcji, a nie "sobie a muzom". Tak czy owak, mieliśmy właśnie dożywać tych pięknych czasów, kiedy nagle okazało się, że nasz system imigracyjny jest niedostosowany do bieżącej sytuacji, bo w Kanadzie nie ma komu robić. Gdzie? Ano przy wydobyciu! W kopalniach! Tak pod ziemią, jak w odkrywce. To są te największe braki. Kanada zawsze była, jest i będzie krajem surowcowym. Nagle okazuje się, że nie powinniśmy sprowadzać żadnych tam talentów lecz robotników wykwalifikowanych, a nawet radzimy talentom już posprowadzanym, by się nieco przekwalifikowały "w dół". Tu mi się przypomniało, że w globalnym świecie przewidzianym przez genialnego Aldousa Huxleya, robota w kopalniach należy do najniższych kast – bodajże wykonują ją delta – u których specjalnie nie pozwala się na wykształcenie całego mózgu.


Jak słusznie wskazują związki zawodowe – ci sprowadzani robotnicy, doraźni czy mniej doraźni, zazwyczaj zarabiają mniej niż ich kanadyjscy koledzy. Na tym polega zresztą urok ich ściągania. Czyli globalizacja w przypadku państw Zachodu zaczyna wyglądać tak, że najpierw wyeksportowaliśmy dobrze płatne miejsca pracy w zaawansowanej technologicznie produkcji – jak przemysł samochodowy, a następnie sprowadzamy robotników do brudnej roboty w kopalniach, do czego rozpuszczeni względnym dobrobytem państwa socjalnego Kanadyjczycy się nie garną. Tym samym standard życia zwykłych pracowników raczej będzie się obniżał niż podnosił. To samo zresztą dotyczy miejsc pracy dla osób bardziej wykształconych, które spokojnie mogą być zajmowane przez sprawnych naukowo Chińczyków czy Hindusów. Proszę zapytać ludzi, którzy w Kanadzie pracowali w zakładach układów scalonych i innych takich. Przeminęło z wiatrem!
Gdzie tutaj jest ten high tech? Bo mi się wydaje, że idzie raczej w tej metodzie o globalne wyrównanie poziomu życia i zarobków poszczególnych warstw społecznych – w naszym przypadku owo równanie do wspólnego mianownika oznacza równanie w dół.


•••


Ponoć świat miał się skończyć 21 grudnia, ale skoro Państwo czytają ten tekst to najwyraźniej Pan Bóg uznał, że to jeszcze nie pora. Co ciekawe, spotkałem ludzi autentycznie zaniepokojonych ową "przepowiednią" Majów. Jest to o tyle dziwne, że większość jest chrześcijanami. Jeśli więc nie wierzymy w to, co Pan Bóg nam dał szczęśliwie w naszej wspaniałej polskiej katolickiej kulturze, to przynajmniej rozeznajmy się na tyle, by nie być podatnym na jakieś njuejdżowe bzdurne półprawdy i ekscytacje. Słowem, jeśli odchodzimy od wiary katolickiej, to zastanówmy się głęboko, w imię czego to robimy, żeby czasem nie okazało się, że w imię własnej ignorancji i głupoty.
Wracając zaś do końca świata, to przepraszam bardzo, a co to za news?! Przecież cała nasza zachodnioeuropejska kultura mówi, że ten świat się skończy. Kiedy? Nie wiadomo, dlatego trzeba być gotowym. Nikt z nas tutaj na stałe nie zostaje, nie ma więc co się zadomawiać, bo nasze życie, niezależnie od tego co tam powypisywano w takich czy innych kalendarzach, i tak dobiegnie końca – zresztą proszę popatrzeć po sobie – jeśli ktoś obserwuje, jak z dnia na dzień robi się młodszy, to gratuluję. I znów, gdybyśmy się tak bardzo nie pogubili i nie byli takimi cywilizacyjnymi analfabetami, tobyśmy wiedzieli, że chrześcijanin powinien się cieszyć na koniec takiego świata – bo to wróży nadejście naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Pozostaje więc sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego bardziej wierzymy w kalendarz Majów, niż w Pismo Święte – bo odpowiedź na to pytanie naprawdę dużo wyjaśnia!
Wesołych Świąt!


Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 14 grudzień 2012 15:47

Kanada otwiera drzwi

W miniony poniedziałek w największej firmie polonijnej produkującej na potrzeby przemysłu lotniczego, Cyclone Manufacturing, odbyła się konferencja ministra imigracji i obywatelstwa Jasona Kenneya, który poinformował o powołaniu do życia nowego programu imigracyjnego dla robotników wykwalifikowanych. Program ten daje szansę również robotnikom nieudokumentowanym, którzy przebywają nielegalnie w Kanadzie.

Minister Kenney stwierdził, że według wszystkich ekspertów, mamy w Kanadzie poważne niedobory wykwalifikowanej kadry w wielu zawodach.
– Wedle szacunków kanadyjskiej Izby Handlowej, w ciągu najbliższych dziesięciu lat zabraknie 163 tys. pracowników budowlanych, 130 tys. pracowników naukowych i sześćdziesiąt tysięcy innych specjalistów wykwalifikowanych w zawodach.
Właściciel firmy, w której się znajdujemy, Cyclone Manufacturing, p. Sochaj, powiedział, że ma tutaj 400 pracowników i ciągle szuka nowych – ok. 20 osób. To samo dotyczy firm wydobywczych, zaspokajających wielki boom światowego popytu na surowce; firmy wydobywcze na północy Ontario w desperacji szukają pracowników, rekrutując w całym kraju. Oczywiście, jest rzeczą bardzo istotną, by państwo pomogło wyszkolić czy przeszkolić bezrobotnych Kanadyjczyków, aby mogli podejmować dostępne zatrudnienie. Gdy chodzi o zapełnianie stanowisk pracy, Kanadyjczycy muszą być traktowani pierwszoplanowo. W naszym społeczeństwie są grupy, które stoją w obliczu nieproporcjonalnie wysokiego bezrobocia. – Młodzi czy ludność autochtoniczna; musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, aby zapewnić im zatrudnienie.
To jest bardzo ważne zadanie rządów prowincyjnych, aby w większym stopniu inwestować w szkolenie zawodowe czy programy stażów. Jest to również odpowiedzialność pracodawców – inwestowanie w staże i szkolenie zawodowe. Ale mimo że wielu pracodawców znacznie zwiększyło swoje inwestycje, wciąż doświadczają poważnych braków w zatrudnieniu.
Dlatego postanowiliśmy dokonać zasadniczej zmiany w kanadyjskiej polityce imigracyjnej.
Po raz pierwszy od czterdziestu lat, od 2 stycznia 2013 roku, w naszym programie imigracyjnym powstanie oddzielny podprogram przeznaczony wyłącznie dla robotników wykwalifikowanych; ludzi potrafiących utrzymać się z pracy swych rąk; ludzi, którzy w sposób zasadniczy mogą się przyczynić do sukcesu kanadyjskiej gospodarki.
Z wielką przyjemnością ogłaszam zatem, że wypełniamy zobowiązania podjęte w naszym Economic Action Plan i od 2 stycznia 2013 roku zaczniemy przyjmować podania w ramach nowo utworzonego federalnego programu Skilled Trades Program. Program kładzie nacisk przede wszystkim na doświadczenie zawodowe i wyszkolenie praktyczne, a nie wykształcenie formalne. To powinno bardzo ułatwiać wykwalifikowanym robotników imigrację do Kanady.
Aby móc złożyć podanie, kandydaci powinni spełniać cztery wymogi:
1. posiadać ofertę pracy lub uzyskać świadectwo kwalifikacyjne prowincji lub terytorium, poświadczające, że zaraz po przybyciu mogą podjąć pracę w swym zawodzie.
2. Składający podania muszą mieć minimum dwa lata doświadczenia zawodowego jako robotnicy wykwalifikowani.
3. Ubiegający się o imigrację powinni pokazać, że wykonywali już podobne czynności, jakie będą mieli do wykonania w Kanadzie.
4. Wszyscy będą musieli spełniać podstawowe kryterium znajomości języka.
Podkreślam podstawowe, ponieważ wielu robotników wykwalifikowanych za granicą nie ma wykształcenia uniwersyteckiego czy ponadśredniego i nie miało okazji nauki języka angielskiego czy francuskiego. Dlatego nie kwalifikują się w ramach obecnego programu imigracyjnego dla robotników wykwalifikowanych i dlatego obniżamy próg językowy do całkiem podstawowego, wystarczającego do podjęcia bezpiecznej pracy w kanadyjskim środowisku i by móc się integrować w społeczeństwie, ale nie wymagamy wyższych poziomów znajomości języka w tym programie.
Jak pewnie Państwo wiedzą, nasz rząd podejmuje kroki w celu zmniejszenia kolejek w systemie imigracyjnym, uelastycznienia całego systemu i przyspieszenia czasu rozpatrywania podań, w odpowiedzi na zapotrzebowanie rynku pracy.
W pierwszym roku programu dla robotników wykwalifikowanych przyjmiemy 3000 podań. Ale spodziewamy się wzrostu tej liczby.
Zawody, które będą się kwalifikować, to elektrycy, spawacze, mechanicy sprzętu ciężkiego. Pełna lista zostanie opublikowana jeszcze przed uruchomieniem programu, 2 stycznia.
Kończąc, powiem tylko, że jestem bardzo zadowolony, że udało się nam do tego doprowadzić; jest to rzecz, nad którą pracowałem od czterech lat, od kiedy zostałem ministrem imigracji.
Słyszałem wiele opinii Kanadyjczyków, którzy mówili, weźmy tych, którzy przyjechali do tego kraju w latach 50. czy 60., którzy potrafili budować, pracowali w fabrykach, dlaczego tacy ludzie nie mogą dzisiaj zakwalifikować się na imigrację. I słyszałem opinię pracodawców, którzy zdesperowani szukali odpowiednich osób.
Dlatego dzisiaj podejmujemy reformy. Chodzi nam o system imigracyjny, który sprawdzi się dla Kanady, sprawdzi się dla naszej gospodarki i sprawdzi się dla nowych imigrantów, dając impuls do wzrostu i dobrobytu.


•••


Korzystając z okazji, "Goniec" zapytał ministra Kenneya, czy z nowego programu będą mogli skorzystać tzw. pracownicy nieudokumentowani?
– Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że istnieje pewna liczba tzw. nieudokumentowanych pracowników, zwłaszcza w przemyśle budowlanym w aglomeracji torontońskiej. Oczywiście, zawsze zachęcamy wszystkich, by stosowali się do przepisów imigracyjnych, które są sprawiedliwe i otwarte dla wszystkich. To jest porada dla osób, które być może pracują tutaj, nie mając statusu, że jeśli będą przestrzegać zasad, mogą uzyskać właściwy status imigracyjny.
Dlatego zachęcałbym każdego nieudokumentowanego pracownika, aby postarał się o dobrą poradę od uczciwego eksperta czy licencjonowanego konsultanta imigracyjnego lub prawnika, w jaki sposób mógłby wykorzystać programy takie jak ten, do unormowania swego statusu. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale może to wiązać się z uzyskaniem oferty pracy od kanadyjskiego pracodawcy, wyjazdem z Kanady i powrotem jako legalny imigrant ze stałym pobytem, to mogłoby być remedium na ich problemy.
Minister podkreślił, że nowy program umożliwia wjazd poza kolejką podań, zatem pierwsza osoba powinna znaleźć się w Kanadzie w ciągu najbliższych kilku miesięcy.
- Chciałbym też przypomnieć wszystkim, że w ramach obowiązujących programów imigracyjnych mamy możliwość szybkiej ścieżki dla pracowników, którzy mają ofertę pracy w Kanadzie – tłumaczył.
Wiele osób, które pracują już w Kanadzie, w oparciu o tymczasowe pozwolenie na pracę będzie mogło zamieszkać tu na stałe.
Notował Andrzej Kumor

Opublikowano w Oferta z Polski
piątek, 14 grudzień 2012 15:28

Życie jak niedopałek papierosa

kumorACzy to jest triumf kapitalizmu, że chińskie przedsiębiorstwa państwowe wykupują kanadyjskie prywatne, czy też jest to ten "sznurek", na którym komuniści (w tym wypadku chińscy) nas powieszą? Zgoda Kanady (ponoć jednorazowa) na wykupienie jednej z największych firm eksploatujących roponośne łupki bitumiczne świadczy o kilku sprawach na raz.
Po pierwsze, siła perswazji pieniądza – kilkunastu miliardów dolarów – jest olbrzymia, nawet jeśli jest to pieniądz kreowany z niczego za miedzą, po drugie, że Kanada mimo deklaracji obecnego rządu – jak wiadomo rządy w "demokracjach" zmieniają się jak rękawiczki – pozwoliła Chińczykom włożyć nogę w nasze drzwi.
Interesy firmy wydobywczej CNOOC przekładają się stuprocentowo na interesy właściciela, czyli komunistycznego państwa chińskiego.Wpuszczenie tych interesów na kanadyjską północ dobrze nie wróży. W Europie podobnym taranem energetyczno-politycznym jest Gazprom. Chińczycy nie działają z perspektywą 4 czy 6 lat, lecz 20. A taką perspektywę tutejsze rządy mają całkowicie poza radarem. Trzeba więc pogodzić się z myślą, że nadchodzą Chińczycy – ławą.


•••


Wszyscy szybko się o tym przekonamy, sądząc chociażby po ogłoszonym w poniedziałek w polonijnej firmie Cyclone nowym programie imigracyjnym, który pozwala na szybką ścieżkę imigracyjną dla ludzi z fachem w ręku – czyli robotników wykwalifikowanych.
Chociaż minister imigracji Kenney objeżdżał ostatnio zachodnioeuropejskie kraje w poszukiwaniu chętnych na imigrację szybko asymilujących się robotników wschodnioeuropejskich, to idę o zakład, że największą grupą, która z programu skorzysta, głównie z powodu drastycznego obniżenia wymaganego progu kwalifikacji językowych, będą Azjaci, najpewniej Chińczycy.
To przecież właśnie oni już dzisiaj ściągają tłumnie do kanadyjskich kopalni, tak jak zjeżdżają do zakładów wydobywczych w Mongolii czy na Syberii. Jeśli jeszcze dodatkowo właścicielami tychże przedsiębiorstw będą chińskie firmy państwowe, możemy się spodziewać poważnej ekspansji chińszczyzny. Wygląda na to, że przeciwdziałanie tym tendencjom przypomina zawracanie Jangcy kijem. Demografii nic nie pokona. A Nexen daje precedens.


•••


Nawiasem mówiąc, władze federalne, z jednej strony, zgadzają się na przejęcie prywatnej firmy przez obce państwo, a z drugiej, nie robią nic, by kanadyjską ropę dostarczyć nam do domu. Kanadyjska nafta wciąż jest o kilkadziesiąt procent tańsza niż mogłaby być, a to za sprawą rurociągowego zakorkowania – nie ma jej jak szybko i sprawnie dostarczać ani na południe do rafineryjnego centrum w Teksasie – z powodów ekologicznych padł projekt szerokiej rury – ani na wschód do kanadyjskiego serca gospodarczego w Ontario, ani nawet na zachód ku brzegom Pacyfiku. Kanadyjska nafta mogłaby zaspokajać potrzeby energetyczne Ameryki Północnej – tylko wówczas strategiczne interesy USA w rejonie Bliskiego Wschodu uległyby osłabieniu...


•••


Zamach na Panią Jasnogórską dokonany rzekomo z pobudek religijnych przez przeciwnika "kultu obrazów" powinien skłonić polskich pasterzy do wyjaśnień, bo analfabeci religijni gotowi przyjąć za dobrą monetę, iż rzeczywiście katolicy bałwochwalczo czczą obrazy.
Jasna Góra to serce Polski, fakt,że ktoś chciał w to serce ugodzić, to znak naszych czasów. Kto choć raz był na Jasnej Górze, ten wie, że tam odnajdujemy naszą tożsamość; to tam podskórnie wiemy, po co urodziliśmy się Polakami.
Dlatego jeżdżąc z dziećmi czy wnukami do Polski, nie pomijajmy sanktuarium, bo tam jest oś, wokół której obraca się odwieczna Polska.


•••


Nowy wspaniały świat nadciąga milowymi krokami. Niedługo o odłączeniu aparatury podtrzymującej życie będziemy decydowali nie tylko w przypadku, gdy nastąpiła śmierć mózgu, ale też w przypadku osób, u których – jak to określono – istnieją resztki świadomości. Wszystko wskazuje na to, że te "resztki" będziemy mogli w majestacie prawa zgasić niczym niedopałek papierosa.
Jednym z argumentów na rzecz takiego postępowania jest fakt, że owi chorzy z minimalną świadomością zabierają i wyczerpują cenne środki służby zdrowia, które można by przeznaczyć na przywracanie życia "zdrowszym". Co ja mówię "my będziemy", nie żadni "my", tylko oni – "lekarze". Rodzina nie będzie miała nic do powiedzenia.
Odległa przyszłość? Nie! Sprawa przed kanadyjskim Sądem Najwyższym.


Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 14 grudzień 2012 08:20

Wiadomości z Kanady i Toronto z nr.50/2012

Chińczyk zatrudnia Chińczyków...

Ottawa Minister imigracji Jason Kenney zapewnił, że wprowadzenie przez rząd nowego programu imigracyjnego dla robotników wykwalifikowanych w żaden sposób nie oznacza zielonego światła dla firm zagranicznych do zatrudniania w Kanadzie cudzoziemców. Chodzi głównie o firmy chińskie. 
Przyznał jednak, że "doszło do błędów" w przypadku będącej własnością Chińczyków firmy wydobywczej w Kolumbii Brytyjskiej, która sprowadziła i zatrudnia wyłącznie Chińczyków. Sprawa ta jest obecnie przedmiotem postępowania sądowego z uwagi na skargi zgłoszone przez kanadyjskie związki zawodowe.
W wywiadzie podsumowującym rok, udzielonym CBC – Kenney starał się zmienić wrażenie, że zezwolenie na szybką ścieżką rozpatrywania 3 tys. podań robotników wykwalifikowanych rocznie ma cokolwiek wspólnego z zatwierdzonym przez rząd przejęciem eksploatującej łupki firmy wydobywczej Nexen przez chińskie przedsiębiorstwo państwowe CNOOC.
– Pozwolę sobie tutaj kategorycznie stwierdzić, że jesteśmy całkowicie przeciwni idei zatrudniania zagranicznych pracowników przez obce firmy działające w Kanadzie – powiedział minister Kenney.
– Tu nie chodzi o to, byśmy tworzyli obozy pracy w celu zaspokojenia potrzeb kadrowych, to jest w naszym kraju absolutnie zakazane.
Kenney przyznał, że władze "mogły popełnić błędy", zgadzając się na zatrudnienie 200 Chińczyków w kopalni węgla kamiennego w Tumbler Ridge w Kolumbii Brytyjskiej. Dodał, że trwa obecnie analiza tej sytuacji. Kopalnia jest własnością chińskiej firmy HD Mining International.
Z dokumentów wynika, że jednym z wymogów zatrudnienia była znajomość języka chińskiego. Tego żadni miejscowi robotnicy nie mogli spełnić.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
piątek, 07 grudzień 2012 13:15

Wiadomości z Kanady i Toronto z nr.49/2012

Zlikwidowano siatkę przemytników żywego towaru

Ottawa Policja oraz przedstawiciele straży granicznej rozbili siatkę przemytników ludzi do Kanady i aresztowali 30 osób. Większość zatrzymanych to Cyganie – grupa etniczna, z której pochodzi największa liczba wniosków azylowych w minionych latach.
Minister imigracji Jason Kenney poinformował, że cudzoziemcy, wszyscy pochodzący z jednego obszaru Rumunii, podróżowali do Meksyku, skąd nielegalnie przez zieloną granicę przedostawali się do Kanady, a następnie byli przewożeni przez przejście graniczne Stanstead w Quebecu. Kenney spotkał się w środę z dziennikarzami właśnie na tym przejściu.
– Niestety, od czasu do czasu mamy do czynienia z organizacjami przestępczymi, które usiłują nieuczciwie wykorzystywać nasz system imigracyjny – powiedział Kenney.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie

pQCanada was founded as a state (panstwo) by the act of Confederation in 1867 (formally known as the British North America (BNA) Act, which was passed by the Parliament of Westminster in London) – out of the union of four pre-existent historical regions – Ontario, Quebec, Nova Scotia, and New Brunswick, which became the first four Provinces of Canada. It was also a union of two, long pre-existent historical nations – English (British) Canada and French Canada (Quebec). The Aboriginal peoples were included insofar as they had been traditionally considered to be under the special protection of the Crown.

While Prince Edward Island joined Confederation in 1873 (as a full province), the Western provinces of Manitoba, Alberta, Saskatchewan, and British Columbia entered Confederation in their present borders by 1905. To be precise, Manitoba and the North-West Territories joined Confederation in 1870, British Columbia in 1871, and the provinces of Alberta and Saskatchewan were created in 1905. Newfoundland remained a British Crown Colony (and had also been a self-governing Dominion of the British Empire) until 1949. The thinly-settled far-northern territories of the Yukon and the North-West Territories have remained under direct federal jurisdiction. However, in 1998, the semi-sovereign entity of Nunavut (the Inuit homeland) was created. It received a federal subsidy of $580 million dollars (Canadian) in its first year, and is likely to have to receive similar amounts of federal aid in the future.
Throughout the 1990s and today, some militant Aboriginal activists have pushed towards semi-sovereignty or sovereignty for those areas that had formerly been called the reservations.
The main focus of separatist tendencies in Canada, however, has clearly been the province of Quebec. Lord Durham’s Report in 1840 had warned that the future of Canada might consist of “two nations warring in the bosom of a single state” – and that has largely happened. Until 1896, the powerful Macdonald-Cartier coalition of English-Canadian Conservatives and Quebec “Bleus” kept the country together well. However, in the 1896 federal election, the French-Canadians voted en masse for the federal Liberal Party.
In the Twentieth Century, the French-Canadians have mostly continued to vote for the Liberal Party in federal elections. By combining nearly every seat from Quebec, and a minority of seats from English Canada, the federal Liberal Party has hugely dominated Canadian federal politics. While mostly voting for the Liberal Party federally, at the provincial level in Quebec, the French-Canadians have often supported Quebec-nationalist parties, such the Union Nationale of Maurice Duplessis (who gave Quebec its current, distinctive flag in 1948) – and who represented an ultra-traditionalist, ultra-Catholic outlook.
In the early 1960s, the election of Liberals at the provincial level resulted in the so-called Quiet Revolution, where most of the hold of the Roman Catholic Church on French Quebec was removed. In a time of intellectual ferment and uncertainty, mostly left-wing-inspired anti-Canadian, Quebec-separatist tendencies, acquired some urgency. While mostly disdaining Quebec’s Roman Catholic past, the Quebec activists embraced a form of nationalism expressed mostly in the promotion of the French language, and in the economic struggle against the English who had largely dominated Quebec commercially. As the Quebec nationalists put it: “the social question is the national question.” The movement was galvanized by Charles de Gaulle’s 1967 pronouncement: “Vive le Quebec libre!”
In 1970, a small, violent Quebec separatist faction, the FLQ (which had murdered a Quebec Minister and kidnapped a British diplomat) was suppressed by the declaration of the War Measures Act (martial law) by Canadian Prime Minister Pierre Elliott Trudeau.


Mark  Wegierski


(Partially based on an English-language text that appeared in Polish translation under the title, “Tendencje separatystyczne w Kanadzie.” (Separatist tendencies in Canada) trans. Olaf Swolkien, Nowe Sprawy Polityczne (New Political Affairs) (Wolomin, Poland) no 30 (2004-2005), pp. 77-81.)

Opublikowano w Teksty
piątek, 02 listopad 2012 07:54

Wiadomości z Kanady i Toronto z nr. 44/2012

Usprawnianie imigracji - kolejne kroki

Toronto W przyszłym roku do Kanady przybędzie między 240 a 265 tysięcy imigrantów – tak przedstawił rządowe plany minister imigracji Jason Kenney. 
W ten sposób napływ imigrantów utrzyma się na tym samym poziomie od siedmiu lat. Jest to zarazem najwyższy poziom imigracji w historii Kanady.
Rząd planuje jednak przyjąć mniej imigrantów w ramach programu dla wykwalifikowanych pracowników. Więcej ludzi będzie mogło natomiast zostać w Kanadzie w ramach programu Canada Experience Class (CEC). Jest to program, z którego mogą skorzystać osoby już będące w Kanadzie, np. studenci czy pracownicy czasowi. 
Minister Kenney przyznał, że rząd stawia na ten program, bo ludzie, którzy mają już jakieś doświadczenie w kraju, są w lepszej sytuacji ekonomicznej, lepiej też odnajdują się w społeczeństwie. 
Konserwatyści uzasadniają przedstawione podejście względami ekonomicznymi i wydatkami związanymi z utrzymaniem rodzin i uchodźców. Potrzebne jest więc utrzymanie wzrostu gospodarczego.
Kenney podkreślał, że imigranci mają swój udział w procesie odnawiania siły roboczej i pomagają Kanadzie pozostać krajem konkurencyjnym w skali światowej.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
piątek, 26 październik 2012 15:22

Nazywam się Moroun... mam półtora miliarda...


(i nie życzę sobie drugiego mostu)

wyrzykowskiOgromne kontrowersje wzbudza postawa właściciela mostu (Ambassador Bridge) łączącego Windsor z Detroit. Blisko 90-letni Manuel "Matty" Moroun powiedział, że drugiego mostu nie będzie i nie obchodzą go interesy stanu Michigan, apele przedsiębiorców. Dla kogoś nieznającego historii wydawać się może absurdem, że jeden facet może stanąć okoniem i blokować budowę nowego przejścia nad Detroit River.
Zatem krótka lekcja historii mostu i rodziny bogacza. Jedyny most łączący Detroit z Kanadą zbudowano w latach 1927–1929 za prywatne pieniądze; do roku 1979 most należał do rodziny Bowerów. Nie wnikając w szczegóły, powiedzmy od razu, że M. Moroun w tymże roku stał się właścicielem mostu – kosztowała go ta transakcja 30 mln dolarów. Trudno mi powiedzieć, czy była to astronomiczna suma, tym bardziej że obecnie same opłaty za przejazd dają Morounowi 60 mln rocznie. Do tego prowadzi sklep wolnocłowy i stację benzynową.
Faktem jest, że Moroun zrobił znakomity interes i jako monopolista walczy o utrzymanie monopolu, pojawiają się bowiem informacje, że nowy most może odebrać mu nawet 75 proc. dochodu z opłat za przejazd (czyli do 45 mln dol. rocznie). Zapewne będzie miał większą, że tak powiem, przepustowość, a może i niższe opłaty?

A mówiąc o moście Windsor-Detroit, nie zapominajmy, że jest to najruchliwsze przejście graniczne w Ameryce, dziennie przewozi się towary wartości 500 mln; mówi się też o 10 tys. ciężarówek, które każdego dnia przekraczają most.
I druga część krótkiej historii: dziadek Morouna przeniósł się z Quebecu do River Canard (miejscowość w pobliżu Windsor), później do Comber i, w 1924 r., Windsor. Traf chciał, że nestor rodu kupił dom przy ulicy Huron, naprzeciwko Assumption Church – dodam, najstarszego kościoła w Ontario – w okolicy, którą wyznaczono na miejsce budowy nowego mostu. Nie wiem, jakie to były pieniądze, ale ojciec Manuela, Towfiq, przeniósł się w roku 1927 do Detroit; część rodziny pozostała po kanadyjskiej stronie granicy i nie odgrywa żadnej roli w naszej opowieści.
Tawfiq Moroun kupił stację benzynową, później przejął firmę transportową (przejął za nieoddaną pożyczkę), nawiązał bliski kontakt ze sławnym szefem związkowym, Jimmy Hoffą, jednym słowem Moroun odpowiadał za transport General Motors. Oczywiście można byłoby w tym miejscu popuścić wodze fantazji, wiadomo bowiem, że Hoffa, stojący na czele Teamster, miał bliskie kontakty z mafią (i przez mafię został zamordowany, dodajmy, że ciała policja szuka po dziś dzień, np. ostatnio rozkopano cementowy podjazd przed domem, gdzie – zgodnie z donosem – Hoffa miał być zakopany).
Ale nie umiem zmyślać ad hoc nieprawdopodobnych historii.


moroun idzie do pakiManuel Moroun ukończył katolicki uniwersytet i wszedł w rodzinny biznes, na tyle skutecznie, że dziś szacuje się, iż zgromadził minimum 1,5 miliarda dolarów (po "amerykańsku" półtora biliona).
Jak wspomniałem wcześniej, od roku 1979 jest właścicielem mostu, monopolistą strzegącym swego interesu. Nie dziwię się, że pilnuje swojej gąski znoszącej mu złote jaja, ale z drugiej strony, musimy pamiętać, że nie jest łatwo przejechać most, że korki są na porządku dziennym, a tak w ogóle to śmiech na sali, aby w tak newralgicznym punkcie był tylko jeden most! Drugi most znajduje się w Sarni, łączy Kanadę z Port Huron i część ciężarówek, jadących od Toronto w stronę amerykańskiej granicy, rzeczywiście odbija od autostrady "401" i wybiera "402". Tyle tylko, że później trzeba dołożyć około 100 km z Port Huron do Detroit.
Oficjalnie M. Moroun przymierza się do budowy dodatkowego przęsła, które poszerzy Ambassador Bridge; kupowano domy, działki, pokazując, że wszystko zmierza w tym kierunku. Niby coś robiono, ale chyba na takiej zasadzie, że innym odbierano chęć na podjęcie tematu "nowy most".
Po amerykańskiej stronie, w ramach The Gateway Project, wyłożono miliony dolarów na rozbudowanie połączeń autostrad I-75 i I-96 z mostem, ale Moroun miał inne plany, na domiar złego coś budował, ale nie na swoim terenie. Kiedy okazało się, że Moroun ma w nosie umowy i polecenia sądu – w styczniu 2012 r. został odesłany do... więzienia! Moroun, i jego prawa ręka, Dan Stamper, spędzili za kratkami noc. Szum był ogromny, jego adwokaci stawali na głowie, ale nie udało im się miliardera uchronić przed odsiadką.
Można się śmiać z tej jednej nocy za murami kicia, ale był to również sygnał, że zmienia się klimat polityczny, było to ostrzeżenie, że jego pieniądze, ogromne pieniądze, są słabsze w starciu z prawem.
Symboliczna odsiadka, ale Moroun musiał to odczuć jako bolesny policzek; a może... tylko mi się tak zdaje? Niemniej jednak walka o nowy most to gotowy materiał na film o tym, jak człowiek posiadający kasę potrafi kupić polityków, media (poprzez płatne ogłoszenia, wszak pecunia non olet), jak opłaca ludzi, którzy w krótkim czasie są w stanie zebrać 600 tys. podpisów.


Już wyjaśniam, w Stanach Zjednoczonych – a czego nie mamy w Kanadzie – w czasie wyborów, w każdym stanie, dołączane są różne propozycje do rozważenia przez wyborców. Wybierając polityków, podejmują też ważne, lokalne decyzje.
Moroun "kupił" polityków, nie żałując dotacji na ich kampanie; robił to on, jego rodzina i inni ludzie z nim powiązani.
Ale dziarski dziadek poszedł dalej, dzięki owym 600 tys. podpisów wprowadził na listy wyborcze dwie propozycje: nie zbuduje się w Michigan mostu bez zgody podatników, nie podniesie się podatków bez ich zgody. Tak, 6 listopada wyborcy w Michigan podejmą decyzje w tych sprawach. Zanim jednak dojdzie do wyborów, miliony dolarów zasilą stacje telewizyjne, stacje radiowe – odbywa się pranie mózgów, sam wielokrotnie słyszałem, jak mieszkańców Michigan straszy się np. kanadyjskimi śmieciami, które dopiero teraz, po nowym moście, będą napływać do stanu. Trzeba przyznać, że umiejętnie miesza się prawdę i kłamstwo: prawdą jest, że był czas, iż z Toronto każdego dnia wyruszały ciężarówki i wiozły śmieci do Michigan – 400 km w jedną stronę. Inny zarzut, że budowa mostu pociągnie ogromne koszty, a przecież Michigan ma tyle problemów, tyle potrzeb... stal sprowadzą z Chin, a przecież w USA mamy stalownie... Nie chcę powtarzać tych płatnych ogłoszeń, które mijają się z prawdą, ale w ludzkich głowach powodują zamieszanie. Podsumowując: Moroun wydał na swoją kampanię około 10 mln dol. i nikt nie jest w stanie wyłożyć podobnej sumy na przeciwstawienie się, na wyjaśnianie przekłamań. Są grupy, organizacje, które popierają budowę nowego przejścia, ale na każde 100 dol. wydanych przez Morouna są w stanie wysupłać... dolara!


Nowy most ma kosztować około miliarda, jeżeli doliczy się nowe rozjazdy, dojazdy, czyli całą infrastrukturę, będzie to około 2,5 mld dol. Ale powracając do mostu, trzeba pamiętać, że kasę wykłada... Kanada! 500 milionów za swoją część i 500 jako pożyczkę dla strony amerykańskiej. Pożyczka będzie spłacana przez następne 50 lat z opłat za przejazd, czyli praktycznie rzecz biorąc, michigański podatnik nie zapłaci grosza za most. Niemniej jednak płatne ogłoszenia wmawiają Amerykanom, że trzeba będzie się zrzucić na coś, co jest zupełnie niepotrzebne.
Ostatnio, bodaj 22 października, Dan Stamper, prezes International Bridge Company, firmy będącej własnością Morouna, zapewnił, że pan Moroun zbuduje nowoczesne przęsło przy istniejącym moście, ale dopiero wtedy, kiedy rzeczywiście będą takie potrzeby; obecnie istniejący most zupełnie wystarczy.


Ale pytanie o nowy most ma jeszcze inne, bardzo poważne odniesienie. Oto po kanadyjskiej stronie, kosztem 1,4 miliarda dol., buduje się nowe połączenie autostrady "401" z... ano właśnie, z czym? Jeżeli nie powstanie nowy most, to trzeba będzie – za dodatkowe pieniądze – budować połączenia z Huron Church, czyli ulicą prowadzącą do obecnego Ambassador Bridge. W Windsor śmiano się już, że będzie to najdroższa droga prowadząca donikąd...


Roboty są już bardzo zaawansowane, ale w miejscu, gdzie ma być nowy most, są tylko krzaki, jelenie i rosnące pogłowie skunksów. Te ostatnie, zgodnie z lokalnym prawem, można łapać w mieście, ale wypuszczać na wolność. Byłem świadkiem, jak gość podjechał i wypuścił śmierdziela. Dodam, że po kanadyjskiej stronie, czyli w okolicy Brighton Beach, po wyburzonych domach nie ma śladu, a rosnące krzewy i chwasty stanowią znakomitą kryjówkę dla zwierząt. I bezpańskich kotów, które wyrzucają właściciele.
Jak się ta historia zakończy? Pamiętajmy, że w czerwcu gubernator Michigan, Ryck Snyder, podpisał z kanadyjskim ministrem umowę w sprawie budowy mostu. Na tę uroczystość przybył nawet premier Harper, podkreślając, że dla jego rządu jest to najważniejsza inwestycja. Stanowisko gubernatora zasługuje na uznanie, ostatecznie przeciwstawił się wielu politykom, siedzącym w kieszeni bogacza i tak działającym, aby mostu nie było.


Można powiedzieć, że wolny rynek, ale też nie zapominajmy, że oprócz prywatnego interesu M. Morouna jest także nasz interes, w tym mój, sprowadzający się chociażby do tego, że chcę do Michigan wjeżdżać bez problemów, stania na granicy i tracenia czasu. Czy nowe przejście rozwiąże wszystkie kłopoty komunikacyjne? Na pewno nie, wystarczy po amerykańskiej stronie jeden, drugi celnik i przysłowiowa d... zimna.
A gdzie, a po co, a z kim i dlaczego... a wyjmij kluczyk ze stacyjki i daj mi... a wyjdę i zajrzę do bagażnika... Ludzie! Czasem można dostać gorączki, ale zasada jest jedna. Odpowiadamy tak lub nie, nie ma miejsca na komentarz i nawet najgłupsze pytanie trzeba traktować poważnie...
Może jeszcze jedna ciekawostka związana raczej bardziej z wyborami w USA niż mostem, ale ze względu na osobę Morouna nawiązująca do mostu. Otóż Don King, szef UAW, a więc związków zawodowych skupiających pracowników Big 3, poparł Morouna w zamian za kasę... poprzemy twoje propozycje, ale ty pomożesz nam przeforsować – propozycja nr 6 – nasze plany. Nie wiem, czy propozycja związkowców w Michigan, bo to nie tylko UAW, sprowadza się li tylko do wzmocnienia ich pozycji, ale jedna z radiowych informacji przekonuje, że przyjęcie tej propozycji to np. w szkolnictwie pięć ostrzeżeń dla nauczyciela, który przychodzi do pracy pijany... po piątym ostrzeżeniu będzie można pijaka popędzić w przysłowiowe krzaki. Co prawda, po rozmowie z szefem CAW, a więc kanadyjskich związków skupiających pracowników Big 3, King oficjalnie wycofał się z poparcia Morouna, ale sygnał został wysłany.


Odejdźmy od wielkiej polityki, czyli małych – chociaż wymiernych w milionach dolarów – interesików M. Morouna. Warto przypomnieć w kontekście dyskusji o nowym moście, że projektantem mostu w Windsor (ale i Blue Bridge Sarnia-Port Huron) był Polak, Rudolf Modrzejewski (1861 Bochnia – 1940 Los Angeles), wybitny budowniczy mostów, nauczyciel, polski patriota. Na przykład sławny Golden Gate w San Francisco zbudował jego uczeń, Joseph B. Strauss, Modrzejewski był bowiem pionierem w budowie mostów wiszących.
Mógłbym przytoczyć listę jego osiągnięć (np. w Kanadzie Quebec Railway z 1917 r. i Blue Water Bridge w Sarni), ale przypomnę coś innego, a moim zdaniem bardzo ważnego, coś co mu napisała matka, sławna aktorka Helena Modrzejewska. Rudolf studiował w paryskiej Ecole des Ponts et Chausses; ukończył akademię w 1885 r. H. Modrzejewska w jednym z listów prosiła syna: "Chciałabym bardzo mocno, żebyś podobnie jak Mamuś Twoja, w skromnym naszym zakresie wszędzie, gdzie pracujesz i działasz na świecie, uczył obcokrajowców wymawiania polskiego imienia z szacunkiem".


Po tej stronie oceanu nasz znakomity inżynier znany jest jako Ralph Modjeski. I jeszcze jeden "polski kwiatek", o którym warto pamiętać, jadąc do Windsor bądź Detroit. Jest to informacja skierowana zwłaszcza do tych, którzy odwiedzają Windsor. Otóż w bezpośrednim sąsiedztwie mostu, oczywiście po kanadyjskiej stronie, znajduje się park rzeźb: na odcinku kilku kilometrów, wzdłuż rzeki, umieszczono liczne rzeźby, instalacje. Jest np. armata przywieziona z Rosji po zakończeniu wojny krymskiej, jest "Anne" Leo Mola – czyli golusieńka pani na podobieństwo kopenhaskiej Syrenki: nie ma ogona, ale jest na słupie w wodzie.

I jest lubelski koziołek, dar miasta Lublina. Przypomnę, że Windsor i Lublin to miasta bliźniacze, stąd to dzieło w "mieście róż".
Czy będą górą pieniądze Morouna, czy wyborcy w Michigan pokierują się rozsądkiem – przekonamy się wkrótce. I czy nasz kanadyjski superprojekt drogowy nie zakończy się w krzakach Brighton Beach...


Leszek Wyrzykowski
Windsor

Opublikowano w Teksty
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.